Rano Wolfgang obudził się jak zwykle wcześnie. Można by powiedzieć, że razem z kurami. Jednak pomimo głębokiego snu, nie wypoczął ani trochę. Jego ciało było gotowe do kolejnego dnia trudów, ale cała sytuacja ciążyła mu na umyśle i nie dawała spokoju. - Damy rade zabrać ze sobą przynajmniej trochę tej maści na użądlenia? Coś czuje, że tak latwo się tym razem nie wywiniemy. - Zapytał krzątającą się od rana po izbie Agathę. Jednak nie zawracał jej głowy długimi rozmowami. W tej chwili miała najwięcej na głowie z nich wszystkich.
Mag wyszedł przed chałupę aby przyglądając się wiejskiej krzątaninie, poczekać na resztę. - Nie, nie zamierzam palić waszych sadów. - Odpowiedział łagodnie, zagadnięty przez grupkę podenerwowanych wieśniaczek. - To tylko jeden zagajnik i to dość daleko. Siedlisko tego całego zła jak się zdaje. - Wyjaśnił uspokajająco i wrócił do kontemplacji czekając aż wszyscy się zbiorą. Jego towarzysze i ewentualni chętni do kolejnej wyprawy.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |