- Wreszcie się coś dzieje! - Ucieszyła się Jadźka, po czym pognała z resztą oddziału, tak jak gnać nakazali...
U Kwatermistrza Zenka Zgreda, nazywanego potocznie "ZetZet", za dyszkę, szczerzenie ząbków, oraz wizję kiedyś-tam-w-przyszłości, złapania go za kiełbasę(jego kurwa niedoczekanie, grubasa tępego!), załatwiła sobie kilka paczek fajek, i od razu miała lepszy humor.
Po pobraniu więc sprzętu i kontrabandy, ponownie świńskim galopem, ganiani przez Pociska, stawili się przed... kurwa, to nie jest przecież ich rakieta!
- Zgłaszam się na dzia...! - Nie dokończyła. Wojownik już się wpierdolił na działowego, niech go chudy byk wyrucha! Jadźka marudząc więc pod nosem, usiadła na samym końcu rzędu krzesełek w przedziale desantowym, z dala od Kurvinoxów. Obok siedział Mak Gajer.
- Co tam? - Zagadnęła go wielce yntelygentnie.
.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |