Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2021, 13:32   #16
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Poranne przeszkody

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; ranek
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Kompleks Wieży Magów

Friedricha obudziło padające na oczy światło słońca sprawiając, że jego rozwalona na łóżku, odziana niemalże w nic postać skąpana w świetle przypominała… słonecznik. Szczególnie głowa. Pieprzony słonecznik. Sonnenblume.

Usiadł na łóżku i wsparł głowę na splecionych dłoniach myśląc. Było nieźle. Czas był niezły. Uśmiechnął się leniwie i podszedł do stolika sięgając po parę woreczków z ziołami i zaczął kręcić skręta. Tak, może i papier był drogi, ale miał go trochę. Cienki, ale przydatny. Wiedział, że starczy mu go na trochę, więc się nie martwił. Papier był… specjalny. W sumie, gdyby tak się nauczyć jego produkcji…?

Kręcił drugiego blanta gdy drzwi się otworzyły. On, szczupła postać odziana w gacie. W drzwiach służka którą znał dobrze, ale…


Elke widząc go pokryła się pąsem. Była uroczą istotką o złotym sercu. Niewinną, trochę naiwną może. Może dlatego właśnie nie drążył tego tematu, choć gdziekolwiek by się nie udał miał wrażenie, że była w pobliżu go obserwując? Uśmiechnął się leniwie widząc, że niesie pościel i koc.

- Elke… - powiedział łagodnie odkładając składniki używki i ruszył w jej kierunku - ...wiesz, że moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte…

“...nie mają zamka...” dodał w myślach.

- Nie wiedziałam, że jeszcze śpisz… - powiedziała cicho - ...pomyślałam, że zmienię pościel…

- Elke. - powiedział łagodnie i ciepło stając przed nią i wyciągając dłonie by odebrać materiał - Dziękuję.

Muśnięcie dłoni które towarzyszyło przekazaniu sprawiło, że dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Spojrzała na niego błagalnie.

- Mogę…? - zapytała.

Zimmer spojrzał w jej oczy, a trwało to dłuższą chwilę. Westchnął i pokręcił głową.

- Wejdź. - powiedział dając za wygraną i ruszył położyć pościel na łóżku. Obrócił, a ona wciąż stała w drzwiach. Uniósł brew, jakże szybko zainteresowała się doniczkami. Doniczkami które wypełniały cały i tak nie duży pokój.

- Elke? - zapytał przyglądając się jej z lekko rozbawioną ciekawością.

- Mhm..? Ah, tak! - podpowiedziała czerwona na twarzy dziewczyna wchodząc do środka i unikając spotkania ich oczu.

Friedrich sięgnął po koszulę, a następnie po spodnie na krześle i zaczął się ubierać nieśpiesznie. Był czas, a dziewczyna była urocza. Z jakiegoś powodu działała na niego uspokajająco. Czemu? Może dlatego, że była tak słodko niewinna… przynajmniej wiedział, że nic od niego nie chce. On? Nie wiedział, czy chce to zepsuć czy nie.

Zakładał miękkie buty siedząc na krześle kiedy młódka parę lat młodsza od niego skończyła zmieniać pościel i poszewki na sienniku. Teraz rozglądała się z zaciekawieniem po pokoju.

- Co tu rośnie? - zapytała - Co to?

Sonnenblume był bezsilny. Nie chciał jej wypraszać, ale może jeśli zaspokoi trochę jej ciekawości? Zaczął tłumaczyć i opowiadać, ona pytała z tym szczerym, bezinteresownym zainteresowaniem… w międzyczasie skręcił drugiego, potem trzeciego skręta… było miło i swobodnie, a czas uciekał. Ostatecznie pomógł jej zanieść pościel do prania śmiejąc się i uśmiechając.

Prawdę mówiąc stracił rachubę czasu, a kiedy żegnał się z nią przy studni i ruszył zjeść śniadanie czekało go ponure obudzenie z tej drobnej przyjemności życia. Wszystko się zaczęło gdy wkroczył do sali jadalnej zastając ją pustą. Zatem kuchnia…


...tam przyszedł ten moment którego najbardziej się chyba obawiał ze wszystkich. Świadomość, że nie ma czasu. Babcia Gertruda, opiekunka wszelkich służebnych i naczelna stażem pogodna, ale surowa jednocześnie majestatyczna postać siwizny siedziała z kubkiem herbaty ziołowej. Spojrzała na niego zawiedziona.

- Oj Friedrich… - powiedziała matczynym, starczym głosem kręcąc przy tym głową- ...to chyba pierwszy raz kiedy ci się zaspało.

- Babciu… jak bardzo? - zapytał z lekkim przestrachem.

- Trochę piasku się posypało w klepsydrze. Najmłodsi uczniowie powinni już zacząć nauki pisma. - odpowiedziała - ...a mieliśmy takie smaczne bratwurstki i sauerkrautem na zasmażce. Co ci podać kochaniutki?

Młody mag czuł jak mu odchodzą wszystkie kolory z twarzy.

- Babciu Gertrudo, nie kłopocz się! - powiedział szybko wyrywając się z przerażającej myśli, że może być spóźniony… bo i tak był - Szybko coś chwycę i zjem w drodze. Mea culpa, babciu!

No i chwycił upychając w plecak. Parę kiełbas, chleb, jakiś ser… chyba nawet cebula i dwa jabłka się znalazły. Co jeszcze nie patrzał, ale chyba była to lokalna warzywa zwana papryką i marchewka. Jadł w biegu, ale nie był głody. Nie mógł zawieść, ale musiał coś zjeść.

Dostawa i odbiór w Wesołym Kordelasie

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; późny ranek
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Wesoły Kordelas

Podjadłwszy i jeszcze mając trochę w zapasie odsapnął parę dobrych metrów przed Kordelasem, by wejść już na swobodnie jak gdyby nigdy nic. To tylko chwila, powtarzał sobie. Wejdzie, wyjdzie i dalej w trasę…

Lokal był prawie pusty. Paru skacowanych marynarzy, nic nadzwyczajnego i karczmarz do którego ruszył pewnym, ochoczym krokiem.

- Witaj przyjacielu! - oznajmił radośnie zdejmując plecak - Mam coś dobrego dla ciebie. Masz szczęście, naprawdę… tak jak mówiłem...

Barman zmrużył oczy, ale natychmiast mu zapłonęły gdy pojawił się na ladzie sznurek czosnku, oraz sakiewka z rozmarynem, którą natychmiast sprawdził. Wymiana monet uprzejmości.

- Co do popiołu to sprawy mnie naglą, ale może być, że będę odbierał rano, aż do końca tygodnia. Może częściej może rzadziej.

Wychodząc miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda, ale kiedy się obrócił zobaczył tylko cień znikający po schodach na górę. Pewnie mu się wydawało...

Dostawa i odbiór w Przystani Żeglarza

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; późny ranek
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Przystań Żeglarza

Kolejny bieg tym razem do Georgija. Tu wiedział, że będzie musiał zostać na dłużej. Cieszył się, ale i rozkładał bezradnie ręce. Potrzebował wypić szybkie piwo. Zdecydowanie. Tu jednak nie krył się z pośpiechem i jak wpadł do środka to doświadczony kislevczyk uniósł zdziwiony brwi. Tego widoku jeszcze nie widział.

- Jedno szybkie przyjacielu. - oznajmił od drzwi Friedrich niemalże podbiegając truchtem do kontuaru i znów zdejmując plecak, by wydobyć dwie sakiewki kminku, woreczek chrzanu i sakiewkę liścia laurowego. Dorzucił jeszcze cebulę co zachachmęcił z kuchni kolegialnej.

- Zaspałem, blyat. - rzucił popijając piwo. Chiara siedziała przy stolik relaksując się z dziewczynkami co tu pracowały. W sumie nie wnikał, ale miał wrażenie, że bywało, że dzielą jeden pokój… lub łóżko. Ah, słodkie dziewuszki… na jego spojrzenie jego partnerka w cichej zbrodni puściła mu oczko i całuska, by powiedzieć coś cicho swoim koleżankom. Zaczęły plotkować… kobiety...

- No, przekichane, ale tak to już jest. Nie zawsze mamy to co chcemy, ważne co z tym robimy. - powiedział karczmarz kładąc monety na stół i przesuwając je w stronę młodzika - Jakbyś miał więcej wiesz, że wezmę. - dodał z uśmiechem - Będzie khoroshiy sup. Wpadnij.

Friedrich spojrzał lekko zmęczenie i zdezorientowanie na Kusznierewicza i uśmiechnął się pogodnie. Zawsze lubił kislevską kuchnię. Fakt, zupy były cudne. Kto by pomyślał ile taki głupi liść laurowy może.

- Jasne. - odparł i upił solidne łyki piwa - Dzisiaj zwariowany dzień przyjacielu, ale podaj mi popiół co masz, dobrze? Będę odbierał do końca tygodnia, a potem świeży worek?. - zapytał, a Georgij mu pokiwał mówiąc krótkie “da” i poszedł na zaplecze.

Spojrzał na dziewczyny co odpoczywały i przygotowywały się do kolejnej pory pracy z leniwym uśmiechem. Ostatnio zdecydowanie za bardzo skupił się na Chiarze… może Nadia? ...albo Klara?

Spojrzał na Georgija gdy ten wrócił. Spakował worek i wzruszył ramionami.

- Na mnie pora. Jak wyszarpię chwilę to będę. Nie ma mowy bym przegapił sup. - powiedział. Dopił piwo, wstał i ruszył przed siebie pędem. Tym razem do Wieży. Tak kurewsko mało miał czasu!

Spotkanie w locie ze swoim człowiekiem

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; wczesne południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, w drodze między Przystanią Żeglarza, a Wieżą Magów

Wracał więc pośpiesznie w półbiegu do Wieży, aż został przechwycony przez głos Zahariasha. Nadchodził lekko z boku i chyba przyśpieszył widząc jego pośpiech.

- Sonnen… - powiedział prosto będąc już przy nim - ...ten cały Thomas. Nigdzie go nie ma.

Friedrich zagryzł wargę w irytacji i wzruszył ramionami.

- Jakbyś gdzieś go wypatrzył daj mu znać by mnie znalazł, ale nic ponad to by nie zawalić obowiązków w Przystani. Będę w Stary, Przystani, Wieży, albo terenie. Najlepiej nich da znać gdzie go znaleźć.

- Pewne.

Skinęli sobie głową i ruszyli w swoje strony. Czas się kurczył… zdecydowanie za szybko patrząc po słońcu. Chyba jedyna rzecz która czarodzieja przerastała to był właśnie brak czasu. Nie niego nie było co zaradzić.

Dodatkowe komplikacje

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; wczesne południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Dormitoria Wieży Magów

Odsapnął dopiero przy bramie wchodząc już spokojnie do środka. Miał czas. Spokojnie sobie sprawdzi roślinki, nawiezie popiołem. Tak, popiołem, popiół był dobry. Taki był plan gdy mijając stajnie przypałętał się syn jednego ze sług.

- Mistrzu Freeedyczu… - powiedział kręcąc się w miejscu - ...a jak to jest, że gwiazdy migoczą?

Mistrz Friedrich spojrzał na małego i uklęknął przed nim. Ile on miał? Sam nie wiedział. Pięć czy sześć lat? Dla niego nie było czegoś takiego jak różnice statusu. Dla niego każdy magik był Mistrzem. Heh.. pocieszne, ale nie chciał małego zbywać od ręki. Czego był winny?

- Bogowie do nas mrugają, żeby nam przypomnieć jak piekne jest życie i że warto mrugać, bo inaczej oczy się męczą. - odpowiedział łagodnie czarodziej.

- Bogowie się męczą?

- Kiedy bóg schodzi na ziemię, a każdy był choć raz to mruga jak my. Kiedy wrócili tam do góry nawyk im został. Gwiazdy to oczy bogów i ich aniołów.

- Anioły też mrugają?

- Anioły mrugają bo co chwila schodzą na ziemię by nieść posłannictwo bogów.

- Aaaaa…. Jak poznać anioła? Ma skrzydła?

- Anioły wyglądają jak ty i ja. Nigdy nie wiesz czy spotkasz anioła, więc trzeba być miłym dla wszystkich i każdego wysłuchać by nie obrazić bogów.

- Nie możemy obrazić bogów? Dlaczego?

- Bo nas kochają, a my się ich słuchamy. Jeśli nie posłuchamy woli bogów to nas ukarają.

Dzieciak zrobił głupkowatą minę.

- ...ale nas kochają? To czemu nas karzą?

- Dowiesz się jak podrośniesz.

- Aaaaaaaale….. Ja chcę teraz…

Friedrich westchnął i zamyślił się mocno.

- Obrażanie nie jest dobre, bo nas każą, a każą nas bo nas kochają. Poprzez karę pokazują nam, że zrobiliśmy źle byśmy zrozumieli błąd i robili dobrze. Jak tatko i pas prawda? Nie chcemy pasa, dlatego zachowujemy się dobrze.

- To jak być dobrym?

- Być miłym i dzielić się z najbliższymi… - mówił sięgając do plecaka i wyjął jabłko - ...na przykład jabłkiem. Pójdź podziel się z tatą, a bogowie będą szczęśliwi. Tatko jest bliski, prawda?

- Tak! - oznajmił radośnie grzdyl odbierając jabłko i pędząc do pokoi służebnych.

Sonnenblume wstał z przyklęknięcia kręcąc głową na boki z lekkim uśmiechem. Obrócił się i ruszył szybko w kierunku swojego pokoju. Nie było szans na nic. Może tylko uda mu się zrzucić popiół, przepakować plecak i tyle… psiakrew…

Zafrapowany własnymi sprawami nie dostrzegał spojrzeń mimowolnych obserwatorów tego jeszcze wczesnego w porze dnia spotkania.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline