Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2021, 08:32   #55
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Bombastus skupił na sobie uwagę zbrojnych w zdumiewająco małym stopniu. Tak jakby zwykle w czasie oprawiania ludzi na dziedzińcu klasztornym ktoś opowiadał im o swych leśnych przygodach. Lub jakby spodziewali się tego. Może przyczyną nikłego zainteresowania jego słowy była piersiówka z której sobie solidnie golnął? To mogła być prawda, bowiem Hohenstein wyraźnie widział, jak dwie grdyki drgnęły odruchowo przełykając ślinę w takt jego picia. Opadł na bruk dziedzińca konstatując jednocześnie, że poza widzianymi na dziedzińcu zbrojnymi są tu i inni ludzie, dalece przypominający zbrojnych. Oni to właśnie oprawiali w widzianym przezeń ogrodzie spętanego jak baleron mężczyznę wycinając zakrzywionymi nożami na jego nagim ciele jakieś dziwaczne ryciny.

- Blaaagaaa…. - katowany tyle jedynie zdążył wykrzyczeć, nim opadł na ziemię w środku dziwacznego, usypanego z jakiegoś białego proszku, symbolu. Dwóch zakapturzonych katów, każdy dzierżący zakrwawiony nóż w prawicy, jęło zawodząco wypowiadać jakieś sentencje w nieznanym nawet Bombastusowi języku. I choć ich słowa zdawały się pełne wewnętrznej mocy, dłonie wykonywały skomplikowane esyfloresy w powietrzu a i ciało nieszczęśnika zaczęło podrygiwać na ziemi, to nie wydarzyło się nic.

Niemal.

Krzyk biegnącego Svena Bombastus usłyszał jak przez mgłę dziwiąc się nagłemu dzwonieniu w uszach. Jakby jakieś podciśnienie przytłumiło słyszane przez niego dźwięki. Poczuł w ustach miedziany smak krwi i ze zdumieniem dostrzegł, że takowa spływa mu z nozdrzy wprost na rozdziawione w zdumieniu wargi. Tym bardziej, że nie on sam w ten sposób zareagował na to dziwne zjawisko, albowiem i innym z ust, nozdrzy czy uszu pociekła krew. I kiedy właśnie zastanawiał się nad specyfiką tego zjawiska podnosząc się jednocześnie by korzystając z tego, iż uwagę zbrojnych skupił na sobie szarżujący Sven, pomóc wisielcom, świat… eksplodował….

Znany wszystkim na klasztornym dziedzińcu Wissenland słynął z obfitych opadów. Raz, że położony w klinie dwóch niebotycznych pasm górskich, znany był z surowych zim i obfitych w opady pozostałych pór roku. Dwa, że była jesień, kiedy to niebo nad tą podgórską krainą rozwierało się na oścież. Opady w Wissenlandzie nikogo nie dziwiły.

Do tego dnia. Bowiem naraz z nieba zaczęły spadać … drzewa. Powykrzywiane konary, pourywane w koszmarnym śnie herbalisty. Dziwaczne z racji samego swego wyglądu a gdzie tu mówić o ich zdumiewającym zachowaniu. Nie padły bowiem na zamkowym dziedzińcu z głuchym trzaskiem pękających polan, jakby upaść mogły wyrwane z korzeniami podmuchem silnego wiatru i ciśnięte w powietrze na przepadłe. O nie. One spadały na kamienne mury wczepiając się w nie swoimi korzeniami, zapuszczając chore pnącza w wyłomy murów, w pęknięcia kamieni i szczeliny spoiwa. I w ciała. W ludzkie ciała. Czerpiąc najwidoczniej z nich swoistą energię, bowiem wnet z wysuszonych konarów wystrzeliwały bezładnie długie zielone pnącza.

Sven wszystko to zarejestrował niemal kątem oka. Zdeterminowany na dotarciu do szubienicy dopadł jej, gdy jedno z drzew zaczęło wśród niedoszłych wisielców siać spustoszenie.

- Tatko!! Tatulu ratuj!! - wykrzyczeli znani mu chłopcy a on wiedział, że musi. Musi uczynić wszystko co w jego mocy. I uczynił. Więcej nie uczynił by pewnie nikt. Ostrze przecięło więzy krępujące jego pociechy. Synalkowie opadli go z miłością i potrzebą oparcia wynikającą z koszmarnych przeżyć, ale on wiedział, że jeszcze nie czas na wyrazy miłości. Wciąż musiał ich ratować, bowiem eksplodujące na dziedzińcu ludzkie ciała z rozerwanymi pędami zieleniejących kolcokrzewów w rozprutych piersiach, zdawały się zupełnie odcinać mu drogę ucieczki.

- Klasztor otoczony jest magią. Uciekajmy tam! - ryknął wskazując wejście do holu i kapitularza Opactwa Słusznego Gniewu. Gdzie już skrył się jeden czy dwóch ocalałych zbrojnych. Nie czekając na odpowiedź i nie oczekując jej porwał w swe sękate dłonie dłonie swoich dzieci i pomknął jakby go goniło stado hartów.

Paczenko niemal instynktownie wyczuwał kłopoty. I kiedy te zaczęły się walić z nieba w postaci obrzydliwych konarów on pędził już ku dziedzińcowi ze swoim toporem w garści. Świadom, że specjalne okoliczności wymagają specjalnych środków. Kątem oka dostrzegł idącego też ku dziedzińcowi Doriana, z którego chudych palców wysnuwały się zdawało by się zwiewne pasma sinawej mgły. Przez przymknięte oczy nie miał on prawa widzieć nic, ale i tak szedł do bram klasztoru pewnym krokiem, jakby wiedziony jakąś wewnętrzną siłą. Semen usłyszał za plecami trzask, gdy jedno z drzew runęło tuż za nim, ale cios do tyłu wyprowadzał już w biegu. I mimochodem jedynie zarejestrował głuchy trzask obwieszczający to, że w coś trafił. Kozak nie zważał już jednak na nic. Biegł. Biegł ile sił w nogach.

Na dziedziniec wpadli z Dorianem niemal razem. On miał bliżej i choć szedł spokojnym, dostojnym krokiem, to jednak był na tyle blisko, by społem z kozakiem zjawić się w klasztornych bramach. Gdzieś z tyłu, zza pleców Semena rozległ się przeszywający krzyk. Paczenko odwrócił się w porę, by uniknąć konaru, który szponiastymi palcami sękatych i pokrytych kolcami próbował przeszyć go na wskroś. To jednak było nic. Za kozakiem wyrósł bowiem niemal prawdziwy las. Las niczym z koszmaru jakiegoś. I w koszmarny sposób ów las obchodził się z ludźmi. Brigit, znajoma Svena, też biegła do klasztoru, ale ona nie miała tyle co Semen szczęścia. Złapana za nogi przez dwa korzenie runęła w błoto traktu. I nim jeszcze przebrzmiał jej krzyk Paczenko dostrzegł jak z jej ust wypełzło zieleniejące pnącze, które musiało wedrzeć się w jej podrygujące w konwulsjach ciało gdzieś od dołu. Paczenko zamarł tylko na chwilę.

Wystarczyła on wszakże do tego, by poczuł jak coś ciasno zaczyna oplatać jego buta sunąc w górę. Wyżej. Szukając miękkiego…


***

Teraz bez lipy, dokładnie zamieszczajcie opis swoich działań w poście i 5 k100 proszę.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline