Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 21:46   #14
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Towarzystwo z Woodbury ruszyło więc po cichu na piętro, by zbadać ową dziuplę “Czerwonych Smoków”, i ukatrupić każdego kolejnego na swej drodze. A więc schodami na górę… a następnie korytarzem do źródła muzyki, do jednego z mieszkań w tej norze.

Drzwi z wymalowanym na nich, kolejnym absurdalnie nie-podobnym-do-smoka-smoku, nie były zamknięte. Wystarczyło więc po prostu nacisnąć klamkę i wejść. Nikt nie strzelał na dzień dobry, i nikogo w sumie w sporym, półmrocznym pokoju nie było. Okna przysłonięte nieco szmatami i resztkami zasłon, walało się tu wiele pustych flaszek i puszek, trochę śmierdziało na… skarpetki, było dużo śmieci w kątach, ubrań, rozsypująca się kanapa, jakiś cholerny dywan na podłodze. Odrobinę przytłumiona muzyka dobiegała z innego pokoju, zza kolejnych, zamkniętych drzwi.


Po zrobieniu paru ostrożnych kroków w tym miejscu, uwagę idącego na szpicy Jamesa, przykuł jednak jakiś ruch za zdezelowanym biurkiem. Zanim on sam jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, zza owego biurka - wciąż się za nim chowając - ktoś w milczeniu uniósł dosyć smukłe dłonie do góry, w geście poddawania się(?) co zauważyli już wszyscy.

James był o włos od pociągnięcia za spust. Kiedyś za kradzież konia wieszano i sprawcę, i jego wspólników. Kradzież motoru należało zaliczyć do tej samej kategorii. Ale to mogło poczekać. Lepiej było nie strzelać, skoro gdzieś tutaj kręcił się jeszcze jakiś mężczyzna. Lepiej było go nie informować o przybyciu "gości".
Machnął dłonią w stronę tego kogoś, przyzywając go (lub ją) do siebie.
- Zajmiesz się? - spytał szeptem Klarę, ta jednak nie reagowała, czekając aż owy "ktoś" wyjdzie zza biurka… i po chwili, wśród szczęku łańcucha, grzecznie na kolankach, z wciąż uniesionymi łapkami w górę, wypełzło kobiece coś.


Laska miała na sobie dziwaczną maskę, resztki jakiejś sukienki, i uczepiony do szyjki łańcuch, który biegł gdzieś do ściany. Przycupnęła na kolanach, na które też w końcu położyła dłonie, wyczekująco wpatrując się w przybyłych…
- Ciiiichoooo.... - szepnął James. W duchu dziękował wszystkim bogom, że nie ustrzelił bogu ducha winnej dziewczyny. - Potem cię uwolnimy. Ilu jest tych... Smoków? - spytał stale cicho. W odpowiedzi zaś, otrzymał najpierw potakujące kiwnięcie głową, a potem wyciągniętą w jego stronę dłoń z pięcioma palcami.
- Dobry Boże… - z ust medyczki wydarł się jękliwy szept. Wolała nie wyobrażać sobie co obca kobieta przeżyła, wystarczyło spojrzeć na odzierające z godności okowy oraz porwane szmaty… a zapewne było to i tak najmniejszą z przykrości jaka ją tu spotkała.
- Zostanę z nią - dodała szeptem. Najchętniej od razu wyprowadziłaby ją na słońce, opatrzyła, umyła i przebrała, a potem nafaszerowała lekami aby podarować choć kilka godzin błogosławionego snu bez snów i cierpienia.
- Uwolnimy cię jak skończymy z tamtymi - wyszeptał Lucas. - Siedź tu cichutko. Oriano chodź dalej z nami. Dziewczyna siedzi tu długo nic jej przez moment nie będzie.
- Może być ranna - lekarka odpowiedziała podobnym tonem, przenosząc spojrzenie na Gładkiego i zaciskając usta w wąską kreskę patrzyła mu w oczy ze spokojem.
- Pójdę jeśli chcesz… jednak wolałabym - sapnęła cicho. To nie był dobry czas na jej fanaberie.
- Wiem co byś wolała. Mamy robotę zaraz koniec. - Lucas pokazał na ostatnie drzwi palcem. - Zaufajcie mi poprowadzę nas. Oriano idź na końcu i osłaniaj nas. - jedyne drzwi były oczywiście przed nimi i szansa na przeciwników z tyłu była żadna. Lucas chciał jednak ulokować dziewczynę w bezpiecznym miejscu grupy. Gdy Lucas podszedł do drzwi przystanął na chwilę jakby nasłuchując.
- A tam ilu ich jest? - James szeptem spytał dziewczynę w masce, równocześnie wskazując drzwi, zza których dobiegała muzyka. Zamaskowana pokazała 2 palce…
Pięciu w sumie, trzech zabitych, 'melomanów' dwóch. A to znaczyło, że żaden 'Smok' nie kręci się w okolicy.
- Dzięki... - szepnął James. - Oriana zaraz ci pomoże.
Dołączył do pozostałych.
Lucas zmienił po chwili kolor na lekko czerwony. Jakby zobaczył coś czego zobaczyć mocno nie chciał.
-Dwóch nagich gości jeden posuwa drugiego. Na stole jest uzi i rewolwer. Proponuję wziąć ich żywcem. Jeśli któryś spróbuje sięgnąć po broń kulka na miejscu. Zrobili z dziewczyny niewolnika. Sami mogą być coś warci. Zaufajcie mi pytania potem zobaczę czy w drzwiach jest klucz lub przekręcony zamek. Jeśli nie wchodzimy na trzy i damy im nauczkę.
James spojrzał na Lucasa z całkowitym brakiem entuzjazmu. Miał mu zaufać? Lucas chyba w dzieciństwie upadł na głowę i to parę razy.
- Sam ich sobie bierz żywcem - odparł cicho. - Kula w łeb i koniec.
-Wiem, że jesteś ograniczony umysłowo.- Lucas nie miał problemu z obrażaniem Jamesa odkąd ten nazwał go "Palantem" - Ja zamierzam ich jednak minimum przepytać. Będziesz łaskaw nie przeszkadzać skoro nie zamierzasz pomóc? - po czym spojrzał na Klarę. - Pomożesz czy też uważasz, że najpierw strzelamy a potem pytamy?
- Ależ proszę.... Już raz nas omal nie zabiłeś, więc działaj - odparł James. - Nie będę ci przeszkadzać w realizacji tego planu.
- Jeden ci wystarczy - odpowiedziała Klara - strzelamy do tego, który posuwa. Drugiego będziesz mógł najpierw przepytać. Bezpieczeństwo przede wszystkim. To nie jest nasza misja - przypomniała.
-Zostanę z dziewczyną - Oriana wskazała brodą na więźniarkę - Sprawdzę czy...nie zrobili jej niczego, co wymaga natychmiastowej pomocy. Z dwoma sobie poradzicie - wzruszyła ramionami dość sztywno. W głowie widziała obraz dwóch mężczyzn... podczas stosunku. Z jednej strony czuła niesmak, z drugiej próbowała sobie przypomnieć, że póki nie robili sobie krzywdy to nic złego. Na koniec schyliła kark, drapiąc się po nosie. Dobry zabieg aby ukryć nagle poczerwieniałe policzki - Jednego powinniśmy przesłuchać. A nuż chowają tu jeszcze jakieś -zgrzytnęła zębami - Zabawki. I nie mówię o tych, które na co dzień trzymają w okrężnicy...i teraz ich wzajemnie szukają...i Jezu, lepiej zamilknę - westchnęła zażenowana.
- Weź pod uwagę, że ona może kłamać - powiedziała do Oriany Klara - wygląda jak ofiarą, ale równie dobrze może nią nie być. Niektórzy lubią takie zabawy. Nie uwalniaj jej sama - zaleciła. - Nie traćmy więcej czasu na pogaduszki - spojrzała na Lukasa. A Bob na te wszystkie dyskusje jedynie jakoś tak dziwnie westchnął, spoglądając na Lucasa… przystąpiono jednak w końcu do działania.
 
Sorat jest offline