Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2021, 08:36   #116
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Podróż upływała spokojnie drużynie od czasu gdy porzucili swoich pasażerów. Tylko Wędrowiec był co jakiś czas nękany kolejnymi alarmami. A to o sporym smoku, a to armii nieumarłych maszerującej po sześcianie, a to jakiejś nieznanej potężnej istocie, a to… Destiny potrafiło wynajdywać i omijać zagrożenia, trzymając się mniej więcej z dala od nich. Potrafiło oceniać wykrywane istoty pod względem potęgi, ale… nie umiało ocenić na ile zagrażało ono statkowi i załodze. Więc ciągle nękało kapitana kolejnymi spostrzeżeniami.
I omijało je szerokim łukiem. Zresztą latający okręt przemieszczał się zbyt szybko między kolejnymi lewitującymi bryłami, by stwory żyjące na nich oderwały się od swoich spraw by się nim zainteresować… cóż… w większości przypadków. Wszak jeden atak już nastąpił.
Celem Destiny nie okazał się jednak sześcian Pozyskiwaczy, a inna bryła… a właściwie jej pozostałości. Bo większość materiału z niej posłużyło do budowy tytanicznej budowli. Olbrzymiego zamku opierającego swoje podstawy o resztki bryły. Sam zamek zaś też był uszkodzony. Może przez zderzanie się z innymi bryłami. Może przez samych mieszkańców… ci bowiem wypełniali mury i place zamkowe. Skupieni na sobie nawzajem. Ścierali się bowiem z zaciekłą furią i zapamiętaniem w boju niepomni na ból i rany. Być może dlatego że nie odczuwali żadnych. Nie mogli… ich ciała leżały wysuszone na glebie, podczas gdy ich dusze w postaci widm, zjaw i innych eterycznych bytów zawzięcie walczyły między sobą. Po strojach można było poznać, że zamek jakimś monastyczną budowlą i to duchy mnichów toczyły ten bój. Właściwie miało to sens, Acheron był oddany idei prawa więc zakon miał sens egzystować w tym miejscu. A jednak uległ zagładzie i to z własnej ręki skoro mnisi walczyli między sobą… nawet po śmierci. I temu wszystkiemu przyglądał się Skirglet z dziobu statku, by po jakimś czasie wyjąć z torby proste przedmioty matematyczne. Linijkę, ekierkę i kątomierz.
Wędrowiec, dotychczas przygladający się starciu, przeniósł swoją milczącą uwagę na niziołka. Nie spodziewał się u niego takich akcesoriów, ale uznał, że to może być dobra okazja do nauki.
Niziołek ustawiał je między sobą, a widokiem zamku pomrukując coś pod nosem. A zauważywszy widza rzekł błędnie oceniając powody jego obecności.
- Założono tu klasztor, zresztą bardzo znany z powodu skuteczności stylów tu nauczanych i sposobów pokonywania przeciwnika. Cieszył się dobrą sławą, aż do czasu zgonu któregoś z kolei sensei. Wtedy właśnie coś się zdarzyło. Nastąpił rozłam pomiędzy stronnikami obu potencjalnych mistrzów. Zaczęły się intrygi, podchody.. morderstwa. Szczegóły są tajemnicą, ale ostatecznie obie rzuciły się sobie do gardeł...i zabiły nawzajem. I teraz nadal walczą, a powody tego stanu… kryją się w sercu twierdzy. Tajemne manuskrypty i magiczne artefakty związane ze sztukami walki. Skarb wart setki rubinów i… zapewne wart również by ginąć za niego. Ten kto by się do niego dobrał… byłby ustawiony na wiele lat. Trzeba tylko dotrzeć do środka twierdzy.-
I przedrzeć przez setki nieumarłych mnichów. Ten detal jakoś Skirglet pomijał.
- Interesujące - powiedział, z niezbyt wielkim entuzjazmem, Harran. - Ilu już próbowało? - spytał.
- Lokacja warta zapamiętania. Rozumiem, że wyliczasz kurs z klasztorem jako punktem odniesienia? - dodał swoje pytanie automaton, wyjawiając swoje pobudki.
- Eeee… taaak… właśnie… tak. Z klasztorem... Bo nie da się zrobić mapy Acheronu w którym wszystko się rusza. Można tylko określić wzajemne położenie co ważniejszych sześcianów względem siebie nawzajem. - odparł niziołek i spojrzał na maga dodając. - Uczestniczyłem w pięciu.
Wędrowiec kiwnął głową i wrócił do obserwacji, zarówno klasztoru jak i pracy niziołka.
- Myślę że…. eee… dziesięć, dwanaście godzin?- zadumał się Skirglet przesuwając palcem w powietrzu.- Tam… mniej więcej… powinniśmy tam lecieć i zobaczymy sześcian Pozyskiwaczy. A jak zobaczymy to już będzie łatwo.
Sam klasztor był zaś “spokojny”, mnisi zajęci byli wieczną walką między sobą. To było zresztą częste tutaj… staczane konflikty skupiały całkowicie uwagę walczących stron. Oczywiście, nie byłoby tak łatwo, gdyby drużyna podążała pieszo… wtedy trudniej byłoby unikać walczących stron.
-Mamy spodziewać się jeszcze jakichś zagrożeń, lub ...ciekawostek przed dotarciem na miejsce? - zapytał automaton.
- Hmmm… nie wydaje mi się.- stwierdził po krótkim namyśle Skirglet. - Acz mogę się mylić… Acheron jest w ciągłym ruchu. I armie na nim też.
- Zrozumiałe - zgodził się Wędrowiec - Kontynuuj swoją pracę, nie będę ci już przeszkadzał - dodał, wracając do obserwacji.
Po dokonaniu “obliczeń” niziołek schował swój sprzęt do sakwy, przeciągnął się i oparł o barierkę statku wpatrując się w zamczysko unoszące się w próżni Acheronu. Niczym wygłodniały kot spoglądający na tłustą mysz prawie w zasięgu swoich pazurów. I trwał tak, gdy mijali twierdzę pogrążoną w odwiecznym niemal konflikcie.
 
Sindarin jest offline