Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 20:10   #19
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Posiedzenie w bibliotece

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; wczesne popołudnie
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Wieża Ambrosio


Wszedł do pokoju bibliotecznego. Prawda, nie było to to co można było uświadczyć w kolegiach czy na uczelniach… zresztą nie ukrywajmy, ale wiedza tajemna Kolegium Jadeitu był głównie przekazywana ustnie. Jednak nie po to tu był. Powód był bardziej prozaiczny. Miał tylko kilka książek z dziedzin które go interesowały, a to było jedyne miejsce gdzie mógł zgłębić się w woluminy… Jeden z plusów bycia adeptem sztuki!



Przywitał go Guntrich pomagier Profesora Thornhorn.. Niski, grubaśny i tęgi nie tak młody żak który razem ze swoim promotorem jak głosi obiegowa plotka uciekał z Nuln i całego Imperium kiedy tym na górze nie podobały się demoniczne teorie jego przełożonego.

- Friedrich! - powiedział radośnie - Dawno Ciebie tu nie widziałem. Co Ciebie do nas sprowadza?

- To co zwykle przyjacielu, książki. - odpowiedział z wielkim uśmiechem młodszy w karierze akademickiej uczeń Ambrosio. [i]- Działo się coś ciekawego pod moją absencję?

Sięgnął do kieszeni i wydobył tłustą, lekko wędzoną kiełbasę co to ją podwędził z spiżarni i wyciągnął w kierunku łasego na smakołyk mężczyzny. Sen ułamał sobie pół i przegryzł z błogim uśmiechem.

- Nie uwierzysz, ale mieliśmy Sigmarytę w naszej małej świątyni wiedzy. Szukał książek… bardzo nietypowych książek jak na ten kult…

Mag przegryzł kiełbasę myśląc poważnie.

- To niebywałe. Może jednak trafił nam się w końcu miłujący Verenę gorliwy wyznawca Sigmara… kto wie?

Młodszy bibliotekarz wzruszył ramionami zakąszając.

- Co tym razem? Znów ziółka? - powiedział zaciekawiony i dodał z lekkim rozgoryczeniem - Wiesz, że o tych miejscowych mamy dość mało informacji.

- Być może to się zmieni. - odpowiedział z nadzieją Friedrich - ...ale tak, potrzebuję Twojej pomocy z znalezieniu wszystkich informacji o nich jak i zwierzętach które mamy. Szczególnie interesują mnie te jadowite i toksyczne, oraz ich właściwości w tym alchemiczne. Prace pióra z naszego kochanego kontynentu też będą pomoce. W końcu rośliny wykazują podobne właściwości, jak i zwierzęta po wyglądzie i zachowaniu.

Mężczyzna gwizdnął cicho.

- No Friedrich… muszę przyznać, że tym razem szalejesz, ale chodźmy zobaczyć co się da zrobić. Nie ma tego wiele, ale zawsze coś. Nadal więcej niż gdziekolwiek indziej tutaj! Myślisz poważnie nad karierą akademicką?

Wędrowny czarodziej zaśmiał się i wzruszył ramionami.

- Kto wie? Może napiszę monografię?

Tym razem zaśmiał się okrąglutki na twarzy opiekun księgozbioru i poszli szukać ksiąg. Jak napisać monografię, gdy ma się zaledwie ułamek wiedzy pod ręką? Jawnie był to żart, ale pocieszny.

Kolekcjonowanie ksiąg i zwojów. Sporządzanie notatek… wertowanie i szukanie. Guntrich od czasu do czasu doglądał i pomagał, a w tych chwilach można było porozmawiać. Jednym z tematów był zdający się pogrążać w otchłani obłędu Profesor Thornhorn.

- W sumie jak ma się nasz geniusz filozofii i wybitny historyk? - zapytał luźno Zimmer

- Zarobiony. Zdaje się niemal nie opuszczać swojego pokoju. Ciągle coś pisze i nie pozwala zerknąć.

- Odkrył w końcu prawdziwą naturę Wiatrów Magii, co nie?

- Cholera wie, ale roboty mam co nie mało. No i częściej rozmawia z Ambrosio. To dobry znak, bo mnie praktycznie odciął i wszystko na mojej głowie.

- Jesteś odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, a Horacy… ej, pacz. Widzisz te podobieństwa w budowie rozgałęzień na liściach i kolorze, oraz spisanych wrażeniach zapachowych i smakowych w Calleatia Vulgarae i Herozia Tempozera? Obydwie są toksyczne..

- Chwila, zapiszę to…

Mniej więcej w tym momencie dało się usłyszeć otwierane drzwi od strony sypialni, a i aktualnie gabinetu naczelnego bibliotekarza. Ciężkie, niepewne dźwięki drewnianych sandałów na kamiennej posadzce zbliżały się.


Profesor Horacy Thornhorn wyglądał jakby nie jadł od dwóch, a nie spał od trzech dni. Wyraz zamordowania i otępienia na jego znoszonej niemłodej już twarzy świadczył o wytężonej pracy, albo wyjątkowo ciężkiej nocy. Podobnie jego poplamione atramentem dłonie i rękawy. Patrzał na nich na wpół-obecnym wzrokiem.

Był geniuszem, albo szaleńcem. Niektórzy mówili, że heretykiem. Mag wiedział, że przeznaczenie i Wichry magii różnie dotykają ludzi nawet tych niedoświadczonych mocą… a może to jednak była sprawka Pana przemian?

- Guntrich… oleum. Oleum i więcej inkaustu, więcej pergaminu.

Zwrócił się do swego podopiecznego a ten wstał i ruszył po zapasy. Friedrich również wstał ale by się ukłonić szanownemu, choć lekko oderwanemu od rzeczywistości autorytetowi naukowemu. Co z tego, że zajmował się filozofią, historią i czystą teorią magii?

- Ave Profesorze.

Starszy mężczyzna spojrzał na ucznia Ambrosia jakby dopiero teraz go zobaczył. Nie dało się wiele odczytać z jego oczyi twarzy poza tym, że zdecydowanie przydałby mu się odpoczynek…

“...i panienka.” - odpowiedział w myślach współczująco młody mag.

- Ave młodzieńcze… - powiedział jakby nie rejestrując rzeczywistości w pełni - ...co was przeniosło?

- Przygotowania do badań naukowych Profesorze. Przygotowuję się do projektu dla Mistrza Ambrosio. - odpowiedział konkretnie Zimmer i wskazał na stół zastawiony księgami. Tymi już otwartymi i stosach, kupkach, po rozkładanych wszędzie pergaminach i butelek z inkaustem, piórami, oraz węglem.

- Ambrosio? - zapytał zdziwienie akademi jakby nie do końca orientując się o kim mówili. Widać było, że ledwo trzymał się na nogach.

Magister jadeitu nie odpowiedział, bo przyszedł pomocnik Profesora niosąc gąsiorek, plik pergaminów i małą torbę na ramieniu z które wystawały kolejne karty i zapewne atrament. Widząc stan swojego mentora powiedział do starszego ucznia.

- Friedrich, wybacz, ale potrzebna jest moja pomoc.

Ten skinął głową, a dwójka bibliotekarzy odchodziła w kierunku ‘gabinetu’. Dało się tylko słyszeć proste i nad wyraz skołowane pytanie Horacego skierowane do okrągłego mężczyzny.

- Kto to Friedrich?

Drzwi się zamknęły, a czarodziej nie mógł odpuścić okazji. Sięgnął po kilka pergaminów i włożył je do plecaka razem z butelką inkaustu, a następnie wrócił do swojej pracy badawczej… Rośliny, zwierzęta… Pytaniem pozostawało, co było, a co nie trujące i jakie cechy wspólne dało radę jeszcze znaleźć. Wiedza na wagę złota.


Przechadzki po porcie

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; wczesny wieczór
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Port

Było już późno… ale ślęcząc nad księgami z zwojami pergaminów niczym w fortecy stworzonej z skrawków muru obronnego przydatnej i wielce użytecznej wiedzy Friedrich stwierdził, że chciałby coś sprawdzić. To czego pragnęła jego dusza to plotka. Nad wyraz realistycznie niebywała plotka.

Jeśli statek którym tu przypłynął rzeczywiście zawitał w porcie to coś musiał być na rzeczy. Na kontynent płynie się dwa miesiące z hakiem w jedną stronę. Zależy od wiatrów i prądów, a z tego co słyszał łatwiej dopłynąć do Lustri niż z Nowego Świata tam… po cichu liczył, że załodze nic poważnego się nie stało. W końcu, Krwawa Róża może i nie należała do największych łajb, ale zdecydowanie nadrabiała szybkością i zwrotnością!

Tak więc przechadzał się po porcie w który nie raz witał przywitać załogi i zasięgnąć języka. Ostatnio? Wyprawa go trochę wybiła z rytmu. Musieli przepłynąć na dniach… nie inaczej. Chodził i pytał ostatki przemieszczających się dokerów i tragarzy i delikatnie mówiąc opinie były jak zwykle bardzo rozbieżne, a nawet wykluczające, czy graniczące z bajaniem.

Jedni mówili, że się zesrało i musieli wracać. Inni, że spotkali po drodze Czarną Arkę Mrocznych Elfów i ich pokieraszowało. Inni, że wicehrabina ich wynajęła by coś dla niej załatwili… jakiś kurs na południe czy coś. Pojawiły się też plotki, że wypłynęli zapolować na wieloryby. Tak czy inaczej jedyną pewną informacją było, że wrócili z ciężkimi skrzyniami i beczkami, a okręt był uszkodzony i stał w naprawach. Co ciekawe kapitan de Vespario z załogą miała zawinąć do portu ledwo co wstawał świt dnia wczorajszego… nietypowe.

Jaka była prawda? Nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Gdzie jednak dzielna załoga składająca się niemal wyłącznie z samych kobitek się zabunkrowała nikt nie wiedział. Mogło być, że siedziały na statku, ale w to wątpił… choć dostrzegał świecące się latarnie pozycyjne na pokładzie. Fakt, głupio by było zostawiać okręt bez straży…

Stwierdzając, że niewiele da się zrobić na tą porę i będąc świadomy jutrzejszej aukcji perły dziczy powracał do swego miejsca zakwaterowania. Jeszcze będzie czas, a skoro dziewuszki tu były to i gwarantem pojawią się na prezentację i sprzedaż najgorętszego towaru w całym Porcie Wyrzutków. Musiał się tylko upewnić, by być wyjątkowo wcześnie w ten dzień targowy… w tym koglu moglu kultur i osobowości spod winkla można było znaleźć niezłe perełki które sporadycznie doświadczały widoku publicznego. I nie, zdecydowanie nie koniecznie mówił tu o materii nieożywionej...

Wieczorne spotkanie

Czas akcji: 2525.XI.33 abt; wieczór
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Kompleks Wieży Magów

Powrót do miejsca noclegu był oczywiście kwestią czasu. Zdecydowanie przez tą całą wyprawę wracał później. Wcześniej? Był tu niemalże na bieżąco, a teraz? Kolejny wypad na miasto i kolejny powrót. Ściemniało się, a może już było ciemno? Ciężko powiedzieć, gdy w miarę dobrze widzi się w ciemnościach, ale obstawiał, że było już niesamowicie blisko nocy… kolory się zmieniały, zasięg wyraźnego widzenia też...

Wtedy dostrzegł postać przy studni. Stała wpatrzona w jej głębie, a jak okiem sięgnąć ni żywej duszy. Przystąpił lżej podchodząc. Lekko z boku, a gdy był już blisko dostrzegł że była to Camilla, lecz o przygnębionej postawie. Też jedna ze służek. Młodziutka, bardziej towarzyska i przebojowa niż Elke. Robiła w kuchni, choć z tego co wiedział to… hmm...


- Cam? - zapytał cicho i troskliwie dziewczynę, a ta wyrwana z zamyśleń, aż podskoczyła by na niego spojrzeć poprzez zapadająco wokoło coraz gęstszą i gęstszą ciemność.

- Fried? - zapytała cicho i niepewnie. Ten cichy ton miał im towarzyszyć do końca.

- To sam i jedyny. Co się stało? Nie widziałem Ciebie tak smutnej. - powiedział ciepło i łagodnie stojąc już przy niej - Znowu pokłóciłaś się z tym swoim gachem?

- Ja… - powiedziała smutno spuszczając lekko wzrok i patrząc na bok - ...zerwaliśmy.

- W końcu dowiedziałaś się, że sypiał z tą zdzirą z doków? - zapytał łagodnie, ale nad wyraz bezpośrednio Magister… cóż, nie była to do końca prawda z tego co wiedział, ale…

- Co? - dziewczyna była prawdziwie zaskoczona. W swoim niedowierzaniu patrzała na niego z tymi oczami - Jak to...? ...on...? ...a chciał bym mu… oh dzięki Rhyi, że zerwaliśmy nim…

Przyłożyła dłoń do ust.

- Cam.. - powiedział troskliwie jej imię zdejmując przy tym powoli płaszcz

- ..Oleg to łajdak niewarty przeziębienia. Jesteś dużo lepsza tych wszystkich dziewczyn które mamił.... - mówił skracając jeszcze bardziej dystans i okrywając ją przyjemnym w dotyku materiałem - ...jesteś bystra. Masz złote serce i siłę by się przeciwstawić i chronić to co jest twoje i tylko twoje. Nikt nie ma żadnego prawa Ciebie do niczego zmuszać… zrobiłaś co ci mówiło serce w zgodzie ze sobą. Naprawdę się cieszę.

Dotyk jego palców, ciepło słów. To jak jego dłonie spoczęły na jej ramionach w dodającym otuchy i opiekującym geście. Czuł przez jej cienkie, dostosowane do tropików ubranie jak lekko dygocze w środku.

Spojrzała na niego z nadzieją i niepewnością zarazem, a policzki nabrały lekkich rumieńców.

- Ja… - zaczęła, ale po chwili ciszy zapytała - ...dlaczego mi nie powiedziałeś? Fried?

- Posłuchałabyś się? Byłaś wpatrzona w niego jak w obrazek… - zauważył ze smutkiem młody mężczyzna.

- Na… naprawdę?

- Tak trochę? - zapytał dając do zrozumienia, że jednak nie było to trochę i powiedział czule - Chodźmy do środka. Nie chciałbym byś mi zmarzła… usiądziemy, odpoczniemy w cieple.

- Mhm… - pokiwała głową na zgodą kiedy stanął obok niej i prowadził ją w kierunku dormitoriów uczniów kładąc dłoń na jej plecach nieco ponad pasa.

Weszli do jego pokoju. Prosty, acz dobry. Nie za duży nie za mały… tylko miejsca było mało. Oprócz stolika, łóżka pod oknem i szafki, oraz krzesła nie było za wiele miejsca. Wina doniczek. Podszedł z nią do łóżka i posadził ją na nim samemu zapalając świeczkę i zamykając drzwi. Gdzieś za którąś ścianą dawał znać o swoim istnieniu Uczeń Maurice z Kolegium Złota. Ten to spał jak kamień...

Usiadł przy niej. W świetle było widać, że była zmęczona i smutna. Spojrzał jej troskliwie w oczy kładąc dłoń obok uda. Rozmawiali o przyziemnych sprawach. Trochę się nawet żaliła, ale nawet to nie pomogło jej się w pełni zrelaksować.

- Ambrosio mnie zabije, ale… - westchnął cicho - ...mam coś co może Tobie pomóc. Chcesz?

- ...ale co? - zapytała niepewnie patrząc na niego z niezrozumieniem.

- Widzę, że się stresujesz i myślisz o tym. Zapalmy. Poczujesz się lepiej… taki nasz mały sekret.

- Czuje się dobrze. - broniła się dziewczyna patrząc na bok.

- Oczywiście... - przyznał jej rację - ...w takim przypadku poczujesz się zajebiście.

Zerknęła na niego nieśmiało wyraźnie się zastanawiając.

- To bezpieczne?

Chłopak pokiwał powoli głową, a ona uśmiechnęła się delikatnie i niezręcznie. Fried wstał powoli i podszedł do stolika sięgając po sakiewki i słoiki by skręcić blanta według najnowszej receptury… nieco większego. Kiedy skończył zapalił, zaciągnął się przetrzymując w płucach słodki, delikatny dym który powoli wypuścił pod sufit. Usiadł obok niej. Tym razem bliżej wręczając ziołową używkę którą wzięła w dłoń.

- Zaciągnij się i przytrzymaj w płucach, ale nie w gardle. Poczujesz się zrelaksowana jak nigdy. - poinstruował i zapewnił ją łagodnie. Spojrzała na niego i zrobiła jak zalecił.

To był dobry towar. Ta receptura spełniała swoją rolę całkiem nieźle. Dokładnie to czego potrzebowała dziewczyna. Znów rozmawiali, cicho i tym razem z o wiele większym spokojem i relaksem. Bliżej siebie zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Podśmiechując się i uśmiechając w dobrym może nawet lekko figlarnym tonie. Opierała głowę na jego ramieniu tak jakby wtulona w jego bok, lecz z każdą chwilą zdawała się powoli odpływać, gdy tak siedzieli na sienniku…

- F… Fried? - zapytała bardzo cicho i nieśmiale.

- Hmm? - było jedynym dźwiękiem który z siebie wydobył gładząc delikatnie jej plecy przez cienką tunikę którą miała na sobie. Druga dłoń na jej dłoni. Było mu dobrze, ale…

- Co... chcia..łbyś…?

Młodzieniec uśmiechnął się lekko i spojrzał na nią z niewinnym pytaniem w oczach. Nic jednak nie powiedział. Jej oddech, widocznie zrelaksowane ciało… spała. Westchnął cicho i ostrożnie obrócił się kładąc ją na łóżku. Zgasił świeczkę, a w powietrzu uniósł się zapach gaszonego knota i wosku. Następnie powoli i z uwagą godną kaligrafa zdjął jej sandały i położył się obok niej na łóżku od strony drzwi. Przykrycie kocem było miłym dodatkiem.

Musiał przyznać, że była taka bezbronna i urocza… leżąc tak blisko, ciało przy ciele, gładził delikatnie jej bok, bioderko, udo i znów w górę wkładając dłoń pod tunikę. Dotyk jej młodego ciała, jej ciche westchnięcie mieszane z jękiem przez sen. To jak podświadomie szukając ciepła i bliskości wtuliła się w niego, a on zachęcił i pozwolił by położyła głowę na jego ramieniu. Oczywiście, że nie powinien. Głupio powtarzać stare błędy… pamiętał tamtą pogawędkę, może nawet i opierdol… był jednak z Kolegium Jadeitu które miało swoją specjalność do której się nie przyznawało i niejedna młódka szukała pomocy właśnie w tych sprawach. Częściej u guślarzy co prawda, ale ile guślarzy zostało przyjętych w szeregi? Wystarczyłby tylko... Amulet…

Powiedziała coś cicho i niewyraźnie mamrocząc przez sen na co przegryzł wargę w zadowolonym uśmiechu. Powoli cofnął dłoń, poprawił jej tunikę. Otulił ramieniem w pasie i przylgnął do niej tak jak ona do niego. Mógłby się przyzwyczaić do posiadania swojej kobiety… całkowicie i niezaprzeczalnie swojej… choć czy chciał się ograniczać?

Myśl posiadania na własność kilku bliskich, bardzo szczególnych przyjaciółek łamane przez dziewczyn czy partnerek przeszła mu przed oczami jak żywy obraz… w końcu było tyle uroczych dziewcząt… a i on nie narzekał w tej sferze. Mógł im pomóc się otworzyć, rozwinąć skrzydła… Nie ukrywał też przed sobą, że byłoby to bardzo przyjemne. Nie interes, jak ostatnimi czas, ale… W sumie to miał parę dziewcząt na oku na których mu całkiem zależało jako dziewuszkach. Może… Ta prosta, przyziemna myśl wyparła trudy i nieprzyjemności dnia gdy odpływał w sen… dobry sen w dobrym i jakże obiecującym towarzystwie.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline