Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2021, 13:21   #154
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Ranek; Sierp i Młot; Versana; Łasica; Brena; Dana

- Hmmm… - zadumała nad tym co mówiła traperka - Myślę, że dobrze byłoby mieć conajmniej dwa lub trzy takie punkty na wypadek gdyby coś poszło nie tak i aby były one oddalone o powiedzmy trzy - cztery klepsydry od miasta. - odparła po chwili - Zaś co do wielkości. Hmmm… - podrapała się po swojej czarnej czuprynce - To dobrze by każde z tych miejsc miało różny rozmiar. Wedle tego co sugerowałaś z resztą. - wszak nie wiadomo co i jak dużo towarów chcieliby wymieniać ich leśni pobratymcy. Lepiej więc było dmuchać na zimne.

- No i masz absolutną rację Dano. - pokiwała głową zgadzając się z sugestią kobiety z lasu - Najlepiej byś osobiście pokazała gdzie to. Chociaż i solidna mapą z zaznaczonymi na niej punktami bym nie pogardziła. - dodała - Pytanie tylko kiedy miałabyś czas aby tam się wybrać. Pogoda dziś nie sprzyja a ja ani nie jestem przygotowana ani nie przygotowałam żadnego ze swoich pracowników. - rozłożyła ręce na znak bezradności - Może więc zróbmy inaczej. Ja opłaca ci pokój na powiedzmy jeszcze dwie noce a gdy Ulryk nieco ustąpi ruszymy w teren. - spojrzała pytająco marszcząc jedną z brwi - Co ty na to?

- Zapłacisz za mój pokój? - traperka spojrzała z niedowierzaniem na kobietę siedzącą po drugiej stronie stołu. Potem na Łasice siedzącą po prawicy wdowy bo ta w milczeniu pokiwała głową potwierdzając słowa przyjaciółki. No i na Brenę ale ta minimalnie wzruszyła ramionami na znak, że nie zamierza ingerować w interesy swojej pani.

- No to jakbym mogła zostać jeszcze dwa dni… - Dana zamyśliła się na chwilę jak to bardzo zmieniałoby jej sytuację. Zwłaszcza pod kątem tych lokalnych wycieczek za miasto.

- Chyba bym miała takie miejsca. Mogę kogoś zaprowadzić. - odpowiedziała po tej chwili zastanowienia.

- Ja to raczej nie. Dzisiaj mam wolne ale poza Festag to w dzień pracuję. Tylko noce i wieczory mam wolne. - Łasica odezwała się pierwsza dając znać, że może pomóc no ale jednak z połowę doby ma zajętą pracą dla swoich państwa co mocno ogranicza jej możliwości.

- Po zmroku to lepiej nie wychodzić na zewnątrz. - Dana pokręciła głową, że w takim wypadku miejska ulicznica raczej nie będzie nadawała się do tego zadania.

- To w tym temacie jesteśmy dogadane. - uśmiechnęła się zadowolona z takiego obrotu sytuacji - Spodziewaj się więc mojego łysego ochroniarza. Dość wyróżnia się spośród tłumu co ułatwi ci jego identyfikację. Nie wykluczono również że wraz z nim pojawi się ktoś jeszcze. Sama powinnaś najlepiej rozumieć jak niebezpiecznie bywa poza murami miasta.

Aktualny stan rzeczy urządzał obie ze stron. Dana miała robotę zaś Ver spełniała swój obowiązek na rzecz kultu i pobratymców w leśnej gęstwinie będących w nie lada opałach.

- Tak się składa, że mam dla ciebie jeszcze dwie propozycje. - podjęła niespodziewanie kolejny temat - Pierwsza tyczyła by się dostaw upolowanej w całości zwierzyny. Może i mniejsza zapłata ale i mniej roboty z wybebeszaniem, ćwiartowaniem, skórowaniem i takimi tam. Zostawiała byś to po prostu w jednej z wcześniej wskazanych kryjówek. Tyle.- uśmiechnęła się serdecznie na znak iż żadna z prac wykonanych przez Dane nie szła by na marne - Jeżeli zaś chodzi o tą drugą sprawę to już zdecydowanie dużo większe przedsięwzięcie. Chodzi o pokierowanie transportem. Stąd do Salzburga. - spojrzała na traperkę chcąc wybadać jej pierwszą reakcję - Nie musiałabyś niczym się martwić. Ani ochroną, ani prowiantem. Musiałabyś być i prowadzić. Brzmi interesująco?

- Kupowałybyście moje tuszki? A jak z zapłatą? - traperka zdziwiła się po raz kolejny. Popatrzyła znów na całą trójkę kobiet siedzącą po drugiej stronie stołu.

- Powiedz ile za co a my zostawimy zapłatę jak będziemy zabierać zdobycz. Jak wrócisz następnym razem to sobie odbierzesz. - łotrzyca od ręki zaproponowała proste rozwiązanie. Dana chwilę dyskutowała bo chociaż cennik myśliwski miała w pamięci co i po ile chodziło z tych tusz i skór to jednak dziewczyny z miasta raczej go nie znały. W końcu stanęło na tym, że Dana będzie zostawiać szyszki albo kamienie co mają oznaczać ile spodziewa się dostać monet za daną partię towaru. Co było dość czytelne dla obu stron, zwłaszcza jak traperka nie skalała swojego umysłu słowem pisanym.

- A wyprawa do Salzburga? A kiedy? - skoro sprawę dnia codziennego traperki miały omówione to zagaiła o tą mało codzienną sprawę.

- Teraz. Za tydzień czy dwa. No ale niedługo. - Łasica przekazała to o co ich wieczorem pytała estalijska pani kapitan.

- Teraz? W zimie? No to będzie trudno. A sanie, wozy, konno czy na piechotę? Trasę znam. Ale to będzie w zimie ciężko. Chociaż… Właściwie zależy od pogody. Jak będzie słonecznie i saniami to może być lżej niż bez śniegu. Najgorzej jest późną jesienią i wczesną wiosną. Wtedy można się potopić w błocie. Wszystko grzęźnie. A teraz to wszystko zamarzło. Ale jak trafi na śnieżyce i zadymki to może być źle. Bardzo źle. - kobieta z dziczy mówiła jakby miała całkiem niezłe pojęcia o warunkach bytowania i podróży w tej dziczy przez cały rok.

- Te pytania kierować musisz już do zleceniodawcy. - odparła nie mając zbyt rozległej wiedzy w temacie przeprawy - Robię tylko i aż za łączniczkę. W każdym razie w ciągu tych dwóch najbliższych dni możesz spodziewać się gości. Będą to zapewne jacyś marynarze. Powiedzą jednak po co i od kogo przybywają. Zaproszą cię też pewnie ze sobą. Nie są to jednak ludzie z łapanki więc możesz im zaufać. - wyciągnęła rękę w geście zawarcia umowy - Stoi?

- Ale ja ich nie znam. Ktoś z was mógłby być z nimi? - Dana pokiwała głową ale na myśl o spotkaniu z jakimiś obcymi marynarzami trochę się jednak stropiła.

- Ja bardzo chętnie. Ale to by musiało być wieczorem jak skończę swoją robotę. - Łasica zgłosiła się pierwsza na takie pośrednictwo. No ale z już zwyczajowym zastrzeżeniem co do swojego limitu dostępności.

- Może być wieczorem. Jakbym nie musiała wracać to mam wieczory wolne. W dzień bym mogła pójść za miasto z tym twoim ochroniarzem. A jego jak poznam? Nie chciałabym jakiejś pomyłki. - trapierka znów skinęła głową i widocznie już była na etapie jak to teraz zorganizować te wycieczki i spotkania jakie się szykowały w najbliższe dni.

- Jesteśmy więc dogadane. - dziś sprawy szły wyjątkowo dobrze. Tzeentch musiał spoglądać na nią łaskawym okiem, gdyż wszystko układało się po myśli ciemnowłosej kultystki co wyraźnie ją cieszyło.

- Jeżeli zaś chodzi o mojego goryla to myślę, że poznasz go bez problemu. Wielki, łysy o cienkim jak włos głosiku. - stukała palcami o blat stołu, przy którym zasiadały - Dobrze by jednak było żebyś mu jakoś rozrysowała drogę do tych skrytek. - zauważyła wiedząc jakim człowiekiem jest Kornas.

- Nie znam się na rysowaniu. I mapach. Jak go zaprowadzę to chyba potem on będzie mógł zaprowadzić was. - traperka pokręciła głową na znak, że od papierologii umywa ręce. I widocznie wolała własne sposoby na zaznajamianie się albo kogoś z trasą do danego punktu.

- Miejmy nadzieje. - to jedyne co pozostało. Na szczęście Kornas niejednokrotnie udowadniał iż stać go więcej niż się po nim można było spodziewać. Pojmował świat na swój własny dość trywialny sposób. Była w tym jednak jakaś magiczna zasada, pozwalająca załatwić wszelakie zadania jakie zostały mu powierzone.

- Wychodzi więc na to, że jestesmy umówione. - z uśmiechem na ustach i wewnętrzną satysfakcja odsunęła się od stolika - My więc będziemy się zbierać. Mamy dziś dość napięty plan dnia. - wstała - To do następnego. Ja zaś tak jak mówiłam wcześniej idę opłacić twój nocleg. - wyciągnęła rękę w kierunku kobiety lasu by się pożegnać a zarazem zapieczętować niepisaną umowę, której obie się podjęły.

---

Popołudnie; Posiadłość van Zee

- Miałam, miałam. - z szerokim uśmiechem na ustach powtórzyła słowa przedmówczyni - I wyobraźcie sobie, że w swoim wyjątkowo napiętym grafiku wyłuskałam odrobinę czasu by nieco rozejrzeć się po mieście. - Versana opowiedziała z grubsza o trzech zaproponowanych jej przez Łasicę lokacjach. Wymieniła im ich wady i zalety przyznając iż nie rozglądała się w środku ale według jej zdania jacyś dzicy lokatorzy nie powinni raczej sprawiać problemu.

- Udało mi się załatwić coś jeszcze. - wesoła wdówka wspomniała o tym iż udało się jej znaleźć dostawcę kostiumów, trunków i jadła. Pominęła jednak personalia obu kontrahentów mówiąc. Szczególnie tego drugiego mówiąc iż to pewien dobry "znajomy".

- I jak wam się uśmiecha to wszystko? - zapytała na koniec mając na uwadze zdanie pań z którymi wchodziła w spółkę.

- Stary młyn? To tam coś jest w środku? - Madeleine i reszta szlachcianek wydawały się nie do końca mieć zdanie na temat tych trzech obiektów o jakich Versanie wspomniała Łasica. Wydawało się, że w przeciwieństwie do niej i podobnie jak sama wdowa, żadna ze szlachetnie urodzonych pań nie była w środku ale chyba każda dość dobrze orientowała się o jakie budynki chodzi. Widocznie jednak żadnej nie przyszło do głowy, że mogłyby stać się sceną dla sztuki. I pewnie są tam pajęczyny i w ogóle jak tak długo stoją niczyje te budynki.

- Oj nie rozśmieszajcie mnie! Pewnie, że są pajęczyny i trzeba omieść wszystko miotłą i włożyć nieco wysiłku i kasy by to doprowadzić do porządku! Czego się spodziewałyście jak to tyle lat puste stoi? Ale właśnie dlatego jest okazja to zgarnąć na własne potrzeby! Jakby gdzieś stał gotowy teatr ze sceną, garderobami i całą resztą to już dawno ktoś by to albo zadysponował albo rozgrabił. - minstrelka znów okazała się mieć najbardziej bezpośrednie podejście do całej sprawy i inny punkt widzenia niż szlachetnie urodzone. Ten kubeł zimnej wody przydał się młodym damom bo popatrzyły z konsternacją na siebie, na nią, na Versanę i w końcu pierwsza odezwała się gospodyni.

- Oczywiście masz rację Nije. Przepraszam, nie chciałam kontestować tych propozycji. Chyba rzeczywiście troszkę się zagalopowałam wyobrażając sobie, że tam będzie na nas czekać nie wiadomo co. Przepraszam cię Versano, nie chciałam cię urazić. - Kamila wzięła na siebie ten kubeł zimnej wody i szybko przeprosiła za takie zachowanie. Chyba nawet w imieniu swoich gości by nowa koleżanka w ich grupie nie poczuła się urażona czy zniechęcona.

- Chyba rzeczywiście macie rację. Ale wypada by zobaczyć te miejsca. Jak to wygląda, gdzie bynajmniej nas kosztowało doprowadzenie takiego miejsca do naszych celów. - von Richter też przyznała rację i chwilę znów dyskutowały jakie miejsce mogłoby być najlepsze. Madeleine wydawała się być zwolenniczką starego młyna, Nije gospody, Annemette dawnego schroniska a Kamila przyznawała, że nie była w żadnym z tych miejsc to nie czuje się na siłach by się wypowiadać. Tutaj więc trudno było uzyskać jakiś przełom przy tylu niewiadomych. Dlatego stanęło, że dobrze aby obejrzeć te miejsca osobiście. Jak nie komisyjnie to chociaż tak wysłać chociaż część z nich.

- A z tymi dostawami to świetnie, że się tym zajęłaś. Na pewno się to przyda. Jedną rzecz byśmy miały z głowy. - skoro ustalenie która z pań w jaki dzień by mogła wybrać się na zwiedzanie trochę zajmowało to ciemnoskóra szlachcianka wróciła do tej innej sprawy jaką poruszyła Versana. Bo z tą komisją weryfikacyjną to coś wychodziło, że może uda się zebrać w któryś dzień dwie czy trzy z nich ale trudno liczyć na komplet.

- Więc kiedy ruszamy przyjrzeć się tym pustostanom? - zagaiła chcąc mieć ten temat na dzień dzisiejszy za sobą - Backertag?

Dyskusja trwała dobrą chwilę gdy wszystkie panie próbowały ustalić jakiś termin jaki byłby najmniej niewygodny dla jak największej liczby z nich. W końcu stanęło na Bezahltag. Co prawda Annemette wówczas raczej by nie mogła uczestniczyć, Nije nie do końca była pewna ale Kamila i Madeleine powinny mieć wówczas czas na takie wycieczki.

- Znakomicie. - zachichotała cicho - Oby tylko wszystko nam szło tak sprawnie to nim się obejrzymy a będziemy oglądać pierwszą sztukę na deskach naszego teatru. Mam już na oku nawet kilka naprawdę utalentowanych aktorek. Myślę, że też się wam spodobają. - rzuciła tajemniczo wyraźnie rozradowana - Skoro więc sprawy siedziby naszego kameralnego klubu miłośników sztuki mamy już za sobą to porozmawiamy o czymś innym? - zaproponowała - Doszły waszych uszu jakieś ciekawostki z miasta? - miała na myśli najzwyklejsze plotki. Musiała jednak obrać to w nieco ładniejsze słowa.

- O. Aktorka? Utalentowana? A jaka? Może znam. - Nije tym razem zareagowała pierwsza i wydawała się, żywo zainteresowana potencjalną koleżanką z podobnej branży co ona sama.

- A nie słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - zażartowała luźno puszczając oko do artystki - Wybacz mi jednak. Nie zdradzę jej imienia gdyż nie chce wykrakać. Czas jednak pokaże. Kto wie? Jeszcze może się okaże, że mamy wspólnych znajomych nie wiedząc o tym. - zaśmiała się wizją takiej perspektywy - Powiedzieć ci za to mogę że myślę o podjęciu współpracy z niejakim Oxo. Wpierw jednak chciałabym go osobiście poznać.

- O. To możemy się umówić. Znam go. Rzeczywiście ma ten niziołek talent. Przezabawny! I straszny lubieżnik z niego, jak dziewczynie zależy na czci i opinii to raczej nie powinna się do niego zbliżać. Ale ma takie gadane, że chyba każdej potrafi zwrócić w głowie! - poetka chyba chwilowo darowała Versanie wypytywanie o nową artystkę na deski ich nowego teatru. Ale za to okazało się, że chyba dość dobrze zna tego Oxo. Jej słowa wywołały chichoty pozostałych pań i panienek gdy w tak bezkompromisowy sposób pozwoliła sobie na wyrażenie opinii o owych talentach niziołkowego komika. Jakoś nie wydawała się odbierać tych jego cech jako wady.

- A u nas z rana buszowały psy. W szkodę nam wlazły. Te nasze się z nimi pożarły. Aż Thomas wysłał służbę by sprawdzić co się stało. Ale okazało się, że szukają jakiegoś zbiega. Podobno niebezpieczny. Wyobrażacie to sobie? Aż strach wyjść na ulicę. I to w dzień boży takie rzeczy się zdarzają. - Madeleine wspomniała z przejęciem o porannym wydarzeniu nie bardzo czekając aż młoda wdowie odpowie poetce. Ale poranne wydarzenie rzeczywiście ją zbulwersowało.

- To może być prawda. Do nas też ktoś przyszedł rano. Do papy właściwie. Coś się stało w porcie i papa z nim porozmawiał a potem odesłał. Ale nie powiedział mi co się stało. Ale chyba coś ważnego bo rzadko tak rano zawiadamiają nas o czymś w porcie. No i jest Festag. - Kamila mówiła jakby to co powiedziała koleżanka nagle przypomniało jej i własne doświadczenia.

Powiadają, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Zazwyczaj to się sprawdzało.

- Zbieg? Skąd? - informacje bardzo zainteresowały piękną wdowę po kupcu. Do tej pory była przekonana, że straż i reszta stróżów prawa poszukiwała sprawcy włamania do biura Grubsona. Nowinki od wysoko urodzonych panienek stawiały jednak to wszystko w zupełnie innym świetle.

- Wpierw włamanie do magazynu w porcie a teraz jakiś dezerter. - zmarszczyła czoło kiwając głową na lewo i prawo - Co się ostatnio dzieje w tym mieście. Ciężkie i niebezpieczne czasy nastały.

- To prawda. - Kamila pokiwała głową przyznając, że to nie są zbyt podnoszące na duchu wieści.

- Podobno jakiś zbieg z hospicjum. Mam nadzieję, że to żaden szaleniec. Przecież trzymają tam różnych nieboraków. - von Ritter złożyła dłonie by wznieść tą małą prośbę do dobrych bogów aby im chociaż tego oszczędzili.

- To prawda. Ale mają tam też bardzo ciężkie przypadki. Oby to nie był jeden z nich. - Annemette westchnęła dając ujście swoim nadziejom chociaż spojrzenie miała dość sceptyczne.

- Oj przestańcie gadać takie głupstwa! - fuknęła na nich Annemette przywołując je do porządku. - Porozmawiajmy o czymś przyjemnym w tą paskudną pogodę. Może poplotkujmy o kimś kogo nie ma? - zaproponowała na wpół poważnie jakby chciała zmienić temat rozmowy na jakiś lżejszy i przyjemniejszy.

- Zacznij więc Annemett. - życzliwie zaproponowała patrząc na arystokratkę.

- Chętnie. To może ooo… - dziewczęta z ulgą przyjęły tą zmianę tematu na lżejszy i przyjemniejszy. Zachichotał gdy mogły wrócić do przyjemniejszych spraw. Zwłaszcza, że koleżanka zaczęła jakby miała zacząć jakąś ciekawą opowieść.

- Może o najpiękniejszej i najbogatszej blondynce w tym mieście? Froya van Hansen. - szlachcianka z talentem do szarad i dostrzeganiu różnych rymów i zależności popatrzyła na swoje koleżanki całkiem psotnie i wesoło. A te zachichotały rozbawione zaproponowanym tematem.

- To chyba ty Madeleine trzymasz z nią sztamę. - Nije popatrzyła na siedzącą w fotelu brunetkę.

- Tak. Wesprze nas w tym nowym teatrze? Przyłączy się do nas? - panienka van Zee chętnie podchwyciła temat.

- Froya raczej interesuje się innymi atrakcjami. Ale wydaje mi się, że może nas wesprzeć sakiewką chociaż nie liczyłabym na jej pełne zaangażowanie w ten projekt. - pani von Ritter odpowiedziała czy raczej przekazała opinie blondwłosej przyjaciółki a reszta popatrzyła na nią i na siebie nawzajem trochę zwlekając z odpowiedzią.

- Domyślam się. Ją pewnie interesują pojedynki i polowania. Jakby się urodziła mężczyzną to by naprawdę wszystko było prostsze. Dobrze, że chociaż na bale i tańce lubi przychodzić bo w ogóle by zdziczała. - Annemette westchnęła na zachowanie jakie widocznie nie bardzo jej się wpisywały w stereotyp zachowań panienki z dobrego domu.

- Zauważyłam. - przyznała mając możliwość przekonać się o tym co mówiła młoda mężatka na własnej skórze - A ma jeszcze jakieś inne zainteresowania? - zapytała chcąc wyciągnąć jeszcze jakaś ciekawostkę na temat blond damulki z szabelką w ręku.

- Perfumy. Uwielbia nowe aromaty. - po chwili zastanowienia Madeleine powiedziała coś co jednak przemawiało, że jej blond przyjaciółka ma jednak jakieś typowo kobiece zainteresowania. - A ty Versana? Zdradzisz nam swoje zainteresowania? Co porabiasz poza prowadzeniem interesu i spotykaniem się z nami? - von Ritter płynnie przeszła do pytania ich najmłodszej stażem członkini grupy o jakiej pozostałe wiedziały najmniej.

- Dokładnie. Tak się nami interesujesz a sama o sobie nie mówisz zbyt dużo. Czyżbyś miała jakiś wstydliwy sekret do ukrycia? - Annemette też dołączyła się zerkając z zaciekawieniem na czarnowłosą wdowę. Pozostałe panny z zainteresowaniem śledziły tą woltę w tej dyskusji.

Nie spodziewała się, że plotkowanie może stać się bronią obosieczną. Mimo wszystko zachowała pełny spokój. Odegrała delikatnie zakłopotaną drapiąc się delikatnie po głowie.

- Gdy pogoda sprzyja uwielbiam jeździć konno. Relaksuje mnie to i pomaga zachować dobrą formę fizyczną. - tak też było. Wdowa była doskonałym jeźdźcem. Gdy dosiadała swojej klaczy czuł się jak ryba w wodzie. Łączyła ją z nią jakaś niewytłumaczalna więź.

- Teraz jednak jest jak jest. - spojrzała na chwile w okno - Zimno i ponuro. Pozostaje mi czytanie powieści i poezji. Chociaż jest jedna taka rzecz, o której nie mówi się głośno w wyższych kręgach a która sprawia mi dużo przyjemności i w której jestem dość biegła. - starała się zbudować napięcie - Mianowicie. Lubię grać w karty i kości. Próbowałyście tego kiedyś?

- Absolutnie nie. Mój dziadek ze strony matki przegrał w karty cały majątek zostawiając moją matkę i jej rodzeństwo bez środków do życia. Więc zdecydowanie jestem przeciwna. - tym razem Annemette okazała się nadzwyczaj stanowcza w tym co mówiła i brzmiało jakby była zdecydowaną przeciwniczką wszelkich przejawów hazardu.

- To nie jest rozrywka dla nie. - von Ritter pokręciła głową na znak, że może nie aż tak drastycznie ale chyba nie widziała siebie przy takiej zabawie.

- A ja trochę próbowałam w karty. Ale papa jest przeciwny. Mówi, że jak już to powinnam nauczyć się grać w szachy. - Kamila znów dała wyraz jak mocno jest uzależniona od woli ojca chociaż jednak wydawała się z tych trzech głosów zdradzać jakieś zainteresowanie taką formą rozrywki.

- Ale z was nudziary. - Nije pozwoliła sobie na kolejny bezkompromisowy komentarz. Wydawało się, że pozostałe uczestniczki takich spotkań pozwalają jej na wiele tej przedstawicielce artystycznej bohemy bo przecież nie mogła się z nimi równać pod żadnym materialnym względem nie mówiąc o miejscu w drabinie społecznej.

- Mnie się zdarza grać. Raz nawet grałam w rozbieranego. Znaczy grałam częściej niż raz w tego rozbieranego ale mnie wtedy rozebrali do rosołu. Dobrze, że to było w alkowie a nie głównej izbie. Nadal nie jestem pewna czy się nie zmówili i nie kanotwali. No ale nie złapałam żadnego za rękę. - trudno było powiedzieć czy Nije nie zdawała sobie sprawy jak relacja z takiej pikantnej przygody wywoła wśród dobrze wychowanych dam czy wręcz celowo chciała spowodować rumieniec na ich licach. Ale właśnie coś takiego osiągnęła aż Kamila przyłożyła dłoń do ust a Madeleine zaczęła wachlować się wachlarzykiem zaś reakcja Versany była wręcz odwrotna od jej lepiej sytuowanych koleżanek. Uśmiechnęła się szeroko a w jej oczach znów zapłonęła iskra.

- O to ci ciekawostka. - niemalże zachichotała - Rozbierany. Brzmi co najmniej intrygująco. W ten sposób chyba nie da się przegrać majątku rodzinnego. - zauważyła unosząc wskazujący palec lewej dłoni i spoglądając na Annamette - Skoro jednak nie wyrażacie chęci nie będę was namawiać. W każdym razie ja coś o sobie powiedziałam. Teraz wasza kolej. - obrzuciła pobieżnym spojrzeniem pozostale ze zgromadzonych.

- Ja jestem nowoczesną kobietą nauki. Pasjonuję się astrologią i astronomią. Mam prawdziwy teleskop u siebie i uwielbiam spędzać noce na obserwacji gwiazd. To takie pasjonujące! - Annemette pierwsza się odezwała całkiem chętnie opowiadając o swoim hobby. Na swój sposób faktycznie mało typowym dla kobiety chociaż nie budzącym tyle kontrowersji co “fanaberie” panienki van Hansen.

- Dlatego potem tak późno wstajesz i trudno się z tobą na coś umówić rano. - dodała nieco ironicznie a nieco zgryźliwie ciemnoskóra gospodyni. Ta jednak zbyła to lekceważącym ruchem ręki.

- Śmiejecie się a jak okryję kiedyś jakąś nową gwiazdę i nazwą ją moim imieniem to nie będzie wam do śmiechu! - amatorka astronomii odgrażała się ale raczej w dość zabawny sposób i tak na pokaz. A na koniec nawet pokazała Kamilii język jakby były znów małymi dziewczynkami.

- A ja bym chciała zostać scenarzystką i poetką. Pisać ballady i wieresze jakie by potem recytowano. Albo malować obrazy. Sama jeszcze nie wiem. Lubię i to i to. - Kamila też zwierzyła się, ze swoich pragnień jakie okazały się dość artystyczne.

- Wy macie swoje młode lata. Jak jest się mężatką to już nie ma tyle swobody co za panny. Na wszystko muszę mieć pozwolenie Thomasa. Dobrze, że mi na te nasze spotkania pozwala przyjeżdżać. - pani von Ritter westchnęła jakby jako jedyna mężatka w tym gronie zazdrościła młodszym koleżankom pełni swobody.

- Nie gadaj jak jakaś stara kwoka Med. Ile jesteś od nas starsza? Dwa czy trzy lata. Nie gadaj jakbyś była w wieku naszych matek. A ja tam nie mam planów, robię swoje, piszę swoje, żyję z dnia na dzień i mam nadzieję, że nikt mnie którejś nocy nie zatłucze albo nie skończę z nożem pod żebrami za te wszystkie paszkwile i poezję. - Nije jak zwykle okazała się najbardziej bezpośrednia i najmniej szanująca zasady etykiety. Znów dobrze urodzone koleżanki popatrzyły na nią jakby w pierwszej chwili nie wiedziały co odpowiedzieć na takie coś.

---

południe; Kamienica Versany

- Kornasie. - rzekła wchodząc do pokoju swojego łysego ochroniarza - Mam dla ciebie zadanie specjalne. - czas ją gonił więc przeszła od razu do rzeczy. Wdówka w kilku zwięzłych zdaniach opowiedziała mu o Danie oraz o tym, że kiedy pogoda zelżeje ma on wraz z nią udać się poza miasto aby ta pokazała mu kilka skrytek. Wyjaśniła mu także czemu to tak ważna sprawa zarówno dla zboru jak i pobratymców z lasu. Na koniec zaś upewniła się czy ten wszystko zrozumiał. Przypomniała mu o odpowiednim stroju, prowiancie i broni wręczając mu kilka monet aby mógł się doposażyć w razie potrzeby.

---

południe: "Czarny kot": Versana, Łasica.

Siedziały we dwie popijając grzańca. W lokalu było ciepło, gwarno i tłoczno. W dniu świątynnym było to jednak normalne. Mało było innych rozrywek w mieście a karczma oferowała ich całkiem sporo. Tani alkohol, hazard, śpiew i płatny seks. Żadna z tych rzeczy nie była obca obu kultystkom. Po żadna z nich jednak tu dzisiaj mi przyszły. Były w pracy. Na szczęście dla nich można było powiedzieć że spełniają się zawodowo czerpiąc z fachu wiele przyjemności.

- Też się zastanawiam, gdzie ona jest. - odpowiedziała szybko na zagwostkę kochanki - W końcu się jednak zjawi. Tak uroczym damom jak my się nie odmawia. - zaśmiała się upijając następnie nieco ciepłego i korzennego grzańca. Ten zaś przyjemnie rozgrzewał, pozwalając choć na moment zapomnieć o tym co działo się na zewnątrz. Mróz zdecydowanie nie był ulubioną porą roku Versany. Miał on jednak jedena dość duża zalete. Długie noce m, z których ostatnimi czasy kultystka korzystała jak tylko mogła.

- Pracuje nad nimi. - mówiła obejmując obiema dłońmi kubek - Póki co wszystkie wyraziły żywe zainteresowanie tymi ruderami o których mi ostatnio opowiadałaś, gdy rozmawiałyśmy na temat teatru. Z resztą na dniach mamy razem jechać i się im przyjrzeć. - niejako streściła to co udało się jej ustalić w trakcie spotkania kółka poetyckiego.

- Skoro zaś pytasz o Brene. - nawiązała do tematu swojej pokojówki - To już na początku ci mówiłam, że dostrzegam w niej potencjał. Czas zaś pokazał, że się nie myliłam. Pilna z niej uczennica. Pilna i namiętna. - przygryzła zalotnie wargę wracając na chwilę myślami do kilku poprzednich nocy - Wyobraź sobie, że jutro Kamila van Zee będzie malować jej nagi portret. Ja natomiast będę uważnie przyglądać się zakłopotaniu i podnieceniu obu dziewcząt. Czy to nie ekscytujące? A i powiedz mi jeszcze jedno. Może to ja poprosić aby zbadała zawartość paczuszek, które Louisie wręcza karczmarz?

- Oj tak, udała ci się ta Wiewióreczka! Strasznie ją polubiłam! - Łasica zaśmiała się widocznie myśląc o Brenie w ciepłych barwach. - I aż wam zazdroszczę tego rozbieranego malowania. Ależ bym chciała tam z wami być! - pomysł z pozowaniem musiał się bardzo spodobać łotrzycy bo mówiła z wyraźną zazdrością o tym jutrzejszym spotkaniu u panienki van Zee. - Mam nadzieję, że mi opowiecie jak było. I jakby panienka van Zee szukała kolejnych modelek do pozwania to będziecie o mnie pamiętać. Myślisz, że jutro skończycie na samym malowaniu czy coś jeszcze? - zapytała z wesołymi ognikami w oczach też grzejąc dłonie od ciepłego kufla. Wydawała się być zafascynowana tym tematem sztuki malowania kobiecych aktów.

- A z tymi adresami co ci mówiłam może lepiej tam zajrzeć zanim się je pokaże towarzystwu? Tak na wszelki wypadek. Mówię ci, że dawno tam nie byłam. - zwróciła uwagę na ten detal jakie przyjaciółka omawiała niedawno ze szlachetnie urodzonymi damami.

- Tak, tak. - kiwając głową przyznała rację koleżance - Wiesz… One są trochę oderwane od rzeczywistości i nieco bujają głową w obłokach. Ot taka przypadłość panienek z wyższych kręgów. Chociaż… - uniosła kubek - ...Froya zdaje się twardo stąpać po ziemi. - upiła kolejnego grzdyla - To może we czwórkę pójdziemy zbadać te ruiny? Ty, ja, Brena i Kornas? - zapytała szukajac nogą pod stołem łydki przyjaciółki.

- Z tobą i Breną? Zawsze. Przecież po wizycie w takich brudnych i zakurzonych miejscach trzeba wziąć porządną kąpiel prawda? - Łasica wydawała się w lot dostrzegać okazję do wesołej i nieskrępowanej zabawy. Zwłaszcza w tak wyśmienitym składzie.

- Ale jak ze mną to dopiero po zmroku. Sama wiesz dlaczego. Jak ci to nie przeszkadza to możemy się umówić. Wtedy bym była oczywiście do waszej całkowitej dyspozycji. - powiedziała wesoło łotrzyca. O ile by spotkanie po zmroku nie przeszkadzało pozostałej trójce to była gotowa się na nie umówić.

- A Froya rzeczywiście twarda, konkretna babeczka. I umie należycie traktować służbę. Ale powiem ci, że jestem trochę ciekawa tych szlachcianek. Zawsze je widziałam tylko z daleka, na ulicy, placu, na jakimś święcie. Ale z żadną nigdy się nie zadawałam. Dopiero teraz z Froy’ą. - pokiwała swoją ciemną głowa na znak, że zgadza się z opiniami swojej rozmówczyni ale jednak musiała być chociaż trochę ciekawa tego świata wyższych sfer do jakiego zwykłe złodziejki, oszustki i ladacznice raczej nie miały wstępu.

- A w ogóle to tam wyżej mam dla ciebie o wiele cieplejsze i gościnniejsze miejsce. I dla ciebie zawsze dostępne naturalnie. - dorzuciła jakby mimochodem i na koniec pomagając obutej stopie przyjaciółki nakierować się na swoje buty i łydki. Sama też przesuwała czubkiem buta łydkę czarnulki chociaż w butach to nie był taki sam efekt jak bez.

- To później ustalimy kiedy konkretnie się tam przejdziemy. - podsumowała niejako to co ustaliły w temacie rekonesansu zaproponowanych przez Łasice lokalizacji - Zaś z tymi tatuażami ponoć jest tak, że jak już zrobisz sobie jeden to jak najszybciej będziesz chcieć mieć następny. - uśmiechała się szeroko gdy wspominała o temperamentnej pani kapitan - Rosa natomiast jedną dziare już ma. Czemu więc kolejną nie miałby być zwinięty w kłębek wąż? - zapytała retorycznie - Byłaby cenną zdobyczą. Z resztą wydaje mi się, że ona sama nie będzie stawiać zbytnio oporu. Potrzeba jednak czasu. Apropos czasu. - spojrzała w kierunku drzwi wejściowych - To gdzie nasza blond sigmarytka? To nie w jej stylu tak się spóźniać.

- Racja z tymi tatuażami. Też ostatnio chodzi za mną by coś sobie zrobić. Ale jakoś nie mam pomysłu co to by mogło być. - przyznała uśmiechając się ze zrozumieniem, że z tym zdobieniem swojego ciała to widzi sprawę bardzo podobnie.

- A Rose mam nadzieję, że lubi wężę. Bo jak nie to może być kłopot. Ale strasznie bym chciała aby została naszą siostrą! Jest wspaniała! - przyjaciółka pokiwała głową na znak, że całkowicie się zgadza co do kandydatury dzielnej pani kapitan na ich siostrę no i jest pełna nadziei co do tego.

Brunetka z uśmiechem na ustach słuchała podekscytowanej koleżanki. Też żywiła szczerą nadzieję co do seksownej pani kapitan.

- Może więc liczba sześć. - wtrąciła nagle - Ostatnio wspominałaś o tej umiłowanej liczbie pana więc jeżeli Rosie nie przypadłby do gustu wizerunek węża zawsze pozostaje nam inny wariant.

- Cyfra? Wolałabym węża. No ale jak się nie uda można i cyfrę. - taki pomysł chyba nie przyszedł Łasicy do głowy. Ale gdy przyjaciółka o nim wspomniała to po krótkim zastanowieniu przyznała jej rację jako plan alternatywny.

- Najbardziej to bym chciała aby wszystkie nasze wężowe siostry miały coś podobnego jak my. I w tym samym miejscu. Strasznie się cieszę, że z Wiewióreczką sobie zrobiłyście te tatuaże w tym specjalnym miejscu! Są śliczne! Ale nie wiadomo czy uda się do tego przekonać inne dziewczyny. - skoro rozmawiały o tatuażach łotrzyca pozwoliła sobie na wyrażenie zachwytu nad tym nowymi dziarami obu swoich sióstr które ją rozbrajały i rozklejały ilekroć miała z nimi styczność. Ale chyba mimo to brała pod uwagę, że nie wszystkie dziewczyny jakie planowały zwerbować mogą dać się przekonać na podobny ruch.

- A nasza blond lwica coś rzeczywiście się spóźnia. Może to ta pogoda? Paskudnie dzisiaj. Sztorm w nocy, sztorm w dzień. - spojrzała w stronę drzwi wejściowych jakby blondynka o jakiej rozmawiały zaraz miała przez nie przejść. Ale te były w spokoju zamknięte gdy nikt przez nie nie wchodził ani nie wychodził.

- A o co chodzi z tymi przesyłkami dla niej? Co masz na myśli? - widząc, że wojowniczka bojowego młota nadal się nie zjawiła nawiązała do tego co wdowa mówiła trochę wcześniej.

- Wypadałoby się dowiedzieć co w nich jest. My jednak jesteśmy spalone. Nie to co Brena. - zmarszczyła czoło wodząc palcem po krawędzi kufla - Chociaż szczerze mówiąc nie mam jeszcze jakiejś dokładnej wizji jakby moja słodka wiewióreczka miała tego dokonać. - z karykaturalnym smutkiem na twarzy patrzyła na przyjaciółkę licząc, że może jej coś przyjdzie do głowy.

- Aha… - Łasica skinęła głową, upiła z parującego kufelka i spojrzała w stronę szynkwasu. Potem w stronę drzwi wejściowych. I wreszcie znów na swoją partnerkę.

- Można to spróbować załatwić bez Wiewióreczki. - powiedziała z tajemniczym uśmieszkiem. - Ale to ryzykowne. Możemy pójść na górę i włamać się do jej pokoju. Sprawdzić co tam ma. Tylko jak ona tam jest to będzie niezła afera. Tak samo jak wróci i nas zastanie w jej pokoju. Nie sądze by nas aż tak lubiła by nam darować taki numer. No ale jakby się udało można by rzucić okiem na jej pokój a potem wyjść jakby nigdy nic. - okazało się, że włamywczaka nie tylko figle miała w głowie i nawet miała pomysł jak spożytkować opóźnienie Kruger. Chociaż włamywanie się w środku dnia do pokoju klientki tej karczmy rzeczywiście wydawało się tak ryzykowne jak brzmiało. Dlatego ulicznica sprawdzała jak przyjaciółka zapatruje się na ten pomysł.

Propozycja niosła ze sobą tyle samo korzyści ile ryzyka. Ver chwilę musiała przeanalizować takie rozwiązanie upijając przy tym nieco korzennego trunku.

- Hmmm… - dumała - Jeżeli już to jedna z nas musiałaby być tu na dole by w razie powrotu naszej blondyneczki czymś ją zająć dając nieco czasu tej na górze. Pytanie czy gra jest warta świeczki. - biła się wciąż z myślami - Jak uważasz?

- Myślę, że same zamki to nie będą dla nas stanowić poważnej przeszkody. O ile ktoś kto ją zna i wie kto mieszka w jej pokoju nie przyłapie nas na gmeraniu przy jej drzwiach. No ale wtedy można spróbować coś nakłamać. - Łasica zaczęła w myślach obracać ten pomysł. Wspomniała o tym co chyba nie uważała za zbyt wielką przeszkodę.

- Najgorzej jak jest w środku. Otwierasz drzwi a tam nasza lwica. Nie mam pojęcia co bym wtedy zrobiła. - przyznała kręcąc swoją granatową głową dając znać, że ma pustkę w głowie na taką okazję.

- Ale jak jej nie ma to mamy jej pokój do dyspozycji. Nie mam pojęcia co może w nim trzymać praworządna sigmarytka. Modlitewnik? Jakieś psalmy? Nie wiem. Po prostu nie wiem. Ale raczej bym niczego nie zabierała. Tak można rzucić okiem. Może coś tam ma ciekawego? A może nie. Potem bym wyszła, zamknęła drzwi i tyle. Gorzej jak właśnie by nas złapała buszujących w jej pokoju. Pewnie by się wściekła. Dlatego jak mówisz, lepiej by jedna z nas została na dole i ją zagadała czy co, byle nie wlazła na górę nim ta druga skończy. - włamywaczka przeanalizowała sprawę kolejnego włamu tak jak to sobie wyobrażała. Czy warto by było się włamywać trudno było oszacować jak nie bardzo miały pojęcia co Kruger może mieć pochowane w zakamarkach swojego pokoju. Ale jakby czegoś zabrakło pewnie by poznała, że ktoś jej tam grzebał.

Na szczęście obie kultystki nadawały na tych samych falach. Niektórzy mawiali, że wielkie umysły myślą podobnie. Coś w tym było.

- Leć więc na górę a ja tu zaczekam. Tylko nic nie kradnij. - odparła podejmując decyzję - Zapukaj jednak wpierw do niej. Jak będzie w środku to powinna otworzyć lub co najmniej się odezwać. - w jej ocenie wydawało się to dość naturalne zachowanie w takiej sytuacji - Uważaj jednak by nikt cię nie zauważył. Szczególnie ten współpracujący z Louisą karczmarz. - kiwnęła lekko głową w kierunku szynkwasu przy, którym aktualnie stał tłum ludzi zamawiających coś na ząb i przepicia.

- Louisie zaś wmawiać będę iż poszłaś za potrzebą. - zaproponowała taką wersję wydarzeń gdyby nagle bojowniczka wróciła do karczmy. Dobrze było mieć w wspólną wersję wydarzeń na wypadek nieprzewidzianych komplikacji.

- Lepiej jej powiedz, że poszłam sprawdzić czy jej nie ma w pokoju. Na górze nie ma toalet. I życz mi szczęścia. - Łasica szybko skinęła głową, puściła jeszcze całusa i oczko przyjaciółce przez szerokość stołu a potem wstała i ruszyła przez główną salę w kierunku schodów prowadzących na górne piętro gdzie były pokoje do wynajęcia. A Versana została sama przy pustym stole. I zostało jej czekać na rozwój wypadków.

Przeczekała jakąś sprzeczkę przy sąsiednim stole, ktoś z innego wstał, zapłacił i wyszedł, inny klepnął po zgrabnym tyłku przechodzącą kelnerkę, trzasnęły otwierane drzwi gdy trzech weszło do środka szukając dla siebie wolnego miejsca aż w końcu dojrzała smukłe nogi powracającej przyjaciółki.

- I co? Jest? - zapytała łotrzyca rozglądając się po sali co się zmieniło jak ona była na górze. Ale pewnie też się zorientowała, że coś nie widać blondwłosej sigmarytki.

- No jak miałam nic nie brać to już. Właściwie nie bardzo tam jest co brać. Ona tam nie ma nic ciekawego. Sama broń i modlitewniki. - mówiła z nieco rozczarowanym tonem jakby ta ich blond lwica okazała się nudniejsza niż wyglądała na pierwszy rzut oka czy nawet tak prywatnie.

- Znalazłam sakiewkę z monetami. Jakbym robiła skok to tylko to bym zabrała. A tak to ma same kusze, skórznie, miecze, noże… Jeden nóż był ładny. Myślę, że można by go nieźle opchnąć. O. I taki pejczyk znalazłam. Taki co oni używają do samobiczowania. Nie wiem dlaczego do tej pory na nas tego nie użyła. No przynajmniej na mnie. I kajdany. Kajdany też ma. Jakby mnie skuła to bym przecież nie protestowała. Naprawdę nie wiem Ver dlaczego ma takie ciekawe zabawki a kompletnie nie umie ich używać. - granatowa głowa pokręciła się dla braku zrozumienia dla tej oszczędności jaką zdradzała Kruger. Wydawała się dla tych użytkowych narzędzi widzieć całkiem inne zastosowanie niż łowczyni czarownic.

- A! I znalazłam te woreczki! - przypomniała sobie na sam koniec. - To kadzidełka. Takie do medytacji. A ja myślałam, że jakieś ciekawe ziółka do odurzania albo składniki czarów… - przyznała, że pod tym względem Louisa też ją rozczarowała. Znów spojrzała na drzwi wejściowe ale ta o której rozmawiały coś się nadal nie zjawiała.

- Nie wiem Ver. To co dalej robimy? Czekamy na nią? Czy idziemy stąd? - wzruszyła ramionami bo w tej chwili blond wojowniczka już zaliczała duże spóźnienie, zaczynała się zbliżać pora w jakiej zwykle zaczynano szykować się do obiadu. W poprzednich tygodniach o tej porze już były we trzy w jej pokoju a może i kończyły to spotkanie.

- Chodźmy więc może zamówić po jeszcze jednym kufelku do karczmarza. - zaproponowała nieco zamyślona i rozczarowana tym co udało się znaleźć jej przyjaciółce - Przy okazji spytamy go czy nie wie gdzie podziała się nasza koleżaneczka. - spojrzała pytająco na Łasice.

- Louisa? Nie mam pojęcia. Wyszła w pośpiechu jak jeszcze ciemno było. Ktoś po nią przybiegł i poszła razem z nim. - karczmarz bez większych oporów zdradził co wie na temat swojej blondwłosej klientki gdy obie kultystki przyszły do szynkwasu po nową kolejkę grzańca z ziołami i miodem.

- A nie mówiła kiedy wróci? Albo co się stało? - Łasica zapytała po chwili zmieszania widocznie zaskoczona takimi wieściami. Karczmarz jednak rozłożył swoje ramiona na znak, że nic więcej nie wie na ten temat.

- No trudno. Widocznie obowiązki - stwierdziła widząc iż karczmarz albo naprawde nie wie albo nie chce powiedzieć gdzie udała się wyznawczyni Sigmara.

- Przekazałbyś jej więc, że byłyśmy i pytałyśmy o nią? - spojrzała na pulchnego właściciela oberży - Rzecz jasna w trosce o nią. Martwimy się po prostu. - sięgnęła po wystawiony na blat kufel.

- Dobrze, przekażę jej. - zgodził się karczmarz i nawet uśmiech rozjaśnił jego pucułowate policzki. Towarzyszka wdowy odwdzięczyła się ciepłym uśmiechem po czy obie odeszły od szynkwasu.

- Chyba coś się stało. Mam nadzieję, że z nią wszystko w porządku. - łotrzyca wydawała się dość zmartwiona tymi wieściami i chyba szczerze martwiła się o los wojowniczej sigmarytki.

Obie widząc iż ich stolik wciąż stał pusty ruszyły w jego kierunku. Tłum był liczny więc musiały nieco się nagimnastykować nim dotarły na miejsce.

- Ciekawe czy nieobecność Luisy ma coś wspólnego z tym zbiegiem który dał dziś dyla. - Ver podjęła rozmowę od informacji jakiej dowiedziała się wcześniej przy okazji spotkania w posiadłości van Zee.

- No nie wiem. Po co łowcy czarownic do łapania jakiegoś wariata? Przecież jest straż miejska i łowcy nagród. Chyba, że im zapłacono. Albo jako obowiązek wobec ojczyzny i takie tam. To poszli. - łotrzyca pokręciła głową i wzruszyła ramionami na znak, że nie bardzo widzi związku między tymi rzeczami. I humor jej się nieco zważył jak się zaczęło zapowiadać, że nie spotkają się dzisiaj z wojowniczą sigmarytką.
 
Pieczar jest offline