Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2021, 22:49   #243
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 106 - 2037.V.31; nd; południe

Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 15:00
Miejsce: Old St.Louis, Sek VII The Hills; Crestwood; pustostan
Warunki: pustostan kuchni, gorąco, jasno, sucho, d.si.wiatr


Ruben i Nancy







https://cdn.mos.cms.futurecdn.net/Ez...DexC2s5F5g.jpg

- Przynajmniej widok nawet ładny. - mruknął Ruben spoglądając przez rozbite okno parteru na to co było za oknem. Chociaż na GPS mieli całkiem dokładny adres gdzie się obecnie znajdują to był to adres “nigdzie”. Jakaś zdezelowana i opuszczona od nie wiadomo jak dawna kamienica. Czasem odwiedzana przez szabrowników, wandali czy bezdomnych jacy tu wizytowali na dłużej czy krócej. Tak można było się zorientować po okocpeniach, petach, śladach po ognisku na jednej z podłóg. Nawet ślady po kulach się dało dostrzec tu czy tam. Miejsce więc nie zachwycało. Ale właśnie tutaj Greta zgodziła się spotkać. Opustoaszała okolica do której niezbyt często zapuszczały się patrole policji czy ADVENT. Tylko drony latały dość często. Jak ten co im przerwał początek spotkania.

---


Początek był dość nerwowy. Pełen nieufności po obu stronach. Jak trzasnęły drzwi i duet xcomowców wyszła z samochodu wchodząc powoli do zaśmieconej alejki w jakiej miała czekać Greta. Rozglądali się dookoła aż usłyszeli kroki. I z jakichś rozwalonych drzwi kawałek dalej wyszła znajoma gangerka.

- Sami jesteście? - zapytała podejrzliwie jakby w każdej chwili była gotowa czmychnąć przez drzwi w jakich wciąż właściwie stała.

- Sami. Tak jak chciałaś. - Ruben uniósł dłonie w pokojowym geście dając znać, że nie przyjechali sprawiać kłopotów. Dało się wyczuć, że zdenerwowana i podejrzliwa Norweżka w każdej chwili może zwiać albo sięgnąć po spluwę.

- Możesz nas sprawdzić. - Nancy rozłożyła dłonie na boki jakby była gotowa poddać się przeszukaniu.

- Pewnie, że sprawdzę. - mruknęła wciąż spięta Czerwona Dłoń. Dała znak by podeszli i rzeczywiście ich sprawdziła. Wyjęła przenośni skaner by wykryć wszelkie podsłuchy i nadajniki. Kazała zostawić holo i resztę na jakimś zdezelowanym biurku. Agenci naradzali się przed wyjazdem co zabrać ze sobą i uznali, że gdyby odkryto u nich komunikatory to ludzie pokroju Grety mogliby z miejsca ich wziąć za szpicli policji. No i wówczas mogło się zrobić groźnie. I teraz gdy Greta sprawdziła ich skanerem i nie znalazła żadnych szpiegowskich zabawek wyraźnie się uspokoiła. Okazało się, że wewnątrz korytarza, kilka kroków dalej stał jeszcze jeden ganger. Dłoń mu nerwowo drgała i chyba miał z nią jakiś tik. Ale nerwowo mu drgała wokół klamki wsadzonej za pas jakby spodziewał się, że w każdej chwili będzie musiał jej użyć.

- To teraz możemy przywitać się jak należy? - Nancy nieco uniosła brwi i jako jedyna w tym całym spiętym i podejrzliwym towarzystwie dała radę się uśmiechnąć.

- Wybacz. Miałam ciężkie dni. - jej uśmiech i przyjazny ton chyba podziałał na Gretę odpowiednio bo ta też coś skrzywiła się krótko w pseudo uśmiechu. I nawet objęła ją na przywitanie całując przelotnie w policzek.

- Hej! A ja? A gdzie całus dla mnie? - Ruben jak tylko wyszło, że chyba nikt lada chwila nie zamierza ich rozstrzelać zaczął błaznować jak zwykle.

- Całusy są dla tych z kim chodzę na siku. - wygolona kobieta powiedziała już nieco rozluźnionym tonem obejmując tą drugą konfidencjonalnym gestem aby podrkeślić przyjazne relacje.

- To się może jeszcze zmienić. Nie chcesz iść na siku? Mogę ci pomóc. - Ruben zrobił wielkie oczy jakby proponował małej dziewczynce, że zabierze ją na lody do lodziarni za rogiem.

- Nie. - Gjesdal pokręciła przecząco głową ale propozycja ją chyba rozbawiła bo się uśmiechnęła co nieco.

- Nancy a ty? - kierowca westchnął więc spojrzał z nadzieją na swoją koleżanką z jaką przyjechał na te negocjacje.

- Byłam przed wyjazdem. - agentka wywiadu rozłożyła dłonie w geście bezradności patrząc na niego z rozbawionym uśmiechem.

- Stary słyszałeś to? - Murzyn zapytał jedynego mężczyznę jaki chociaż reprezentował drugą stronę aby wziąć go na świadka tej wrednej, babskiej komitywie.

- N-n-nie, m-mi mi też się ni-nie chce lać! - ten wytrzeszczył oczy jakby Ruben go pytał o nie wiadomo co i nawet się chyba troszkę cofnął patrząc spłoszonym spojrzeniem na Gretę. To w sumie przesądziło sprawę bo ta się roześmiała już na całego, wraz z nią Nancy i jakoś ten śmiech wreszcie rozbroił sytuację. Aż przeleciał ten dron nad głowami więc Greta zaproponowała by schować się w budynku aby porozmawiać na spokojnie. I wreszcie wylądowali w tej zdezelowanej, rozszabrowanej, bezimiennej kuchni na piętrze z widokiem na okolicę.

---


- To właściwie co możesz nam powiedzieć o tej robocie? - Nancy z pewnym wahaniem podniosła i otrzepała z kurzu jakieś krzesło. Sprawdziła jego stan napierając na nie ale wydawało się, że powinno utrzymać jej ciężar. Więc na nim usiadła przy tym zakurzonym i poplamionym stole. Greta oparła się tyłkiem o kuchenne meble. Ten jej człowiek o ścianę przy oknie by mieć widok co się dzieje na zewnątrz. Był jeszcze jeden z shotgunem. Ale on został na schodach i tylko go minęli. Wśród drużyny gospodarzy widać było, że od gadania i decyzji jest Greta. Wciąż nosiła kurtkę z odciskiem wielkiej, czerwonej dłoni na plecach, emblematu rozbitego gangu.

- No to już ci mówiłam. Jest robota w podziemiach. Stary magazyn. Da się dotrzeć kanałami. Znam drogę. Ale nie byłam w środku to nie wiem co tam jest. Kanały są zalane więc trzeba będzie iść przez wodę. - Norweżka pokazała dłonią krechę gdzieś do połowy uda by pokazać dokąd sięga woda w tych kanałach.

- No a nas to właściwie do czego potrzebujesz? - Nancy pokiwała głową na znak, że rozumie. Wiadomo było, że druga strona nie chce zdradzać zbyt wielu szczegółów póki partnerzy nie zgodzą się na współpracę. Ale coś powiedzieć wypadało, nikt nie lubił zgadzać się na coś w ciemno.

- Potrzebujemy technika. Naszego rozwalili. Tam w środku jest samochód. Jakaś furgonetka. Może nie pancerna ale mocna. Najlepiej by było ją uruchomić i wyjechać. W niej jest towar. Ale system alarmowy wciąż działa więc jak go zaczniemy pruć to się włączy. Może być słychać na górze albo co gorsza wyśle sygnał do policji. Więc trzeba go wyłączyć czy co. - wydawało się, że Greta jest całkiem nieźle zorientowana co ich czeka w tych podziemiach.

W końcu powiedziała całkiem sporo. Ten stary magazyn był przywalony i zalany. Ale powyżej było biuro “Shield & Hammer”. Firma ochroniarska. Więc chociaż chyba nie mieli bezpośredniego połączenia z tym magazynem to jednak wszelkie alarmy i hałasy mogły ich zaalarmować. Dlatego Greta wolała sprawę załatwić po cichu. Może nawet wypchnąć tą furgonetkę do kanałów i odpalić kawałek dalej. Ale najpierw trzeba było rozbroić jej alarmy no i otworzyć zabezpieczone drzwi. Co było w furgonetce? Tego nie była do końca pewna. Ledwo ją widziała przez jakąś szczelinę. Ale domyślała się, że broń. Taka nie ruszana od czasów Inwazji.




Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 15:00
Miejsce: pustkowia na pd-zach od St.Louis, Sunnen Lake; ośrodek wczasowy; pustostan
Warunki: pustostan kuchni, gorąco, jasno, sucho, d.si.wiatr


Jarl, Yoshiaki, Aija








https://passionsandplaces.com/wp-con...exterior-1.jpg


- I co myślisz? - członiki zespołu produkcji ciężkiej zapytała idąc pusty, zdezelowanym korytarzem. Oboje kierowali się w kierunku schodów prowadzących do recepcji i głónego wejścia.

- Duże. Chyba wszyscy byśmy się zmieścili. Dużo okien. Jak w hotelu. - Jarl szedł obok niej gdy już tak chyba z ponad godzinę chodzili po tych opustoszałych piętrach, salach i korytarzach.

- To jest hotel Szkoda, że windy nie działają. Przydałyby się. - Aija wskazała brodą na szyb windy jaki zionął pustką. Energii nie było i to od dawna. Więc z budynku została sama skorupa.

- Jakby się wprowadzać tak na serio trzeba by zacząć tak jak u nas, od nowego generatora. Bez tego będzie ten syf co widać. - człowiek Hodowskiego zgodził się z koleżanką też spoglądając na ten rozwalony szyb. Ta pokiwała głową. Na razie nie mieli zbędnego generatora w starym browarze.

- A ta woda na dole? Śmierdzi tam jak nad jakimś jeziorem. - dziewczyna zapytała gdy zaczęli schodzić po schodach w dół. Pod względem bezpieczeństwa najodpowiedniejsze wydawały się piwnice. No ale tam woda sięgała do kostek, może nawet do kolan. Do tego stała tam od dawna sądząc pod stęchłym, bagiennym zapachu.

- Jesteśmy nad jeziorem. - teraz on zrewanżował się podobną uwagą jaką ona mu przed chwilą zaserwowała. - Woda to nie problem. Weźmie się pompę i wypompuje. Tylko najpierw trzeba by mieć tą pompę. I generator do niej. Chyba, żeby jakąś przełączkę zrobić z samochodu. - Jarl zdawał się już zaprzęgać swój techniczny umysł do rozwiązywania dostrzeżonych problemów.

- A widziałeś tamto w piwnicy? Jak myślisz? Co to jest? Tam coś jeszcze jest pod spodem? - zapytała gdy już zeszli ze schodów na opustoszałą i bezpańską recepcję. Pokiwał w zamyśleniu głową. Wiedział o czym mówiła. Też w świetle latarek dłuższą chwilę oglądali to co tam było w jednej z piwnic. Jakiś stopniowo ciemniejący prostokąt.

- Bo ja wiem… Może schody na niższy poziom? Albo szyb jakiegoś podnośnika. Jak został na dole to powyżej zostałaby tylko taka dziura. A potem woda to zatopiła. Cholera wie. - Technowiking przyznał, że nie bardzo wie co to może tam być. Jakoś nie bardzo mieli ochotę tam nurkować w tej zamulonej wodzie by się o tym przekonać. I tak przez to zwiedzanie piwnic wracali w mokrych do krocza spodniach.

- Ale przynajmniej widoki są ładne. Nic tylko pływać i się opalać. Hej ślicznotko! Idziemy się opalać na pomost?! Czy wolisz popływać!? - Aija uśmiechnęła się gdy wyszli na ten ciepły, słoneczny dzień. Tutaj było o wiele przyjemniej niż w tym zrujnowanym hotelu. I jakie widoki! Naprawdę dało się uwierzyć, że ludzie przyjeżdżali tu na wczasy. Tafla jeziora, dookoła las i ta cisza jakiej nie dało się uświadczyć w mieście.

- Ładnie pilnujesz. Trzy razy by nas okradli zanim byś się zorientowała. Tylko cały czas gapisz się w ten monitor. - Jarl fuknął na tą trzecią jaka z nimi przyjechała. I gdy para inżynierów poszła zwiedzać największy i najbardziej obiecujący budynek w okolicy to Yoshiaki miała zostać na straży, samochodów no i w ogóle wszystkiego. Teraz siedziała w kucki na masce samochodu oparta o przednią szybę. To może Jarl trochę przesadzał z tym brakiem czujności. Ale rzeczywiście ledwo podniosła głowę jak wyszli z hotelu i cały czas wpatrywała się w ekran jaki sterował dronem.

- To nie chcesz się poopalać? Zobacz ja mam całe spodnie mokre. Jarl też. Nic się chyba nie stanie jak pójdziemy na pomost na godzinkę czy dwie. - Aija oparła się o maskę samochodu i wskazała dłońmi na te spodnie co zamoczyła jak chodzili po tych hotelowych piwnicach. A pomost chociaż spłowiały od wiatru i Słońca wyglądał bardzo zachęcająco. Zwłaszcza tak do celów turystycznych.

- Za dużo przebywasz z Lawem. On też tak zawsze wszystko na poważnie. No masz. Dziabnij. Frank sam doprawiał. Rozluźnisz się. - Technowiking wyciągnął piersiówkę z samogonem jaki pędzili lekcy u siebie na kwaterze. Ale Chinka zrobiła przeczący ruch głową i dłonią. Więc skierował butelkę do tej drugiej ale ta z żalem pokręciła głową i zrobiła dłońmi ruch kierownicy na znak, że niedługo będą wracać a głupio by było wpaść za takie głupstwo. Jarl wzrueszył rmaionami i sam się napił skoro one nie chciały.

- Coś znalazłam. Zobaczcie. Jak myślicie co to jest? - Chinka w końcu zrobiła się aktywniejsza. Powiększyła obraz i nieco zwiększyła kontrast by było go lepiej w świetle dnia. Pozostała dwójka spojrzała tam zaciekawiona co ten jej dron znów wypatrzył.

- No co? Jezioro. Trochę plaży. No i las. I co z tego? Tutaj wszystko tak wygląda. - wiking wzruszył ramionami na znak, że nie dostrzega tutaj nic niezwykłego.

- Zobacz tutaj. W wodzie. Widzisz? - Yoshiaki powiększyła wskazany fragment. Teraz inni też to dostrzegli. Coś co wydawało się w pierwszej chwili jakąś skałą zatopioną w wodzie miało zaskakujący regularny kształt.

- Jakiś… Stożek? Taki trochę ścięty. - Aija próbowała się domyślić co to by mogło być ale jakoś nic jej nie przychodziło do głowy przy tak mętnym obrazie.

- A zobaczcie tutaj. Widzicie te drzewa? - Chinka wskazała palcem na kilka drzew ale te co prawda trochę straszyły pustymi gałęziami ale poza tym nie różniły się od innych obok.

- Kurde, dziewczyno, masz nam coś pokazać to pokazuj. - zżymał się Jarl na te pzedłużanie procesu wyjaśniania o co chodzi.

- No to zobaczcie teraz. Zjechałam dronem niżej i nakierowała go na te drzewa. Iii… - Yoshiaki skinęła głową i pokazała kolejne ujęcie z kamer drona. Teraz pokazywało te same drzewa. Ale układały się w wyraźną linię. Jakby jakaś wielka kula bilardowa trzasnęła z wielkim impetem z nieba na ziemię kosząc część tych gałęzi po jakich nawet po latach została zauważalna wyrwa.

- Niech zgadnę gdzie jest punkt upadku. - Technowiking nagle domyślił się co tak podekscytowało koleżankę i wskazał na to stożkowate coś zanurzone w wodzie. A Yoshiaki niemo pokiwała głową.

- A wiesz co to może być? - dziewczyna od ciężkich z większym zainteresowaniem zaczęła oglądać te skryte pod powierzchnią wody coś. Sądząc po konturach nie mogło być zbyt głęboko skoro było to widać. No ale fale załamywały obraz.

- Nie tak do końca. Mam tylko przybliżony rozmiar i kształt. Ale to mi najbardziej pasuje. - informatyczka zrobiła kilka ruchów palcami i obok widoku plaży i tego czegoś w wodzie pojawił się nowy obraz.

- Kapsuła transportowa obcych? Takich używali w Inwazji. - nie tylko Aija rozpoznała na co patrzy, zwłaszcza jak obrazek był podpisany. Ale ona pierwsza się odezwała.

- Gdzie to jest? - Jarl zapytał wskazując ręką w stronę jeziora. Widok z góry nie bardzo pozwalał się zorientować gdzie właściwie krąży ten dron.

- Tutaj. - Chinka zmniejszyła zoom tak aby pojawił się zarys całej sylwetki jeziora. Byli na jego północnym końcu a dron krążył za cyplem. W lini prostej to było może ze 2 km. Ale czy samochodem czy na piechotę znacznie więcej.

- Ciekawe. Jak myślicie jak płytka jest tam woda? Może dałoby się tam wejść i obejrzeć z bliska. Wydaje się dość blisko brzegu. - Jarl zastanawiał się zerkając na tafle ciemnoniebieskiej wody. Z tej odległości tak małego drona nie było widać. Ale było widać cypel za którym ten krążył.

- Szkoda, że nie mamy łódki. Byłoby najprościej. A tak najbliżej to chyba objechać na drugi kraniec jeziora. A potem z buta. Sama nie wiem. Piszemy się na takie wycieczki? - Aija sama nie była pewna co teraz powinni z tym zrobić. Właściwie był środek dnia. Całkiem ładnego. Akurat by popływać czy poopalać się nad jeziorem. Ale nie mieli jakiegoś wyznaczonego limitu na powrót z tej wycieczki. Przyjechali tylko sprawdzić jak z bliska wygląda ta okolica. Nikt nie spodziewał się jednak jakiejś zatopionej kapsuły obcych na drugim krańcu jeziora.




Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 15:00
Miejsce: pustkowia na pd-zach od St.Louis, Sunnen Lake; ośrodek wczasowy; pustostan
Warunki: pustostan kuchni, gorąco, jasno, sucho, d.si.wiatr



Law, Dunkierka, Junior



- Uwaga jedzie coś. Rysopis się zgadza. Granatowa furgonetka… Zwalnia… Zjeżdza na pas… Kierowca w ciemnych okularach… I pasażerka… Dali migacz to będą zjeżdżać tutaj… Zaraz powinniście ich zobaczyć… - pod względem starszeństwa to operacją dowodził Law. Dlatego razem z Rubenem siedzieli sobie przy zwykłym stole wystawionym przed dawny bar z kawą i pączkami. Pulchny, uśmiechnięty pan reklamował pulchny donat nawet dzisiaj. Chociaż deszcze, śniegi i słoneczny blask już go trochę wypłowiały. Punkt spotkania mieli w dawnym Walmarcie. Na rozjeździe co jak się patrzyło z góry to przypominał znaczek Mercedesa. Z czego wschodnia odnoga prowadziła do ruin Memphis. Wyjechali z St. Louis rano ale mieli trochę bliżej niż ci z Nowego Orleanu. I tamtym trafił się jakiś wypadek czy blokada. Więc już drugą godzinę czekali na tą drugą ekipę. Przynajmniej wedle utyskiwań Rubena. Dobrze, że przynajmniej dzień był ciepły i ładny. Nawet gorący teraz w środku dnia.

Łatwo było trafić w to miejsce czy z północy czy z południa. No i już było blisko samego Memphis. Czekało na nich po wschodniej stronie Mississippi. A ten bezpański Walmart był zaraz obok tego rozjazdu. Dunkierka zaraz po przyjeździe zajęła stanowisko na jednym z dachów. Nie był specjalnie wysoki, jak to w Walmarcie bywało ale na tej płaskiej okolicy i tak dominował nad okolicą. I z tego miejsca miał wgląd na cały tył budynku oraz południową odnogę autostrady. Dlatego pierwsza miała szansę wypatrzyć nadjeżdżający samochód na jaki czekali. Junior też się skitrał ale wewnątrz budynku. On bardziej pilnował obu skanerów i frontu budynku. Czasem się przechadzał to go widzieli w drzwiach albo gdzieś wewnątrz pomiędzy pustymi regałami. Ale większość czasu Law przesiedział z kierowcą.

Miał czas by przemyśleć co mu jeszcze wczoraj nawijał Ruben. Mianowicie, że Vita była tak pod wrażeniem akcji na cmentarzu z uratowaniem jej siostry, że zgodziła się z nimi współpracować. No niby okey ale z drugiej strony mówił to Ruben co już od jakiegoś czasu przebąkiwał o czymś takim. Ale wypadało to zweryfikować. No ale Law był w trakcie ustalania detalów spotkania z wysłannikami z Nowego Orleanu to musiało to zejść na dalszy plan. A teraz właśnie widział jak zapowiedziana przez strzelec granatowa furgonetka wjechała na parking, zwolniła i zaczęła podjeżdżać do ich stołu. Kierowcą rzeczywiście był jakiś facet w bejsbolówce i ciemnych okularach a pasażerką młoda kobieta. Zatrzymali się i zgasili silnik. Trzasnęły otwierane i odsuwane drzwi. Kierowca wysiadł i rozejrzał się po okolicy parkingu jakby rozprostował kości po długiej jeździe. Kobieta z niezbyt długim warkoczem podobnie rozejrzała się po swojej stronie. Chwilę potem pokazał się obok niej jeszcze jeden mężczyzna jaki pewnie wysiadł przez boczne drzwi.

- Dzień dobry. Świetny dzień na świąteczną wyprzedaż. - kierowca zwrócił się do jedynych widocznych ludzi siedzących przy stole. Czyli dwójki xcomowców z St. Louis. A podał właściwe hasło o tej wyprzedaży jakie ustalili wcześniej. Odzew brzmiał “Obawiam się, że się wszystkie półki już świecą pustkami”. Właściwie to tak było. Ale wcześniej i jedni i drudzy tylko tak to szacowali bo nikt z nich wcześniej tutaj nie był.

- Jestem Kirk. A to Maxi. I Over. - kierowca przywitał się przedstawiając trójkę z jaką przyjechał. - Trafiliśmy na korek po drodze. Jakiś wypadek. - wyjaśnił skąd ich spóźnienie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline