Markiz de Szatie | Wellentag, popołudnie, karczmy w Porcie Wyrzutków
Nie doceniał chłopaka, musiał to przyznać. Sam nie był zbytnio wprawny w gadce i nie wzbudzał zaufania u postronnych. W jego obecności nie kwapili się do zwierzeń, żartów i plotek. Na szczęście Thomas, ze swoją osobowością i karczemnym obyciem, bez problemu nawiązywał relacje. Z naturalną lekkością trafiał tam, gdzie toporne oblicze i pewna zimna powolność Eisena, była tylko balastem. Jednak w niektórych sytuacjach oraz miejscach doświadczenie i wykonywana profesja Carstena przydały się, by schłodzić natarczywe zapędy i podniety marynarzy, obficie podlane pijackim animuszem. Ostatecznie nie żałował, że wziął młodzika ze sobą, zyskał dzięki temu cenne wieści. - Dobra robota. - pochwalił chłopca. - Biegły jesteś w gadce i wiesz, jak ćwierkać. - wyraził swe uznanie. - W Imperium miałbyś zadatki na klerka czy żaka. Szkoda cię na tutejsze rajfurzenie. Powinieneś rozejrzeć się za jakimś protektorem, choćby z tej szlachty, co gromadnie przybywa tu ostatnimi czasy. Pasowałbyś z tą swoją gładkością i wdziękiem. - zaśmiał się i Thomas zanotował, że nie pamięta chwili, kiedy słyszał śmiech zazwyczaj ponurego mężczyzny. - No, ale dalej już nie ma co zbytnio wścibiać nosa. - rzekł poważnie. - Odpuszczam tę sprawę i tobie też radzę młokosie. Do zobaczenia na targu.
Jakieś przeczucie mówiło mu, że dzieciak nie posłucha sugestii i może wpakować się w kłopoty. Wellentag, wieczór, zamtuz "Czerwona Świeca"
Ochroniarz stal naprzeciw kobiety i choć wyraźnie górował nad nią postawą, nie było wątpliwości, kto w tym pokoju zarządza i z jakiej pozycji. - Mam swoje powody, obowiązki wykonywałem sumiennie. - rzekł spokojnie. - Moja obecność w Lustrii ma inne podłoże. Sprawy, o których nie będę mówił, lecz całkowicie zajmujące moje serce i umysł. - lekko ściśnięte usta, znamionowały, że w środku targają nim emocje. - Dziękuje ci pani za to, żeś zawsze traktowała mnie nad wyraz uczciwie. Zadbam o to, by mój następca nie zawiódł twoich oczekiwań. - Nie wiem, czy przygotowania do wyprawy pozwolą mi właściwie zadbać o rzecz, którą mi zleciłaś. Na dowód mej lojalności do ciebie, pani Eliane, przekażę jednak to, czego w sekrecie udało mi się dowiedzieć i co może wydatnie wpłynąć na twą decyzję odnośnie Amazonki. Możesz też liczyć na moją ochronę podczas dnia targowego, bez kosztów, honorowo. - zgarbił się lekko, oddając jej sakiewkę.
Carsten dyskretnie opowiedział o wynikach śledztwa. Kobieta zamyślona patrzyła na wodę, pluskającą w fontannie, a jej oblicze zdradzało zaciekawienie połączone z napływającymi wątpliwościami... Aubentag, późny ranek, siedziba Carstena
Jadł w spokoju, Elke i Lothara traktował jak rodzinę. Bardzo pomogli mu w przetrwaniu trudnych chwil. A kiedy potrzebował rozmowy i towarzystwa, cierpliwie wysłuchiwali zwierzeń. Chociaż i w tych Carsten był nadzwyczaj powściągliwy. Z najtrudniejszymi rozterkami zawsze zmagał się samotnie.
Dziś jednak, kiedy został sam na sam ze swoim towarzyszem, jeszcze z czasów służby w przeklętej Sylvanii był bardziej rozgadany, niż zwykle. - Rozmówię się z tym Riverą, jeszcze dziś. - oznajmił pozornie lekko, ale czuć było ukrytą powagę. - Potrzebuję kogoś, kto zadba o ochronę. Podczas mojej nieobecności przejmiesz moje obowiązki. Pani Eliane się zgodziła, nie zawiedź mojego zaufania, nie pozwól, bym stracił renomę. Eliane to wymagająca szefowa, ale uczciwa kobieta. Poradzisz sobie. - wlał w serce przyjaciela nieco otuchy. - Gdybym nie wrócił... - zamyślił się, a wzrok miał nieruchomy jak głaz. - Instrukcję zostawię ci w liście, taki mój testament.. Wiesz dla kogo to wszystko, prawda? - głos nabrał znamion łagodności. - Przed powrotem do Imperium poszukasz pomocy u mistrza z wieży, jest jeszcze nadzieja...
Mimo wypowiadanych słów Lothar przez chwilę dojrzał bezradność krzepkiego ochroniarza. Były to bardzo rzadkie momenty okazywania słabości i zwątpienia. Wszystko trwało kilka uderzeń serca. - Muszę uzupełnić ekwipunek, sporządzę ci listę. Jutro na targu sam mogę nie mieć na to czasu, obiecałem służyć ochroną Eliane, ostatni raz...
Miał już odchodzić, kiedy zrobił gest, jakby o czymś sobie przypomniał. - A.. mam prośbę, poślij po Cissero, niech ustali, w której gospodzie będzie dziś urzędował kapitan Rivera. Ja mam jeszcze coś do załatwienia...
Pewna myśl uparcie nie dawała mu spokoju, po latach intuicyjnie nauczył się wyczuwać takie bodźce. Dla pewności i spokoju sumienia, postanowił to sprawdzić.
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 11-01-2021 o 22:28.
Powód: poprawki
|