11.33 abt; popołudnie; Karczma "Kordelas"; Gerchart Uber, de Rivera
- Właściwie to ja i pewien młody akolita, nad którym trzymam pieczę. - przyznał widząc raczej zdziwiona minę kapitana - Nie rozumiem jednak twojego zaskoczenia chłopcze. Jako pasterz zobowiązany jestem pilnować swoich owieczek aby te nie wpadły w tarapaty.
Dobry humor zdawał się nie opuszczać załogantów de Rivery. Obecność kapłana Sigmara zdawała się jednak ich nieco strofować. Wciąż pili i dowcipkowali. Robili to jednak zdecydowanie dyskretniej niż w momencie, w którym to łysy weteran o jednym oku wszedł do środka.
- Skoro już kwestie obecności mamy za sobą. - kontynuował gdyż nie tylko chęć zgłoszenia swojej i Zachariasza kandydatury sprowadziła go tu - Zamierzasz chłopcze kupić tą całą Amazonkę? Mogłaby się zdać w tych tropikach. - znów z typową dla siebie bezpośredniością zapytał i zauważył zarazem ten interesujący detal.
- Jeden pomocnik? Nie powinno chyba być problemu. O ile podoła trudom podróży. A z Amazonką rozważam taki pomysł wielebny. A jeśli wielebny byłby łaskaw nie nazywać mnie chłopcem to by mi sprawił ogromną przyjemność i uprzejmość w swojej wspaniałomyślności. - de Rivera uniósł brew jak usłyszał to “chłopcze”. Jego kamraci też jakby postawili uszy. Ale widząc, że dowódca zachował spokój nie wtrącali się czekając na wynik tej rozmowy.
Gerchart w milczeniu pokiwał akceptująco głową na prośbę kapitana.
- Pytam gdyż i mnie ona nieco zainteresowała. - kontynuował - Dzikuska z trzewi dżungli. Sigmar jeden wie w kogo tacy jak ona wierzą i komu służą. Zamierzam więc jutro przed tą cała aukcją przyjrzeć się jej z bliska i upewnić czy aby nie konszachtuje sam wiesz z kim drogi panie kapitanie. - popatrzył po załogantach de Rivery chcąc dostrzec ich reakcję na taki obrót spraw - Jeżeli jednak okazałaby się być czysta w wierze. Chciałbyś abym widząc ją z bliska na coś szczególnego zwrócił uwagę?
Krasnolud, blondynka i wytatuowany mięśniak milczeli. I wyraźnie oddawali kapitanowi pole do działania. Jak w sprawnej załodze on był od załatwiania spraw. Dlatego niewiele dało się z ich reakcji wyczytać poza tym, że uważnie przysłuchiwali się dyskusji.
- Czy może chodzić. Czy jest zdrowa. Czy może wrócić do dżungli. - kapitan odpowiedział po chwili zastanowienia na te pytania sigmaryty. Widocznie nie miał tutaj zbyt wielkich wymagań albo nie oczekiwał zbyt wiele. Z drugiej strony jak rozważać wyprawę do dżungli to była to dość kluczowa kwestia.
Kapłan ponownie kiwnął głową.
- Powiedz mi więc kapitanie jedno. - zmarszczył czoło posyłając kapitanowi pytające spojrzenie - Jak zamierzasz się z nią komunikować gdy już uda ci się wygrać tą całą aukcję? Mało prawdopodobny by ktoś w mieście władał jej językiem.
- A mam na to pewien pomysł. - pytanie chyba i ucieszyło i rozbawiło rozmówcę bo się wesoło uśmiechnął. Ale dalej był pewny siebie jakby był także pewny tego pomysłu o jakim mówił. Nawet jeśli nie zdradzał co to za pomysł.
- Raduje moje serce fakt, iż cała wyprawą dowodzić będzie tak roztropny kapitan jak pan. - wzbił się na wyżyny swojej elokwencji zauważając jak delikatnego ego posiada jego rozmówca.
- Czy prócz modlitwy za wstawiennictwo samego Sigmara w powodzenie tej eskapady jest coś czym mógłbym się przysłużyć? - zapytał grzecznie.
Pytanie wzbudziło zastanowienie oficera. Podrapał się po niezbyt zadbanej brodzie i spojrzał na swoich kamratów. Trudno było sigmarycie ocenić czy coś wyczytał z ich twarzy bo głosu żaden z nich nie zabrał.
- Wystarczy, że się wielebny pomodli za nas w intencji. Przydałby nam się kapłan. To zawsze dobrze mieć kogoś kto ma chody u bogów. No i jak się ojciec nie rozmyśli to w Festag mamy zebranie. W południe. To już powinni być ci co naprawdę zamierzają wyruszyć. Do tego czasu radzę się przygotować do drogi. Mam nadzieję, że nie ma wielebny kłopotów z nogami. Bo zapowiada się, że większość drogi przejdziemy na własnych nogach. Radzę zainwestować w wygodne buty. Bo w dżungli nie ma dróg i traktów. - powiedział nawet całkiem życzliwym tonem jakby grzecznie doradzał na co zwracać uwagę podczas tych paru dni jakie zostały do tego zebrania ochotników w Festag.
- Pochlebia mi twoja troska kapitanie. - równie grzecznie odparł na troskę o jego kondycję - Sądzę jednak, że swoją tężyzną zawstydziłbym nie jednego, dużo młodszego od siebie marynarza. - zaznaczył - Póki co jednak wrócę do swoich obowiązków. Z Sigmarem.
---
11.33 abt; popołudnie; Rezydencja wicehrabiny; Gerchart Uber, wicehrabina
- Witaj dziecko. - stojąc już na wprost jednej z najbardziej wpływowych kobiet tego miasta dojrzały kapłan delikatnie się pokłonił - Wybacz to niezapowiedziane najście. Jednak sprawa która mnie sprowadza jest dość ważna i niecierpiąca zwłoki. Zapewne słyszałaś o jutrzejszej aukcji, na której będą licytować tą dzikuskę. - przeszedł do konkretów po uprzednim oddaniu godności damie - Zamierzasz się jutro na nią wybrać i wziąć udział w tych przetargach?
https://i.pinimg.com/originals/81/48...61fc98e811.jpg
- Ah to. - szlachetnie urodzona dama machnęła lekceważąco dłonią jakby nie zaprzątała sobie głowy takimi błahostkami. - Obawiam się ojcze, że nie dało się o tym nie słyszeć. Wszędzie o tym trąbią już od dobrych paru dni. Ale nie zamierzam tam wizytować w tym kurzu i pospólstwie. - pokręciła głową na znak, że widocznie nie widzi dla siebie zbyt wiele atrakcji na jutrzejszym festynie.
- A dlaczego o to pytasz wielebny? - wicehrabina zwróciła nadawcy podobne pytanie jakie jej zadał.
- Mianowicie postać tej Amazonki interesuje mnie pod kilkoma względami. - mówił spokojnie nie wykonując zbędnych ruchów - Zarówno duchowym jak i… hmmm… - zadumał szukając odpowiedniego słowa - Powiem to inaczej. W dżunglę rusza wyprawa. Ta zaś zapewne zna ją jak własną kieszeń. - patrzył na damę chcąc się zorientować czy ta wie co chodzi mu po głowie - I o ile ta dzikuska okazałaby się być wyznawczynią mrocznych sił co naturalnie zamierzam sprawdzić. Wtedy jej sprawą zajmie się mój zakon jak i panowie w kapeluszach. - miał tu na myśli łowców czarownic i ich charakterystyczny element ubioru - O tyle, jeżeli nie wykazywała by oznak współpracy z wrogiem wtedy już me ręce pozostałyby związane a tam gdzie nie sięga ręka boska, sięga pieniądz. - tym razem zrezygnował z typowej dla siebie bezpośredniości nie chcąc drażnić fundatorki wyprawy. Liczył jednak, że ta pojmie co jej sugeruje.
- Nie sądziłam, że taki czcigodny ojciec też jest zainteresowany tą dzikuską. - przyznała kiwając głową i spoglądając na ten malowniczy widok poza balustradą tarasu. - Mnie osobiście ona nie interesuje. Więc jeśli wielebny chce coś u niej sprawdzać to proszę działać. - dała znać, że nie widzi dla siebie miejsca w tym planie jaki przedstawił jej właśnie kapłan. - Ja natomiast mam ową wyprawę na głowie i mnóstwo z nią związanych spraw i kosztów. Nie stać mnie na kupowanie sobie takiego zbytku jaki na pewno nie będzie tani sądząc po poruszeniu jakie już wywołała jej aukcja. - wicehrabina sięgnęła po kielich i upiła z niego wina przypominając, że jako patronka całej ekspedycji ponosi jej główny ciężar finansowy.
- Tak jak mówiłem przed chwilą drogie dziecko. - zwracał się do niej niemal tak jak ojciec do córki - Mnie jedynie interesuje to czy ta dzikuska nie jest wyznawczynią sił nieczystych. Nic poza tym - podkreślił raz jeszcze swoje stanowisko - Pozwól jednak że coś zasugeruje gdyż i mi zależy na powodzeniu twojej wyprawy. Na którą z resztą i ja mam zamiar się wybrać. - tak grzecznie jak tylko potrafił zaznaczył ten dość istotny fakt - Ta kobieta pochodzi z dżungli. Dzicz jest dla niej domem. Jest to jej środowisko naturalne, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Zna więc zapewne wiele ścieżek, skrótów i niebezpieczeństw, które dla nas mieszczuchów są zupełnie obce. - kontynuował myśl uprzejmym choć mentorskim tonem - Pomyśl więc pani a wiem, że mądrość i roztropność twa wielka. Czy nie warto by było zrekrutować przewodnika, w postacie tej Amazonki? Po co tuzin koni pociągowych jeżeli pogubimy się w trzewiach dżungli.
- Owszem. Roztropność przez ciebie przemawia ojcze. Ale tym już się zajął mój człowiek. - hrabina skinęła głową na znak zgody albo chociaż przyjęcia do wiadomości słów kapłana. Odparła jednak krótko jakby nie bardzo miała ochotę rozwijać ten temat.
- Rozumiem więc pani, że kapitan de Rivera otrzymał od ciebie stosowne wsparcie w tej sprawie? - zapytał grzecznie nie chcąc wystawiać cierpliwości arystokratki na próbę - Wszak o to chciałem prosić. Świątynny skarbiec mówiąc wprost nie pęka w szwach. Gdyby nie to sami byśmy o to zadbali. - kładąc rękę na klatce piersiowej delikatnie się pokłonił.
- Tak. Był dość natarczywy w tej sprawie. Ale chociaż boli to moją sakiewkę uznałam rację jego argumentów. Bardzo jestem ciekawa czy gdyby nie chodziło o półnagą dzikuskę też by okazywał tyle zapału. - sądząc z tonu o jakim mówiła hrabina jak większość kobiet wydawała się mocno podejrzliwa gdy chodziło o zainteresowanie mężczyzn innymi kobietami. Do tego o tak podejrzanej reputacji. Mimo wszystko jednak wyglądało na to, że kapitanowi udało się jednak jakoś przekonać ją do wsparcia jego wysiłków na jutrzejszej aukcji.
- Ale przyznam, że przedstawił rozsądne argumenty i dotąd nie zawiódł mojego zaufania. Więc zaufałam jego doświadczeniu w takich sprawach. - rozłożyła dłonie na znak, że dostrzegła więcej zalet niż wad w propozycji estalijskiego kapitana.
- Pozostaje więc liczyć na to, że wszystko potoczy się po naszej myśli o pani. - odparł - W takim razie nic tu po mnie. Czy mogę w takim razie jakoś pomóc? Jeżeli nie to pozwoli milady, że wrócę do siebie.