Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 20:12   #20
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny Efcia, Marrrt i MG

przedpołudnie; karczma “Róg obfitości”


- Och, jest Pan taki nieoceniony. Prawdziwa podpora i przyjaciel - rzekła baroness z pełnym podziwem. - Nie wiem jak ja poradziłabym sobie bez pańskich znajomości i umiejętności - dodała, a na jej policzkach pojawił się rumieniec.

Lustria była wymarzonym miejscem dla niziołków. Z ich kulinarnym talentem i żyłką łowcy przygód, która objawiała się eksperymentowaniem, osiągały niesamowite efekty. Dla przykładu dżem z owoców, zwanych tu karambolami w połączeniu z zimną, wolno pieczoną wieprzowiną, sprawiał, że nawykły do skromniejszych posiłków Cesar, zaczął doceniać śniadanie jako przyjemność.
- Zaiste panie von Hiendenmit - dodał Cesar, który w przeciwieństwie do Iolandy nie pokrył się pąsem - Ma pan imponujące koneksje. Od dawna bawi pan w Porcie Wyrzutków?

- A już któryś sezon. Chętnie wprowadzam takie nowe osoby z towarzystwa w tutejszy świat. Sam pamiętam jakie tu wszystko było dla mnie dziwne i nowe gdy tu przybyłem po raz pierwszy. I ten deszcz i gorąc! Całkiem inne niż w starym kraju. Ta dżungla też niby taki las a jednak całkiem inny niż u nas. Ryby. Niektóre morskie ryby są podobne jak u nas. Wreszcie coś znajomego. - Ralf uśmiechnął się i odpowiedział całkiem pogodnie na te pochwały i pytania. Mówił jakby sam jeszcze bardzo dobrze pamiętał jak to jest być nowym w tym mieście i kontynencie.

- Oby więcej takich bezinteresownych osób jak pan, szlachetny panie von Hiendenmit - baronessa ruchem ręki przywołała jedną ze służebnych kręcących się po sali, zamówiła więcej wina.
- Oczywiście zje pan z nami - nie była to prośba czy pytanie. W swym tonie dawała do zrozumienia, że odmowa przyjęta nie będzie. - I opowie co de Rivera powiedział. A później o sklepie z papugami.

- Tak pięknej prośbie z tak pięknych ust tak pięknej kobiety nie śmiałbym odmówić. Zapewne mało kto by śmiał. - młody szlachcic skłonił się z galanterią i z równą galanterią przyjmując to zaproszenie. Kelnerka zaś podała im zamówione wino na chwilę przerywając ich rozmowę po czym wróciła za szynkwas i zniknęła na zapleczu by donieść resztę potraw. Z tego skorzystał Ralf aby mówić dalej.

- A z kapitanem de Rivera właściwie więcej nie ma co opowiadać. Urządził sobie kwaterę w “Wesołym kordelasie”. Tam prowadzi rozmowy z tymi co wyrażają chęć dołączenia do ekspedycji jego patronki. Tam go spotkałem i porozmawiałem. Przez moją skromną osobę wyraził chęć na zaaranżowanie spotkania z tobą, łaskawa pani. Więc chyba wszystko gotowe, wystarczy się tam udać. Mogę pani i kawalerowi Arrarte naturalnie towarzyszyć w tym spotkaniu. - Ralf zaoferował swoje usługi w pośredniczeniu w tym spotkaniu o jakim rozmawiali.

- Czy z Portu Wyrzutków wyruszały już wcześniej niezwiązane z łowiectwem wyprawy w głąb dżungli? - Spytał Cesar. Kwestia towarzystwa Ralfa podczas spotkania leżała w gestii baronessy - Być może kapitan de Riviera jakąś już prowadził?

- To dobre pytanie - Iolanda zgodziła się z Cezarem.

- Z tymi wyprawami to trochę nie tak postawione pytanie. - temat wywołał lekki uśmiech na twarzy Ralfa. - Co jakiś czas ktoś wpada na pomysł wyprawy w głąb dżungli. Chyba raz na rok czy dwa jest jakaś większa wyprawa. Ale mało kto wraca z takich wypraw. Jak już to ci co nie zapuścili się zbyt głęboko albo byli chorzy czy ranni i wrócili do miasta. Niewielu wraca z głębi. - wyjaśnił jak to bywa z tymi wyprawami w trzewia tropikalnego kontynentu.

- Ostatnia grupa wyprawiła się… bo ja wiem… z tydzień albo dwa przed waszym przybyciem. To będzie jakieś trzy albo cztery festagi temu. Jacyś konkwistadorzy, głównie Estalijczycy. Ale jakoś nic o nich nie słychać by ktoś wrócił. - mówił jakby starał sobie przypomnieć to zdarzenie sprzed paru tygodniu co z tych wypraw było chyba najświeższe.

- Nie wróżę im powodzenia. To jeszcze była pora deszczów. Ta wicehrabina i kapitan rozsądniej do tego podeszli bo teraz będzie tych deszczów mniej. Zawsze na przełomie starego i nowego roku jest ich mniej. Taka tutejsza zima. - pokręcił głową gdy chyba nie oczekiwał, że ta wcześniejsza wyprawa Estalijczyków wróci z jakimiś sukcesami.

- A kapitan de Rivera no to kto go tam wie? To znaczy jak posłuchać plotek to o matko, w czymże on nie brał udziału! Po obu stronach oceanu. W ekspedycjach na lądzie również. - zaśmiał się wesoło jakby trudno było mu oddzielić legendę od faktów.

Słowa von Hiendenmit o de Riverze wywołały lekki uśmiech na twarzy baronessy. Plotki zawsze są przesadzone. A gdy wychwalają ich bohatera on sam jest ich siewcą.
- Wiesz może panie von Hiendenmit Co skłoniło wiceharbinę do powierzenia wyprawy akurat Carlosowi de Riverze? - Zapytała Iolanda.

- Obawiam się, że aż tak się nie spouflam z łaskawą wicehrabiną ani panem kapitanem aby wiedzieć takie rzeczy. - Ralf pokręcił głową i upił ze swojego kubka. Przyznał się jednak bez oporu to swojej niewiedzy w tym temacie. Wyprostował się nieco na swoim kawałku ławy bo wróciła kelnerka roznosząc z tacy na stół zamówione potrawy do tego dzisiejszego śniadania.

Temat Riviery wydawał się Cesarowi po tych słowach ślepym tropem. Kapitan, zdawał się wzorem dla młodego nordlinga, choć na plus należało mu poczytać iż nie zmyślał więcej niż mógł w rzeczywistości o nim wiedzieć.
Wziąwszy przyniesiony dzban wina zaproponował Iolandzie po czym nalał i sobie.
- A ci estalijscy konkwistadorzy? To interesujące. Z pewnością dowodził nimi ktoś znaczny?

Baronessa kiwnęła delikatnie głową w podziękowaniu.

- A to byli ludzie kapitana Rojo. Maurizio Rojo. Wyglądali na tęgich zabijaków. Przynajmniej większość z nich. Przypłynęli z pół roku temu i jakoś nie bardzo się wyróżniali. Co prawda mówili, że pójdą w dżunglę i odkryją wielkie skarby, złoto i tak dalej no ale kto tak nie mówi? Zresztą mówili tak przez pół roku no to kto by to brał na poważnie? No ale w końcu się zebrali, poszli no i na razie to tyle ich widziano. - Ralf machnął dłonią dość lekceważąco ale jednak trochę dało się wyczuć zdziwienia jak ci konkwistadorzy postanowili przemienić słowa w czyn i ruszyć w tą mroczną i wilgotną dżunglę.

- Jakby ktoś, lub coś ich do tego nagle zmotywowało? - Dopytywał Cesar widząc mieszane uczucia z jakimi Ralf wypowiedział ostatnie zdanie.

- Nagle? - W głosie de Azuara dało się wyczuć rozbawienie. - Te opoje przez pół roku przepijały kasę na wyprawę. A gdy skarbczyk zaczął świecić pustkami ruszyli w głąb lądu z nadzieję na łatwe łupy. - Baronessa machnęła ręką tak jakby odganiała natrętnego owada. - Nie ma co liczyć, że wrócą. Rodzina płakać po nim nie będzie.

- Opoje? - Cezar, który akurat łykał wina, wysiłkiem siły woli powstrzymał zakrztuszenie, a gdy trunek spokojnie już trafił gdzie miał to przeznaczone, Novareńczyk zaśmiał się bodaj pierwszy raz. - Rozumiem baronesso, że to nie pierwszy raz gdy słyszysz to nazwisko. Czy wie pan może panie von Hiendenmit, którą oberżę owi opoje obdarowali swym skarbczykiem?

- Znam ich. Nie warto o nich tutaj więcej mówić - baronessa skwitowała krótko zdziwienie jaki wywołał na Cezarze przedstawiony przez nią obraz kapitana Rojo.
- Proszę kontynuować panie von Hiendenmit - zachęciła swojego gościa z Imperium do odpowiedzi na pytanie postawione przez szermierza.

- Szczerze mówiąc to nie wiem co ich w końcu skłoniło do tej wyprawy. Nie mogę powiedzieć byśmy biesiadowali przy jednym stole czy nocowali w tej samej karczmie. Ot, czasem coś o nich dało się usłyszeć, że to czy tamto. - młody szlachcic przyznał, że widocznie owi konkwistadorzy jakoś się z nimi nie przesiadywał zbyt często o ile w ogóle.

- Ale pamiętam, że z parę dni wcześniej przypłynął statek z Estalii. Może to miało coś wspólnego? Wcześniej urzędowali najwięcej w “Starym piracie” i “Pełnej baryłce”. To może tam ktoś jest bardziej zorientowany w ich sprawie. - dodał widząc, że temat krajan jacy wyruszyli w głąb dżunglę zainteresował dwoje Estalijczyków.

- Jeszcze jeden statek z Estalii? - Novareńczyk uniósł brew w zdziwieniu ocierając ostatecznie usta serwetką. I zdziwienie to było nieudawane. Dzika Lustria cieszyła się ostatnio coraz większym zainteresowaniem iberyjskich księstw. A zważywszy na koszty takich przedsięwzięć nie wyglądało to na przypadek - Wielka szkoda, że nie znamy nikogo kto dałby radę się dowiedzieć w kapitanacie, jakichż to pasażerów przywiózł ten ostatni okręt, prawda baronesso?

- Tak panie Arrarte , to zaiste niezwykłe, że w tak krótkim czasie tyle okrętów z jednego miejsca się tu pojawiło - odparła wywołana do odpowiedzi kobieta. - I rzeczywiście warto byłoby dowiedzieć się tego. Nie chciałabym zbytnio wykorzystać cię, drogi Panie von Hiendenmit, ale czy człowiek o tak szerokich koneksjach byłby się w stanie czego na ten temat dowiedzieć? - Zapytała Iolanda z wielką nadzieję w oczach, starając się ukryć zakłopotanie wynikające z faktu, że musi swojego gościa obciążyć jeszcze jednym zadaniem.

- No może to nie jest Marienburg czy któryś z naszych wielkich portów ale jednak dość regularnie przypływają statki z tamtej strony oceanu. Nie tylko z Estalii. - naturalizowany tubylec zwrócił uwagę na to, że przypłynięcie statku zza oceanu aż tak wyjątkowe nie jest. Nawet jeśli ruch nie umywał się do tego co staroświatowcy znali z własnych portów.

- No i miałbym popytać o tego Rojo i jego wyprawę? No mogę spróbować. Ale niczego nie obiecuję. A na razie bardzo dziękuję szanownemu państwu za tą gościnę. Śniadanie było przepyszne. Ale obawiam się, że obowiązki mnie wzywają. - Ralf z typową dla siebie kurtuazją zaczął procedurę pożegnalną bo przecież nie wypadało komuś z towarzystwa tak po prostu wstać od stołu i odejść po dwóch słowach pożegnania.

- Cała przyjemność po naszej stronie - odparł nordlingowi Cezar po czym widząc wyzierający z jego słów sceptycyzm dodał - Jeśli miałoby to panu przysporzyć trudności panie von Heidenmit, lub postawić w niezręcznej sytuacji, to proszę oczywiście potraktować prośbę za niebyłą. Znajdziemy z baronessą inny sposób by zgłębić tę sprawę.
Ton jednak tej wypowiedzi był bardzo formalny co miało bardzo konkretne zadanie wzbudzenia w młodym fircyku chęci udowodnienia swojej zaradności.
- Tymczasem udamy się do kapitana Riviery.

- Tak panie von Hiendenmit. Proszę nie robić sobie kłopotu. I mam nadzieję, że jeszcze nas pan odpowiedzi - Iolanda pożegnała mieszkania Imperium.

- Dziękuję za wyrozumienie. Jeśli się czegoś dowiem w sprawie kawalera Rojo to na pewno nie omieszkam o tym państwa zawiadomić. - Ralf skłonił się na pożegnanie po czym odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia zostawiając dwójkę Estalijczyków przy stole.

Gdy słudzy wynosili naczynia, Cezar zwrócił się do Iolandy.
- Nie wydaje mi się by to był przypadek z tym statkiem. Ilość statków które tu przybijają zapewne nie jest mała. Ale skoro siedzieli tu pół roku i wyruszyli bez specjalnych przygotowań po przybyciu tego konkretnego, to sądzę, że mieli ku temu ważki powód. Jeśli chcesz pani przyłączyć się do ekspedycji de Riviery, który jak plotka niesie trzyma u siebie jakiegoś Estalijczyka z dżungli to… ciekawe czego dowie się pan von Hindenmit. Tymczasem jak tylko będziesz pani gotowa, pójdziemy do kapitana.
- Potrzebuję tylko kilku chwil panie Arrarte - odparła mu Iolanda. - Zgadzam się z pana tezą, że to nie mógł być przypadek. Na odpowiedzi musimy jednak poczekać.
Cezar nie musiał zbyt długo czekać na Iolanda. Ta już w prostej, acz podkreślajacej jej walory sukni zeszła do niego. Wszak była to wizyta u zwykłego kapitana a nie bał u księżnej D'Ovar.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline