Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2021, 10:08   #67
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Wkrótce dotarli więc na miejsce spotkania i tam… dostrzegli kolejną gromadkę goblinów. Tym razem dwunastkę. Niemniej tych stroje, choć nadal obszarpane i brudne nadawały im nieco cywilizowanego sznytu. Mieli nawet lekkie kusze. I nie zachowywali się szczególnie wrogo.
- Nie spieszyło wam się. - odezwał się jedyny nie-goblin w tym towarzystwie, górujący nad zielonoskórymi szaroskóry elf o białych włosach i w zbroi skórzanej godnej arystokraty. Jego czerwone oczy bacznie śledziły drużynę przeskakując z jednego jej członka na drugiego, gdy opierał się nonszalancko wodząc dłonią po rękojeści miecza. Na szczęście schowanego w pochwie.
El nie wychylała się zaciskała dłonie na przedramionach starając się nie drapać.
- Droga tutaj nie była bezpieczna. Masz zapłatę?- rzekł John wychodząc przed szereg.
- Tak. Tak. Zgodnie z umową.- drow ( bo to nie mogło być nic innego) skinął głową ku jednemu ze swoich goblinów. Te podał mu sakwę, którą ów szaroskóry elf cisnął Johnsonowi. John złapał ją i zaczął sprawdzać zawartość. A drow skinął głową ponownie i cztery gobliny ruszyły ku jaszczurom.
El zerkała z zaciekawieniem na ich zleceniodawcę. Nie długo jednak by nie przyciągać na siebie zbyt wiele uwagi. Nawet nie wiedziała ile mieli za to dostać! Nawet nie odebrała starej wypłaty od Johna! Gdzie się podział jej zdrowy rozsądek?
- Zgadza się. Puszczajcie jaszczury.- stwierdził John po sprawdzeniu zawartości sakwy.
Morgan wypuściła wodze swojego jaszczura i cofnęła się jeszcze w tył.
Gobliny pokrzykując coś i popychając się nazwajem szarpnęły za lejce i ruszyły z jaszczurami ku drowowi.
- Mam coś przekazać twojemu kontrahentowi? - zapytał tymczasem Johnson.
- Nie. Nic nie mamy do przekazania.- odparł drow.
Morgan spojrzała to na jednego to na drugiego mężczyznę. Czyli.. byli wolni? Mimo woli podrapała się po swędzącym przedramieniu.
- Mapa wskazuje, że tamten korytarz… prowadzi do najbliższej studzienki kanalizacyjnej. Szlak ten jest aby bezpieczny?- zapytał Johnson wskazując odnogę widoczną tuż za prawym ramieniem drowa.
- O ile wiem tak.- potwierdził szaroskóry.
- Więc tam się udajemy. Bez jaszczurów powinniśmy się przecisnąć.- zadecydował Johnson zerkając na swoją drużynę.
El zerknęła mu z zaciekawieniem ponad ramieniem na mapę. Planowała ruszyć za resztą drużyny. Jakby nie patrzeć gnom obiecał jej fiolkę z eliksirem na to potworne swędzenie.
Trzymany przez niego kawałek papieru był bazgraniną na starej mapie kanałów… która wyglądała na “pożyczoną” z archiwum Miejskiego Departamentu ds. Utylizacji Odpadów Płynnych.
Trzeba było chwilę się w nią wgapiać, nim w końcu El zorientowała się co przedstawia.
- Dobra… ruszajmy więc.- zadecydował John chowając papierzysko.
Morgan podążyła za nim posyłając drowowi ostatnie niepewne spojrzenie.


Podróż nową drogą była bezpieczniejsza. Pomijając spotkanie z dużym szczurem, który syczał jedynie ostrzegawczo na ich widok, nie mieli żadnych ekscytujących spotkań. Była to za to ciasna i bardziej błotnista droga… a potem przemierzana po kolana w nieczystościach.
Nie dałoby się jej przejść z obładowanymi jaszczurami. I w końcu… wspinać się zaczęli po drabince, by wyjść przez studzienkę ściekową. Dzielna drużyna awanturników wyglądała jak nieboskie stworzenia… i pewnie śmierdziała gorzej niż wyglądała. El nie wiedziała, bo jej nos przywykł już do smrodu kanałów. To z pewnością nie była czysta robota. Morgan wędrowała pomiędzy swoimi towarzyszami, nie mogąc się doczekać wyjścia na zewnątrz. Cóż… jej obecny stan miał pewien plus. Nawet jakby trafiła na kogoś znajomego to i tak nie uwierzą że to ona.
- Dziś to mi się marzy łaźnia. - Mruknęła cicho do swych towarzyszy.
- To nas dziś czeka. - przyznał John, a niziołek podał czarodziejce fiolkę.- Wypij, powinno pomóc.
- Dziękuję. - El nawet się nie zastanawiała czy to jej rzeczywiście pomoże. Swędzenie było nie do wytrzymania i już z trudem powstrzymywała się od drapania. Wypiła zawartość fiolki duszkiem. Podziało prawie natychmiastowo. Swędzenie ustało, a i wypryski na ciele zaczęły zanikać.
- Gdzieś tu w okolicy powinna być publiczna łaźnia.- zastanowił się Manfred.
- Nawet balia w karczmie brzmi dobrze. - El odezwała się cicho spoglądając na swój strój. Rozejrzała się po okolicy czy może tu swobodnie rzucić zaklęcie.
- Karczma do której by nas wpuścili w takim stanie nie jest godna polecenia.- zaśmiała się Mandragora, podczas gdy El zauważyła, że na ich widok… tak jakoś ludzie i nieludzie się oddalając zatykając przy okazji nosy.
- No tak...To może chodźmy, zanim ktoś nas uzna za zwłoki? - Morgan uśmiechnęła się do reszty towarzyszy i tak ciesząc się jak dziecko z tego, że już ją nie swędzi.
- Za kanalarzy… uznają nas za kanalarzy. Zresztą Departament od Utylizacji często wynajmuje najemników do udrażniania kanałów. - dodał John podczas gdy jego brat znalazł już łaźnię w której można było się w końcu umyć.
- Też łapiecie takie fuchy? - Morgan spojrzała na Johna z zaciekawieniem. - Ja… tak się zastanawiałam. Bo w sumie teraz nieco zmieniłam pracę. Czarodziejka, której teraz służę wspominała coś że miałaby pewnie zlecenia dla najemników. Czy jakby mi coś takiego przekazała przyjść z tym do ciebie?
- Nie widzę problemu. Jeśli robota będzie sensowna, a zapłata spora… cóż… pieniądze nie śmierdzą.- odparł z uśmiechem John podążając wraz z resztą najemników za bratem. - Przypomnij bym się z tobą rozliczył po kąpieli.
- Po, a nie w? - Morgan uśmiechnęła się zadziornie do Johna. - Jasne. Przyznaję, że.. szukałam trochę noclegu na dziś. Jeszcze jedną noc będę musiała unikać straży i skończę bez ciuchów.
- W… nie będę miał sakwy.- zaśmiał się John klapsem popędzając El w kierunku łaźni.- Myślę że da się tam oddać odzież do prania.
- Oby… bo jak nie kradnę im ręcznik i w nim przekradam się do twojego pokoju. - Niestety świeże powietrze sprawiało, że coraz mocniej docierał do niej zapach jej ciała i ubioru.
- Tooo… może mnie skusić do zatrzymania przy sobie zapłaty.- stwierdził ze śmiechem John.


Niestety w samej łaźni sytuacja się deczko skomplikowała. Wolne były dwie duże balie. Jedna dla trójki mężczyzn. Druga dla panny Morgan i Mandragory. Diabliczka szybko się rozebrała i wra ze szczurkiem z lubością zanurzyła się w gorącej wodzie. El szybko do nich dołączyła, wcześniej myjąc dokładnie włosy w wiadrze, by nie zatargać tego syfu do balii. Z ulga zanurzyła się w ciepłej wodzie.
- Taka jest robota najemnika. W pieśniach bardów nie ma mowy o tym całym syfie pomiędzy epickimi bataliami. - zamruczała rogata, podczas gdy służka wzięła ubrania do przepierki.
- Może zabrzmi to dziwnie ale… jest to też … niesamowite. W sensie. Te opowieści zawsze wydawały mi się trochę na jedną sztampę. Wiesz… ważne zadanie, niesamowita nagroda, chwila załamania i epickie zwycięstwo. Najemnicy wydawali się być istotami nie z tego świata. - Morgan przyznała się do swoich wrażeń, zanurzając na początek niemal pod brodę by ogrzać zmęczone ciało.
- Na szczęście nie mieliśmy chwili załamania. Gobliny bywają groźne jedynie w dużej liczbie, ale ja już jestem na tyle silna, by im przetrzepać skóry.- zaśmiała się Mandragora i kiwnęła głową dodając.- Czasami trafiają się groźniejsi przeciwnicy. Im głębiej się zejdzie tym straszniejsze poczwary można spotkać… tak powiadają. Ale tu i na powierzchni też. W Azjatown na przykład.
- Ja miałam chwilę gdy jeden z tych pso-szczurów wgryzł mi się w ramię. - El westchnęła i wynurzyła się nieco pozwalając części swych piersi zamajaczyć nad wodą. - A co do przeciwników… tak… nawet w downtown miałam już okazję spotkać wampiry.
Diabliczka przeciągnęła się prowokacyjnie zerkając na krągłości El i dodała. - Wampiry? No no no… to się powinnaś bardziej cenić. Wampiry są niebezpieczne.
- Był obok ich łowca. Pewnie dzięki temu was poznałam. - Morgan wzruszyła ramionami i przyjrzała się diabliczce. - Jeszcze wiele muszę się nauczyć.
- Z pewnością…- odparła z uśmiechem splatając swoje mokre czarne włosy w prowizoryczny warkocz i muskając czubkiem ogona raz jedną raz drugą pierś Elizabeth.-... ale czego dokładnie? Zamierzasz być słynną awanturniczką? Gregor nie. On na przykład to robi w ramach dodatkowego zarobku. Jego sklep z ziołami nie jest aż tak zyskowny jak myślał, że będzie.
- Ja na razie też traktuję to jako okazję do dorobienia sobie, ale… rozbrajanie pułapek.. przekradanie się… używanie czarów. - To ostatnie dodała bardzo cicho. - Chciałabym to robić lepiej.
- Praktyka czyni mistrza. - odparła ze śmiechem Mandragora coraz śmielej wodząc ogonem po krągłych piersiach Elizabeth i podrapała się za karkiem. - Poza tym co to za problem z czarami. Uczysz się, ich zapisujesz, rzucasz… wielka mi filozofia.
- Jestem samoukiem i jeszcze nawet nie próbowałam zapisać zaklęcia. - El westchnęła ciężko, a jej dłoń przesunęła się po pieszczącym ją ogonie. Palcami podrażniła jego spodnią część.
- To nie jest trudne. Wiem bo sama też jestem samoukiem. - zamruczała diabliczka nie przerywając pieszczoty ogonem i przyglądając się palcom czarodziejki.
- Niby.. nie wygląda, ale… cały czas mówiono mi jak to niebezpieczne, co za to grozi. - El pochyliła się zmierzając palcami ku podstawie ogona diabliczki. - A ty… czemu to robisz?
- Bo jest… teoretycznie. Gdy się wychylasz, gdy jesteś zaklinaczką…- odparła diabliczka ze śmiechem. - Ale Czarna Gwardia nieliczna, a ich zbroje drogie. Nie będą ganiać po slumsach za byle czarownikiem. Generalnie trzymają się Uptown, a jeśli schodzą w dół to z ważnego powodu. Samo szukanie ulicznych magów… nim nie jest. Zostawiają gildiom magicznym rozprawianie się z konkurencją.-
Zamruczała lubieżnie czując dotyk El, owinęła ogon wokół jej szyi i przyciągnęła czarodziejkę do siebie. Pocałowała usta panny Morgan. - Dla dreszczyku… lubię łamać zakazy i przekraczać granice. A poza tym… księga czarów to… jedyne moje dziedzictwo.
Pochwycona czarodziejka odpowiedziała na pocałunek sięgając wolną ręką do piersi czerownoskórej i zaciskając na niej palce.
- Muszę przyznać, że ten dreszczyk… też jest przyjemny.
- No właśnie… - wymruczałą cicho rogata delikatnie kąsając dolną wargę El. Jej własna dłoń prowokacyjnie przesunęła palcami po podbrzuszu panny Morgan.- A Czarną Gwardią się nie martw. Wbrew temu co o niej mówią to nie poluje na drobnicę, trzeba się zajmować podejrzanymi sprawami by trafić na ich listę do odstrzału.
- Yhym… - El miała poważne obawy, że akurat zajmuje się podejrzanymi sprawami, a już szczególnie współpracując z Almais, ale teraz, miała na uwadze inny problem. Usiadła okrakiem na kolanach diablicy, tak blisko, że ich piersi się spotkały. - To.. co teraz? - Spytała uśmiechając się do swojej partnerki w kąpieli.
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia… - zamruczała Mandragora uśmiechając się niewinnie, a jej palce zaczęły pieścić wrażliwy punkcik nad kobiecością El. -... ja tu sobie grzecznie siedziałam, a ty… z pewnością z niecnymi planami… co?
- Yhym… ja to mam tylko takie. - Elizabeth zamruczała lubieżnie, poddając się dotykowi diablicy. - Tak jak twój ogonek. - Mówiąc to ścisnęła dłońmi mocniej pochwycone piersi Mandragory.
- Aaaach… a jakie niby miałabym mieć plany?- zamruczała rogata, a jej ogon zanurzył się pod wodzę, wodząc po pupie El, a także pomiędzy pośladkami. - Masz jakieś… sugestie?
- Nie mam pojęcia. - Morgan udała niewinną minę i otarła się pupą o ogon diablicy.
- Ja też nie mam pojęcia.- diabliczka postanowiła również zgrywać niewiniątko. Oparła się plecami o balię, rozłożyła szeroko ramiona i delektowała się kąpielą napierając swoim wypiętym dumnie biustem na piersi panny Morgan. Jedynie jej ogon nie był grzeczny, pocierając między pośladkami El i napierając badawczo od czasu do czasu samym czubkiem na nieprzyzwoity obszar ciała czarodziejki ukryty między tymi krągłościami.
- Yhym… - El miała problemy ze znoszeniem takich tortur. Oparła się swym ciałem o ciało diablicy wypinając mocno pupę. - Myślisz… że zmieścisz tam swój ogon?
- Myślę, że chcesz to sprawdzić…- zamruczała rozpalonym głosem diabliczka i pocałowała usta Elizabeth, delikatnie napierając ogonem na pupę kochanki, powoli ją podbijając.
Pocałunek zdławił nieco jęknięcie El gdy Mandragora podbijała jej ciało. Wtuliła się w kochankę dociskając swoje piersi do jej.
- Chyba nieźle nam idzie… co?- wymruczała chrapliwie Mandragora ruszając leniwie ogonkiem zagłębiającym się delikatnie. Jej rozdwojony język wodził po szyi kochanki, a jej oddech wyraźnie przyspieszył.
- Tak… weź mnie. - Elizabeth oparła czoło o ramię diablicy eksponując swoją szyję i poddała się jej działaniom.
- Skoro taka ładnie prosisz…- zachichotała mandragora kąsając szyję czarodziejki ostrymi ząbkami, a jej ogon zaczął się mocniej poruszać między pośladkami El zagłębiając i wynurzając. Rogata pochwyciła pośladki panny Morgan dłońmi i ścisnęła je mocno.
Elizabeth czując, że zaraz zacznie jęczeć zacisnęła zęby na ramieniu diablicy, a dłonie na jej piersiach, ściskając mocno pochwycone krągłości.
A Mandragora nie zwalaniała ruchów ogona ocierając się swoim biustem o jej i drżąc z ekscytacji. Jej paznokcie delikatnie drapały pośladki panny Morgan. Po kilku takich atakach El doszła wypijając swoje usta w wargi diablicy i całując ją gorąco.
- Jesteś prawdziwą bestyjką.- wymruczała po pocałunku diabliczka.
- Czy przeszkadza ci to? - El uśmiechnęła się lubieżnie do Mandragory nie zmieniając swej pozycji i nadal tkwiąc na kolanach diablicy.
- Nie wiem… - zamruczała rogata rozkoszując się kąpielą i słodkim ciężarem. - Jeszcze nie zdecydowałam.
- To może nieco ci pomogę z decyzją? Usiądziesz na krawędzi balii? - El uśmiechnęła się lubieżnie do kochanki.
- Gdyby to było możliwe… ale i tak spędziłyśmy tu dużo czasu… chyba trzeba będzie się umówić na jakieś spotkanie… towarzyskie tylko. Jeśli się nie boisz.- odparła zadziornie rogata.
- Nie. - El powoli zeszła z kolan diablicy i stanęła nago naprzeciwko niej. - Nie boję się.
- Jesteś pewna… od prywatnej strony bywam straszniejsza.- zaśmiała się Mandragora wstając z balii i dodała biorąc ręcznik.- Mam nadzieję że już wysuszyli nam ubrania. Chłopaki nie zasłużyły na nasz widok w ręcznikach.
Elizabeth zaśmiał się cicho zasłaniając dłonią usta.
- Teraz tylko pobudziłaś moją ciekawość. - Morgan owinęła się ręcznikiem gotowa wyruszyć na poszukiwanie ubrań.
- I oto chodzi.- zaśmiała się Mandragora susząc włosy, podczas gdy El otworzyła drzwi, by przekonać się że ich ubrania leżą ładnie złożone i suche na ławie w korytarzu, tuż obok drzwi.
- Możemy się ubrać. - W głosie El pojawił się entuzjazm. Wybrała swoje rzeczy i zabrała się za ubieranie ich.
- I udać się do domu…- odparła rogata przeciągając. Po czym zabrała za ubieranie dodając. - To był męczący dzień.
- Ja jeszcze wybieram się do Johna. - El zapięła wyczyszczony płaszcz.
- Po zapłatę? Pewnie kończą kąpiel w pokoju obok.- zadumała się rogata poprawiając swój strój. Uszkodzony nieco tu i tam przez ostatnie przygody.- Zamierzasz dołączyć do nas przy następnym kontrakcie?
- To zależy od mojej pracodawczyni… chce mnie wykorzystać co przez kilka dni. A kiedy? - El przyjrzała się z zaciekawieniem diablicy.
- Nie wiem… to zależy.- zaśmiała się rogata i zabrała za wyławianie swojego szczurka z wody. Ten lubił chyba się moczyć. - Łażenie w nieczystościach i groźba ran nie przestraszyły cię?
- Przestraszyły… nieco tak. Zniechęciły do tej roboty… nie. - Czarodziejka z że aśmiała się.
- To pewnie coś się znajdzie za kilka dni.- odparła Mandragora i zabrawszy gryzonia rzekła.- Idziemy?
Morgan przytaknęła ruchem głowy.


Nie minęło zbyt wiele czasu, nim obie natknęły się na braci Johnson i niziołka. Cała trójka również była wypucowana. No i trudno było El rozróżnić do którego z bliźniaków ma interes.
- Przypominam się z zapłatą. - Morgan uśmiechnęła się do obu. Teraz znów przypomniały się jej fantazje z początku wyprawy, ale zepchnęła je w tył głowy.
- A tak. O to twój zarobek. - John sięgnął do sakiewki i szybko zaczął przeliczać kolejne banknoty. Zebrał się z tego całkiem spory plik, który został podany pannie Morgan.
- Jutro możesz wpaść po zapłatę za dzisiejszą fuchę.- dodał John.- Jak mnie nie będzie, to barman wypłaci.
El spojrzała na niego nieco niepewnie i przeliczyła swój dochód.
- A wracasz do siebie? Zostawiłam tam rzeczy. - Spytała w końcu. Zawsze mogła sobie poszukać noclegu gdzieś indziej.
- Wracamy. - potwierdził Manfred, a niziołek dodał zwracając się do diabliczki.- Odprowadzisz mnie Mandragora? Kawałeczek chociaż.
- Cykor. Ale niech będzie. To do jutra.- na koniec diabliczka pożegnała się z wszystkimi udając się do wyjścia z niziołek.
- Więęęc… i na nas pora. Ciekawe czy Jess na ciebie czeka.- zwrócił się do brata John.
- Oby nie… znaczy… zapewne nie.- poprawił się pospiesznie Manfred.
- Nie mieszka gdzieś z wami? - El przyjrzała się obu braciom jak już pomachała niziołkowi i diabliczce.
- On… ma własny interes, sklep zielarski. Mieszka na zapleczu.- wyjaśnił Manfred i dodał.- Ciebie też trzeba będzie odprowadzić do domu?
- A chcesz pakować się w kłopoty? - El zaśmiała się. - Nie… od dawna chodzę nocą sama po Downtown, ale przyznaję, że liczyłam na nocleg u Johna. - Uśmiechnęła się do drugiego brata.
- Służę miejscem, aczkolwiek najpierw będę musiał wpaść się rozliczyć z pracodawcą. Ale jak wrócę to także z twoją dolą. - odparł ze śmiechem John.
- Pójść z tobą? Zaczekać w karczmie? - Morgan przyjrzała się szefowi drużyny. Obecność obu braci utrudniała wyrzucenie z głowy wyuzdanych fantazji.
- Zaczekaj w karczmie.- odparł z uśmiechem John i wzruszył ramionami.- Ci ludzie nie lubią nowych twarzy.
- Nikt kto robi interesy z drowami nie ma czystych rąk Igiełko.- rzekł cicho Manfred gdy szli.- Ale nie martw się, będziesz bezpieczna. Śpię w pokoju obok
- Z Jess.- rzekł John, a Manfred dodał cicho.- Czasami.
Morgan zaśmiała się.
- Nie wiem na kogo wyglądam, ale… naprawdę czuję się bezpiecznie w Downtown, a już na pewno w karczmie. Nie chciałabym podpaść Jess. - Mrugnęła przy tych słowach do Manfreda.
- Nie podpadniesz.- zapewnił Manfred, a John wzruszył ramionami żartując.- W każdym razie nie postrzeli ciebie pierwszej. Zwykle zaczyna od Manfreda.
Elizabeth uśmiechnęła do nich obu.
- Zaczekam z Manfredem, myślę, że za wspólne piwo nawet Jess nie będzie strzelać.
- Nie powinna.- zapewnił Manfred, a John po namyśle ocenił. - Nie powinna… teoretycznie.-
Przemierzali we trójkę uliczki miasta. El szła pomiędzy dwoma mężczyznami i ten widok… z pewnością mógłby wzbudzić podejrzenia u znających jej rodzinę osób. Orientowała się że we trójkę zbliżają się w okolicę jej rodzinnego domu.
- Tu… poszłabym inną trasą. - El nasunęła kaptur na głowę. - Spotkamy się w karczmie.
- Czemu? - zdziwili się razem bracia.
- W tych rewirach wolę się nie pokazywać. - El uśmiechnęła a się niepewnie.
- Czemu? To jedna ze spokojniejszych dzielnic Downtown. Dużo rzemieślników się tu osiedla.- wyraźnie zaciekawili się tajemnicą panny Morgan.
- Sekrecik. To jak idziecie ze mną, czy spotkamy się na miejscu? - El zetknęła w kierunku jednej z uliczek.
- Idziemy z tobą.- zadecydował John i bliźniacy ruszyli za Elizabeth.
Morgan poprowadziła mężczyzn okrężną drogą w kierunku znanej im karczmy, unikając domów znajomych matki.


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline