Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2021, 19:53   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Wizyta" w byłym domu seniora, zajętym na siedzibę przez "Czerwone Smoki", po raz kolejny ujawniła dość głębokie różnice, prezentowane przez członków ich małej grupy w podejściu do świata.
Niby dobrze się znali, niby spędzali razem dużo czasu, a wystarczył ten jeden wyjazd, by ujawniły się różne różności, których na pierwszy rzut oka trudno było się spodziewać.
No ale, jak powiadają, człowiek uczy się przez całe życie. I okazało się, że to prawda najprawdziwsza. I że czasami nie wystarczy zjeść razem beczkę soli czy wypić morze różnych alkoholi, by kogoś poznać. Czasem po latach zza pokazywanej światu maski wyłazi drugie, obce można by rzec, oblicze.

Niektórych działań i czynów swych kompanów James najnormalniej w świecie nie rozumiał, no ale cóż... Kim on był, by domagać się wyjaśnień lub udzielać rad, których nikt nie chciał słuchać?
Chyba naprawdę należało pozwolić innym uczyć się na własnych błędach... byle nauka nie odbywała się kosztem innych.

Łupy zdobyte na Czerwonych Smokach były całkiem niezłe i (zdaniem Jamesa) z naddatkiem rekompensowały straty, poniesione podczas rozprawiania się z bandytami. Sama broń, naboje i bateryjkowe radio stanowiły niezły towar na wymianę. W sprzyjających okolicznościach za smith&wessona można było dostać baryłkę ropy, a lepiej było handlować, niż kraść czy zabijać. Wszak mogło się zdarzyć, że wracać będą tą samą trasą, a ludzie bywali pamiętliwi. I chętnie mścili się za doznane krzywdy.

* * *


Z Nashville wymknęli się spokojnie i po cichutku, bez fanfar czy gniewnych okrzyków żądnych krwi tłumów i można było ruszyć dalej, na północny zachód. Tak mniej więcej, bowiem drogi jakoś nie chciały się trzymać kierunków świata i linii prostych. Ale istniały i to było najważniejsze. Poza tym dało się po nich jechać, a na dodatek żadne nieprzyjemności nie czaiły się na poboczu, czyhając się na jadącego drogą forda. Można się było bez problemu zatrzymać na parę chwil, by zatankować harleya, przegryźć coś lub załatwić inne potrzeby naturalne.
A potem w drogę - w nieznane przed siebie na wprost, gdzie drzewa i łąki, gdzie rzeka i most(*).

Most na Ohio stał i, o dziwo, żaden samozwańczy watażka nie ustawił na nim zapór i nie pobierał myta. Oba te, jakże szczęśliwe, fakty ułatwiły im życie i umożliwiły bezproblemową jazdę. Ta jednak nie mogła trwać wiecznie. Co prawda za kierownicą forda zamiast mogła usiąść Klara, ale z harleyem był nieco większy kłopot, bo James nie wierzył, by Bob zechciał oddać swą ukochaną maszynę w czyjeś niepewne (czyli nie właściciela) ręce.
Powiadano niegdyś, że żony i motocykla się nie pożycza, a chociaż to pierwsze w dzisiejszych czasach nieco straciło na ważności, to Bob był zdeklarowanym orędownikiem tego drugiego.
Pozostawało zatem zdecydować, czy spędzą noc pod chmurką, czy zapragną skorzystać z czegoś, co przesadnie nazywano dobrodziejstwem cywilizacji. Na ten temat James miał swoją opinię, ale wolał poczekać i dowiedzieć się, jakie pomysły mają inni.

________________________
(*) Ewa Chotomska
 
Kerm jest offline