Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2021, 14:22   #252
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Franko runął na Panterę. Ten jednak uderzył zanim ramiona Franko zamknęły się wokół niego. Włochowi aż zadzwoniły zęby, gdyby nie jego piekielna siła i odporność, to cios złamał by mu kark. Ale wytrzymał, nic więcej nie wchodziło w grę. Objął go ramionami by masą cielska powalić go na podłogę. Niestety Pantera ledwo się przesunął wytrzymując impet Franko. Włoch musiał zmienić taktykę, siłowo niewiele wskóra, Pantera prawie dorównywał mu w tym względzie. Zebrał się w sobie by podnieść Panterę i rąbnąć im o podłogę. Ale niestety Pantera owinął nogę wokół nogi Franko blokując ten zamiar.
Dłoń Pantery odnalazła gardło Franko i zacisnęła się jak imadło. Kość gnykowa trzasnęła jak patyk. To już byłby koniec dla żyjącego człowieka. Na szczęście dla Franko, nie był on ani jednym ani drugim. Ta sekunda zmarnowana na nieskuteczny atak pozwoliła Franko odzyskać nadzieję na wygraną. Złapał z nadgarstek trzymającej go za szyje ręki i skręcił.
Pantera wyślizgnął się wężowym ruchem z uścisku olbrzyma jakby tylko na to czekał. Kopnął z półobrotu, siła ciosu rzuciła Franko na ścianę, potężne cielsko rąbnęło w ścianę i opadło na ziemię pozostawiając po sobie obrys w popękanym tynku. Oszołomionemu włochowi zdawało się, że słyszy jakąś głupią rymowankę. Nie dość, że obrywał to jeszcze mu się na słuch rzuciło. Ale nie miał czasu na rozmyślania, ledwo zasłonił głowę przed kopniakiem. Znowu rzuciło go na ścianę, aż mu pociemniało w oczach. Na wpół ślepo rzucił się z krzykiem do przodu rozkładając ramiona. Ręce zamknęły się na powietrzu, poczuł, że o coś zawadza stopą, nie zdołał utrzymać równowagi. Padł na ziemię, chciał się przetoczyć, ale nie dał rady. Spiął się w obie gotując się na cios, ale ten nie nadszedł. Spojrzał w tył, Pantera leżał na ziemi dziwacznie wyprężony, oddychał ciężko, z trudem. Stęknął i zgiął się w pół. Nie wstawał…. to mogła być pułapka…
….ty zdradziecki dziadu
Przylać ci nie mogę
Lecz śpiewem dołożę swojego wkładu
….

Powoli docierał do niego akompaniament.

Zrobiłem 2 tury, pięknie trafiliście obaj z dodatkowym k6 do obrażeń, ale obrażenia zadawaliście minimalne. Raz tylko na koniec Pantera trafił i zszokował Franko.


Tommi ruszył w kierunku sterty materacy jak lawina. Jednym ruchem je odrzucił odsłaniając obu trenerów. Jeden z nich zaatakował. I to całkiem udanie, zmylił chłopaka zwodem i uderzy prosto w krtań. Chrzęstu pękających kości w zetknięciu z pancerzem Tommy nawet nie usłyszał. Złapał go za ramię i wbił mu kamienne ostrze w brzuch.
- Każ im przestać! Niech położą się na ziemi! - wrzasnął prosto w bladą twarz ranionego trenera. Ten coś zastękał, ale to nie usatysfakcjonowało chłopaka. Wyrwał ostrze z brzucha i puścił bezwładnego trenera, doskoczył do drugiego. Podsunął mu pod nos zakrwawione ostrze.
- Czeekaj, za...zatrzymam ich - jąkając się trener pokazał coś jakby krótkofalówkę i wcisnąwszy przycisk powiedział:
- Połóżcie się na ziemi i nie ruszajcie.
Napierający tłum zatrzymał się i każdy z nich tam, gdzie stał tam położył się.

W oczyszczonej nagle sali Tommy zobaczył jak typ w policyjnym mundurze wymyka się właśnie do zewnętrznych korytarzy, tam którędy przyszli.
Sierżant wypadł na zewnątrz i od razu odskoczył za filar. Krótka seria mało go nie ścięła z nóg. Zaryzykował rzut oka w tył, nikt go nie ścigał. Ostatni, których widział padali na ziemię zupełnie bez powodu. Za to tutaj… tu sprawy miały się niezbyt dobrze. Spory oddział komandosów, ale na pewno nie policyjnych, ginął jeden po drugim. Dopiero po chwili zarejestrował co było przyczyną śmierci. Czarna sylwetka, wręcz otoczona mrokiem niknąca na tle mrocznego korytarza, szybko niczym błyskawica dopadała komadosów po kolei, znacząc ściany rozbryzgami krwi. Hełmy i kamizelki nie stanowiły dla tej istoty przeszkody. Cięcia były precyzyjne i zabójcze. Im zajadłej atakowali komandosi tym istota sprawiała wrażenie potężniejszej. Jakby karmiła się cierpieniem swych ofiar.
Franko nie zdążył wstać z kolan, gdy w drzwiach pojawiła się kolejna czarno ubrana sylwetka. Boogeyman, nie wyszedł bez szwanku, ubranie na piesi miał przesiąknięte galaretowatą krwią. Franko zamarł. Za to stojący obok diabeł zaśmiewał się do łez.

Duncan wciąż śpiewał obserwując Panterę czy aby nie udaje. Ale pozwolił sobie na szybkie zerknięcie na Tae. Gdy zobaczył, że jej pierś nie porusza się podczas oddechu zgubił rytm i zamilkł.
 
Mike jest offline