Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2021, 00:33   #28
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
11.33 abt; popołudnie; Karczma "Kordelas"; Gerchart Uber, de Rivera


- Właściwie to ja i pewien młody akolita, nad którym trzymam pieczę. - przyznał widząc raczej zdziwiona minę kapitana - Nie rozumiem jednak twojego zaskoczenia chłopcze. Jako pasterz zobowiązany jestem pilnować swoich owieczek aby te nie wpadły w tarapaty.

Dobry humor zdawał się nie opuszczać załogantów de Rivery. Obecność kapłana Sigmara zdawała się jednak ich nieco strofować. Wciąż pili i dowcipkowali. Robili to jednak zdecydowanie dyskretniej niż w momencie, w którym to łysy weteran o jednym oku wszedł do środka.

- Skoro już kwestie obecności mamy za sobą. - kontynuował gdyż nie tylko chęć zgłoszenia swojej i Zachariasza kandydatury sprowadziła go tu - Zamierzasz chłopcze kupić tą całą Amazonkę? Mogłaby się zdać w tych tropikach. - znów z typową dla siebie bezpośredniością zapytał i zauważył zarazem ten interesujący detal.

- Jeden pomocnik? Nie powinno chyba być problemu. O ile podoła trudom podróży. A z Amazonką rozważam taki pomysł wielebny. A jeśli wielebny byłby łaskaw nie nazywać mnie chłopcem to by mi sprawił ogromną przyjemność i uprzejmość w swojej wspaniałomyślności. - de Rivera uniósł brew jak usłyszał to “chłopcze”. Jego kamraci też jakby postawili uszy. Ale widząc, że dowódca zachował spokój nie wtrącali się czekając na wynik tej rozmowy.

Gerchart w milczeniu pokiwał akceptująco głową na prośbę kapitana.

- Pytam gdyż i mnie ona nieco zainteresowała. - kontynuował - Dzikuska z trzewi dżungli. Sigmar jeden wie w kogo tacy jak ona wierzą i komu służą. Zamierzam więc jutro przed tą cała aukcją przyjrzeć się jej z bliska i upewnić czy aby nie konszachtuje sam wiesz z kim drogi panie kapitanie. - popatrzył po załogantach de Rivery chcąc dostrzec ich reakcję na taki obrót spraw - Jeżeli jednak okazałaby się być czysta w wierze. Chciałbyś abym widząc ją z bliska na coś szczególnego zwrócił uwagę?

Krasnolud, blondynka i wytatuowany mięśniak milczeli. I wyraźnie oddawali kapitanowi pole do działania. Jak w sprawnej załodze on był od załatwiania spraw. Dlatego niewiele dało się z ich reakcji wyczytać poza tym, że uważnie przysłuchiwali się dyskusji.

- Czy może chodzić. Czy jest zdrowa. Czy może wrócić do dżungli. - kapitan odpowiedział po chwili zastanowienia na te pytania sigmaryty. Widocznie nie miał tutaj zbyt wielkich wymagań albo nie oczekiwał zbyt wiele. Z drugiej strony jak rozważać wyprawę do dżungli to była to dość kluczowa kwestia.

Kapłan ponownie kiwnął głową.

- Powiedz mi więc kapitanie jedno. - zmarszczył czoło posyłając kapitanowi pytające spojrzenie - Jak zamierzasz się z nią komunikować gdy już uda ci się wygrać tą całą aukcję? Mało prawdopodobny by ktoś w mieście władał jej językiem.

- A mam na to pewien pomysł. - pytanie chyba i ucieszyło i rozbawiło rozmówcę bo się wesoło uśmiechnął. Ale dalej był pewny siebie jakby był także pewny tego pomysłu o jakim mówił. Nawet jeśli nie zdradzał co to za pomysł.

- Raduje moje serce fakt, iż cała wyprawą dowodzić będzie tak roztropny kapitan jak pan. - wzbił się na wyżyny swojej elokwencji zauważając jak delikatnego ego posiada jego rozmówca.

- Czy prócz modlitwy za wstawiennictwo samego Sigmara w powodzenie tej eskapady jest coś czym mógłbym się przysłużyć? - zapytał grzecznie.

Pytanie wzbudziło zastanowienie oficera. Podrapał się po niezbyt zadbanej brodzie i spojrzał na swoich kamratów. Trudno było sigmarycie ocenić czy coś wyczytał z ich twarzy bo głosu żaden z nich nie zabrał.

- Wystarczy, że się wielebny pomodli za nas w intencji. Przydałby nam się kapłan. To zawsze dobrze mieć kogoś kto ma chody u bogów. No i jak się ojciec nie rozmyśli to w Festag mamy zebranie. W południe. To już powinni być ci co naprawdę zamierzają wyruszyć. Do tego czasu radzę się przygotować do drogi. Mam nadzieję, że nie ma wielebny kłopotów z nogami. Bo zapowiada się, że większość drogi przejdziemy na własnych nogach. Radzę zainwestować w wygodne buty. Bo w dżungli nie ma dróg i traktów. - powiedział nawet całkiem życzliwym tonem jakby grzecznie doradzał na co zwracać uwagę podczas tych paru dni jakie zostały do tego zebrania ochotników w Festag.

- Pochlebia mi twoja troska kapitanie. - równie grzecznie odparł na troskę o jego kondycję - Sądzę jednak, że swoją tężyzną zawstydziłbym nie jednego, dużo młodszego od siebie marynarza. - zaznaczył - Póki co jednak wrócę do swoich obowiązków. Z Sigmarem.

---

11.33 abt; popołudnie; Rezydencja wicehrabiny; Gerchart Uber, wicehrabina

- Witaj dziecko. - stojąc już na wprost jednej z najbardziej wpływowych kobiet tego miasta dojrzały kapłan delikatnie się pokłonił - Wybacz to niezapowiedziane najście. Jednak sprawa która mnie sprowadza jest dość ważna i niecierpiąca zwłoki. Zapewne słyszałaś o jutrzejszej aukcji, na której będą licytować tą dzikuskę. - przeszedł do konkretów po uprzednim oddaniu godności damie - Zamierzasz się jutro na nią wybrać i wziąć udział w tych przetargach?

https://i.pinimg.com/originals/81/48...61fc98e811.jpg

- Ah to. - szlachetnie urodzona dama machnęła lekceważąco dłonią jakby nie zaprzątała sobie głowy takimi błahostkami. - Obawiam się ojcze, że nie dało się o tym nie słyszeć. Wszędzie o tym trąbią już od dobrych paru dni. Ale nie zamierzam tam wizytować w tym kurzu i pospólstwie. - pokręciła głową na znak, że widocznie nie widzi dla siebie zbyt wiele atrakcji na jutrzejszym festynie.

- A dlaczego o to pytasz wielebny? - wicehrabina zwróciła nadawcy podobne pytanie jakie jej zadał.

- Mianowicie postać tej Amazonki interesuje mnie pod kilkoma względami. - mówił spokojnie nie wykonując zbędnych ruchów - Zarówno duchowym jak i… hmmm… - zadumał szukając odpowiedniego słowa - Powiem to inaczej. W dżunglę rusza wyprawa. Ta zaś zapewne zna ją jak własną kieszeń. - patrzył na damę chcąc się zorientować czy ta wie co chodzi mu po głowie - I o ile ta dzikuska okazałaby się być wyznawczynią mrocznych sił co naturalnie zamierzam sprawdzić. Wtedy jej sprawą zajmie się mój zakon jak i panowie w kapeluszach. - miał tu na myśli łowców czarownic i ich charakterystyczny element ubioru - O tyle, jeżeli nie wykazywała by oznak współpracy z wrogiem wtedy już me ręce pozostałyby związane a tam gdzie nie sięga ręka boska, sięga pieniądz. - tym razem zrezygnował z typowej dla siebie bezpośredniości nie chcąc drażnić fundatorki wyprawy. Liczył jednak, że ta pojmie co jej sugeruje.

- Nie sądziłam, że taki czcigodny ojciec też jest zainteresowany tą dzikuską. - przyznała kiwając głową i spoglądając na ten malowniczy widok poza balustradą tarasu. - Mnie osobiście ona nie interesuje. Więc jeśli wielebny chce coś u niej sprawdzać to proszę działać. - dała znać, że nie widzi dla siebie miejsca w tym planie jaki przedstawił jej właśnie kapłan. - Ja natomiast mam ową wyprawę na głowie i mnóstwo z nią związanych spraw i kosztów. Nie stać mnie na kupowanie sobie takiego zbytku jaki na pewno nie będzie tani sądząc po poruszeniu jakie już wywołała jej aukcja. - wicehrabina sięgnęła po kielich i upiła z niego wina przypominając, że jako patronka całej ekspedycji ponosi jej główny ciężar finansowy.

- Tak jak mówiłem przed chwilą drogie dziecko. - zwracał się do niej niemal tak jak ojciec do córki - Mnie jedynie interesuje to czy ta dzikuska nie jest wyznawczynią sił nieczystych. Nic poza tym - podkreślił raz jeszcze swoje stanowisko - Pozwól jednak że coś zasugeruje gdyż i mi zależy na powodzeniu twojej wyprawy. Na którą z resztą i ja mam zamiar się wybrać. - tak grzecznie jak tylko potrafił zaznaczył ten dość istotny fakt - Ta kobieta pochodzi z dżungli. Dzicz jest dla niej domem. Jest to jej środowisko naturalne, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Zna więc zapewne wiele ścieżek, skrótów i niebezpieczeństw, które dla nas mieszczuchów są zupełnie obce. - kontynuował myśl uprzejmym choć mentorskim tonem - Pomyśl więc pani a wiem, że mądrość i roztropność twa wielka. Czy nie warto by było zrekrutować przewodnika, w postacie tej Amazonki? Po co tuzin koni pociągowych jeżeli pogubimy się w trzewiach dżungli.

- Owszem. Roztropność przez ciebie przemawia ojcze. Ale tym już się zajął mój człowiek. - hrabina skinęła głową na znak zgody albo chociaż przyjęcia do wiadomości słów kapłana. Odparła jednak krótko jakby nie bardzo miała ochotę rozwijać ten temat.

- Rozumiem więc pani, że kapitan de Rivera otrzymał od ciebie stosowne wsparcie w tej sprawie? - zapytał grzecznie nie chcąc wystawiać cierpliwości arystokratki na próbę - Wszak o to chciałem prosić. Świątynny skarbiec mówiąc wprost nie pęka w szwach. Gdyby nie to sami byśmy o to zadbali. - kładąc rękę na klatce piersiowej delikatnie się pokłonił.

- Tak. Był dość natarczywy w tej sprawie. Ale chociaż boli to moją sakiewkę uznałam rację jego argumentów. Bardzo jestem ciekawa czy gdyby nie chodziło o półnagą dzikuskę też by okazywał tyle zapału. - sądząc z tonu o jakim mówiła hrabina jak większość kobiet wydawała się mocno podejrzliwa gdy chodziło o zainteresowanie mężczyzn innymi kobietami. Do tego o tak podejrzanej reputacji. Mimo wszystko jednak wyglądało na to, że kapitanowi udało się jednak jakoś przekonać ją do wsparcia jego wysiłków na jutrzejszej aukcji.

- Ale przyznam, że przedstawił rozsądne argumenty i dotąd nie zawiódł mojego zaufania. Więc zaufałam jego doświadczeniu w takich sprawach. - rozłożyła dłonie na znak, że dostrzegła więcej zalet niż wad w propozycji estalijskiego kapitana.

- Pozostaje więc liczyć na to, że wszystko potoczy się po naszej myśli o pani. - odparł - W takim razie nic tu po mnie. Czy mogę w takim razie jakoś pomóc? Jeżeli nie to pozwoli milady, że wrócę do siebie.
 
Pieczar jest offline