Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2021, 18:35   #155
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.08; Festag (8/8); ranek


- Żyje - potwierdził cyrulik. - Ale nie wiem co mu dolega. Objawy ma jak przy zapaleniu płuc lub gruźlicy, ale temu towarzyszyłoby odkrztuszanie wydzieliny z płuc - przerwał na chwilę orientując się, że wchodzenie w szczegóły może nie interesować jego gościa.

- Przed chwilą mówiłaś o strażnikach, którzy go szukali, a wczoraj wspominałaś o hospicjum. To jak w końcu z nim było? Powiedz mi o nim coś więcej. Ma rodzinę? Gdzie i z kim mieszka? Jak trafił do tego hospicjum?

- Miał matkę jaka się nim zajmowała. Ale zmarła zeszłej zimy. Stara już była. A on zawsze był dziwny. Taki głupio - mądry. Gadał do psów i kotów, śmiał się z nie wiadomo czego. No i w końcu wszyscy mieli go dość, a i matka była coraz starsza to go oddała do tego hospicjum. Ostatniej jesieni nim umarła. - dziewczyna mrużyła oczy zerkając na pacjenta który wciąż wydawał się być pogrążony w niespokojnej drzemce. Ani nie mógł zasnąć ani nie mógł wrócić do przytomności.

- A ci strażnicy to skąd byli? Nasza straż miejska czy jacyś inni? Hospicjum na swoją ochronę?

- A nie wiem skąd. Nie pytałam ich. Mówiłam ci, że nawet z nimi nie rozmawiałam tylko mama. - przypomniała coś co już mówiła wcześniej na początku rozmowy. - Ale chyba nie miejscy. Ci miastowi noszą jakieś szarfy, opaski czy coś takiego a u tych nie widziałam. Chyba, że mieli to pod kożuchami i resztą. Straszna pogoda była z rana. - brunetka po chwili jednak podzieliła się z cyrulikiem swoimi spostrzeżeniami. To była prawda, ratusza raczej nie było stać by sprawić swoim strażnikom jednolite ubrania albo ekwipunek. Może poza halabardą, latarnią i hełmem. Ale latarni w dzień zwykle nie brali a hełmy mieli różne. Więc poza halabardą jedynym wyróżnikiem, że ma się do czynienia z kimś na garnuszku ratusza była szarfa albo opaska. Ale tych pod wierzchnimi ubraniami mogło nie być widać na pierwszy rzut oka.

- Rozumiem - pokiwał głową i wstał aby zacząć się ubierać, a po chwili zerknął na pacjenta. - Wydaje się być stabilny. Nic tu po nas. On potrzebuje czasu, a ja muszę iść coś załatwić. Zbadam go po powrocie. Gdzie mieści się to hospicjum?

2519.I.08; Festag (8/8); południe


- To może faktycznie tak zróbmy. Najpierw spis treści po tytułach rozdziałów, a potem do każdego opis w kilku zdaniach o czym każdy stanowi. Starszego interesują wzmianki o kamieniu filozoficznym i transmutacji. Jak ją przeprowadzać i jaką rolę w tym owy kamień pełni - Sebastian zgodził się na propozycję Aarona.

- Aha. Kamień i transmutacja. Dobra. Ale to i tak potrwa. Bo trzeba przeczytać całą księgę. - brodacz spojrzał w swój kubek, bełtał nim póki mówił i na koniec upił z niego pewnie z połowę zawartości.

- No to bierzmy się do roboty. Tytuły przetłumacz dokładnie. Chciałbym nauczyć się tego języka. Nie masz jakiejś książki z jakiej mógłbym się go nauczyć? Może gdzieś go można dostać?

- Nauczyć klasycznego? - rzczochrany magister podrapał się po czuprynie. W końcu sięgnął po butelkę i dolał sobie do kubka. Skrzywił się bo to była już końcówka. Z niesmakiem odstawił już pustą butelkę i spojrzał do niepełengo kubka.

- To długo. Mnie to wbijali do głowy ze dwa lata w kolegium. Wbijali wiele rzeczy do tej głowy. - mruknął jakby widział wewnątrz kubka nie wiadomo co gdy tak zasępił się dłuższą chwilę nad tym wątkiem.

- Dobra przetłumacze tytuły. To powinno pójść dość szybko. Masz ten rum co obiecałeś? Mój się skończył. - otrząsnął się i spojrzał na rozmówcę wskazując wymownym gestem pustą butelkę jaką właśnie odstawił na bok.

- Trzymaj - Sebastian wyciągnął butelkę z torby wiszącej na oparciu krzesła i postawił na stole. - Jutro przyniosę Ci następną, ale poza tytułami poszukaj czegoś o tym kamieniu.

2519.I.08; Festag (8/8); zmierzch




Sterben stanął przed budynkiem wskazanym przez dziwkę. W zasadzie był to zespół budynków. Tak można było poznać po zaśniezonych dachach widocznych poza murem okalającym posesję. Brunetka jaka dziś rano go owiedziła dość dobrze opisała mu drogę więc trafił bez większych kłopotów. Zerwał się dość silny wiatr co dmuchał świeżo opadłym białym puchem ale nie umywało się to pod względem trudności z zamiecią szalejącą rano czy w południe. Ale niespodziewanie niebo rozpogodziło się więc zachód słońca był całkiem ładny. Ale dzień się już kończył.

Otworzył mu jakiś mężczyzna w średnim wieku, z widocznym brzuchem i milczącym spojrzeniu przez jakie trudno było przeniknąć jego myśli. Ubrany był w biały habit z wzorem zielonego pasa biegnącym po lewej stronie. Przyjrzał się uważnie gościowi nim się odezwał.

- Jestem cyrulikiem. Mieszkam w dzielnicy przy wschodnim podmurzu. Chciałbym porozmawiać z kimś odnośnie nawiązania ewentualnej współpracy.

- Wejdź. I zaczekaj. - odsunął się by wpuścić gościa do skrzyżowania poczekalni i recepcji. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku i w podobnym habicie. - Jak się nazywasz? Kogo leczyłeś? Gdzie praktykujesz? - mężczyzna stanął niedaleko recepcji i zdał gościowi parę podstawowych pytań by się w ogóle zorientować z kim ma do czynienia.

- Sebastian Sterben. Mieszkam w dzielnicy wschodniego podmurza. Zajmuję się lokalnie tam mieszkającymi ludźmi. Znam się na przypadłościach biedoty w ofiarami ciężkich pobić włącznie - odpowiedział pokrótce. - Do miasta trafiłem kilka miesięcy temu, a wcześniej praktykowałem w okolicznych wioskach.

- Poczekaj tu. - mężczyzna przyjął te wyjaśnienia bardzo spokojnie uważnie obserwując rozmówcę. Po czym poprosił aby ten poczekał i wyszedł z tej pierwszej sali. Za recepcją pozostała kobieta w habicie i nikogo więcej tu nie było.

Cyrulik usiadł na jednym z krzeseł i posłusznie czekał. Przyszło mu do głowy aby zagadać do kobiety, ale stwierdził, że w ten sposób wywoła lepsze wrażenie.

Po jakimś pacierzu i to nie całym, wrócił ten mężczyzna co mu otworzył drzwi. Kobieta przez ten czas nie zrewanżowała się Sebastianowi uprzejmym milczeniem. - Chodź ze mną. Mistrz zgodził się ciebie przyjąć. - powiedział lakonicznie starszy o pokolenie mężczyzna. Poprowadził gościa jakimś korytarzem aż na końcu zapukał do jednych drzwi. Gdy jakiś męski głos odkrzyknął “Proszę!” otworzył klamkę, wszedł do środka i dał znać gościowi by wszedł.

Wnętrze przypominało biuro każdego innego urzędu. Chociaż był tu regał z grubymi, poważnie wyglądającymi księgami. Aby nie było niegrzecznie nie miał okazji się im przyjrzeć bo gospodarz wskazał na jedno z dwóch krzeseł dla gości. Krzesła były grube, solidne i zdobione.

- Usiądź młodzieńcze. Jestem mistrz Hieronim. Prowadzę tą placówkę. Brat Benedykt powiedział mi, że chciałbyś podjąć u nas pracę. - gospodarz był mężczyzną jeszcze starszym od owego Benedykta jaki otworzył drzwi. Miał dostojny wygląd jakby wpisywał się w stereotyp uczonego.

- Może powiesz w jakim charakterze pracy chciałbyś się podjąć? No i jakie masz doświadczenie, referencje, gdzie praktykowałeś, kto był twoim mistrzem. Po prostu opowiedz coś nam o sobie bo nic o tobie nie wiemy. - starszy pan uśmiechnął się życzliwie chcąc poznać swojego rozmówcę i nakierował go swoimi pytaniami co go interesuje najbardziej.

- Jestem cyrulikiem. Cyrulikiem samoukiem. Nie miałem jednego mistrza, ale wielu nauczycieli. Zanim trafiłem do miasta, kilka miesięcy temu, odwiedzałem różne okoliczne wioski. Co do pracy to zależy od charakteru tej placówki. Mogę pomagać tutaj, ale równie dobrze mogę nadal praktykować w dzielnicy na wschodnim podmurzu i wykonywać dla was jakieś zlecenia. Pytanie czy potrzebujecie pomocy kogoś takiego jak ja i w jakim zakresie.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie słysząc taką opinię. Wyglądało jakby sądowali się nawzajem co ten drugi o tym sądzi. W końcu ten zza biurka wrócił do młodego rozmówcy.

- Jesteś samoukiem. No tak, tak… - pokiwał głową ale wydawał się zamyślony. - Przyznam, że chętnie bym porozmawiał z twoimi pacjentami. Sam rozumiesz mam nadzieję, że wymaga się od nas należytego poziomu usług z rąk naszego personelu. A taka rozmowa z pacjentami co przeszli przez twoje ręce myślę, że mogłaby być odpowiednim sitem weryfikującym twoje umiejętności. A przepraszam, że pytam ale czy umiesz czytać? Jakimi językami się potrafisz posługiwać? - Hieronim zapytał o kolejne możliwości jakimi mógł dysponować Sebastian.

- Czytam i piszę we wspólnym. Zaś jeśli chodzi o pacjentów to jest to ubogie pospólstwo. Często to kwestia utrzymania ich przy życiu, a nie przywrócenia do pełnego zdrowia. Warunki ich życia i praca jaką wykonują czasem to uniemożliwiają. Samo leczenie ich nieraz wymagało zbudowania zaufania więc raczej nie chciałbym go popsuć. Moglibyście mnie przetestować na jednym z waszych pensjonariuszy - zaproponował cyrulik. - A ze swojej strony również mam pytanie. Kto jest waszym sponsorem? Miasto, zakon czy jakieś prywatne stowarzyszenie? Chodzi o grupę docelową osób jakimi się zajmujecie. Być może to kompletnie nie moja liga - uśmiechnął się z zażenowaniem.

- Mamy różnych sponsorów. - Hieronim powiedział jakby mimochodem zerkając na swojego kolegę jaki stał obok biurka. Widocznie nie przywiązywał do tego pytania zbyt wielkiej wagi albo po prostu nie chciał na nie odpowiadać.

- Przyznam, że dobrze jest mieć jakieś referencje. Pacjenci to świetny przykład takich referencji jeśli mistrz czy poprzednie miejsce pracy nie jest dla nas osiągalne. A gdzie dokładnie urzędujesz? - starzec wrócił spojrzeniem do młodszego rozmówcy uśmiechając się lekko by dać znać dlaczego właśnie pyta o to a nie co innego.

- Tutaj niestety nie mogę się wykazać jak byście tego oczekiwali - Na twarzy Sebastiana zagościł smutek. - Moi pacjenci są przenoszeni do mnie przez ich znajomych lub przybiegają po mnie abym udał się tam gdzie akurat ich zawleczono. W mojej dzielnicy nie funkcjonują adresy więc ani nie potrafię podać swojego ani pokierować was do moich pacjentów. Obecnie mam ich dwójkę i tylko w przypadku jednej z nich można powiedzieć o wizycie domowej. Dziwka, która została napadnięta na ulicy i mocno pocięta przez nieznanego sprawcę oraz dziewczyna z karczmy, która podzieliła jej los, ale z rąk swojego klienta.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 18-01-2021 o 14:55.
Raga jest offline