Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2021, 10:30   #68
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tu musieli się rozdzielić, Manfred zaprowadził El do środka karczmy a John ruszył rozliczyć się z pracodawcą. O tej porze przybytek pełen był “podejrzanych typów o mrocznej fizjonomii” jakby to określiła jej matka, ale El nie czuła zagrożona mając Manfreda przy boku.
- To co… piwo? - El spojrzała na Johnsona nieco niepewnie. Nigdy nie spodziewała się, że będzie bywać w takich miejscach.
- Jeśli na nie masz ochotę?- zapytał Manfred.
- Na serio wolałabym nie podpaść Jess nawet sugerując coś innego. - Morgan zaśmiała się. - Zacznijmy od piwa.
- Zacznijmy.- odparł Manfred i poprowadził czarodziejkę do kontuaru. Tam zaś zamówił dwa kufle pieniącego się trunku.
- Więc co cię skłoniło do najemniczej roboty?- zapytał ją awanturnik.
- Pewna bardzo przekonywujące gnomka. - El uśmiechnęła się do towarzyszącego jej mężczyzny. - A ty jesteś pokłócony z Jess?
- Eeee…. czasami. Teraz chyba nie. A może tak?- zakłopotał się Manfred na wspomnienie Jess.
- Możesz mi po prostu powiedzieć, że to nie mój interes. - Morgan przyjrzała się mężczyźnie z zainteresowaniem. - Ale wracając do twojego pytania, na początku byłam ciekawa czy po prostu dam radę, a teraz… chyba nawet mam z tego frajdę.
- No… dobrze, że dzisiejsza przygoda dała ci frajdę. Bo w większości takie właśnie są. Pod miastem pełno jest goblinów koboldów, szczurów i podobnego tałatajstwa. I wszystko głodne. - ocenił z kwaśnym uśmiechem Manfred.
- Nigdy… nie zabijałam… czegokolwiek. - El przyznała się do niepokojących ją myśli i upiła spory łyk piwa. - Boję się że przez moją opieszałość może się wam stać krzywda.
- Nawet szczurów, które dobrały się do spiżarki?- zapytał zaciekawiony Manfred i dodał po chwili wesoło.- Nikt ci zabijać nie każe. Bierzemy cię do pracy przy zamkach i pułapkach. Z zabijaniem Mandragora radzi sobie sama dobrze, a Gregor jej w tym pomaga.
- No tak… - El przytaknęła ruchem głowy. - Ale jak wtedy w ogniu… chyba nie potrafiłabym stać i nic nie robić.
- Nie przejmuj się tym. John przy pierwszej bitwie narobił w gacie.- zaśmiał się Manfred.
Elizabeth zaśmiała się i upiła piwa.
- Ja prawie gdy spotkałam wampira. - Przyznała się do swojej krótkiej przygody.
- Masz w ogóle szczęście, że uszłaś cało. Wampir to nie przelewki. - odparł cicho Manfred i wzruszył ramionami. - Na szczęście nie jest tu ich zbyt dużo.
Morgan przytaknęła.
- Ale prawdą jest, że jak się widzi kogoś kto walczy z czymś takim… no ja byłam ciekawa jak to jest być kimś takim. Nie żebym planowała walczyć z wampirami ale… to takie niesamowite. - Elizabeth oparła się łokciami o blat eksponując piersi w koszulce o głębokim dekolcie. W karczmie zdjęła kamizelkę która teraz leżała obok.
- Mhmm… niesamowite…- mruczał Manfred zerkając w dekolt El i pijąc piwo. Dopiero po chwili się otrząsnął dodając.- Cóż… wampiry to zagrożenia, które lepiej omijać z daleka.
- Tylko jak ich unikać? Jak zechcą to przyjdą, nie? - Elizabeth uśmiechnęła się do Johnsona nie zmieniając swojej pozycji.
- No… niestety.- przyznał Manfred i podrapał się po policzku. - Niemniej wampiry są subtelne. Ostrożne. Nie rzucają się w oczy. Jeśli byłoby ich sporo, wybuchła wampirza zaraza… to… na Starym Kontynencie wypalają ogniem takie zarazy.
- Prawdą jest, że ich nie widać… zazwyczaj. - El zamyśliła się wodząc dłonią po pustym kuflu. Ona spotkała już trzy wampiry, ale to pewnie z powodu Simsona. On zabijał je, one chciały zabić go. Uciekła od swych myśli i spojrzała na Manfreda. - A tobie z kim zdażyło się już walczyć?
- Na szczęście nie. Widziałem ofiarę jednego z nich. Guślarz przebił tors trupa osikowym kołkiem i spalił ciało benzyną.- wyjaśnił Manfred.
- Czyli nie z wampirami… a inne stwory? - Morgan zastanowiła się czy nie nazbyt rozprasza swego towarzysza.
- Zombie, szkielety… koboldy, jaszczury… takie paskudne pełzacze, duże złowieszcze szczury. Piekielne szczury i ogniste ogary, impy i quasity… - zaczął wyliczaćna palcach Manfred.
El otworzyła nieco szerzej oczy. O części tych istot nawet nie słyszała.
- Impy.. to miały coś wspólnego z ogniem? - Spytała nieco niepewnie.
- Nie… to czarty. Aroganccy czarodzieje sprowadzają je czasem do naszego świata, by zrobić z nich swoich chowańców. Jeśli się taki czarownik przeliczy w siłach, to taki imp ucieknie w miasto.- wyjaśnił Manfred. - Takie dzikie impy potrafią być wrednymi zagrożeniami.
- Dużo się jeszcze muszę nauczyć. - El zaśmiała się. - Kolejne piwo czy masz ochotę na coś innego?
- Kolejne piwo.- zaproponował Manfred, choć jego spojrzenie zdecydowanie sugerowało “coś innego”.
El pomachała do karczmarza, a jej piersi zafalowały nieco przy tym. Ten przyniósł wkrótce dwa kolejne kufle pełne cienistego napoju. Postawił je przed obojgiem.
- To za kolejną udaną wyprawę? - Elizabeth uniosła kufel.
- Za kolejną udaną wyprawę.- odparł z uśmiechem Manfred upijając trunku.
El upiła spory łyk i poczuła jak trunek rozgrzewa jej ciało. Musiała się pilnować. Fantazje, fantazjami, ale wolała nie podpaść Jess, a nawet bardziej...rozbijać drużyny, ona była tu jednak na doczepkę. Choć… tak bardzo kusiło. Podniosła wzrok na Manfreda. Nie mogła. Gdzie się podział ten John!?
Na razie go nie było. Za to Manfred uśmiechał się równie czarująco co jego brat bliźniak.
- Jeśli szukasz nauczycieli, ja mógłbym dać ci parę lekcji szermierki.- zaproponował przyjaźnie.
- O.. chętnie. - El uśmiechnęła się ciepło. - Zazwyczaj chodziłam po mieście z tym. - Odpięła od pasa podwiązki Derringera i pokazała go Manfredowi.
- Mała zabaweczka…- przyznał mężczyzna bardziej skupiając się na chwilowym widoku zgrabnej nogi El, niż na samej broni. -... dystans na jakim jest używany, sprawia że trudno z niego nie trafić.
Morgan przypięła broń z powrotem, pozwalając mężczyźnie jeszcze chwilę cieszyć się jej widokiem.
- Do samoobrony w pełni wystarczał. Wiesz… większość rzezimieszków zwiewa na sam widok broni. - Poprawiła swój strój i spojrzała ponownie na swego towarzysza.
- No cóż. Kule bywają kłopotliwe.- przyznał Manfred pijąc z kufla. - Z derringera strzelasz na krótkich dystansach. Nie trzeba się uczyć celować z niego.
- To prawda… niestety tam na dole jest niezbyt pomocny. Chyba gdy coś podejdzie na jego zasięg to da radę się i we mnie wgryźć. - El wskazała na uszkodzoną koszulę, której nie miała jeszcze okazji naprawić.
- Powinnaś kupić coś innego do obrony. Użyłaś jakiejś różdżki o ile dobrze pamiętam.- odparł z uśmiechem Manfred.
- Tak… znaleźliśmy ją podczas ostatniej wyprawy. - Morgan oparła się ponownie o stół, bawiąc się kuflem z piwem. - Ty walczysz raczej bezpośrednio, prawda?
- Ja i mój brat. - przyznał Manfred. - Rewolwery rewolwerami, ale zawsze warto być gotowym na bezpośrednie starcie. Zwłaszcza w podziemiach, gdzie jest mało miejsca.
- Zauważyłam. - Morgan zaśmiała się. - Niestety nie wiedziałam czego się spodziewać.
- Cóż… na szczęście robota była prosta. Typowo ochroniarska fucha. No i nie było nudno.- odparł ze śmiechem Manfred.
- Dla mnie w ogóle schodzenie na dół nie jest nudne. To taki trochę inny świat. - Elizabeth dopiła drugie już piwo i poczuła, że lekko zaczyna ją ono brać. Nieco niepewnie przesunęła palcami po krawędzi dekoltu starając się skupić myśli.
- Co innego, gdy przychodzi pilnować jakiegoś ładunku w magazynie. Siedzisz i czekasz aż coś ciekawego się wydarzy. Choć oczywiście… lepiej jest żeby się nie wydarzyło.- mruczał Manfred podążając spojrzeniem za palcami El.
- I człowiek się tylko zastanawia jak tu nie usnąć na warcie. Czasem pomagałam ojcu, gdy przyjechało za dużo towaru i ktoś musiał posiedzieć na podwórku i popatrzeć, czy nikogo nie kusi by coś sobie zabrać. - Elizabeth czuła jak wzrok mężczyzny ją rozpala. Była ciekawa czy drugi z Johnsonów też jest tak sprawny w łóżku. Ale toż nie powinna o tym myśleć! Powoli cofnęła palec i powróciła do zabawy pustym kuflem.
-Tak. To dokładnie taka sama fucha.- przyznał ze śmiechem Manfred. I na szczęście w końcu zjawił się John wchodząc do karczmy.
Morgan powstrzymała westchnienie ulgi. Jak by tak dalej poszło, zaczęłaby uwodzić Manfreda, a może już to robiła? Pomachała nieznacznie drugiemu z braci.
- Mam zapłatę. - rzekł na powitanie John i odliczył pieniądze wpierw El, a potem Manfredowi. Całkiem przyzwoita sumka z tego wyszła dla panny Morgan.
- Dziękuję… - El uśmiechnęła się. - Może w końcu powinnam uzupełnić sprzęt jeśli mam wam czasem pomagać.
- Masz już jakieś pomysły na zakupy?- zainteresował się Manfred.
- Pewnie jakieś ostrze, na wypadek gdyby ktoś podszedł za blisko. Niestety pancerz.. pewnie by mi przeszkadzał przy zaklęciach…. choć skoro Mandragora się tym zajmuje. - El westchnęła . - Jeszcze nie jestem pewna.
- A umiesz się jakimś posługiwać ?- zapytali razem obaj bracia.
Elizabeth zaśmiała się.
- Możecie mnie sprawdzić. - Uśmiechnęła się ciepło do obu mężczyzn.
- To może jutro rano.- odparł z uśmiechem John.
- Obawiam się, że przy twoim rano, to ja będę musiała już być w pracy. - Morgan mrugnęła do szefa ich małej grupy najemników. - Niestety nie mam jutro wolnego.
- Wymagający szef ? Szefowa?- zaciekawił się Manfred.
- Bardzo nie, ale woli by nie ściągać na nią uwagi, a moje nieobecności mogą to spowodować. - El przyjrzała się obu braciom. - A co do walki.. kiedyś chodziłam z nożem dla bezpieczeństwa… ale to nie tak, że jakoś wspaniale walczę.
- Podszkolimy cię w tym, jak nadarzy się okazja.- odparł z uśmiechem John.
- Mogę przyjść kiedyś gdy nie będziemy mieć zlecenia. Popołudnia mam zazwyczaj wolne.
- Któryś z nas z pewnością tu będzie popołudniu.- stwierdził John zamawiając kolejną kolejkę piwa dla całej trójki.
El podziękowała skinieniem głowy, ale czuła, że jeśli wypije kolejne piwo może naprawdę próbować zaciągnąć obu do jednego łóżka.
- A już macie jakieś kolejne zadanie? Nastawiać się na jakiś konkretny dzień? - Spojrzała to na jednego do drugiego, czując jak nieco dwoi się jej w oczach.
- Cóóż… myślę że za dwa dni, będę miał fuchę. - odparł z uśmiechem John.- Coś bardziej zyskownego… ale i bardziej niebezpiecznego.
- O to szybko… - Morgan spoglądała na pełen kufel już nieco mniej świadomie bawiąc się krawędzią swojego dekoltu. Była ciekawa czy wtedy spotka się z Charlesem.
- Cóż… liczę na to, że się uda capnąć coś… wartościowego. - przyznał John zerkając wprost w biust Elizabeth, Manfred czynił podobnie. Obaj popijali piwo przedłużając jednak swój pobyt przy barze tak bardzo jak się tylko dało.
El upiła łyk piwa, potem kolejny, czując jak alkohol miast chłodzić jeszcze ja rozgrzewa. W końcu westchnęła ciężko.
- Jesteście okrutni. - Mruknęła cicho, tak by tylko bracia mogli ją usłyszeć.
- Czemu?- mruknął zaskoczony John przyglądając się El, a Manfred uśmiechnął się ironicznie. Musiał być bardziej doświadczony jeśli chodzi o relacje damsko-męskie.
- Bo mam na was obu ochotę. - Elizabeth upiła spory łyk piwa, niestety to nadal nie chciało poprawić jej sytuacji.
Manfred zaśmiał się cicho, a John speszył słysząc te słowa.
- To… niewątpliwie nie coś czego spodziewać się można po damie tak… eee… gustownie ubierającej się. Niewątpliwie zaskoczyłaś mnie takim apetytem.
- Chyba też ciężko się spodziewać po mnie, że będę chodziła po kanałach, czyż nie? - Morgan uśmiechnęła się w odpowiedzi. Teraz gdy wyrzuciła z siebie upartą fantazję było jej nieco lżej, choć nadal potwornie kusiła.
- No to też prawda.- ocenił John pijąc piwo i wodząc wzrokiem po El. Rozbierał ją spojrzeniem.
- Z mojej strony stwierdzę, że kusisz nas obu.- dodał Manfred uśmiechając się lubieżnie.
- I co my z tym zrobimy. - Morgan zaśmiała się, a jej biust przy tym zafalował. Także chętnie by ich rozebrała… ale nie wzrokiem.
- Nie skusisz się… choć raz braciszku? Skoro dama tak ładnie prosi? - zapytał Manfred przyglądając się zakłopotanemu Johnowi.
Elizabeth spojrzała na Johna rozpalonym wzrokiem. Niby oferował jej noc z Mandragorą, ale wierzyła, że gdy jest dwóch mężczyzn jest.. nieco inaczej.
- No dobra… ale tylko raz.- szepnął John wychylając cały kufel dla kurażu.
Morgan nie wytrzymała i przyskoczyła do niego całując go.. na razie w policzek.
 
Aiko jest offline