Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2021, 13:17   #22
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie; tawerna “Stary pirat”


Gerchart Uber

Wyróżniał się i to bardzo. Nie było to miejsce do którego zaglądali kapłani. No chyba że Ranalda. On jednak był przedstawicielem Młotodzierżcy a co za tym idzie przyciągał spojrzenia tych kilku osób, które akurat zasiadały przy stolikach. W tym także nieśmiało spoglądającego Fredricha. Niby się nie krył przed obliczem kapłana. Wykazywał jednak oznaki co najmniej zdziwienia. Gercharta zaś zaskoczyło to w jakim towarzystwie młody uczeń sztuki magicznej przebywał tutaj. Nie zamierzał jednak póki co ingerować. Nie widział podstaw. Z resztą w wojsku nawet obowiązywała pewna złota zasada: "Wpierw wywiad potem działanie".

- Coś pieczystego w waszej ofercie się znajdzie? - skoro i tak tu był to postanowił wykorzystać okazję, która nie wiadomo kiedy mogłaby się powtórzyć a w świątyni znając życie znów na obiad ryba bądź jakaś inna potrawka z tutejszych warzyw.

Kapłan sięgnął do sakiewki wyciągając z niej kilka monet, które następnie przesunął po blacie w kierunku oberżysty.

- Kim jest towarzysz tego młodzieńca w kapturze? - obaj pasowali do siebie jak pięść do nosa. Gerchart zaś zastanawiał się czy kierowała nim bardziej ciekawość czy troska o tego pyskatego żółtodzioba. W każdym razie wolał wiedzieć.

- Niestety wielebny obawiam się, że mamy tylko przekąski. Ale za to spory wybór trunków. - karczmarz był solidnych rozmiarów ale w głównej mierze dzięki nadmiarowi tłuszczu. Sprawiał jednak wrażenie odpowiedniej osoby do takiego miejsca. Czyli dość mroczne i ponure. A może to tylko aura tej dawnej ładowni tak go malowała? Jednak do duchownego zwrócił się dość poprawnie. Spojrzał w kierunku towarzysza ucznia Ambrosiusa. Wydawali się do siebie pasować jak pięść do nosa. Z czego to głównie Friedrich rozmawiał z tym mężczyzną w turbanie. Z tego co doleciało do Gercharta do coś o zorganizowaniu spotkania z kimś. Friedrich chyba płacił bo wyjął i dał sakiewke temu w turbanie.

- To Kjell wielebny. Tutejszy Nors. Często tu przychodzi. - karczmarz odpowiedział na pytanie o tego zakapiora co towarzyszył blondynowi. W międzyczasie chyba jednak się nie dogadali z tym “turbanem” bo ten w końcu zagaił do oberżysty trochę jakby skarżąc się na Friedricha a w końcu zostawił jego sakiewkę na szynkwasie i jego samego podchodząc do Henry’ego. No a przy okazji do kapłana bo stanął ze dwa kroki od niego.

- To ja tu mu tłumaczę jak krowie na miedzy, serce przed nim otwieram, nowy w mieście, od razu widać, życia nie zna, miasta nie zna, ja tu mu chcę pomóc jak koledze a ten mnie na dzień dobry od kanciarzy, naciągaczy i oszustów wyzywa. No jak tak stawia sprawę to niech sam sobie radzi. - mężczyzna w turbanie był zdecydowanie młodszy od Gercharta. I raczej podobnie drobniejszy. Był ubrany nieco na jakąś wschodnią modłę. Ale mówił w reikspiel bez naleciałości i akcentów. I pozwolił sobie na lamentowanie na to jak go potraktował blondyn. Chociaż nieco przesadne więc wyszło trochę komicznie. Możliwe, że celowo. Henry pokiwał ze zrozumieniem głową i dolał jakiegoś trunku do podstawionego kubka klienta.

Mina Gercharta mówiła sama za siebie. Liczył, że skoro tak czy siak jest skazany na tą spelunę to chociaż jako tako skorzysta z tej wizyty i zje coś smaczniejszego. Niestety jedyne co przyszło mu skosztować to smaku rozczarowania i porażki na tej płaszczyźnie. Pokiwał więc głową iż przystawki go nie urządzają i zabrał część monet zostawiając jednak kilka z nich na blacie dla karczmarza.

- Pozostaje mi więc napić się wina. - odparł z żalem - Kielich dla mnie i tego młodzieńca. - delikatnym ruchem głowy wskazał ma nieco rozdrażnionego Marka.

- Skąd te nerwy synu? - podjął rozmowę z młodszym od siebie mężczyzną - Emocje to nie najlepszy doradcą. Zaś złość… - chwycił podsunięte mu naczynie z czerwonym trunkiem - ...piękności szkodzi. - zaśmiał się upijając nieco zaś kolejnym ruchem swojej łysej glacy wskazał iż drugi kielich jest chłopaka.

- Oh to prawda wielebny. - młodszy mężczyzna uśmiechnął się z nieco wymuszoną wesołością ale jednak. Mówił jakby dopiero teraz dostrzegł, że ten starszy to przedstawiciel duchowieństwa.

- No to zdrowie twoje i twoich mądrości wielebny. - powiedział unosząc podarowany trunek do toastu na cześć łysego gościa. - Ale przyznam szczerze, że chyba cię tu pierwszy raz widzę wielebny. Nowy w naszym pięknym mieście? - Mark spojrzał na postać sąsiada nieco uważniej zdradzając lekkie zaciekawienie postacią kapłana w lokalu co nie miał najlepszej opinii w mieście.

Pulsująca na czole Marka żyła, która dość wyraźnie wyłaniała się spod turbanu znikła.

- Nie dziwi mnie to zbytnio, choć nieco zasmuca. - rozłożył ręce na znak bezradności - Świątynia świeci pustkami a wiernych tyle co kot napłakał. Zapraszam jednak na liturgię to może choć trochę szybciej przyzwyczaisz się do mojej niezbyt urokliwej facjaty. - uśmiechnęła się choć w jego przypadku ciężko było zgadnąć czy to znak uprzejmości czy może raczej grymas bólu - Mieszkam tu ponad rok czasu synu. - dodał - To jednak dobrze obrazuje raczej dość marną pozycję najwyższego Sigmara w tak odległym zakamarku świata. Szczególnie biorąc pod uwagę, to że ja o tobie słyszałam a ty o mnie nie. - ponownie uniósł kielich - Mark Tramiel jak domniemam. Racja?

- Tak, to ja. Czyżby wielebny mnie szukał? A w jakiej sprawie? - Mark pokiwał głową na te utyskiwania kapłana na warunki posługi w tym mieście. I wydawało się, że umie słuchać chociaż dyplomatycznie nie nawiązywał do tego tematu. Za to zainteresował się tym, że kapłan jakiego widział pierwszy raz w życiu wydawał się go znać.

Gerchart był prostym człowiekiem, który nie lubił owijać w bawełnę. W jego domniemaniu najlepszym rozwiązaniem było to, które bezpośrednio prowadziło do celu.

- Chodzi mi o tą dzikuskę. - z typową dla siebie bezpośredniością odpowiedział na pytanie dużo młodszego mężczyzny - Nie interesuje mnie jednak jej zakup. - niewolnictwo było czymś dla niego niezrozumiałym. Wprawdzie na starym lądzie wciąż dochodziło do pojedynczych przypadków to tutaj była to dość popularna praktyka.

- Chciałbym ją zobaczyć z dala od wścibskich spojrzeń gapiów. - mówił spokojnie jak przystało na klera - Wyglądasz na sprytnego młodzieńca więc powinieneś się domyślać co mną kierują. - w rzeczywistości tak też było. Mark sprawiał wrażenie nie w ciemię bitego chłopaka.

- Konflikt dopiero co zakończony. Po ciężkich i krwawych bojach dzięki łasce samego Sigmara udało się nam rozprawić z tym całym plugastwem. - znów prawił. Był w końcu kapłanem, który z resztą na własne oczy widział okrucieństwo wojny z chaosem.

- Wróg jednak nigdy nie śpi. - jego głos był niczym stal, zimny i ostry zarazem - Czai się, zbiera siły i wyczekuje odpowiedniej okazji by zaatakować z zaskoczenia. Moim zadaniem zaś jest dbanie o wiernych. Wole dławić zło w zarodku niż walczyć z nim w pełnej krasie. - wzrok miał srogi jednak jego ton był coraz łagodniejszy - Więc chyba sam rozumiesz, że moim obowiązkiem jest przyjrzenie się ów dzikusce. Uspokoję cię jednak. Nie zależy mi na tym by spłonęła na stosie. W każdym razie w tej chwili. Wolałbym by w razie jej konszachtów z mrocznymi siłami doprowadziła nas do swoich pobratymców tak abyśmy mogli zwalczyć zło u źródła.

- Tak, rozumiem wielebny, to zrozumiałe co wielebny mówi ale obawiam się, że mogą wystąpić pewne trudności w spełnieniu twojej prośby. - Mark pokiwał swoim turbanem na znak zgody ale jednak zaczął mówić tyle uprzejmie co ostrożnie.

- Otóż to nie ja jestem właścicielem tej dzikiej kobiety. Nie trzymam jej ani pod łóżkiem ani w piwnicy. Więc nie mam do niej dostępu aby ją komuś pokazywać. Przykro mi wielebny. Jestem tylko wynajętym pośrednikiem, zapłacono mi bym jutro na aukcji reprezentował mojego klienta aby zaprezentować towar z jak najlepszej strony i osiągnąć jak najlepszą cenę. Chyba najłatwiej będzie jak wielebny przyjdzie jutro na aukcję i spróbuje porozmawiać z właścicielem czy też obecnym czy nowym który nabędzie to egzotyczne cudo. - Tramiel mówił uważnie aby nie urazić duchownego ale też chciał być pomocny i zaproponować jakieś rozwiązanie jakie może usatysfakcjonować wszystkich jak najmniejszym kosztem. W końcu jutro ta dzika będzie wystawiona na widok publiczny to każdy będzie mógł ją zobaczyć no i będzie wiadomo kto ją kupił i z nim porozmawiać.

Kapłan kiwał łysą głową drapiąc się po niej. Mógł się tego spodziewać. Mimo wszystko liczył jednak iż jego autorytet zrobi swoje. Przeliczył się. Byli w Lustrii. Hierarchia społeczna na pierwszy rzut oka wyglądała tu niemal identycznie jak na Starym Kontynencie. Często. Zbyt często było to jednak złudzenie.

- Rozumiem, rozumiem. - świat interesów rządził się swoimi prawami - Może więc w imię porządku zdradzisz mi personalia aktualnego… - westchnął - ...właścicielka tej zbłąkanej duszyczki. Lepiej chyba by jej sprawą zajął się kapłan Sigmara aniżeli charakteryzujący się dość specyficznym metodami pracy łowcy czarownic. - uśmiechnęła się ujawniając swoje pożółkłe zęby - Chyba zgodzisz się ze mną że tak dla wszystkich ze stron byłoby lepiej.

- Rozumiem wielebny ale proszę i mnie zrozumieć. Przecież ja też mam swoich zwierzchników. I wymagania klientów. - Mark pokiwał głową ale ton zrobił mu się jeszcze ostrożniejszy. Jakby kapłan postawił mu na blacie jakieś rozżarzone węgle do przeniesienia gołymi rękami.

- Nie mogę zdradzić kto jest klientem. Ale myślę, że tak szanowana osoba i uczciwa naturalnie, jak wielebny może wywrzeć odpowiednie wrażenie. Mogę zapytać mojego klienta czy nie zgodziłby się na wizytę wielebnego. I chyba nie ma potrzeby mieszać do tego kogoś jeszcze prawda? - Tramiel dodał polubownym tonem zerkając z uwagą na reakcję o pokolenie starszego od siebie kapłana.

Takie rozwiązanie było zadowalające choć nie w pełni usatysfakcjonowało ona kleryka. Wiedział jednak, że na tą chwile nie uda mu się więcej dowiedzieć od młodszego od siebie Marka.

- Niech więc i tak będzie. - pokiwał głową na znak akceptacji złożonej przez rozmówcę propozycji - Ponoć liczą się dobre chęci. Choć z drugie strony mawiają, że to wlaśnie nimi wybrukowane jest piekło. Powiedz mi więc synu. Kiedy mogę się spodziewać informacji zwrotnej od ciebie? Wszak jak sam mówiłeś aukcja ma odbyć się już jutro. - patrzył pytająco na chłopaka z turbanem na głowie nie wiedząc jak zamierza on wdrożyć w życie zaproponowane przez siebie rozwiązanie.

- A czy wielebny nie zechciałby zaczekać do jutra? Jutro wszystko byłoby o wiele prostsze. Mógłby ojciec porozmawiać z tym kto nabędzie tą dziką i na pewno by nie omieszkał spełnić życzenia czcigodnego kapłana. - mężczyzna w turbanie uprzejmie i nieco trwożliwie zapytał jak kapłan zapatruje się na jego propozycja jaka jawiła mu się jako znacznie prostsza do zrealizowania.

- Hmmm… Chłopcze. Sam dobrze wiesz jak wielka jutro będzie wrzawa. - Gerchart nie był świadkiem zbyt wielu tego typu aukcji. Domyślał się jednak jak wielkie poruszenie wśród mieszkańców miasta wywoła ta niewątpliwie największa od miesięcy atrakcja.

- Ja zaś mam już swoje lata i nie dla mnie przepychanie się przez tłum poruszonej gawiedzi. - zauważył sięgając po kubek - Z resztą to aukcja. Nie wiadomo kto ją wygra i czy na pewno będzie mieć chęci i czas na moja wizytę. Swoją drogą podejrzewam, że nie tylko mi zależy na zobaczeniu z bliska tej zbłąkanej owieczki.

- Wierzę, że niewielu byłoby w stanie oprzeć się silnej osobowości wielebnego i jego prośbom. - skłonił nieco głowę ale Gerchart nie do końca był pewny czy nie dostrzegł tu jakiegoś ironicznego podtekstu co do obecnych metod stosowanych przez kapłana.

- No skoro jednak tak ojcu zależy na tym spotkaniu to zajmę się tym niezwłocznie. Gdzie mogę później ojca zastać? Wydaje mi się, że powinienem wrócić z wiadomością przed zmierzchem. - pośrednik chyba wolał jak najszybciej załatwić kłopotliwą sprawę bo już tylko pytał jak miał się skontaktować z rozmówcą po powrocie od właściciela Amazonki.

- Niech ci Sigmar to wynagrodzi synu. - wykonał ręką w powietrzu gest błogoslawiąc załatwiacza w turbanie. Wieczorem odprawiać będą mszę. - odparł oczywistym tonem nieco nawet zdziwiony na tak absurdalne pytanie. - Zapraszam na liturgię i kazanie.

---


Mecha 02

Gerchart; podsłuchiwanie rozmowy Friedricha i Marka; (ZRĘ + czuły słuch); 40+20=60; rzut: Kostnica 29 > 60-29=31 > śr.suk = słyszy ok 40% (co drugie słowo/połowę).

Mecha 02

Gerchart; zastraszanie Marka Tramiela; OGŁ vs SW 40+10+10-10=50 vs 40-10=30; rzut: Kostnica 38 > 50+50-30=70; 70-38=32 > śr.suk = bez przekonania i zapału ale niech będzie
 
Pieczar jest offline