Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2021, 23:57   #114
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Minęło około czterech godzin od napaści na Destiny, gdy coś znów zaczęło się dziać. Siedzący nieruchomo na dziobie nieumarły rycerz poruszył się. Powoli wstał i ruszył po pokładzie, po drodze pytając się Destiny o położenie kapitana statku i tam właśnie ruszył.
Po pokładzie płynęła czarna posoka z rozciętego korpusu potwora, którego to konstrukt oprawiał z pomocą narzędzi zebranych z pracowni. Była to ciężka robota, ale czaszka, mózg, oczy i kości półcienistego stwora warte były wysiłku. Komponenty te były dużo warte, choć sprzedaż ich wymagała znalezienia odpowiedniego odbiorcy. I dla Wędrowca były użyteczne wielce. Nic więc dziwnego że pracował z entuzjazmem. Zwłaszcza że już coś zdobył. Jak się okazało, na jednym z pazurów bestii tkwił magiczny pierścień. Automaton przyjrzał mu się, po czym odłożył na bok, zostawiając na później.
Kvaser sprawnie nożem pomagał rozprawiać stwory. Widać, że łączyły się w jego sposobie pracy dwie skrajności. Z jednej strony ruchy niziołka były pewne, szybkie, żywiołowe lecz dość dokładne, z drugiej odpadki energicznie rzucał na kupkę jakby z pewną złością. Być może niedawna walka trochę uspokoiła małego wojownika, który zawsze po szale był nieco bardziej zrównoważony.
Wprawne, wiedzieć coś o tym fachu oko, w mig uchwyciło, że Kvaser omijał fragmenty stworów które wymagały delikatniejszej, spokjnej obróbki. Widać było, że je zna, lecz spokojnie, zgrubnie odcina, nie uszkadzając biegnących czasem pod skórą, cennych gruczołów i nerwów, lecz bez żalu odkładał odkrojone fragmenty Wędrowcowi.
Imra z kolei tylko się przyglądała tej działalności. Spojrzała raz na Cromharga jakby chciała go zapytać czy się na tym zna i nie chce dołączyć, ale słowa na głos nie wypowiedziała.
Barbarzyńca oprawianiem nie wydawał się zaś zainteresowany. Potwór nie wyglądał smacznie, więc… barbarzyńca bardziej interesował się otoczeniem. Zareagował dopiero na pojawienie się ich pasażera w pobliżu.
Nieumarły rycerz nie okazywał odrazy, czy radości zbliżając się do nich.
- Czas się nasz kończy. Statek powinien skręcić na prawą burtę i przez kilka godzin lecieć w owym kierunku, do szcześcianu na którym tkwi czarny ziggurat. Tam się nasze drogi rozchodzą.- rzekł dudniącym głosem od razu przechodząc do sedna.
Mmho przyglądała się, raz po raz, z biernym zainteresowaniem poczynaniom Bezimiennego i Kvasera, więcej uwagi poświęcając otoczeniu. Lubiła zaszywać się w swojej kajucie, ale równie mocno przebywać na pokładzie, a teraz, po tym dziwnym ataku, to drugie ulubione miejsce wygrało siłą rzeczy. Teraz jej uwagę przykuło poruszenie Nieumarłego, chociaż nie czuła by miała coś w tym temacie do dodania.
Wędrowiec skinął głowa, po czym przekazał Destiny sugerowany kurs.
- Czy mamy spodziewać się jakichś konkretnych zagrożeń w ciągu tych kilku godzin? Mamy jedynie wysadzić cię na wskazanym sześcianie?
- Mnie i moich podwładnych. Wylądować, oddać broń którą przekazaliśmy do depozytu. Odebrać resztę zapłaty. I to wszystko. Nie widzę przed nami problemów. - stwierdził wprost nieumarły.
- Nie widzisz, ale czy spodziewasz się czegoś poza typowymi tu zagrożeniami? - automaton wolał nie zostawiać niedopowiedzeń.
- Nie będzie zagrożeń. - stwierdził rycerz obojętnym tonem.
- Dobrze - skwitował Wędrowiec - Twój bóg wyjawił ci już szczegóły misji?
- Ujawnił tyle ile powinienem wiedzieć… jak i ty. - stwierdził nieumarły cicho.
- Co w takim razie mogę wiedzieć? - automaton także zniżył głos.
- To co powiedziałem. Gdzie trzeba lecieć i gdzie trzeba wylądować.- odparł nieumarły.- I że tam się rozstaniemy. Wy dostaniecie zapłatę za swoje usługi, a ja was opuszczę. Ku waszej satysfakcji. - spojrzeniem omiótł resztę załogi zgromadzonej na pokładzie.
Imra stojąca obok tylko zerkała na tę wymianę zdań unosząc do góry białą brew.
- Oby odnalezienie Pozyskiwaczy było równie proste - mruknęła na tyle głośno że wszyscy mogli ją usłyszeć.
- Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że lądowanie na powierzchni wymaga kogoś u steru.- przypomniał uprzejmie Destiny.
- Mmho może cię poprowadzić - Imra przypomniała statkowi, że półorczyca już go prowadziła.
- Wypadałoby by ktoś to uczynił. Lądowania nie są moją specjalnością.- stwierdził latający okręt.
- Tak, zdecydowanie to zanotowaliśmy. Zmień przy okazji może kurs zgodnie z prośbą Lorda? Mmho, poradzisz sobie? - półelfka wolała usłyszeć zapewnienie od półorczycy.
- Oczywiście. - rzekł Statek i powoli zaczął skręcać zgodnie ze wskazówkami Lorda Arsimona.
- Jasne, Mmho z pewnością sobie poradzi - odpowiedziała jej zielonoskóra.
Podczas gdy okręt obrócił się i obierał nowy kurs, Cromharg przystanął obok półorczycy wyraźnie nią zaciekawiony. I poprzez Statek zapytał.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę się zapytać o twój świat? Nie widziałem nigdy takiej istoty jak ty.
- Mój świat, to Świat. Nie znam innej jego nazwy - odpowiedziała mu zielonoskóra. - Żyje na nim wiele pół-orczyc i pół-orków.
- Półorków… więc pewnie orków też. Ludzie też tam żyją? I inne rasy. Tam skąd ja pochodzę są głównie ludzie i planokrwiści.- odparł barbarzyńca po chwili namysłu.- I niewiele poza tym.

Wkrótce z pomiędzy sześcianów wynurzył się ich cel. Sześcian podobnie pokryty “bliznami” jak inne w okolicy. Jednakże niemal cały jeden z boków zajmowała schodkowa piramida. Trzystopniowy ziggurat z czarnej jak noc skały. W przeciwieństwie do pozostałych sześcianów w okolicy, na tym panowała niemal grobowa cisza.
Wędrowiec rozglądał się uważnie po okolicy.
-Widzicie jakieś zagrożenia, albo macie możliwość jego wykrycia? - zwrócił się do pozostałych, jeśli trzeba przekazując wiadomość przez statek - Destiny, twoje zmysły coś wyczuwają? Warto będzie sprawdzić miejsce lądowania przed podejściem.
- To wygląda jak zagrożenie - Kvaser stwierdził energicznie cedząc słowa przez zęby i wpatrując się w ziggurat.
- Być może… ale nie dla was. - odparł nieumarły obojętnym tonem.
- Nie wykrywam żadnych celów w obszarze potencjalnego lądowiska.- stwierdził Destiny.
- Chyba nie musimy wylądować, by nasi pasażerowie znaleźli się na ziemi - powiedział Harran.
- Nie mamy chyba aż takiej długiej liny. Poza tym uspokójcie się wszyscy. Mmho posadzi statek i tyle. Nie ma zagrożeń, to nie ma. Jakby były to nasz pasażer będzie się po prostu grubo tłumaczył - półelfka powiedziała z niezadowoleniem. Miała już dość tej podejrzliwości. Byli na planie prawa. Być może i sprytnym sposobem można było obejść ich umowę, ale nie wydawało się jej to dla ich gościa potrzebne.
- Bogowie i ich posłańcy nie wiedzą wszystkiego - stwierdził Wędrowiec, oblekając się w zbroję i rozpościerając skrzydła. Wzniósł się w powietrze - Ostrożność niczemu nie zaszkodzi. Polecę w miejsce lądowania i dam znać, że możecie lądować. Mmho, przejmiesz stery? - zapytaj przed opuszczeniem pokladu.
- W mieście też nie lądowaliśmy, by zabrać pasażerów - stwierdził Harran, ale nie forsował swego pomysłu.
- To prawda… możemy zejść po drabince linowej. Wydawało mi się jednak, że chcieliście się nas pozbyć tak szybko jak to jest możliwe. - zadumał się nieumarły rycerz.- Schodzenie po drabince wszystkich moich sług zajmie sporo czasu. Tak jak ostatnio.
Kvaser westchnął ciężko przez zęby.
- Lądujemy po prostu - stwierdził z wyraźną, silne irytacją w głosie - na większy ryzyko narażamy się gadając w tej pięknej okolicy i spędzając więcej czasu.
- Będę za sterami - odezwała się Mmho - gdybyście zmienili zdanie co do lądowania dajcie znać.

***

Wędrowiec pofrunął w kierunku celu. Sześcianu unoszącego się w pustce pod nim. Im bliżej był niego tym bardziej czuł ziąb. Nie zwykłe zimno przenikające ciało, które mógł stłumić ciepły płaszcz, ale ziąb metafizyczny… jakaś lodowata emanacja przenikająca ciało i duszę. To nie było miejsce dla istot żywych. I dowody tego szybko zauważył. Kości pokrywały glebę, zmumifikowane ciała ptaków i innych stworzeń, które jakoś nie przyciągały powietrznych padlinożerców. Sępy i kruki trzymały się z dala od tego sześcianu. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegał jednak żadnych zagrożeń, a mrożąca emanacja choć nieprzyjemna, nie wywoływała żadnej szkody w jego ciele. Automaton rozejrzał się raz jeszcze, po czym odesłał ostrze i opadł w punkcie, w którym wylądować miało Destiny. Machnął zapraszająco ręką, po czym usiadł w pozycji medytacyjnej - był to dobry sygnał, że okolica wydaje się bezpieczna.
Widząc zaproszenie i nie mając żadnych komunikatów o odwołaniu akcji, Mmho przystąpiła do lądowania statkiem w wyznaczonym przez Bezimiennego miejscu. Powoli, dokładnie i w pełnym skupieniu na tym co robi.
Okręt pomagał nieco w tym komunikując się z półorczycą. Przypominała to jazdę na nosorożcu. Statek był podobnie masywny i zwrotny i tak jak w przypadku nosorożca, wymagał silnej ręki i wyczucia… a komunikacja z Destiny pomagała w tym wyczuciu ruchów okrętu. To było znajome uczucie i półorczyca radziła sobie świetnie za jego sterami. Miała już obeznanie i teraz nabierała praktyki. Samo zetknięcie z ziemią, przeszło lekki wstrząsem cały statek, ale Destiny zameldował brak uszkodzeń, więc jak na pierwszy raz… wyszło nieźle.
- Teraz… poproszę o zwrot mojego miecza i wydanie broni moim podwładnym. - rzekł chłodno nieumarły do Kvasera i Imry, po czym ruszył w kierunku zejścia pod pokład.
Imra przyniosła oręże nieumarłego i mu je oddała w momencie jak wychodził już ze statku, przez wrota do załadunku towaru na rufie.
Mmho została póki co za sterami, obserwując że swojego miejsca okolice.

Przypominało to jakąś procesję, a może pogrzeb? Na czele szedł sam Lord Arsimon, za nim dwójkami jego “ludzie”, którzy pobrawszy swój ekwipunek bezgłośnie podążali za swoim panem. Kolumna poruszała się powoli i dostojnie, ignorując to co słyszał nie tylko obeznany z psioniką Wędrowiec, ale też każdy na statku. Szepty pojawiające się w umysłach, wściekłe i rozżalone i ciche. Kakofonia nieistniejących osób, psychiczne echa tych którzy pomarli… szepczących swoje ostanie słowa przedbolesną agonią, słowa żalu, gniewu i smutku… słowa szaleństwa. Ten szmer narastał, z każdą chwilą stając się coraz bardziej nieprzyjemny dla żywych. Ale Arsimon i jego podwładni to ignorowali… może nie słyszeli? Wszak żywi nie byli.
Kvaser nawykł do głosu umarłych, wszak to duchy zemsty, zasilane między innymi przez rzeszę umarłych, towarzyszyły mu od kiedy obrał ścieżkę zemsty. Jednak umarli byli ostatecznie cieniem tego co żywe. Potrafili być spokojni, życzliwi lub zajęci swoimi sprawami. Bywali też pełni smutku, gniewu, złych intencji i szaleństwa. Tacy też byli tutaj, co niziołkowi nie podobało się. Był ciekaw, ale nie na tyle, aby ryzykować, jeśli wiedza była marna, a korzyści ulotne jak dym.
- Mmho, jak tylko zejdą, odlatujemy - stwierdził głosem silnym, lekko zachrypniętym, i jak na siebie, bardzo flegmatycznym, lecz wciąż z charakterystyczną dla małego wojownika mocą z głębi trzewi.
Vaala ponownie wdrapała się na dach sterówki, a stamtąd obserwowała najbliższą okolicę, od czasu do czasu pokazując zęby, a nawet i cicho powarkiwała. Aura tego miejsca nie była przyjemna…
- Zmywajmy się stąd jak najszybciej - powiedział, bardziej do siebie niż do innych, Harran.
- Z całą przyjemnością odlecę stąd jak najszybciej - odpowiedziała Kvaserowi Mmho, którą te głosy wprawiały w kiepski nastrój.
Gdy nieumarły lord był już na dole, Wędrowiec podszedł do niego.
- Dopełniliśmy swojej części umowy, czas na zapłatę - stwierdził.
- Oczywiście… umowa jest umową. Nawet umarli ją honorują.- rycerz odpiął kieskę i podał konstruktowi. - Poczekam aż policzysz, co byś się upewnił że cię nie oszukuję, acz zważ że nieumarli nie cenią lśniących kamyczków. Poza liszami, ale to bardziej kochankowie Vecny. - spojrzał na ziggurat wznoszący się przed nim. - Potem radzę jednak oddalić jak najszybciej.
Imra niczym sęp czekała obok Wędrowca. Gdy ten policzył wystawiła do niego otwartą dłoń. Automatonowi przeliczenie pieniędzy zajęło ledwie moment. Dopiero potem spojrzał w stronę wyciągniętej dłoni wojowniczki. Wyjął jeden z diamentów, obejrzał go, po czym rzucił jej lekko, jakby był zwykłą monetą. Sakiewkę z resztą rzucił zaś Kvaserowi. Imra zadowolona ze zdobyczy schowała diament do torby przechowywania i się schowała pod pokładem.
Kvaser chwycił zapłatę i zmrużył oczy zaskoczony.
- Imra dostaje ekstra premię?
- Bierze moją dolę - stwierdził Wędrowiec.
Kvaser wyszczerzył się szeroko i zaśmiał ochryple.
- Ktoś, kto nie posiada moich pokładów spokoju najpierw wkurzyłby się - powiedział z szerokim, wilczym uśmiechem - jak chcesz zjednywać sobie ludzi, ważne jest aby albo na tyle ci ufali, albo przedstawiać wszystko przed pytaniami - mrugnął.
- O co miałbyś się wkurzyć? Podział łupu wyszedł równy, a mogę decydować, co ze swoim udziałem zrobię. Nie zostaliście oszukani.
Kvaser spojrzał na Wędrowca tym charakterystycznym spojrzeniem, pełnym zaskoczenia, politowania ale i w gruncie rzeczy serdecznym, jaki znają wszyscy żebracy, szaleńcy, wioskowe głupki oraz ludzie niekompetentni na swym stanowisku ale ostatecznie nic nie odpowiedział, wzdychając ciężko.
Nie doczekawszy odpowiedzi, automaton wzruszył ramionami, po czym jednym machnięciem skrzydeł znalazł się na pokładzie.
- Destiny, odlatujemy stąd, kurs na tereny Pozyskiwaczy. Przewodnik będzie dawał ci dokładniejsze wytyczne, ale unikaj wlatywania na bardziej niebezpieczne tereny, o ile nie dostaniesz takiego polecenia od załogi.
- Oczywiście.- potwierdził Destiny, następnie dodając. - Aczkolwiek ocena “niebezpieczeństwa” jest możliwa tylko w dość ograniczonych kryteriach. Mogę ocenić liczebność i rozmiary zagrożeń, które nie próbują aktywnie ukryć się przede mną.
Po czym, gdy załoga znalazła się już na pokładzie z lekkim wstrząsem poderwał się z podłoża kierowany dłońmi półorczycy.
-To wystarczy. Informuj o zagrożeniach, zanim się do nich zbliżymy, żeby ktoś z załogi mógł podjąć decyzję o ewentualnej zmianie kursu.
- Oczywiście. - potwierdził statek.
 
Asderuki jest offline