Co za dzień pomyślał sobie Mak Gajer gdy przekręcił gwint. Chciał nawet siarczyście zakląć coś w stylu "o jasny gwint", jednak przekleństwo utkwiło mu w gardle na widok ich dowódcy. Andrzej Pocisk wpadł do stołówki jak pocisk i to jeszcze pocisk niekierowany. Na kierowany pocisk to trzeba było skończyć wyższą akademię trepowską, ale Andrzej Pocisk widocznie był oporny na wiedzę znacznie powyżej przeciętnej. W każdym razie wpadł do stołówki z okrzykiem -Baczność! W szeregu zbiórka!
Jakie tam baczność? Jakie tam w szeregu zbiórka? Ale w takim szeregu z prawej na lewo czy odwrotnie z lewa na prawo? A może w dwuszeregu? Pomyślał sobie Gajer próbując jeszcze naprawić przekręcony gwint. Reszta oddziału zerwała się tak ochoczo, że stół nad którego naprawą nogi się z nudów zajmował został potrącony, niedokręcona noga się urwała i wszystko jebnęło na ziemię.
- No tak to się kurwa nie da pracować... - Wrzasnął podrywając się na nogi do pozycji "na baczność" po czym dokończył - TAJEST Obywatelu dowódco! - Po czym przyjął pozycję "na baczność", którą chyba jedynie mierząc kątomierzem i to jeszcze zwajhrowanym można by uznać za regulaminową.
Jak jeden mąż polecieli po sprzęt. Oczywiście ten mniej ważny, ten wojskowy z przydziału. Mak Gajer zawsze pilnował tylko, żeby mieć przy sobie swoje dwie rzeczy, z którymi się nie rozstawał. Nieodłączny śrubokręt ze świecącą końcówką oraz multumnarzędzium universalis - taki dynks z pierdylionem ostrzy i końcówek, mega zestaw narzędziowy w wydaniu kieszonkowym. Reszta sprzętu to pobrał wszystko co się należało, a jeszcze na koniec dojebali mu radio do niesienia. Niby to Przenośna Radiostacja Polowa do użytku poza pojazdami bojowymi Gwiezdnej Floty, a ciężkie jak skurwysyn.
Nie wiedział czy uwinęli się w piętnaście minut bo przecież czas w wojsku to pojęcie względne, jednak w pełni rynsztunku wgapiali się w Rzubra. Tym mieli lecieć? Mak Gajer co prawda był ateistą, ale na w razie czego się przeżegnał.