Kamienne mury klasztoru eksplodowały wpierw pojedynczymi a wnet dziesiątkami pędów, które wijąc się i miotając w różne strony szukały dla siebie żeru. Kamienie dziedzińca wznosiły się guzowato rozsadzane od środka wypuszczając kolejne a wszystko to przy narastającym wyciu wichru i wszechobecnym smrodzie zgnilizny, jakby na klasztorny wirydarz spadł kompostownik. Jednak ni Sven, ni Bombastus nie zwracali na to uwagi gnając na wyprzódki do wejścia do klasztoru. Społem z dwójką zbrojnych ze znakiem wszechmocnego SIgmara na jakach. Oni również mieli już dość, bo widok ciał rozsadzanych od środka przez jakąś zieloną substancję musiał wstrząsnąć i nimi. Jeśli jednak robiły wrażenie na tych, którzy odprawiali w ogrodzie jakiś rytuał, skrzętnie to ukryli. Sven biegł jako pierwszy dorosły, zaraz za swoimi synami. On więc dostrzegł jak dwaj zbrojni, którzy do kapitularza wpadli jako pierwsi, z całych sił zaparli się próbując zamknąć jedno ze skrzydeł ciężkich, dębowych wrót.
- Zaczekajcie z tymi drzwiami!! - krzyknął i jeszcze przyspieszył. Thomas pierwszy wpadł do środka, ale nim Sven zdążył podziękować za łaskawość bogom zza żywopłotu wychylił się jeden z przepoczwarzonych. Z jego ust wyciekała zielona maź, ale nie to przeraziło go najbardziej. Najgorsze było to, że jego szponiasto wykrzywiona dłoń zawarła się na koszulinie Guntera i zmiażdżyła go w bezlitosnym uścisku…
Semen ciął toporem konstatując jednocześnie, że wieś jest zdecydowanie przereklamowana. Miało być spokojnie, miał się skryć przed zemstą swego oszukanego szefa i jego przepełnionych rządzą mordu ludzi. jednocześnie, gdzieś na granicy podświadomości, pojawiła się myśl, że nie wyjdzie z tego żywy. Że powrót na ten klasztorny dziedziniec, do miejsca gdzie zdeponował całe skradzione złoto, był błędem. Ostatnim błędem w jego życiu. Odrąbane pnącze wijąc się ciskało się we wszystkie strony, ale on nie zwracał już nań uwagi. Przydepnął je ciężkim buciorem i odbił cios miecza, jakim zaatakował go zbrojny w szatach sług Sigmara, którego oczy tryskały niezdrową, zieloną poświatą. „Powolniak” pomyślał, choć parowanie ostrzem dwuręcznego topora sztychów krótkiego miecza do łatwych nie należy. W końcu znalazł moment, kiedy spętana pnączem noga zbrojnego spowolniła go na ułamek chwili. Cios z zamachu odrąbał zbrojnemu uzbrojone ramię a Paczenko poprawił mu jeszcze ciosem buta w pierś, który powalił go na ziemię. Kozak odwrócił się i puścił się biegiem tam gdzie pomknęli jego kompani…
Sven z bezradnością pokonywał biegiem kolejne metry wirydarza świadom tego, że nie ocali swego drugiego syna Guntera. Że jego nastoletni potomek zginie tu, bo jemu zachciało się wyjechać i zostawić całą rodzinę. Bo gdyby był na miejscu, gdyby został we wsi, z pewnością by ich wszystkich ocalił. Bo… Ciśnięta przez Bombastusa flasza koziołkując wyprzedziła go w locie i z trzaskiem rozbiła się na twarzy przepoczwarzonego obryzgując go całego swą zawartością. Jednak cios był na tyle potężny, że na chwilę go zatrzymał. Wystarczającą, by Sven dopadł go i jednym ciosem powalił na ziemię wyrywając Guntera z jego obrzydliwych łap. Nie tracąc czasu na kończenie dzieła Sven pognał do zamykających się wrót.
Podążający za nim krok w krok Bombastus z rozmachem kopnął powstającego zbrojnego w głowę. Trzask wyłamywanego siłą kopnięcia karku usłyszeć mógł tylko fachowiec. Albo tak się Hohensteinowi zdawało. Fakt pozostawał faktem, zbrojny runął na kamienny dziedziniec i zastygł w bezruchu. Chyba, bo medyk nie tracił czasu na oględziny. Do kapitularza wpadł zaraz za Svenem. I natychmiast obaj rzucili się do zatrzaskiwania drugiego skrzydła ciężkich wrót. Przez powoli zamykającą się szczelinę widzieli obaj pędzącego przez ogród Semena, dwóch pogrążonych w jakimś rytuale kapłanów i wchodzącego na wirydarz Doriana. Kroczył powoli choć cały świat w koło oszalał. I podążał wprost do tych, którzy odprawiali rytuał. Nie niepokojony przez w koszmar, który objął w posiadanie klasztorny ogród.
Semen z rozpędem wpadł do kapitularza roztrącając na boki zamknięte już niemal wrota. W ostatniej chwili niemalże, bowiem zaraz za nim w dębowe skrzydła domykanych wrót uderzyły wijące się pnącza. Zarówno zbrojni, jak i Sven z Bombastusem krzyknęli przerażeni w obawie, że nie dadzą rady domknąć odrzwi, ale Thomas i Gunter też nie próżnowali tnąc podniesionymi z ziemi nożami wdzierające się w szczelinę latorośl. Drzwi zwarły się a Semen zablokował je wciśniętym w uchwyty na poprzek toporem. Nie było czasu na szukanie belki.
- Musimy dostać się do bibliteki! Tam jest takie miejsce gdzie… - skrzydła dębowych wrót zadrżały od uderzenia i Sven porwał znów Thomasa i Guntera za dłonie cofając się kilka kroków do tyłu. Przez szczelinę pod drzwiami jęły wysuwać się wąskie pnącza. Szukające drogi do swego celu…
.
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |