Inari Mura, terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna.
- Nie próbowała spoliczkować ani ściąć za obrazę nikogo, bo mniej jest Lwem a bardziej Osą, więc nie tylko bezradnie ryczeć lecz i użądlić, choć lekko, potrafi – mówiąc zdejmowała z końskiego grzbietu rzeczy, które były najbardziej nieporęczne i chłopakowi mogły przeszkadzać. Dwie sakwy położyła na ziemi zaś długie, wąskie pudło w którym schowane był jej daikyu położyła na swoich kolanach po tym, jak usiadła na niewielkiej drewnianej ławeczce.
– Teraz natomiast dziękuje dobremu losowi, że przyniósł jej możliwość znalezienia się w sytuacji, która żywo przypomina scenę z przedstawienia yarō kabuki. Wdzięczna jest tym bardziej, iż jako prosta kobieta nie przypuszczała nigdy, że podobna rzecz stanie się jej udziałem. Stoi więc przed, przed swym rozmówcą, niczym Dai-lin przed Tsetrungiem – potężnym duchem strzegącym największego ze skarbów, pokornie prosząc, by duch zdradził swe imię i naturę.
Dziewczyna sprawdziła, czy wilgoć nie rozmiękczyła cięciwy i delikatnie przetarła powierzchnię czarno lakowanego łuku miękkim kawałkiem materiału.
- Pewien mądry człowiek powiedział mi kiedyś, bym odwoływała się do kabuki, legend, historii, gdy nie jestem pewna jak powinnam odpowiedzieć. Nie jestem przekonana o trafności tej odpowiedzi – jej palce wystukiwały nieregularny rytm na wieku zamkniętego już pudła. Spojrzała na młodzika z ciekawością. – Przeżyłeś spotkanie z kolcem jadowym jaki większość Skorpionów ma zamiast języka, nie jesteś więc żabką z opowieści… |