Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 21:15   #323
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Na wiele pytań porucznika Woods odpowiadał "Nie wiem" lub "Nie mogę powiedzieć". Z pewnością nie powodowało to u francuskiego oficera zadowolenia. Ale co innego mógł Anglik zrobić? To był zwykły frontowiec, który każdego dnia mógł się dostać do niemieckiej niewoli. Nie miał prawa znać żadnych szczegółów jego misji. Na szczęście rozpoczynające się działania wojenne wybiły mu z głowy dalsze przesłuchanie. Wsadził swojego jeńca do motocykla i kazał wywieźć.

Kolejna nocna podróż nie należała do przyjemnych, ale Anglik, jak gdyby nie był sobą, nie narzekał. Zresztą o wiele większy powód do tego miał spotkać już wkrótce. Kapitan Metivier przepytywał go, zdawać by się mogło, przez całą wieczność. Woods jednak także i tym razem był potulny, i starał się odpowiadać możliwie wyczerpująco na zadane pytania, chyba że na jakieś nie mógł odpowiedzieć.

- Imię i nazwisko?

- Andre de Funes.

- Data urodzenia?

- 22 listopada 1891.

- Stopień?

- Sierżant żandarmerii.

- Numer identyfikacyjny?

- 0 575 00668.

- Jak znaleźliście się w Abbeville?

- W wyniku katastrofy naszego samolotu na wschód od miasta. Wydostaliśmy się z wraku i próbując uniknąć obławy, trafiliśmy do jakiejś wioski, nazwy nie znam. W każdym razie w jej centrum znajduje się kościół z dość wysoką wieżą, którą Niemcy używają jako punktu obserwacyjnego, albo punktu kierowania ogniem. Widzą stamtąd drugi brzeg rzeki, a sadząc po odgłosach, gdzieś w pobliżu musi znajdować się przynajmniej bateria artylerii. Korzystając z pomocy miejscowych dotarliśmy do Abbeville, gdzie schroniliśmy się u krewnych naszych nowych znajomych, a w nocy przeprawiliśmy się przez rzekę.

- Jaki samolot?

- Nie znam się na tym. Zdaje się, że był to Vickers Wellington, ale pewności nie mam. Zasłyszałem gdzieś tę nazwę.

- Jaki numer lotu?

- Kapitan mnie o tym nie poinformował. Byłem tylko pasażerem, jednym z trzech.

- Kto był pilotem?

- Kapitan Arthur Ashley.

- Kiedy miał miejsce start?

- W nocy z 26-ego na 27-my. Godziny nie pamiętam.

- Z jakiego lotniska?

- Northolt.

- Kiedy się rozbiliście?

- Nie patrzyłem na zegarek. Jakieś dwie godziny po starcie. Jeszcze przed świtem.

- Co robiliście od momentu katastrofy?

- Jak wspomniałem, najpierw dotarliśmy do wioski, gdzie rozdzieliliśmy się. Ocaleli członkowie załogi, których było dwóch, odmówili zdjęcia mundurów, ze strachu przed oskarżeniem o szpiegostwo. Postanowili przedzierać się niezależnie od nas, nie wiem co się z nimi stało. Ja, z moimi towarzyszkami, dotarliśmy do Abbeville, a potem pod osłoną ciemności, skradzionymi łodziami, na drugi brzeg rzeki. Tam w lesie zgubiła się jedna z nich. Drugiej kazałem iść dalej, a sam wróciłem, próbując odnaleźć zagubioną. Nie udało mi się tego dokonać, ani przed końcem nocy, ani w trakcie dnia. Cudem chyba tylko uniknąłem wykrycia przez Niemców. Gdy zapadła kolejna noc, znów miałem szczęście. Niemiecki motocyklista zatrzymał się nieopodal. Zabiłem go, ukradłem mundur i motocykl, po czym wyrwałem prosto w kierunku frontu. Nasi chłopcy mnie ostrzelali, ale nie zabili. Ale to już zapewne pan wie, panie kapitanie.

- Czy ktoś wam pomagał przez ten czas?

- Miejscowa rodzina. Nazwiska nie podam, na wypadek, gdyby miał pan zamiar je zapisać. Nie chciałbym ryzykować, że te notatki, z nazwiskiem moich wybawicieli, dostaną się w ręce okupantów. Chociaż tak mogę się im odwdzięczyć.

- Jakie jednostki niemieckie widzieliście po tamtej linii frontu?

- Widziałem emblemat 2-ej Pancernej.

- Gdzie dokładnie?

- W tej wiosce, widniał na łaziku, który tam przyjechał. Mogę wskazać na mapie, ale nazwy nie znam.

- Czy coś w zachowaniu Niemców albo Francuzów po tamtej stronie frontu rzuciło wam się w oczy?

- Francuzów? Nie, może tylko wiara w ostateczne zwycięstwo. U Niemców widać jakąś nerwowość, niepewność, być może zmęczenie działaniami wojennymi.


Woods nie poruszał tematów, które jego interesowały najbardziej. Nie dopytywał się o Noemie i Birgit, nie prosił o kontakt z Londynem, nie poganiał przesłuchującego oficera. To wszystko mogło jedynie spowolnić bieg wydarzeń, ale nie mogło go powstrzymać. Dlatego Anglik grzecznie odpowiadał i czekał do końca. Dopiero wówczas zadał kilka pytań i zaproponował skontaktować się z Londynem. Woods przytomnie jednak nie mówił ani słowa o Spectrze, podobnie jak o swoim zadaniu. Na to wszystko otrzymał jedynie odpowiedź "Sprawdzimy to", po czym odprowadzono go do celi.

* * * * *

W końcu udało się jej dojść do siebie. Ostatnie dni były wykańczające i miło było w końcu mieć pełen brzuch i nie marznąć. Miała też nadzieję, że szybko zapadnie decyzja o jej dalszych losach. Gdy otworzyły się drzwi spodziewała się ujrzeć w nich kolejnego wojskowego. Widząc jednak Woodsa nie kryła zdziwienia.

- O… witaj! - Mimo iż niezbyt przepadała za starszym mężczyzną ucieszył ją jego widok. - Jak tam.. Udało ci się? Jak tu dotarłeś?

Widok Noemie zaskoczył Woodsa tak mocno, że ten wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Po to tylko się rozdzielili, próbowali znaleźć Birgit, jednocześnie nie opóźniając misji, żeby spotkać się znów parę, może paręnaście kilometrów dalej, co więcej będąc więźniami francuskich sojuszników. To wszystko było nie tylko przepełnione ironią, ale nawet pomimo powagi sytuacji, najzwyczajniej w świecie przezabawne. Gdy się trochę uspokoił, dotknął ręką swojej obandażowanej głowy, na której wciąż miał guza po motocyklowej kraksie i odpowiedział na ostatnie pytanie Belgijki:

- Ledwo - rzucił i usiadł na wolnym łóżku. - Jak widzisz, nie obyło się bez przebieranek, musiałem też przejść przyspieszony kurs jazdy motocyklem, ale jakoś poszło. Niestety nie znalazłem naszej przyjaciółki, kamień w wodę. Nie wiem nawet czy wpadła w ręce Niemców, wróciła w kierunku Abbeville, czy może zgubiła się w tym lesie na dobre.

Noemie zamilkła gdyż pytanie o Birgit było kolejnym, które chciała zadać.

- To mam jeszcze większą nadzieję, że potwierdzą szybko naszą tożsamość - Belgijka skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała przez znajdujące się w pokoju okno.

- Szkoda, że nasz gospodarz nie przedstawił się z jakiej jest jednostki. Jeśli to komórka dywizyjna, nie powinni mieć wielu podobnych spraw, chociaż mogą mieć problemy w kontaktowaniu się z Londynem. Im wyższy szczebel, tym łatwiejszy kontakt, ale też więcej “konkurencyjnych” spraw.

- Najważniejsze by nas puścili i by jak najszybciej kontynuować podróż - Noemie wzruszyła ramionami i spojrzała na drzwi oczekując na wieści.

- Na twoim miejscu nie spodziewałbym się wieści zbyt szybko - rzekł Woods, którego uwagę poświęciła szafa. W niej mógł znaleźć jakieś ubranie, którym mógłby zastąpić szwabski mundur.

* * * * *

Przy pożegnaniu z Metivierem Woods był milczący. Trudno mu było ukryć, że cieszy się z ich rozstania. Oczywiście wiedział, że Francuz tylko wykonywał swoją pracę, przyznawał nawet, że dość rzetelnie i wiedział, że musiał się z tym wszystkim liczyć, a jednak nie zaliczy pobytu w kapitańskiej gościnie do miłych wspomnień. Stracili tu wystarczająco wiele czasu. O tyle dobrze, że Anglikowi udało się porzucić szwabski mundur i dobrać sobie jakieś cywilne ubrania. Niezbyt eleganckie, niezbyt nowe, ale to wystarczało. Teraz czym prędzej trzeba było ruszać dalej.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 16-01-2021 o 22:17.
Col Frost jest offline