Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 14:00   #17
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Rozmówki w starym Piracie
{{Podziękowania dla MG za scenkę}}

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; przedpołudnie
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, karczma “Stary Pirat”, sala główna
Warunki: półmrok, cisza, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, gorąco, umi.wiatr

Stary Pirat prezentował się nieźle, musiał przyznać. Przez swój pobyt siedzieli już pewną chwilę z Norsem. Oceniał walory tego miejsca. W szczególności dwóch panienek pracujących… zastanawiał się nad wizytą u którejś, ale to nie był czas. Teraz był czas interesów i tylko ich. Jego pierwsza wizyta! Ha! A mimo wszystko robił wszystko by spamiętać wystrój i gdzie co jest. Drogi wycofania, potencjalne kryjówki na przeczekanie nawałnicy te sprawy.,

Młodzik skryty pod kapturem, ale nadal z widocznymi jasnymi włosami spod niego uśmiechnął się krzywo na widok wielebnego heretyka. Fakt o którym nie miał zamiaru nikomu mówić. Nic a nic. Nie było interesu robić sobie wrogów, a w szczególności takich co mieli w znajomych jego przełożonego!

- Ciekawe czy będą problemy. - szepnął śmiechem - Większośc tu to ludzi kodeksu, on ten to prawilny…

Słowa Blodiga sprawiły, że skierował spojrzenie na Marko. Zmrużył oczy mówiąc cicho.

- Chodźmy się przedstawić. Nie każmy czekać brzdękowi…

Po tych słowach wstał i razem ze swym opiekunem udali się w stronę człowieka. Zabawne, nawet śliczny był i zadbany, choć nie chłopięcy. Ciekawe...

- Mark Tramiel? - zapytał będąc już przy nim decydując się podejść do sprawy bezpośrednio. W końcu byli ludźmi monety, a czas był najwyższą, najcenniejszą z walut. Złota zasada, mało słów, dużo treści, konkrety. Gierki słowne można było, a właściwie zalecało się zachować dla ‘wysokich kręgów społecznych’ wyłącznie.

- Friedrich Zimmer, ale możecie mi mówić Sonnenblume. Mam propozycję na której można zarobić bardzo dobrą, zdrową monetę i uszczęśliwić, nakręcić przy okazji parę wpływowych osób, zainteresowany?

- Doprawdy? - mężczyzna który stanął twarzą do kontuaru odbierając od barmana napite odwrócił się nieco by spojrzeć na obu przybyszy. - Złota moneta? No to słucham, zamieniam się w słuch. - odparł całkiem pogodnym chociaż nieco zmęczonym tonem gdy odbierał od karczmarza kubek jakiegoś napoju.

- Potrafię się dogadać, ale potrzebuję Twojej pomocy by to przeszło. Tylko ty możesz to zrobić i lwia część jest Twoja. Ja chcę prawie nic. Proszę mnie uważnie wysłuchać... - odpowiedział luźno Sonnenblume przyjmując luźną pozę i gestem zachęcił mężczyznę by się zbliżył. Sam się zbliżył i pochylił ku niemu i mówił bardzo cicho, intrygującym, konspirującym szeptem by jak najmniej osób słyszało.

- Amazonka. Interesuje mnie jej język i kim one są. Załatwisz mi dostęp do niej, a ja się osłucham, złapię podstawowy jej języka, a następnie wszystko ci opowiem o tym tajemniczym ludzie co z niej wyciągnę. Wiedza ważona nie tyle w złocie co najczystszych klejnotach. Woda na młyn wyobraźni odpowiednio przedstawiona poruszy sakiewki kupców… oferuje pełną dyskrecję na czas określony. Tylko ty, właściciel i ja. Mam swojego przełożonego jak by nie patrzeć, ale nie dowie się przed sprzedażą. Ludzie kochają dobrze przyprawioną historię, prawda? Jak będziesz zadowolony z moich umiejętności możemy nawet zrobić scenkę na Targu z klasyki ‘Dziesięć Pytań Do…”, a ja oferuję się jako tłumacz… cudów nie obiecuję, ale sam przyznasz, że tak gorący towar można sprzedać jeszcze drożej. Sprawić by ludzie się zabijali, prawda? Potrzebuję tylko spędzić z nią czas. Im więcej, tym więcej ugram dla Ciebie i właściciela. Poza tym, będziesz pierwszym który pozna prawdziwe informacje o tym plemieniu, plemionach… cenne, prawda? Ludzie będą walili drzwiami i oknami do Ciebie by zdobyć te informacje. Jak bardzo podoba się oferta?

Cofnął się i stanął prosto wsparty o kontuar w zrelaksowanej, pewnej pozie.

- Nie bardzo. - Mark cmoknął i pokręcił głową na znak, że chyba jednak inaczej widzi tą propozycję niż jej właściciel - Z tego co mówisz to ja mam odwalić czarną robotę a ty spijasz śmietankę. - popatrzył na nieco młodszego mężczyznę by dać znać, że lepiej by popracował nad swoją ofertą by zaczął traktować ją poważnie.

- Bo jak na razie to ja mam tobie coś załatwić. Pogadać z właścicielem, namówić go by wpuścił obcych do siebie, by zgodził się na dostęp do Amazonki, zapewne nie tylko na czas picia jednego piwa. Potem mam odstąpić ci miejsca w widowisku jakie zaplanowałem by cię zareklamować przed publicznością. A jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, z twoim planem, to ludzie będą walić do ciebie bo ty coś byś wiedział o tej dzikiej a nie ja. Przecież ty byś tłumaczył odpowiedzi i pytania a nie ja. Więc kolego cwaniak no ciekawy plan. Jak mnie wysiudać z mojego interesu. Więc chyba mi się coś nie kalkuluje. Zwłaszcza jak na razie nie widzę żadnej z obiecanych monet. - Mark przedstawił jak ta propozycja wygląda z jego strony. No i widocznie nie wyglądała zbyt dobrze. Raczej traktował blondyna jak kogoś kto chce się wpasować w już ładnie napisany i przygotowany plan w jakim właśnie to Mark Tramiel ma grać główną rolę. A te zyski to na razie brzmiały jak gruszki na wierzbie.

Friedrich pokiwał głową w zadumie, ale uśmiechał się lekko.

- Dobrze, choć... Załatwiasz mi, bym ja załatwił Tobie. Ostatecznie Amazonka jest Twoja, mnie interesuje język. Cieszy mnie twój sprzeciw. Mam teraz pewność, że gadam z właściwym człowiekiem. Taki co naprawdę ma łeb na karku i pomyślunek, a to dobrze wróży interesom. Zapomnijmy to co mówiłem o moim udziale na Targu. Póki co cichy wspólnik co dostarczył informacje przed nim, a ty działasz w pełni po swojemu? W ogóle, wiesz coś więcej o tej Amazonce poza tym jak wygląda, gdzie była złapana i co miała przy sobie? Ja mogę to dostarczyć. Jak mój dobry znajomy mówi, nic co naprawdę warte nie przychodzi od siedzenia na dupsku. Zawsze jest w to wliczony wysiłek, ryzyko, trud, ja? Zawsze mogłem patrzeć kto kupi Amazonkę i do tej osoby uderzać. Chcę być uczciwy, chce dać tobie okazję do zarobku. Sporego ponad to co beze mnie byś osiągnął. Chcę być twoim przyjacielem, a łapanie podstaw całkowicie obcego języka jest wyjątkowo niewdzięczną, czasochłonną robotą. Chyba, że znasz kogoś kompetentnego? Kogoś innego niż ja? Powiedz szczerze, możesz tylko zarobić, a jak już sprzedasz Amazonkę możesz sprzedać informację o człowieku który potrafi się dogadać za dodatkową monetę kupcowi. Twoją własną, a nie działkę za reprezentację na targu od sprzedaży która dzięki mnie wzrośnie. Wszyscy szczęśliwi. Ja mam dostęp do Amazonki i ich języka, ty czysty kruszec. Dodatkowy. No i stworzymy historyjkę jak mnie znalazłeś, by podbić twoją renomę. Prawda partnerze?

- Oj coś dziwnie widzisz ten układ partnerze. - Mark uśmiechnął się wesoło i pokręcił głową jakby usłyszał coś zabawnego. - Albo coś ci się pomyliło. - doprecyzował po chwili zastanowienia.

- Ja nie mam tej Amazonki. I nie będę jej miał. Ktoś ją ma dzisiaj, ktoś ją kupi jutro. A ja tylko prowadzę aukcję. Co mnie do tego kto ją będzie miał? Nic. - popatrzył na blond rozmówcę by wyklarować ten detal.

- Chcesz się nauczyć jej języka to się ucz. Co mnie do tego? Ale nie wciskaj mi kitu, że w pół godziny coś zmieni. A ja nie chcę mieć kłopotów przez ciebie. Płacą mi za pośrednictwo i nic więcej. Chcesz mnie wynająć? To proszę. Mów czego ci potrzeba, czego albo kogo szukasz i za skromną opłatą mogę się tym zająć. No ale brzdęk biorę przez zleceniem. I zwykle jakiś procent od ceny na koniec. A ty obiecujesz mi góry złote ale na razie nie dostałem od ciebie złamanego miedziaka. - Mark traktował całą sprawę z chłodną kalkulacją. Wyglądał na zawodowca co jest obyty w miejskim półświatku i może wiedzieć i znać różne ciekawe miejsca i osoby. Ale za odpowiednią cenę. Bez niej widocznie trudno było rozsznurować mu usta.

Blondyn uśmiechnął się krzywo w rozbawieniu.

- Możemy zrobić po Twojemu od deski do deski. Załóżmy, że wynajmę Ciebie byś skontaktował mnie z właścicielem. Teraz. Na ile sobie cenisz tą usługę? Realistycznie.

- Za skontaktowanie z właścicielem Amazonki? - miejski cwaniak uniósł do góry brwi, spojrzał w sufit zrobiony z pokładu jakby tam szukał natchnienia. - No to jak dla ciebie kolego to by było parę brzdęków. Za to, że zapytam czy się zgodzi na spotkanie. I jego odpowiedź. Co ty na to? - opuścił głowę by spojrzeć na stojącego obok rozmówcę.

- Dobra, ale zajmujemy się tym niezwłocznie. - stwierdził magik wiedząc, że to wysoka cena. Wysoka, ale mógł na tym ugrać więcej… a nawet jeśli nie? To spokojnie mu się zwróci. Zresztą, i tam nie potrzebował zbytnio pieniędzy. Sięgnął do sakiewki u pasa i wręczył ją załatwiaczowi. Miał jeszcze jedną taką pod płaszczem i same grosze u pasa.

- Tak, tak, zajmę się tym niezwłocznie. - mężczyzna w turbanie zważył w dłoni i trochę pomiętolił otrzymaną sakiewkę. Chwilę się nad tym zastanawiał wpatrzony w ten mały mieszek i słuchając jego zawartości.

- Oczywiście zajmę się tym niezwłocznie i przekażę twoją prośbę kolego. Ale nie mam wpływu na decyzję właściciela. A chyba rozumiesz, że jakiś argument mógłby sprawić, że bardziej by byli skłonni rozpatrzyć taką prośbę pozytywnie. Bo co mają mieć za interes dopuszczać kogoś obcego do swojego tak chodliwego towaru? Żadnego. A chyba się nie kolegujecie by mieli ci iść na rękę za ładne oczy. - handlarz informacjami wymownie nieco uniósł właśnie otrzymaną sakiewkę na znak jakie uważa, że argumenty mogłyby skłonić właściciela do wyrażenia zgody na taką wizytę. W końcu z tego co mówił, za właśnie otrzymaną sakiewkę to miał tylko tam pójść, zapytać i przynieść odpowiedź. A właściciel właściwie nie miał żadnego wymiernego zysku z takiego szwendania się obcego po jego terenie.

Delikatny uśmiech zawitał na twarzy Friedricha, a słowa które padły były w miłym, łagodnym tonie, choć każdy kto się choć trochę znał, wiedział, że nie miał pozytywnego nastawienie.

- Kolego, gdybym chciał, byś przekazał moją prośbę właśnie takich słów bym użył. Wynająłem Ciebie byś mnie z nim skontaktował. Osobiście. Prywatnie. Twarzą w twarz. Rozumiem, że właściciel może mieć opór przed ruszaniem się ze swojego gniazda… może przyjść tutaj bez problemu. Neutralny teren, choć przyznajmy, że chyba lepiej u siebie? Obawiam się, że wychodzi na to, że i wy się nie kolegujecie patrząc po twoim oporze. Prawdę mówiąc zastanawiam się, czy jest nam potrzebna przysięga pod Handrichem… w końcu mógłbym odstąpić dolę jaką bym dostał od właściciela za dobrą robotę. Tu twoje starania by deal przeszedł, a nie tylko spotkanie. Czy nie powiedziałem dość? Działaj. Zresztą…

Wzruszył beztrosko ramionami jakby to nie była żadna sprawa

- ...skoro jak widać Tobie najwyraźniej nie zależy mogę spokojnie poczekać do końca targów i uderzyć do nowego właściciela. Skoro nawet z wywiązaniem się z tej prostej sprawy robisz problem. W takim przypadku poprosiłbym moje pieniądze, albo załatwiasz nawiązanie kontaktu między nami.

Wyciągnął dłoń po sakiewkę z krótkim pytaniem.

- To jak będzie?

“...odpuścisz monetę którą masz już w garści?” dokończył w myślach z czarującym uśmiechem.

- Chyba się nie zrozumieliśmy. - Mark uśmiechnął się do blondyna podobnie jak ten do niego. Dalej obracał otrzymaną sakiewkę w dłoni ale popatrzył gdzieś w głąb sali.

- Przekażę twoją prośbę i zrobię co będę mógł. Ale chyba rozumiesz, że nie mam wpływu na drugą stronę w tym interesie. Jak nie będzie sobie życzył spotkania to nic na to nie poradzę. Ale mam wrażenie, że jakiś datek z twojej strony mógłby wpłynąć na przychylne rozpatrzenie takiej sprawy. I nie łudź się, że jesteś pierwszym albo jedynym który rozmawia ze mną w tej sprawie. To jak będzie? - spojrzał na stojącego obok młodzieńca wciąż wygodnie oparty łokciami o szynkwas. Mówił jakby prowadził towarzyską pogawędkę o wczorajszej czy dzisiejszej pogodzie na zewnątrz.

Friedrich tylko na niego patrzał z tą wyciągniętą dłonią, a jedyne słowa które powiedział były… chłodne.

- Cóż, radziłbym przemyśleć podjęcie się tego zadania… żeby nie wyszło na to, że Mark Tramiel to naciągacz i oszust nie potrafiący wywiązać się z umowy, a do tego podnoszący stawkę za usługę zaraz po jej podjęciu. Kto wie, może nawet nigdy nie miał zamiaru jej wykonać. Masz zadanie, wykonaj je, lub odpuść. Przemyśl dokładnie co mówiłem wcześniej, masz wszystko i masz jeszcze szansę zarobić, ale nie ma tu innego frajera ponad Twoją chciwość i pycha. Spokojnie mogę poczekać na nowego właściciela. Jeden dzień w tą czy w tą. Jesteś zbędny. Wywiąż się ze skontaktowania mnie osobistego z właścicielem, lub odpuść.

- Słyszałeś to Henry? - głowa w turbanie odwróciła się nieco by spojrzeć na barmana jaki stał parę kroków dalej tyle, że za szynkwasem. Teraz podniósł głowę w ich kierunku i popatrzył pytająco. Trudno było zgadnąć czy coś słyszał z tej rozmowy a jak tak to co.

- Ten młokos wyzywa mnie od kanciarzy i naciągaczy chociaż rozmawia ze mną pierwszy raz w życiu. - Mark wskazał na stojącego obok blondyna. Barman wzruszył swoimi wielkimi, owłosionymi i wytatuowanymi ramionami.

- Jak macie sobie coś do powiedzenia to załatwiajcie to na zewnątrz. - odparł wskazując paluchem na drzwi wejściowe zrobione w burcie dawnego statku. Głowa w turbanie pokiwała się a dłoń właściciela ostatni raz zważyła sakiewkę i odrzuciła ją na szynkwas w stronę poprzedniego właściciela.

- Wypchaj się kolego. - powiedział dość spokojnie, dopił z kubka i odwrócił się w stronę barmana ruszając w jego stronę zostawiając za sobą i blondyna i jego sakiewkę. Zatrzymał się przed Henrym a przy okazji stanął bliżej Gercharta jaki tam sobie przystanął w międzyczasie.

Czarodziej uśmiechnął się słodko. Gość się przeliczył, ale były inne ryby w akwenie… tylko czy opłacało mu się szarżować? Typ jawnie leciał na kasę bez pomyślunku. Zdecydowanie niechętnie, jeśli kiedykolwiek, będzie z nim robił interesy. Może warto poczekać? Odetchnąć?

- No cóż mówię tylko jakie wrażenie sprawiasz w tym momencie. - powiedział uprzejmie, po czym odczekał, aż odejdzie zabrał swoją sakiewkę i powiedział spokojnie do swojego towarzysza - Chodź Blodig na zewnątrz, tam jest świeże powietrze.

Jednak tylko wyraz jego oczu mówił wszystko. Nawet bez słów. Jednak te były skryte pod kapturem i zapewne tylko Nors je widział. Blodig pokiwał głową powoli i wyszli na zewnątrz. Stanęli lekko z boku.

- Woju, co myślisz? - zapytał mag honorując swego opiekuna norskim tytułem klasy wyższej.

- Myślę, że jak ci zależało na tym by się spotkać z tą dzikuską przed targiem to teraz masz problem. - Nors wzruszył ramionami i odpowiedział dość obojętnym tonem i równie obojętnym wyrazem twarzy.

- Tak… - mruknął w zadumie mag po czym stwierdził - Też prawda. Szkoda, dogadalibyśmy się, ale nie chciał słuchać.

Prychnął w irytacji.

- Wszelka Moc pochodzi od Tzara. Moc, wiedza i spryt. Zabrakło mi sprytu, on nie rozumie potęgi Jego Daru i wiedzy którą oferuje. Zaiste, szkoda. - Friedrich znów uderzył w czułe norsmeńskie nuty. Nie żeby wiedział jakoś wiele o ich kulturze, ale wiedział dość. Od czasu do czasu pokazując tą wiedzę, nowe skrawki sugerujące, że może wiedzieć więcej. Że jest jak on.

- Mamy układ Blodig. Wywiążę się z niego. Moje słowo jest moją krwią. Nawet jeśli będę miał okazję spotkać się z Amazonką dopiero po targu. Nie zmieniam podjętych umów… Jednak… słyszałeś może o jakiś załatwiaczach poza tym tutaj?

- Tak. Ale nie słyszałem by jakiś inny miał dostęp do tej dzikiej. - Nors nie tracił zimnej krwi i obojętnego spokoju. Wzruszył ramionami wskazując na burtę za jaką została reszta “Pirata”.

- Wszyscy tutaj? - zapytał obojętnie Zimmer.

- Nie słyszałem by ktoś paplał, że ma chody u tych od tej dzikiej. - powtórzył jeszcze raz. - Na mój gust to ma sens. Jak taki gorący towar co chce mieć każdy w tym mieście to przecież nie ma co machać chorągiewką gdzie trzymasz taki towar no nie?Tylko lepiej wziąć pośrednika co załatwi wszystko jak trzeba. - wskazał kciukiem na burtę za jaką stał a gdzie został wspomniany pośrednik.

- No. - stwierdził Friedrich - Masz całkowitą rację. Dyskrecja to dobra rzecz nie ma co… choć czy ten Mark jest rzeczywiście taki dobry? Nie ma lepszych?

- Pewnie są. Może zna się z właścicielem? Albo akurat był pod ręką? Skąd mam wiedzieć. Jego trzeba było się pytać. - Nors mruknął na znak, że nie uważa się za właściwą osobę do odpowiadania na takie pytania.

- Ta i płacić w brzdękach za skrawki informacji które i tak można skłamać, bo nikt ich nie sprawdzi? - powiedział wyjmując fajkę i woreczek z zielem wiśniowym by zacząć ją nabijać - Dzięki, ma gość chwilowy monopol i się nim upaja. Wybacz Kjell, ale jestem poważnym partnerem do interesów, a nie przelotną monetą. Nie jestesm kurwa dziwką..

- O co się tak burzysz? Gadaliście i się nie dogadaliście. Zdarza się. I nie dziw się jak jest na szczycie fali i wykorzystuje sytuację. Też bym tak robił. Ma okazję to chce zarobić. Z tego żyje. I nawet nie chciał tak dużo. Jak za nieco większy obiad albo pokój na noc. Nie mów, że cię chciał oskubać na nie wiadomo ile złota. Zwłaszcza, że teraz oddał ci wszystko co mu dałeś. - Nors pokręcił głową na znak, że warunki Tramiela nie wydały mu się jakoś szczególnie ciężkie a postępowanie było dla niego czytelne i zrozumiałe.

- Wiem Kjell. - powiedział wzruszając ramionami - Może dlatego bo jesteśmy podobni, ale przyznasz, że ciągle szukał dziury w całym i chciał zmieniać układ po zawarciu go. To ja ciągle szedłem na ustępstwa, słyszałeś zresztą. Dałem mu wszystkie informacje które mógłby chcieć, po chuj grać w gierki zamiast powiedzieć prosto z mostu? On ma swoją dumę, a ja swoją.

- Duma rzadko idzie w parze z robieniem interesów. - wojownik stwierdził dość filozoficznie. - I wziął brzdęk dla siebie. A jakby poszedł tam do tego co ma tą dziką to co miał powiedzieć? Że jakiś obcy typ jakiego pierwszy raz widzi na oczy chcę zobaczyć ich gorący towar bo ma taką tam ciekawość i fantazję? - Nors popatrzył sceptycznie na pozytywne rozpatrzenie takiej sprawy przez tamtego ktosia. - Ja tam nie lubię jak mi się obcy kręcą po moim statku czy izbie. Tylko drażnią i przeszkadzają. A jakbym miał coś co chce całe miasto to pewnie po to by to zwędzić, oskubać czy wyszpiegować. Zbędne ryzyko. I to za co? Za ładne oczy? No jakby za jakiś niezły trzosik a nie takie drobniaki jak mu dałeś no dobra, mógłbym to rozważyć. Ale za ładne oczy? Nie. Nie widzę w tym żadnego interesu dla siebie. Same ryzyko a zysk żaden. A tamten wziął za pośrednictwo to przecież jakby oddał temu od dzikiej to sam by robił za nic ten interes. No dla kolegi można ale dla obcego? Nie. Niech szuka innego gamonia. - Nors pokręcił głową wyrażając swoją opinię na temat robienia interesów i ich pośrednictwa.

Mag słuchał spokojnie Kjella i zdążył w tym czasie odpalić fajkę i zaciągnął się kilka razy smakowym zielem. Kiedy skończył wyciągnął wiśniową fajkę w jego kierunku.

- Dlatego zapytałem go czy jest nam potrzebna przysięga pod Handrichem. Panem i władcą kupieckiego świata. Złożona przed obliczem kapłana wiąże nierozerwalnym przeznaczeniem osoby słowami przysięgi. Nie da się jej złamać i człowiek wypełni jej postanowienia co do litery. Nawet za cenę własnego życia. Widzisz towarzyszu jak bardzo mi zależało? Jak wiele chciałem ryzykować? On jednak zbył te słowa i oparł się na monecie… interesowała go tylko moneta, a mogliśmy się dogadać. Mógł pójść, porozmawiać z właścicielem jak rozmawialiśmy i wrócić do mnie omówić rodzaj i formę przysięgi. Wiążącej nas obu. Byłby totalnie chroniony on, właściciel i cały interes, ale nie. Wybacz, ale dałem mu wszystko i szedłem na potężne ustępstwa z własnej inicjatywny nie pytany. Dla mnie to wygląda, że nie chciał tylko wyciągnąć kasę bez żadnego gwarantu.

- Nie dałeś mu tego co chciał. Brzdęku. I się nie dogadaliście właśnie dlatego. A za brzędk to już można coś zjeść czy wypić a za obietnicę kogoś kogo pierwszy raz widzisz no to nie. - Nors pokiwał ze zrozumieniem głową na te tłumaczenia ale widocznie wierzył w wymierne, błyszczące monetą korzyści dużo bardziej.

- Oferowałem mu działkę z tego co by dał mi właściciel. Oferowałem podwyższenie wartości za jaką poszłaby dzikuska, a co za tym jego zysk. Zaznaczałem, że tak naprawdę nie zależy mi na pieniądzach. Oferowałem nawet dalszą współpracę na której by zarobił bez żadnego trudu… i przede wszystkim chciałem złożyć przysięgę pod Handrichem która by mu i mi dała gwarancję. Kwestia dogadania szczegółów. Wzgardził praktycznie pewną potężną sakiewką i paroma więcej na rzecz chwilowego brzdęku i całkowitego braku gwarancji z jego strony. On po prostu nie chciał Kjell.. On nie chciał wejść w poważny interes.. Chciał tylko szybki zysk bez zapewnień i nic więcej. Tak to widzę i to mnie właśnie mierzi.

Pokręcił głową. Tak, choć na zewnątrz był w miarę spokojny to w środku… w środku się w nim kotłowało. Delikatnie to ujmując. Od dawna nikt go tak nie wyprowadził z równowagi. Widać miał za duże oczekiwania wobec kogoś kto uważał się nosić miano “załatwiacza”. Westchnął.

- Nie gadajmy już o tym. Wypalmy fajkę na spokojnie.

Stali tak chwilę paląc fajkę pokoju o aromatycznym zapachu i smaku wiśni kiedy nagle ni stąd ni zowąd Magister Jadeitu zapytał w oczekiwaniu na Kapłana. Jego pojawienie się w tej mordowni było nader… interesujące… ale czy miał czas czekać na niego kiedy nie wiadomo było po co tu przypełzł ze swojej świętej nory?

- W sumie podoba mi się ta niższa… co mi o niej powiesz?


Spotkanie z Thomas Mouse (Priora van Dyke)
{{Podziękowania dla Obca za scenkę}}

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, ulice niedaleko Przystani Żeglarza

Thomas musiał zrobić mały obieg prostej drogi do celu. Dostał informację, że jest robota do zrobienia dla tego młodego czarodzieja jadeitu więc załatwiacz postanowił sprawdzić o co chodzi. Jak bardzo chciał zobaczyc Amazonkę nie miał pewności że informacje sa prawdziwe a informacje o robocie zawsze sa prawdziwe i miały pewien priorytet.

Zobaczył Friedricha idącego ulica, jego blond fryzura była nie do pomylenia

- Hej! - Odezwał się chłopak łapiąc mężczyznę za koszulę. - Szukałeś mnie.

Sonnenblume spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się lekko. Właśnie wracał z Pirata i był w okolicach Przystani. Chciał się napić…

- Thomas Mouse? - zapytał łagodnie przyglądając się młodzieńcowi chyba w jego wieku. Jakże ciężko było powiedzieć

- A niby kto ma być? - Dzieciak(?) Młodzieniec(?) odpowiedział pytaniem na pytanie. Był nieźle opatulony, kapelusz na głowie zakrywał większość jego bardzo delikatnej dziecięcej twarzy kiedy ten spuszczał wzrok swoich błękitnych oczu. Koszula była zapięta pod samą szyje. jedynie rękawy były podwinięte za łokcie.

[i]- Friedrich - odpowiedział magister Jadeitu wyciągając dłoń. Był ubrany w prostą rozpiętą koszulę, spodnie i miękkie buty, oraz obszerny płaszcz wzorowany na wojskowym. Wszystko w kolorach zieleni i brązu, wyszywane mistycznymi symbolami spiral i motywów roślinnych. - Mam delikatną sprawę, a ktoś kto powinien być głównym zainteresowanym powiedzmy interesuje się tylko natychmiastowym zyskiem. Jesteś człowiekiem Handricha, prawda? Ponieważ moja oferta sięga dalej niż jedno zlecenie jeśli wszystko pójdzie dobrze, a przyda mi się ktoś ogarnięty.

- Handricha? - Zdziwił się chłopak. - Dlaczego miałbym pracować dla tej łasicy? Owszem powiedzmy że oboje jesteśmy ludźmi do wszystkiego, ale ja pracuje dla siebie. - Ostatnie słowo dzieciak powiedział głośniej jakby był dumny ze swojej niezależności .

Mag się zaśmiał rozbawiony i uniósł lekko palec ku górze pokazując na niebo odsłaniając przy tym poły płaszcza. Maczetę, nóż i dwa sierpy u boku. Jeden z brązu, drugi ze srebra... srebra!

- Tego Handricha. Pana kupców i uczciwego handlu. - powiedział - ...ale tak, powiedzmy, że mam pewien intratny interes na którym można skorzystać... przejdziemy się do Przystani omówić sprawę? Powinni podawać właśnie wyśmienity sup. Szkoda tak rozmawiać o pustym. Względnie piwo? Proszę być moim gościem.

Chłopak przestąpił z nogi na nogę jakby w zniecierpliwieniu.

- Ja śniadanie już jadłem. A teraz konkrety, jestem zajętym człowiekiem i jak mam ci pomóc to wolę wiedzieć od razu w czym by przejść do działania a nie marnowanie czasu na paplanie jak przekupy. - Chłopak był konkretny i zdeterminowany. I chyba trochę się speszył na propozycję wspólnego posiłku bo zaczął uciekać wzrokiem z dala od twarzy Frederika

Mag pokiwał głową w zrozumieniu.

- Mam interes do właściciela amazonki. Tak naprawdę nic o nich nie wiemy i czuje się w obowiązku dowiedzieć kim one są. Wątpię, by stanowiły zagrożenie, ale sam fakt jutrzejszego targu... może być dość stresujący dla niej. No i nie wiemy w jakich warunkach jest przechowywana.

Zrobił krótką przerwę patrząc na młodzika. Jego głos był łagodny i ciepły.

- Mogę się z nią dogadać. To wymaga czasu, ale jestem w stanie zapłacić za umówienie spotkania teraz, a następnie odstąpić moją działkę za informacje które mam nadzieję otrzymać od właściciela. Mógłbym poczekać i rozmawiać z nowym posiadaczem, ale zależy ma na każdej godzinie. Im więcej się osłucham, tym lepiej zrozumiem i być może lepsze nastawienie do nas będzie miało ich plemię. Nie wiemy kim są, a to wywołuje sprzeczne emocje i nie nie wierzę w co napisane jeśli sam nie sprawdzę. Chcę jej pomóc. Jej i nam wszystkim. ostatecznie wszystkie konflikty biorą się z wzajemnego niezrozumienia

- Pięć brzdęków - Chłopak wyciągnął rękę po zadatek za fatygę.

- Gwarancja spotkania? - zapytał unosząc brew czarodziej

- Co powinienem wiedzieć o właścicielu by zwiększyć nasz wspólny zysk?

- Ty mi płacisz teraz a ja ci mówię co wiem, potem idę i załatwiam w zależności czy się uda czy nie będziesz mi krewił. Jak zrobię co moge to cię znajduje i przekazuje dalszę informacje. Teraz poprosze o moje brzdęki. - Chłopak nadal miał wyciągniętą rękę po monety

- Zrobimy tak. Zapłacę ci teraz, ale wtajemniczysz mnie po drodze do właściciela. Potem spróbujesz załatwić spotkanie, a ja poczekam na zewnątrz. Nie każmy czekać brzdękom.

- Nie da rady. Nie wiem kto jest właścicielem, jak mam być pewny muszę popytać. jak Musze popytać to muszę latać po mieście. Jak muszę latać po mieście nie może mnie nic spowalniać. - Thomas wolał się upewnić czy jego informacje są sprawdzone.

Czarodziej pokiwał głową myśląc krótką chwilę. - Dwa brzdęki teraz za informacje co masz, trzy za spotkanie z właścicielem. Dodaję zupę na wieczór i kufel pienistego jako zwieńczenie. Z chęcią dowiem się więcej co możesz zaoferować na przyszłość i w czym się specjalizujesz. Stoi?

- Stoi. Co do samych amazonek są takie zapisane wspominki Tileańskiego mnicha co uczestniczył w jednej z wypraw konkwistadorów w głąb dżungli. Zmarł wkrótce po niej. Wspominał tam że jest jakaś wyspa Amazonek bardziej na południe. Sporo bardziej na południe. Rzekomo nie potrzebują mężczyzn albo w ogóle ich nie mają. Ta co ją sprzedają jutro została złapana tutaj w okolicach miasta...a przynajmniej bliższych dżunglach. - Powiedział Thomas odbierając i chowając monety do sakiewki.

[i]- Pośrednikiem w sprzedaży jak już wiesz jest Mark Tramiel.

Czarodziej uśmiechnął się delikatnie.

- Te informacje są dla mnie niewiele warte. Wszak dostawca zmarł, a po śmierci informacje lubią się... zniekształcać. Tylko pewne źródło ma szansę poznać prawdę. Dlatego chcę porozmawiać z właścicielem i amazonką. Przyznasz, że można na tym zarobić, prawda?

Mimo wszystko wręczył młodzikowi dwa brzdęki i powiedział uśmiechając się - Działaj. mamy monetę do zarobienia, choć mi bardziej zależy na wiedzy niż kruszcu.

- Nie wchodzę w detale co kręci moich pracodawców. Jak się dowiem więcej to cię znajdę....choć jakbyś mi zbliżył gdzie ciebie znaleźć w ciągu dnia będzie szybciej. - odpowiedział Thomas.

- Będę w Przystani Żeglarza jeśli się pospieszysz. Jak nie, to Wieża Magów. Dobra zupa na mnie czeka na ciężko dostępnych przyprawach. Czas to pieniądz.

Młody załatwiacz po otrzymaniu informacji zwrócił się w stronę z której przyszedł i pobiegł szybko ginąc w tłumie.


Posiedzenie w Przystani Żeglarza
{{Podziękowania dla MG za scenkę}}

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, karczma “Przystań Żeglarza”
Warunki: półmrok, cisza, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, gorąco, umi.wiatr (???)

Spotkanie z młodym załatwiaczem niewiele przyniosło. Ten jednak zdawał się mieć bardziej biznesowe podejście do sprawy… tak, musiał podziękować Zahariashowi odpowiednio. Ah! Szkoda, że nie udało się z nim skontaktować wczoraj! Sprawa byłaby już pewnie zamknięta!

Takie przynajmniej myśli miał Friedrich kiedy wchodził do Przystani. Uśmiechał się… ale nie koniecznie oczami. Skierował swoje kroki do Georgija i stanąwszy przy ladzie oparł się o nią łokciami. Westchnął ciężko.

- Co tam? - zapytał z nadzieją na dobre wieści jakiekolwiek by one były młócąc w czerepie całe swoje spotkanie z Markiem rozkładając je na czynniki pierwsze. Zdecydowanie gość nie chciał się dogadać. Nawet nie próbował! Ciągle tylko wyciąganie kasy… to jeszcze by przebolał, ale zmienianie warunków na żałosne i próby wykręcenia się od zrobienia czegokolwiek było jawną drwiną która sprawiła, że mu żyłka zapulsowała zdecydowanie za mocno. Pierdolony upojony chwilowym teoretycznym i niepewnym monopolem jebany przez Sigmaryckie konklawe mnichów-pustelników na dekoktach wzmacniających połykacz bez matki kurwy którą jebała koza i był produktem tej miłości kawałek rozlazłego gnoju obity w skórę knura by przypominał u ciele człowieka skurwiel z wiecznie pustą sakiewką zamiast serca i łbem pustym jak dzban alkoholika bez grosza przy duszy...

- Nic. Dzień jak co dzień. - Gieorgij wzruszył ramionami widząc powrót stałego klienta. - Jeszcze w mieście? To kiedy wyruszasz? Czy może nabrałeś rozumu i sobie oszczędzisz tego wszystkiego co cię tam czeka? - zapytał z przyjazną ironią wyczuwalną w spojrzeniu.

- Teraz wszystko w rękach Mistrza. - powiedział zmęczenie - De Rivera chce glet zwalniający go z… zobowiązań na wypadek mojego braku powrotu. Sprytna bestia, to ktoś więcej niż zwykły kapitan. Dziś jest dzień pod psem.

- I takie dni się zdarzają. Dużo częściej niż powinny. Bogowie nas nie oszczędzają. - Kislevita pokręcił głową znów okazując tą swoja fatalistyczną, kislevwską filozofię.

- To nie dni są złe, tylko ludzie do rzyci.. - zażartował Friedrich - Jak sup?


Przygotowania do nauki

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; późne południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Kompleks Wieży Magów

Co tu dużo powiedzieć. Nie można mieć wszystkiego. Gdyby nie było mu żal czupryny pewnie wyrywałby sobie włosy z głowy kiedy wchodził na teren Wieży. Musiał doczytać… a to znaczyło, że trzeba było skombinować coś na przegryzkę i do popicia. Oleum…

Udał się więc w okolice spiżarni. Tam robiła w końcu Alma… wredna, niepokorna, mająca własne zdanie… ale cholernie zasadnicza. Młody mag obstawiał, że kiedyś, w przyszłości, będzie doskonałą gospodynią. To jest jeśli znajdzie faceta który by ją poskromił, bo plotka głosiła, że interesują ją kobiety, a szkoda, szkoda… w końcu miała najlepsze i najpokaźniejsze atuty zdaje się wśród całej płci pięknej na służbie… no i wiek mieli zbliżony. Biedna istotka...

Uśmiechnął się drwiąco kiedy wchodził do pomieszczenia nie zastając nikogo. Zatem piwnica. Nie było co ukrywać… skończy jako stara, niespełniona i bezdzietna panna z problemami. Jaka szkoda… w końcu miała arabską krew!


Jedna z nielicznych co wśród służących co umiała pisać stała z pergaminem i kawałkiem węgla w dłoniach robiąc spis powszechny znajdujących się na stanie towarów. Nic dziwnego, że majordomo Vess jej ufał. Powaga była wpisana w jej naturę…

Odwrócona plecami zdawała się go nie zauważać, więc stanął w progu i najnormalniej w świecie… zapukał w framugę. Odwróciła się w jego w kierunku spoglądając znad kartki z obojętnością.

- Magister Zimmer? Czego chcecie, zajęta jestem. - powiedziała nad wyraz obojętnie i trochę wyniośle. Pomyśleć jak bardzo fakt posiadania pomagiera potrafił zawrócić istocie w głowie...

- Oczywiście panno Almo. - powiedział chłodno Friedrich wchodząc do środka - Nie chciałbym się naprzykrzać, ale poproszono mnie o sprawdzenie dlaczego jeszcze nie ma gotowego spisu końcowego.

Cóż za bezczelny blef… ale jak go sprawdzić, gdy nie powiedział kto go poprosił? Zresztą. Był koniec miesiąca!

Spojrzenie które mu posłała nie należało do przyjemnych, ale jej ton złagodniał.

- Niedługo. Niestety, otrzymałam z opóźnieniem wytyczne i potrzebne pergaminy z spisem poprzednim i dostaw. Najpóźniej do zmierzchu będzie gotowe.

Sonnenblume spojrzał na nią z powagą ściskając wargi.

- To nieakceptowalne wymówki. - powiedział w końcu, a jego brwi się ściągnęły z ponurym rozmyśleniu. Dziewczyna naprawdę nieźle maskowała wkradający się niepokój i obawy pod maską powagi i obojętności. Zdradzał ją jednak sposób jakim bawiła się kawałkiem węgla

- Skoro już tu jestem mógłbym was wspomóc panienko. - dodał nadal poważnie, ale z nutą dumy - Przy okazji zobaczę jak pracujesz i być może wspomogę w odpowiedniej organizacji pracy.

Młoda kobieta przymknęła oczy i pochyliła nieznacznie głowę.

- Oczywiście Magistrze Zimmer.

- Zatem bierzmy się do pracy. Jeszcze nas noc zastanie, a tego nie chcemy. Najpierw jednak pragnę sprawdzić co już osiągnęłaś.

Najbliższe minuty stali przy beczkach z winem w świetle samotnej lampy oliwnej. Był surowy, poważny, ale prawił jej stonowane komplementy podbudowujące jej jakże profesjonalne podejście do powierzonego zadania. Parę razy musnął skórę jej dłoni, wpadł na nią, czy otarł w wąskich przejściach. Cały czas z powagą która powoli, bardzo powoli ustępowała delikatnemu uśmiechowi zadowolenia gdy razem spisywali i porównywali, oraz sprawdzali stan spiżarni.

Oczywiście, kiedy nie widziała zawinął laskę kiełbasy, trochę sera i innych rzeczy prowiantowych do plecaka… jak cebule, czy zioła. Niewiele. Zdecydowanie nie wiele, by nie było za dużej luki. Miał co chciał, a Alma? Zdawała się oswajać z kontrolą która okazała się nie dość że pomocna, to jeszcze...

- Zdecydowanie. - powiedział łagodniej, o wiele łagodniej niż na początku ich dzisiejszego spotkania na koniec wspólnej pracy która zajęła mi może z drugą część pory dnia. Jego spojrzenie było łatwo pomylić z zainteresowaniem czy fascynacją… którą i tak czuł choć może trochę po części z innych pobudek. Te zalety lekko oświetlonych pomieszczeń...

- Zasługujesz na pełne wyrazy uznania i zasługi. Widzę w Tobie wielki potencjał Almo. Pomińmy moją pomoc w sprawozdaniu. Jestem pewny, że będziesz wybitną następczynią starzejącego się już pana Vessa. Jeśli mógłbym kiedyś pomóc, proszę nie miej wątpliwości i daj mi znać. Szkoda tylko, że wykazaliśmy niewielkie braki… zapewne zdołało się zepsuć, czy myszy zeżarły, ale to nie jest Twoja wina.

Delikatny, bezradny i uroczy uśmiech walczył o panowanie nad jej ustami z maską chłodu i powagi.

- Niestety, te małe szkodniki zdają się być wszędzie… szczury są gorsze. - powiedziała maskując zakłopotanie zmęczeniem.

Spojrzał na stos pergaminów leżących na beczkach kiszonej kapusty, obok stojaku z serem w otoczeniu zwisających sznurów przypraw i kiełbas. Kompletując karty w jeden stosik czuł jej spojrzenie na sobie, ale już był przy niej nad wyraz blisko podając go w jej ręce. Bliżej niż było to wymagane, ale patrząc po ciasnocie było to zrozumiałe, gdzie pół kroku robiło ogromną różnicę.

- Jesteś utalentowaną młodą kobietą. - zapewnił Friedrich kiedy odbierała dokumenty raz jeszcze muskając jej dłoni niepozornym kontaktem fizycznym - Z tobą na warcie na pewno przetrwamy najgorsze z czasów.

- Dziękuję panie Zimmer… - powiedziała z ledwo wyczuwalną ulgą.

- To ja dziękuję panienko Almo. W Twoim towarzystwie ta praca była przyjemnością, a nie monotonnią. Proszę mi mówić Friedrich. Jakby nie patrzeć nie jestem jeszcze pełnoprawnym Magistrem.

Miał wrażenie, że jej źrenice się bardziej rozszerzyły, ale równie dobrze mógł być to efekt pląsającego płomienia. Usta jednak zdecydowanie nieznacznie się rozchyliły.

Kiwnęła głową na zgodę z delikatnym uśmiechem.

- Alma. - powiedziała cicho.

Odstąpił od niej mówiąc ciche: “Polecam się na przyszłość” i już znikał po schodach na górę i zewnątrz w kierunku biblioteki o zadowolonym spojrzeniu. Słońce raziło go w oczy i musiał założyć kaptur. Jak on nie lubił słońca...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline