Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2021, 19:07   #457
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca była mokra i zmęczona, jednak wysiliła się na coś w rodzaju uśmiechu na przywitanie. Potem spojrzała na Jakuba i na mężczyzn za plecami kapłanki. Miała dość czasu, żeby zastanowić się dlaczego mężczyzna podążył za nią.
- Z pewnością będzie chciał coś powiedzieć - powiedziała do kapłanki - Mamy takich wrogów, że nie zamierzam robić problemów z sojuszników.
- Nie jesteśmy dla was zagrożeniem - wzruszyła lekko ramionami.
- Nie jesteście - powiedziała z uśmiechem.
- Chodźcie do środka. Wy ludzie zdajecie się tak słabi, że deszcz gotów was rozpuścić.

Po tych słowach grupa zaczęła się śmiać. Najgłośniej jeden korpulentny łysielec. Było w nim coś przerażającego. Nie miał nie tylko włosów. Nie miał też brwi. Ani śladów zarostu. Wyglądał jakoś dziwnie oślizgle na tle kompanów, którzy France przywodzili na myśl wizygotów lub barbarzyńskie plemiona germanii z czasów świetności Cesarstwa Rzymskiego.

Wilkołaki faktycznie ignorowały jakiekolwiek zagrożenie ze strony Francisci czy Jakuba. Bez namysłu odwracały się tyłem. Nie sprawdzali czy ich przeciwnicy mają broń, albo czy pod szatami ukrywają pancerze.

Weszli do karczmy. Było w niej chłodno. W dużym kominku właściciel palił wilgotnym drewnem. Płomień był mały i zduszony, ale cug robił swoje. Stopnowo ogień wzrastał, a gęsty i krztuszący dym wylatywał do komina.

Arendarz stał w progu jednej z izb, najpewniej kuchni. Dzierżył miotłę w dłoni patrząc spode łba zarówno na Nadię i jej grupę, jak i na Frankę i Jakuba. Nie trzeba było być specem od obserwacji, żeby domyślić się, że obłożenie karczmy tego wieczoru było wynegocjowane siłą. Człek najpewniej nie dostał złamanego grosza za przyjęcie pod dach wilkołaków. Co więcej z pewnością kłopotliwi goście pozbyli się innych klientów szynku.

- Jestem tu, by cię chronić pani - powiedział szeptem Jakub zbliżając się do inkwizytorki w męskim odzieniu. Kobieta spojrzała na niego bez zrozumienia, ale uśmiechnęła się delikatnie. W dowód wdzięczności. Jedyny sposób jaki przyszedł jej do głowy, aby Jakub mógł ją bronić to stanąć w gardle i spowodować kłopoty z trawieniem, ale w ten sposób zatrzymałby zaledwie jednego i to raczej nie na długo.

Wilkołaki zajęły długą ławę. Jeden krzyknął:

- Dejże coś dla gości. Widzisz, zmokli. Głodni. Wieprza może?

- Zeżarliście całe mięso. Kasze mogę dać..

- Fuj - oburzył się mężczyzna i przysiadł na ławie.

- Chcecie, tę no… kaszę? - Nadia zadała to pytanie w dziwny sposób. Jakby “kasza” była nowopoznanym słowem.
Na dźwięk słowa “kasza” Francisca przypomniała sobie kaczkę leżącą na stole, ale zaraz przywołała swoje myśli do porządku. Było jej wszystko jedno i była głodna. Właśnie sobie to uświadomiła. Uśmiechnęła się jak zakłopotany swoją obecnością gość i kiwnęła głową.

- Dziękuję.

- Wy ludzie zasługujecie na śmierć. Wszyscy. Zatruwacie ziemię swoją obecnością - odezwał się jeden z meżczyzn.
- Morda w kubeł - powiedziała Nadia uderzając otwartą dłonią w ławę, a mężczyzna zdawał się skulić w sobie.
- Znasz nasze plany. Wykonamy je też bez waszej pomocy. Wy tylko nie wchodźcie nam w drogę.

Po chwili na stole wylądowała kasza. Dwie porcje. Jedna przed Franciszką, druga przed Jakubem.

- Nikt więcej nie musi kończyć jak ten w czerwonym płaszczu.

Francisca złapała łyżkę i zjadła odrobinę.
- Nawet dobre - przyznała z pewnym zadowoleniem - ale głód poprawia smak potraw.
Odłożyła łyżkę i spojrzała na uciszonego mężczyznę, a potem na Nadię.
- Wszyscy umrzemy. Ja raczej szybciej niż wy, chyba, że chcecie się mierzyć z kimś kogo nie znacie - sięgnęła ponownie po łyżkę i nabrała trochę kaszy.

- Śmierć w walce niesie honor i chwałę. Co możesz nam powiedzieć o potworze z katedry? - Pytała Nadia a w jej spojrzeniu było coś, co Francisca znała bardzo dobrze. Fanatyzm.*

Wenecjanka wytarła delikatnie kącik ust chusteczką wyciągniętą z niewiadomokąd. Uśmiechnęła się delikatnie, jakby zakłopotana.
- Właśnie... Pojawiły się nowe okoliczności. Wasza śmierć w walce niosąca honor i chwałę… to coś czego chciałabym bardzo uniknąć - jej dłoń błyskawicznie powędrowała w powietrze w obronnym geście - oczywiście to wy tu podejmujecie decyzje, ale… nasze cele wydają się dość zbieżne...

Nadia nerwowo skrobała deskę z której zrobiono szeroką ławę przy której zasiadali.
- Całe życie mieszkałam w lesie. Nie nawykłam ani do twej mowy, ani do mówienia dookoła. Do brzegu.

W słowach prostej kobiety było coś, co dawało się wyczuć jako groźba. Niezwykle subtelna groźba jak na barbarzyńskiego drapieżnika.

Kobieta delikatnie wzruszyła ramionami.
- Chcecie iść zabić potężnego wampira, chronionego przez ghula, gdzie obaj będą chcieli przerobić wasze głowy na wyprute z myśli papki. Wampir broniony jest też przez cienie, które atakują same nie będąc materialnymi. Wszystko to w mieście - terenie którego nie znacie i gdzie czujecie się nieswojo, więc wasz sposób walki będzie pozbawiony pewności, a strategia skończy się na szarży - na koniec spojrzała niepewnie na Nadię.

- Nie odkryliśmy jeszcze wszystkich naszych możliwości. Jak więc chcesz nam pomóc? - Dopytywała Nadia.

- Zapewne - Francisca zabrzmiała bardzo smutno - Wampir ma wroga. Potężną istotę, z którą ściera się o władzę nad tym terenem i którą ma plan pokonać. Ta istota jest na waszym terenie i wiecie o niej więcej... - Wenecjanka uniosła rękę zaciśniętą w pięść i odgięła palec wskazujący dotykając go palcami drugiej dłoni.
- Leśny demon i Żerca.
- Wampir z Katedry i jego sługa - drugi palec pojawił się obok pierwszego.
- Nadia i jej towarzysze - bezwiednie uśmiechnęła się do jednego z mężczyzn
- Inkwizycja
- Jakub i jego ludzie - kciuk pojawił się dla przypieczętowania wyliczanki, a wzrok powędrował do Nadii.
- To już wszyscy?
- Kim jest Jakub? - zapytała Nadia
- Jacy moi ludzie? - zapytał Jakub siedzący obok Francisci.
- Aaa. - Dodała rudowłosa. Spojrzała na swoich ludzi. W końcu sama dołączyła do wyliczanki.
- Druga wataha wilkołaków. Stąd. - Wzorem Francisci zaczęła wyciągać palce.
- Ludzie na usługach Żmija. Biskup. Ludzie Żmija z lasu. O zmienionych twarzach. Bestie w lesie. Wróż i tur. Zapowiada się regularna wojna. Tyle tylko, że frontu nie widać. Jakiś taki rozmyty. Bo i stron konfliktu więcej niźli dwie.
Francisca zignorowała pytanie Jakuba. Schowała rękę i pokręciła głową.
- Nie moja wojna i chyba nie wasza. Nie widzę sensu ryzykować życia atakując jedną ze stron, skoro i tak druga o równie wielkiej potędze chce zrobić to sama… - Francisca spojrzała na Nadię.
- Za biskupem stoi potężny wampir. A kim są ludzie na usługach Żmija?
- Mogą być każdym - wypalił łysu grubasek bez brwi. - Ten stwór wybudzony w lesie zmienia ciała. Wypaczył duchy. Bestie z którymi walczyliśmy… - Zamilkł.
- On manipuluje ciałami. Jest w stanie kompletnie zmienić twarz człowiekowi. Co oznacza, że może kogoś zabić i zastąpić swoim sługą. Nikt nie dojrzy różnicy, bo wy ludzie jesteście ślepi. Myślę, że będzie chciał Alfę waszego miasta. Bo ten Gunter alfą nie jest, prawda? - Rozjaśniła sytuację Nadia.
- Biskup to sługa potężnego wampira, który chce zniszczyć Żmija z lasu - Francisca popukała palcem w stół.
- Zabijemy go. A potem dla pewności zabijemy władcę grodu. - Powiedziała Nadia pewnym siebie głosem.
Włoszka spojrzała na Nadię, a potem sięgnęła po łyżkę i zjadła trochę kaszy.
- Dlaczego chcecie zabić Guntera i jego pana? - zapytała najprościej jak to było możliwe.
- Bo tak trzeba! - Odpowiedział bez wahania jeden z mężczyzn. Jednak Nadia posłała mu spojrzenie tak szybkie, że Franciszka ledwie je wychwyciła. Wilkołak pochylił się. Gdyby nie wyglądał jak człowiek to najpewniej schowałby ogon pod siebie. Jednak przywódczyni watahy kontynuowała.
- Pan Guntera jest istotą, która wypacza naturę. Widzisz, gdy w naturze coś umiera, to umiera. Najpierw pożywiają się na tym mięsożercy - znaczące spojrzenie na kaszę przed Franciscą. - Potem przychodzą padlinożercy. Na koniec robaki. A tutaj trup wędruje między żywymi. Mami ich. Sięga po moce złych duchów. To wbrew naturze. Trzeba go zniszczyć, żeby natura odzyskała równowagę. A ten Gunter… on jest padlinożercą. Żre trupa. Gdy zniszczymy trupa najpewniej zdechnie z głodu.
Włoszka miała własne powody, aby policzyć się z Gunterem. Nie uważała, że śmierć z ręki wilkołaka to najlepsze rozwiązanie. Biskupa należało oczyścić w świętym ogniu. Niemniej, ponieważ efekt finalny był dość podobny więc w obecnej sytuacji nie chciała rozważać szczegółów.
- Ożywianie trupów to zło, ale gdy ostatnio widziałam Guntera wydawał się całkiem żywy - Francisca delikatnie wyraziła swoje wątpliwości.
- Bo on żyje. Nie to co jego pan. Trup. Wampir, który ma go w swej władzy - rozjaśniła Nadia.
- Możliwe - zgodziła się Francisca - A co z pradawnym Żmijem nadającym innym nienaturalne kształty i Żercą na jego usługach?
- Myślę, że w ciągu kilku dni znajdziemy jego kryjówkę. Duchy lasu są bardzo niespokojne. Boją się współpracować. Myślę trzy noce. Może dwie. Nie wiemy co się stało z wilkołakami, które tu żyły przed naszym przybyciem. W lesie nie ma po nich śladu. Cieszywoj spróbuje wytropić bestie i będziemy chcieć ją też ubić. A jeżeli nam pomożecie to uderzymy też na katedrę.
Francisca kiwnęła głową i spróbowała jeszcze raz.
- Wampir z katedry przygotowuje się, żeby złapać i zniszczyć Żmija. To niebezpieczna istota i nie wiem, czy da się go pokonać po prostu pazurami lub magią. Wampir dużo wie na jego temat. Jeśli - podniosła łyżkę do góry - udałoby się mu pozbyć Żercy byłoby jednego wroga mniej. Do tego bez ofiar.
Nadia uśmiechnęła się. Franciscę uderzyło dziwne spostrzeżenie. Zwierzęta się nie uśmiechały. Zwierzęta szczerzyły kły, żeby pokazać kto rządzi. Na ile wilkołaki były zwierzętami?
- Czarownik. Szybki jak wiatr. Z łatwością zabijemy go w walce. Trzeba jedynie do tej walki doprowadzić. Jak?
- I Żercę trzeba zwabić do katakumb w Katedrze. Z czarownikiem powinno być prościej. Ze zwabieniem go - dodała żeby sprecyzować - Kiedyś powiedział, że chce ze mną porozmawiać - Muszę się nad tym zastanowić.
- Zastanów się więc. My dziś ruszamy do Suchodołu. Dowiedzieć się co z lokalnymi wilkołakami - Powiedziała Nadia.
- Jeżeli znajdziesz sposób, żeby doprowadzić do otwartej walki z którąkolwiek z tych pijawek, to daj znać. Z chęcią je rozszarpiemy.
- Sprawdźmy więc co trzeba. Każda informacja o Żercy może być bardzo przydatna - Francisca spojrzała na Nadię - Inkwizycja z Płocka może skorzystać z jego słabych stron. W jaki sposób mogę wam przekazać kolejne wieści? - zapytała.
- Jest związany z rzeką. Myślę, że w niej spędza dni. Jest pijawką. Wysysa krew z ludzi i przekuwa ją w swoją magię. Głównie wiatr. Ale też ogień - Nadia patrzyła uważnie na reakcje Francisci na każde słowo.
Wenecjanka skłoniła głowę uśmiechając się niepewnie. Jednocześnie zastanawiała się dlaczego jeszcze żyje. Oprócz krwiopijcy Żerca był też najwyraźniej dyplomatą.
- Żerca nie tylko pije krew. Szuka też sojuszników dla Żmija - zagryzła zęby - Czy to znaczy, że Żmij czegoś pragnie? Przebywa w lesie - ścisnęła ręką drewnianą łyżkę, jakby chciała ją złamać - i nie opuszcza tego terenu.
- Może jest coś, co skusiło by go, aby wszedł do miasta. Wtedy pułapka wampira z katedry mogłaby zadziałać.
Wilkołaki spojrzały po sobie. Ich grupa była tak inna niż komórka Inkwizycji. To co teraz się działo było jedynym śladowym znakiem dyskusji. Nadia rządziłą twardą ręką, a teraz gdy rozglądała się po towarzyszach to patrzyła im tylko w oczy, żeby określić ich nastawienie.
- Nie mamy pojęcia. Jeśli masz jakieś sugestie, to skorzystamy - powiedziała w końcu.Nadia i szybko dodała:
- Chociaż nam łatwiej będzie walczyć w lesie.
- Nie znam Żmija na tyle by to wiedzieć. Wasza wiedza jest cenna. Jeśli dowiecie się czegoś jeszcze, to może nam pomóc w pokonaniu go - zastukała łyżką w misę, zastanawiając się nad czymś.
- Czy możemy się spotkać ponownie niedługo i… czy moglibyście mi pomóc go zobaczyć? To może ryzykowne, ale dałoby nam pewną przewagę - Francisca westchnęła.
- Chcesz się do niego zakraść? - Podniósł się zaskoczony jeden z mężczyzn.
- Nie, chce go zabić. Ale pewnie zabija wzrokiem - zawtórowała jej jedyna poza nadią kobieta, po czym wybuchł śmiech zebranych.

Nadia ucieła spojrzeniem całą wesołość.
- Za trzy dni ktoś z nas będzie w Płocku. Znajdziemy cię. Spróbujemy do tego czasu znaleźć Żmija. Gdyby udało ci się wystawić nam Czarownika, to zyskasz naszą wdzięczność.
- Dziękuję - Francisca skłoniła lekko głową. Dojadła jeszcze kilka łyżek kaszy i ruszyła z Jakubem w powrotną drogę.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline