Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2021, 21:23   #53
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sven nie widział nawet Bombastusa, gdy rozpoczął swój szaleńczy bieg. Nie słyszał również jego przemowy, bo i nie słuchał.

~Iść na śmierć głupota. Pozostawić potomstwo na śmierć też głupota.~ przeszło przez myśl Svenowi i już wstawał ze swojej kryjówki, gdy nagle potężny ryk dobywający się z centrum lasu ogłosił światu kontynuację bitwy, której nikt już nawet nie pamiętał. Ryk zagłuszył dziwaczne świszczenie, ale nic nie osłoniło cieni przesuwających się z dużą prędkością w kierunku klasztoru. Pierwsze uderzenie nastąpiło już w momencie rozpoczęcia biegu Svena, a po pierwszym rozpoczęła się kawalkada. Spadających drzew.

Sven był za bardzo napompowany adrenaliną, aby zdać sobie sprawę w jak wielkie gówno wdepnął. Biegł ile sił w nogach licząc, że dobiegnie do prowizorycznej szubienicy i przewróci ją ratując przy okazji wszystkim życie. I może... może jakoś to przeżyje, a nie tylko będzie kolejnym dyndającym ciałem jak naprawią konstrukcję. A może jakieś bełty polecą w jego stronę? Nie. Nie myślał nad niczym innym jak tylko dobiec i zniszczyć ten lichy płotek. Wbrew wcześniejszym obawom nie było żadnego kusznika w zasięgu wzroku. Było natomiast ośmiu siepaczy, z których żaden nie miał broni dystansowej, a ponadto sześciu z nich zbytnio obserwowało przybierający na sile opad drzew, aby nawet zwrócić uwagę na Svena.

Wydawać mogłoby się starożytne kamienie klasztoru zaczęły emanować fioletową energią, gdy drzewa spróbowały zapuścić korzenie i gałęzie w szparach ścian i dachu. Kilka z nich spadło i na dziedziniec, a ich uderzenia były na tyle potężne, że prowizoryczna szubienica rozpadła się zanim jeszcze Sven do niej dobiegł. Krzyki siepaczy powoli do niego docierały, gdy ogłuszający ryk w końcu zamilkł, a ostatnie drzewa spadły na klasztor. Niczym pasożyty przykleiły się do murów... jakby nieruchome robale, z których wypełzają gałęzie i korzenie. Trójka siepaczy, jeden niedoszły wisielec dorosły i dwójka dzieci (na szczęście nie Svena) nie miała szczęścia, gdy zbytnio zbliżyli się do drzew i te natychmiast poprzebijały ich... następnie wtłaczając w nich jakąś zgniłą zieloną substancję, aż z ich oczu, ust, nosa, uszu i odbytów wylała się. Szybko zaczęli przepoczwarzać się w coś nieludzkiego, a Sven myślał tylko o jednym: uwolnić wszystkich i uciec...

W tym czasie nastąpił błysk fioletowej energii i dwa drzewa zleciały z muru niemalże zabijając wszystkich przy szubienicy. Zrzucone drzewa nie wydzielały żadnej zielonej substancji, a ich konary były martwe tak jak normalnie to jest przy ścięciu drzewa. Nie do końca przepoczwarzeni, zainfekowani niedoszli wisielcy zaskrzeczeli, a dwójka z nich zaczęła dymić. Trzeci - dorosły - odskoczył od murów na drzewo z zieloną wydzieliną. Błyskawicznie zaczął owijać się jakimś zielonym kokonem produkowanym przez drzewo i jego własną wydzielinę.

Sven poznał, że jedyny ratunek to szukać schronienia wewnątrz klasztoru. Choć ten był ewidentnie celem ataku koszmaru z lasu.

Nie wiedział, czy podobnie rozumowali siepacze, ale dwóch z nich zajęło się siekaniem swoich dotychczasowych towarzyszy zmieniających się teraz w coś potwornego, a jeden uciekł do wnętrza porzucając za sobą swoje uzbrojenie. Pozostali stali i rozglądali się wyraźnie przerażeni tym co się stało.

Sven żałował, że nie był cyrkowym akrobatą, bo taki bez problemu ominąłby te spaczone chaosem drzewa. Przynajmniej nie chodziły i tylko leżały, ale wijące się gałęzie i korzenie wyglądały na śmiertelne zagrożenie.
- Klasztor otoczony jest magią. Uciekajmy tam. - powiedział, ale dbał tylko, żeby jego dzieci z nim poszły.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 11-01-2021 o 21:25.
Anonim jest offline