Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2021, 14:40   #27
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Aubentag, Siedziba Traperów Svensona, przedpołudnie

Ochroniarz był zbyt doświadczony, aby łatwo dać zwieść się pozorom. Budynek może nie rzucał się w oczy, przy tym nie wyglądał zbyt okazale, lecz można było dostrzec, że gospodarz jest lekko podenerwowany. Zachowywał się aż nazbyt naturalnie i zwyczajnie, maskując emocje. Carsten uważnie zlustrował obejście i środki bezpieczeństwa, szósty zmysł podpowiadał mu, że źródło Thomasa były wiarygodne. Kiedy pojawił się kolejny traper, Eisen był już niemal pewien, że trop był właściwy. Argumenty siłowe, nie były wskazane zwłaszcza, że miał pewne koneksje. Użył więc bez wahania atutowej karty, którą posiadał w zanadrzu.

- Pani Eliana, szefowa „Czerwonej Świecy” posłała mnie, bym przyjrzał się tej dzikusce. Oczywiście nie za darmo. Kiedy odwiedzicie zamtuz, na pewno możecie liczyć na miłą obsługę ze strony naszych „świeczuszek” w przystępnej cenie.

Spostrzegł grymas zawahania na twarzy mężczyzny, wyraźnie zanęta poskutkowała, tyle że obietnica rozkoszy nie wyzuła gospodarza z podejrzliwości. Jeszcze nie połknął haczyka i zapowiadało się, że będzie oporny w tej materii. Na szczęście jego towarzysz, potwierdził słowa, a zarazem tożsamość wykidajły. Po krótkiej naradzie, wpuścili go do środka.

- Tam nie lza wejść z bronią, zostaw ją na ganku. - powiedział stanowczo ten młodszy. Cars bez mrugnięcia okiem odpiął pas, podając mu miecz w skórzanej oprawie.

Przeszli do ukrytej izby, która skrywała powód niebywałej ekscytacji i plotek mieszkańców Poru Wyrzutków wraz z przyległościami.

Minęła chwila, nim wzrok ochroniarza przystosował się do półmroku. Dojrzał gibkie ciało, napięte jak cięciwa. Nie zwiodły go pozory, dziewczyna była przyczajona, niczym zwierzę gotowe, by rozszarpać natręta. Nie dziwił się zapobiegliwości i nadmiernej ostrożności traperów. Amazonka emanowała zewem wolności, jej oczy błyskały w półmroku, z nienawiścią godząc w barczystą postać. Postąpił krok bliżej, a dzikuska, jakby zasyczała i natychmiast spięła się jeszcze bardziej, uwydatniając mięśnie grające na udach. Nie miał wcześniej do czynienia z taką naturą. Zdecydowanie nawet egzotyczna Koko, nie mogła w żadnej mierze równać się z więzioną tutaj kobietą. Wiedział, że walory zostaną dopiero wyeksponowane przed licytacją, lecz mimo tego dziewczyna w lichym stroju, wywoływała ogromne wrażenie, najbardziej przez tę tajoną dzikość i nieprzewidywalność. Rzeczywiście była w pełni obca, nieprzystępna i groźna. Wyrwana ze swojego świata, nie pasowała do tutejszych realiów. Musiał przyznać to nawet przed sobą, że w zamtuzie, byłoby więcej kłopotów, niż korzyści, z takiej osobliwej świeczuszki. Lecz w tej kwestii decydowała Eliane i ochroniarz przyglądał się dzikusce, myśląc już o tym, co przekaże swojej przełożonej.

- No dobra, starczy już tego występu. - chrząknął wymownie Oleg. - Zbieraj się, kolego. - nie odważył się jednak szturchnąć Carstena.

Ten wycofał się wolno, nie wykonując drażniących ruchów. Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku, czuł to podskórnie, mimo burzy włosów częściowo zasłaniających jej oblicze. Wiedział, że myśleć o tym spotkaniu będzie przez całą powrotną drogę, a być może nie zapomni go do końca życia...


Aubentag, "Wesoły Kordelas", wieczór


Eisen wszedł do karczmy, była mu znana, ale z wiadomych względów nieczęsto gościł w innych miejscach, niż przybytek Eliany. Nie pociągały go rozrywki, które oferowały tutejsze lokale. Odwykł od takiego spędzania czasu, smak alkoholu pozostawał dlań odległym wspomnieniem i nie pragnął go sobie przypominać. Nie tracąc czasu wzrokiem poszukiwał kapitana i wierzył, że instynktownie go rozpozna, gdyż była to charakterystyczna persona nawet jak na barwne realia Portu Wyrzutków. Nie chciał przeszkadzać w wieczerzy, więc cierpliwie zaczekał, aż nadejdzie odpowiedni moment, by wyłożyć swoją sprawę awanturnikowi.

- Kapitan de Rivera?
- szerokie ramiona i poznaczone oblicze ochroniarza, naturalnie musiały zwracać uwagę. Przykuły również wzrok pozornie znudzonej osobliwej kompanii otaczającej pirata, która otaksowała sylwetkę gościa.

- Tak, we własnej osobie. - odparł mężczyzna, w ostatnim czasie wielu najemników musiało zawracać mu głowę, lecz zupełnie nie okazywał złości lub niezadowolenia z tego tytułu.

- Wybacz, panie śmiałość, lecz wieści rozchodzą się szybko. Nazywam się Carsten Eisen i chciałbym dołączyć do planowanej wyprawy. - wolnym ruchem, aby nie prowokować mierzącej go spojrzeniami obstawy, wyciągnął pękatą sakiewkę, która po zetknięciu z blatem, swoją obficie brzęczącą zawartością wyraźnie przeczyła stanowi i profesji, którą reprezentował.

Kapitan spojrzał na leżącą na stole sakiewkę jakby podejrzewał, że jest pełna jadowitych skorpionów czy czegoś takiego. Ale w końcu sięgnął po nią, potrząsnął i zważył w dłoni w końcu rozwiązał i zajrzał do środka. Znów potrząsnął sprawdzając czy są tam same brzdęki czy coś jeszcze a w końcu sięgnął do środka i wyjął jedną monetę. Obejrzał ją, przewrócił na drugą stronę i na twarz wypełzł mu wyraz zastanowienia.

- A właściwie to co chcesz za to kupić?
- zapytał jeszcze nie dając znać czy się zgadza czy nie.

- To mój wkład na poczet wyprawy.
- ochroniarz wyjaśnił swój gest.
- Na pewno przyda się w organizacji przygotowań. Zapewniam, iż zadbam o siebie i nie będę dla nikogo ciężarem. Do dziczy nie gna mnie też żądza zysku, więc potencjalne łupy mnie nie interesują.

- Co zatem, cię tam wiedzie? - wyraz twarzy de Rivery mógł oznaczać wszystko.

- Coś, w co wierzę, że odmieni moje życie i przywróci mi kogoś, kogo niemal na zawsze utraciłem... - odpowiedź Carstena była tajemnicza i zagadkowa. - Jest to warte każdej ceny.

- Niecodzienne zachowanie. - mruknął pirat. - Szaleństwo, odwaga albo zgoła coś innego... - zamyślił się. - Dobrze więc, lecz jest jeden podstawowy warunek - nie toleruję i nie zniosę niesubordynacji. Rozkazy wydaję ja, kto tego nie akceptuje, nie ma szans na udział w przedsięwzięciu.

- Oczywiście, szanuję pańskie przywództwo.
- popatrzył prosto w oczy Rivery, wytrzymując spojrzenie. - Bezspornie pan tu dowodzi, Kapitanie. - ochroniarz był przyzwyczajony, aby w przekonujący sposób oddawać respekt wyższym rangą.

Marktag, pensjonat „Trzy palmy”, ranek

Carsten skończył pisać list, złożył kartkę i zapieczętował zawartość koperty. Jego testamentum na wypadek śmierci. Rozliczenie, przesłanie i pożegnanie. Zamyślony spoglądał na sylvański herb. Powróciły wspomnienia służby w tej prowincji, która boleśnie naznaczyła los jego rodziny i sprawiła, że znalazł się właśnie w tym miejscu. Dzisiaj Johan obchodził 14 urodziny. Dzielił ich przestwór oceanu oraz niezmierzone połacie ziemi. Łączyła krew, nadzieja i ojcowska miłość. Starał się przywołać wygląd syna, jego uśmiech, szczęśliwe chwile, lecz miast tego umysł zdominowały widoki nienaturalnej bladości ciała i tajemniczego letargu. Miał przygnębiające wrażenie, że z każdym dniem, namiastka życia jego jedynego potomka gaśnie, roztapia sie, niczym wosk ze świecy. Zastyga skorupą, przez którą nie przedostaną się uczucia, nie przypomina już żywego płomienia nadziei. Zacisnął dłonie w pięści w odruchu głuchej rozpaczy. Wzrok mężczyzny skupił się na leżącej na biurku tubie. Carsten gwałtownie wyciągnął z niej pergaminy i szkice. Spoglądał na nie uważnie, choć znał je na pamięć i potrafiłby bezbłędnie odwzorować. Przed nim jawiła się droga w przepastną, groźną przestrzeń dżungli Lustrii. Przez miejsca i ziemie nigdy nie widziane, nie słyszane, nawet nie śnione... Jego orężem była zaciętość, nieustępliwość i szalona desperacja. Czy to wystarczy? Możliwe, że jedynie Bogowie znali na to odpowiedź. Jednak na przedsionku Nowego Świata ich wpływ wydawał się znikomy, a wiedza ograniczona. Do głosu dochodziły inne kulty, nieokiełznany pierwotny zew, który wzbudzał lęk i stanowił o istocie tutejszych ziem. Doświadczył go namacalnie wczoraj, patrząc na dzikuskę. I choć nie był człowiekiem strachliwym, miał świadomość, że niebawem wkroczy na ścieżkę, której cel jest tak niewyraźny , jak opary mgły spowijające soczysto-zielony bezmiar dżungli...


Marktag, rynek w Porcie Wyrzutków, południe

Różnokolorowy i niezwykle różnorodny targ nie zaprzątał uwagi Carstena. Przybył tu jako ochroniarz, nie z myślą o zakupach. Te przezornie wcześniej zlecił swojemu przyjacielowi, przeczuwając, iż sam nie zdoła pogodzić obowiązków z przyjemnościami. Eisen nie dał się omamić atmosferze święta, rozkołysanemu tłumowi i wszechobecnemu gwarowi. Nie skupiał też uwagi na przebogatej ofercie handlowej. Zarządczyni „Czerwonej Świecy”, której dziś obiecał swoją służbę miała jasno określony plan zakupów.

Nie dała się zwieść opiniom swojemu doradcy, który oceniał potencjał prezentowanych dziewczyn w zamtuzowym interesie. Wyraźnie to ona podejmowała decyzje, a zaiste mierzyła naprawdę wysoko.

- To Agnes Antille zwana „Motylkiem”, tutejsza pieśniarka i artystka.
- odpowiedział z dozą chłodu. - Ma talent, ale niespecjalnie odpowiada jej atmosfera zamtuza. Raczej będzie tam okazjonalnym gościem... - nie udało mu się w pełni udawać obojętności. Eliana spojrzała na niego czujnie i przenikliwie, po czym delikatny uśmiech objawił się w kąciku jej ust. Carsten powściągliwie stał obok, tak by nie zwracać na siebie dalszej uwagi. Znał jednak Lady i doskonale wiedział, że kobieta zazwyczaj dostaje to, czego chce, bez względu na okoliczności.

Dziś jednak licytowano ostro, bodaj najostrzej w historii targu. Ochroniarz był świadkiem rozmowy i choć słowa były niemożliwe do podsłuchania, to mowa ich ciał zdradziła mu więcej, niźli Pani Eliana i Kapitan Rivera mogli przypuszczać. Z perspektywy Eisena, kupno Amazonki sprawiłoby, że ten dzień mógł jeszcze obfitować w nieobliczalne wydarzenia. A darmowa ochrona, którą nieroztropnie zaoferował wiedziony lojalnością wobec szefowej, mogła go jeszcze dziś kosztować naprawdę wiele... wysiłku...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 17-01-2021 o 19:11.
Deszatie jest offline