Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2021, 22:04   #11
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Oba auta stały już tyłami do siebie, pomocnik Earla dał Lucasowi kanister z paliwem jako zapłatę… gdy prosto na Orianę ruszył Cleetus. Łapy miał nieco wyciągnięte przed siebie, by pokazać, iż nie ma w nich nic podejrzanego.
- Przyszymiomi aćka. Byszrzy dy tyrzsza? - Odezwał się do nastolatki okropnym bełkoto-dialektem, który nie było sposób zrozumieć, a zatrzymał jakieś dwa metry przed lekarką. Nie tylko ona z leksza zbaraniała… kumple Cleetusa też, ale po chwili i obaj zarechotali. O co kurwa chodziło?

Medyczka zamrugała, zamykając buzię, bo nie wypadało jej trzymać otwartej. Wzrokiem skakała od obcych mężczyzn do Lucasa i dalej, ku reszcie znajomków tego pierwszego.
- Pan wybaczy - odezwała się, zmieniając wyraz twarzy z zaskoczenia na uprzejmy uśmiech - Niestety nie rozumiem, czy mógłby pan powtórzyć raz jeszcze i odrobinę wyraźniej, jeśli to nie problem?
- By-szy-rzy dy ty-rzrzrz-sza? - Wycharczał Cleetus, a jego kumple znowu umierali ze śmiechu, ten więc na nich spojrzał, po czym ich zjebał "po swojemu" podobnym bełkotem, i minimalnie się uspokoili, choć nadal po cichu się podśmiewali.
Oriana chwyciła szansę, odwracając głowę w kierunku rednecków.
- Panowie się znają i rozumieją. Czy mogę prosić o drobną pomoc z tłumaczeniem? - podniesionym głosem zwróciła się do kumpli Cleetusa.
- Przypominasz mu córkę. Chętnie by cię bzyknął - Powiedział jeden z nich, powstrzymując śmiech - Handelek wymienny proponuje.
- Wy-pie-rda-laj - wycedziła grzecznie i bez krzyku Klara, wstępując pomiędzy Orianę a człowieka, który potencjalnie chciałby ją bzyknąć. Chociaż jej nerwy, właśnie pięły się ku wyżynom. Mierzyła go ostrym spojrzeniem.
Lucas stanął obok Klary w całości zasłaniając Orianę. Lewą ręką trzymał delikatnie dłoń dziewczyny za jego plecami w prawej demonstracyjnie trzymał spluwę. Wiedział, że dziwak odpala ich wieśniackie gadki. Należało jednak wyraźnie na to odpowiedzieć.
- Powiedzcie naszemu bełkotkowi, że ceną za następny krok skoro o targach mowa. Będzie kulka w jego nadgorliwego ptaszka. - spojrzał z ukosa na Cleetusa wyraźnie pokazując, że nie jest to dla grupy temat do żartów.
James uśmiechnął się lekko. Sytuacja była zabawna i ciekaw był, jak sobie Oriana poradzi. Ale, oczywiście, wpieprzyli się obrońcy wdów i sierot. I zrobiło się nieprzyjemnie. Niektórzy zdecydowanie nie mieli wyczucia...
Przez twarz lekarki przemknął grymas zakłopotania. Niby słyszała plotki o tym, że poza Pensylwanią kwestia kazirodztwa jest niby popularna, jednak zetknięcie się z nią na żywo, nawet w formie słownej, nie było czymś przyjemnym. Nie wyobrażała sobie jak można spółkować z własnym ojcem. Wzdrygnęła się.
-Proszę...ekhm - odrzchąknęła, z ulgą i wdzięcznością patrząc na plecy Klary i Lucasa - Proszę nie chować urazy, ale deal z krową będzie wystarczający. Głębsze zapoznanie sobie darujemy - zwróciła się do obcych, zza bezpiecznej zasłony.
- Dziękuję - dorzuciła szeptem.

- Dlaczego wy kurwa macie broń w łapach?? - Warknął nagle Earl - Grozicie mojemu bratu? On głupio gada, no i chuj, ale ja tu już widzę trzy gnaty w waszych łapach, nie przesadzacie czasem?? - Earl aż zrobił się czerwony na gębie… a jego słowa zwróciły uwagę pozostałych rednecków z jego ekipy. Już się tak nie uśmiechali, już nie byli tacy weseli. Jeden czy drugi również sięgnął łapą za pazuchę, czy i za własne plecy.

A Cleetus coś znowu popluł się po swojemu, tym razem prosto do Klary, Oriany i Lucasa, po czym całej trójce pokazał fakalca lewą dłonią… prawą kładąc na rękojeści Magnum wetkniętego za pasek spodni na brzuchu.

- No to żeście kurwa narobili… - Mruknął pod nosem Bob, choć w sumie to nie było wiadomo, do kogo on to gadał.

- Twój braciszek, chciał wyruchać nam Orianę jakby była kawałkiem mięsa na sprzedaż. To jest kurwa ciężka obelga. Gdybyśmy mu grozili na poważnie, gnata miałby już w dupie leżąc na ziemi a srałby śrutem przez tydzień. Więc on głupio gada a my zdecydowanie odpowiadamy, że nam się to nie podoba. Niech spierdala do auta albo zaraz zrobi się dym. Krowa jest cała... Wywiązaliśmy się i nie damy się tu kurwa obrażać. - Lucasowi oczy aż błyszczały z wkurwienia. Nie obchodziło go czy wieśniacy potrafią się zachować czy nie. Zagotował się od razu co praktycznie mu się nie zdarzało.
- Palant - powiedział James. - Taki z ciebie negocjator, jak z koziej dupy trąba.
- Krowa jest cała, dostaliśmy zapłatę. Teraz wszyscy wsiądziemy do auta i oddalimy się stąd - zaproponowała Klara, próbując łagodzić a nie zaostrzać sytuację. Przy okazji rzucając spojrzeniem z błyskawicami w oczach na Jamesa, wewnętrzna kłótnia w tej chwili była zdecydowanie zbędna. Jak skakać sobie do gardeł, to bez towarzystwa osób trzecich.
Lucas spójrzał na Jamesa jak na odpad. Wbijanie klina w grupę było głupotą czystej wody. Nie powiedział jednak do niego ani słowa.
- Lukas? James? Auto i spadamy, misja wypełniona - powtórzyła się Klara. Miała nadzieję, że żaden z nich nie doleje oliwy do ognia i na wymianie spojrzeń się skończy.
Przyczyna całego zamieszania stała wrośnięta w ziemię, mrugając w niedowierzaniu, jakby do jej świadomości nie chciał się przebić fakt, że ktoś w ogóle mógł sobie zawracać głowę jej komfortem psychicznym. Statystycznie ludzie zachowywali się jak James: mieli to gdzieś, a pewnie chętnie się przyglądali cudzemu dyskomfortowi… ale nie Klara. I nie Lucas.
-To nic, nie warto… ale dziękuję. - powiedziała cicho, kładąc dłoń na ramieniu cwaniaka i wbrew sytuacji się uśmiechnęła ciepło - Auto brzmi dobrze, nie ma… nie są warci aby się nimi denerwować.

- Posłuchaj no "Gładki, za chwilę nie będziesz już taki "G… - W oknie Mustanga, do gęby Earla, dołączył niespodziewanie i obrzyn, skierowany prosto w twarz Lucasa.

Ale wtedy też, stało się coś, czego nie spodziewał się nikt.

Harley Boba został odpalony. Bob był jednak od niego oddalony o dobre 7 kroków, no i miał po drodze i jednego z rednecków. Jakiś obcy buc, kompletnie nie powiązany z żadną z pyszczących do siebie właśnie grupek, wskoczył na motor, i odpalił go bez tkwiącego tam kluczyka!

- Kuuuu…!! - Wydarł gębę Bob, wśród ryku silnika własnej maszyny, a koleś o lepkich łapkach dał po gazie, i wystrzelił na motorze do przodu.
- Złodzieeej!! - Darł się dalej Bob.

Grupka Earl-Cleetus-reszta redneców byli równie zaskoczeni, co ekipa z Woodbury. Nikt jednak nie strzelał, nikt nie próbował złodzieja capnąć za kołnierz. Stali od niego za daleko, a oprócz tego, niecelny strzał mógł trafić przypadkowych gapiów całego zajścia. A wtedy z miejscowych-chyba-wam-zrobimy-kuku, z całą pewnością byłby wkurwiony-na-maksa-tłum-miejscowych-co-będą-linczować.

- Ja go znam! Ja go znam! Ma kurtkę "Czerwonych Smoków"! - Wydarł się Earl, gdy złodziejaszek ruszył na pełnym gazie.

- Lucas, schowaj tę pukawkę! - rzucił James, po bardzo krótkiej chwili straconej na zastanawianie się, czy strzelać do złodzieja. - Bob, Lucas, pomóżcie przy krowie i jedziemy za złodziejem - dodał.
Przewiesił sztucer przez ramię i ruszył w stronę Earla.
- Jaja mu urwę! - Wściekał się Bob, po czym puszczając naprawdę mocną wiązankę pod nosem, zabrał się za "przepakowywanie" krowy.
- Czerwone Smoki? Co o nich wiesz? - zapytała Earla Klara. Miała co prawda ochotę biec do auta i w pędy jechać za złodziejem, ale mućka była nie przeprowadzona, więc ten moment zwłoki warto było wykorzystać na zdobycie informacji.
- Banda patałachów, co to tylko patrzą gdzie co, albo komu, zajebać. Ogólnie frajerzy… - Earl schował z widoku obrzyna - Jest ich ledwie może sześciu czy jakoś tak, nikt się nie pcha w ich szeregi.. No bo frajerzy no.
- Gdzie ich znaleźć, gdzie można najczęściej spotkać? - kontynuowała czerwonowłosa, jeszcze mało usatysfakcjonowana z odpowiedzi.
- Pewnie spierdolił do ich dziupli, żeby się reszcie pochwalić łupem? Siedzą w takiej tam ruderze "FiftyForward", to były kiedyś chyba jakieś mieszkania dla staruszków? Blisko dawnego toru wyścigowego... stąd autem to będzie ledwie 10 minut, no może kwadrans - Powiedział jeszcze Earl.
- Czyli nikt nie będzie po nich płakać - raczej stwierdził niż spytał James. - Dzięki. - Wyciągnął rękę do Earla.
Lucas również schował broń z widoku. Cała zamieszanie wydawało się kończyć ich wcześniejszy spór. Jeśli nie zdążą jeszcze do niego wrócić.
-Załatwmy ich w takim razie. Okolice będzie spokojniejsza. - podsumował i czekał na przeładowanie krowy. Po pięciu minutach sprawa była załatwiona, i można było już rozstać się z redneckami, a ruszyć za cholernym złodziejem. Bob wtarabanił się więc na tylne siedzenie, cały czas złorzecząc pod nosem, co on to temu kutasowi zrobi…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline