Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2021, 00:14   #22
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Pergunda opuściwszy ratusz i przestudiowawszy mapę ustaliła adres Pana Constantina Carlmanna. Znalazła przy pomocy syna zarządcy jakiegoś chłopaka na posyłki i wręczyła mu dwa pensy i swój bilecik wizytowy. Dzieciak miał ich zapowiedzieć i czekać pod drzwiami na kolejne dwa pensy za dobrze wykonaną robotę. Następnie razem z Gerhardtem, pożegnali się z krasnoludem i ruszyli statecznym krokiem przez ulice Krassenburga do domu szlachcica. Pergunda wybrała drogę koło straży miejskiej, aby na własne oczy ocenić stan głównych budynków oraz miejsca pracy lokalnych stróżów porządku. Zarządca znał już drogę, i hrabianka już niedługo później mogła przyjrzeć się budynkom zajmowanym wspólnie przez straż miejską i strażników dróg. Wymagały one odnowy, i owszem, jak całe to miasto, ale nie były w złym stanie.
Carlmannowie mieszkali niedaleko ratusza i strażnicy, w kamienicy przylegającej do miejskiego parku. Kiedyś zapewnie i park, i budynek cieszyły oko. Teraz przypominały już tylko o dawnej chwale Krassenburga.
Drzwi otworzyła służąca, wyraźnie zaaferowana obecnością tak znamienitego gościa. Odebrała od Pergundy i Gerhardta płaszcze i powiesiła je na stojaku obok drzwi. Wprowadziła ich potem do salonu, informując jednocześnie, że pan zaraz do nich zejdzie. Istotnie, Constantin Carlmann pojawił się niemal natychmiast, przedstawiając się i z gracją całując dłoń arystokratki. Służka przyniosła w międzyczasie porcelanowy imbryczek i kilka filiżanek, stawiając tacę na stole. Nalała wszystkim aromatycznej herbaty i zostawiła ich samych.
- Pani de Beauchene-Otzlowe, to zaszczyt widzieć członka tak znamienitego rodu w mych skromnych progach. - Lekko skłonił też głowę w stronę zarządcy. - Panie Richter.
Pergunda straciła ułamek sekundy na rozważanie faktu, że filiżanka, którą postawiono przez Gerhardtem ma wymalowany zupełnie inny wzór, niż pozostałe, wzięła jednak uprzejmość szlachcica za dobrą monetę. Obdarzając gościa uprzejmym uśmiechem i powoli pociągając łyk z filiżanki obrzuciła ukradkowym spojrzeniem salon. Może po prostu jak w całym mieście, bogactwo odeszło dawno temu pozostawiając niekompletne zastawy stołowe. Na to wyglądało, nad kominkiem widoczny był prostokąt, znacznie jaśniejszy od pozostałej części ściany, jakby do niedawna wisiał tam jakiś obraz.
- Jest mi niezmiernie miło, że znalazł Pan dla nas czas, gdy tak nagle zdecydowaliśmy się zaburzyć Pana dzisiejsze plany. Ja i Pan Gerhardt pragniemy najmocniej przeprosić za tą wizytę zapowiedzianą w ostatniej chwili - i ponownie sięgnęła po filiżankę.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jak dobrze rozumiem, przybyliście do Krassenburga w związku z moimi pismami. Cieszy mnie to, przestałem już dowierzać w to, że miejscowa straż cokolwiek rozwiąże w tej sprawie.
Richter milczał, przyzwyczajony do nie przerywania rozmów szlachcie. Zwrócił jednak uwagę na te same rzeczy, co hrabianka, i dobrze one podsumowały to, co wiedział o Carlmannach. Ród ten nigdy nie był wysoko w hierarchii znaczenia czy poziomu społecznego, ale dobrze sobie radził w nowych czasach. Powierzchnie magazynowe przynosiły stały i pewny zysk, po zmianie jednak szlaków handlowych strumień gotówki wysechł.
- Moje kondolencje - Perguna skłoniła się przyjmując wyuczony wyraz twarzy: "jest mi naprawdę przykro" i wyobraziła sobie, że jej przyjaciółce Wolfhildzie wydarzyło się coś złego i chyba nawet udało jej się być autentyczną. Pochyliła głowę dla podkreślenia wagi swoich słów i zastanowiła się co powiedzieć, aby nie zabrzmiało to nieszczerze lub żałośnie.
- Utrata najbliższych to zawsze wielki ból dla rodziny, zwłaszcza, gdy odchodzi ktoś tak młody - znów skłoniła głowę. - Nie przybyliśmy tu przynieść Państwu pocieszenia, bo strata zawsze pozostanie stratą, ale to co Pan mówi jest prawdą. Wuja zaniepokoiły te wydarzenia i zlecił Panu Richterowi i jemu przyjacielowi przybycie do miasta. Pan Richter w oczach hrabiego ma wszelkie predyspozycje do zajęcia się tą sprawą, a jego spostrzegawczość i sprawność umysłu wielce się przysługują w ważkich sprawach hrabstwa. Mnie również zaniepokoiły te wieści... nie mam wprawdzie wielkiego doświadczenia, jednak… - hrabianka zrobiła krótką przerwę, mającą uzmysłowić, gdyby ktoś tego nie wiedział, że najtępszy szlachcic poradzi sobie z każdą sprawą lepiej niż najlepszy rzemieślnik, to jednak zdawało się być wiedzą powszechną wśród szlachty - dołożę wszelkich starań, aby sprawa ta została wreszcie rozwiązania.
Po tak długim monologu odetchnęła delikatnie i pociągnęła kolejny łyk herbaty. Jej rozmówca słuchał z uwagą, kiwając co jakiś czas głową, jakby wyrażając swoją aprobatę dla słów Pergundy.
- Dziękuję, Pani, nie ma chyba lepszego słowa dla wyrażenia mojej wdzięczności. Wybaczcie też, że nie ma z nami mojej żony. Od czasu zniknięcia naszej Cecylii niedomaga biedaczka, dręczą ją ciągłe bóle głowy. Rad jestem, że hrabia Pfaffenberger wysłał swych najlepszych ludzi, obawiam się bowiem, że miejscowa rada i straż mogą nie być chętni do rozwiązania sprawy zaginięcia mojej córki. Tylko w jej przypadku nie udało się - tu parsknął głośno wyrażając niedowierzanie i niezadowolenie. - Nie udało się odnaleźć żadnych, ale to żadnych śladów. Widzicie, my nie jesteśmy zbytnio lubiani wśród rządzących Krassenburgiem.
Ger nie przerywał szlachcie. Postarał się jednak przyciągnąć uwagę Pergundy, by dopytała o to. Mogła odkryć kilka ciekawych informacji. Sam czekał na moment, gdy zostanie zapytany - wtedy będzie mógł odpowiedzieć. I być może przemycić jakieś pytanie.
Pergunda nie potrzebowała na zbyt długo zatrzymywać wzroku na Gerhardzie. Ją też zdziwiła bezpośredniość szlachcica. Chrząknęła.
- Byłoby to dalece niestosowne - zdanie to oznaczało mniej więcej “mój wuj zleciłby publiczne batożenie burmistrza” - gdyby okazało się, że straż zaniedbuje swoich obowiązków. Nie mówiąc już o niechęci rozwiązania sprawy. Co szanownego Pana skłoniło do takiego przekonania? Straż i burmistrz wydawali się sprawą wielce przejęci.
- Oh, zdecydowanie niestosowne. Czasy się zmieniają, droga Pani, szlachetne urodzenie ustępuje miejsca innym rzeczom, a mój ród, nie mogę się przecież oszukiwać, nigdy nie miał aż tak wysokiej pozycji, jak bym sobie tego życzył. Tu chodzi o zwykła, ludzką, pospolitą zazdrość o moje urodzenie i tytuł. Gdy tylko szala wpływów przechyliła się na moją niekorzyść, na co wpływ miała też decyzja waszego stryja o współpracy z krasnoludami, miejscowe wpływowe kręgi postanowiły to wykorzystać. Odcięto mnie w ramach nieuzasadnionej zemsty od możliwości zdobywania pieniędzy czy wpływu na decyzje polityczne rady, a teraz jeszcze
- jak już wspominałem - po czterech zaginięciach nie znaleziono żadnych śladów jedynie w przypadku mojej córki.
Pergunda słuchała uważnie.
- Szlachectwo, jest szlachectwem - hrabianka odniosła się do wzmiance o pozycji rodu - ale to prawda, że niektórzy patrzą krzywym okiem na urodzenie. Ludzie bywają bardzo zawistni - uśmiechnęła się delikatnie, ze współczuciem. - Bardzo to niepokojące, że nie znaleziono żadnych śladów. Dołożymy z Panem Richterem szczególnych starań w przypadku tej zbrodni. Z góry przepraszam, że będziemy pytali o te bolesne chwile kolejny raz. Musimy jeszcze raz zebrać fakty zamiast opierać się na notatkach straży, skoro istnieje możliwość niedokładności śledczych - Pergunda dopiero teraz łyknęła herbaty.
- Pytajcie o co tylko chcecie.
- Raport jest dość lakoniczny. Czy może nam opowiedzieć swoimi słowami o tym bolesnym dniu. Może śledczy pominęli coś co będzie dla nas wskazówką.
- Niestety, droga pani, nie jestem w stanie dodać nic ponad to, co czytaliście w papierkach straży. Nasze dzieci, Cecylia i Christian, bawiły się tego wieczoru w parku, w chowanego. Tak powiedział mi synek. Gdy wysłaliśmy służącą, by je przyprowadziła, był tam już tylko on, ciągle szukający siostry. Śladów, jak stoi w raporcie, nie odnaleziono żadnych. Z jednej może to świadczyć o nieudolności strażników, z drugiej
- westchnął głęboko - daje nam nadzieję.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline