Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2021, 12:04   #29
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Czas akcji: 2525.XII.01 mkt; przedpołudnie
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Plac Targowy, targ
Warunki: jasno, gwar i tumult, zachmurzenie, umi.wiatr, gorąco


Friedrich, Bertrand i Isabella


Czarodziej przeglądał stoiska. Miał w planach pójście, nazwijmy to, krok dalej w pewnych sprawach. Oczywiście były to plany na później, ale kto zabroni człowiekowi popatrzeć? Biżuteria, ubrania i akcesoria wyższej klasy. Jedwab, satyna… a nawet perfumy i środki do makijażu. Orientował się w cenach i poznawał sprzedawców którzy większość towaru puszczali za niebotyczne pieniądze, bo niemalże wszystko przychodziło zza oceanu. ***

W międzyczasie Bertrand de Truville spacerował przez targ w towarzystwie siostry i tym razem aż czwórki ochroniarzy, którzy również byli ciekawi wydarzenia - starego wiernego Thomasa, braci Tileańczyków Guilo i Emilia i lubiącego dobrze zjeść Pierre. Od tego ćwierkotania Isabelli zaczynał boleć go głowa, choć przecież nie mówiła całkiem bez sensu.

- Masz w sumie rację że wicehrabina byłaby dla mnie naprawdę dobrą partią, choć póki nie wyklaruje się sytuacja polityczna w ojczyźnie to nie będzie łatwe, może się z nią spotkam jeszcze przed naszą wyprawą. Nie wiem czy Rivera ma wobec niej takie plany, pewnie warto się dowiedzieć, podobno jest też tobą zainteresowany, a na wspólnej wyprawie poznamy go lepiej….. A co do tych spodni to jesteś pewna? Łowczy mówił że to albo krótka spódnica, nie wiem co gorsze. - Westchnął, rozglądając się po targu, który był zaiste ciekawym i barwnym wydarzeniem….

- Krótka spódnica? No nie wiem. Chyba mało dostojnie się wygląda w takiej krótkiej spódnicy. Wszystko przecież widać. Spodnie to chyba tak bardziej wyglądają. A nie wiesz może w czym by wybierała się Iolanda? - siostra właśnie dotykiem sprawdzała jakieś prezentowane przez handlarza spodnie gdy ta uwaga co do ubioru wprawiła ją w konsternację.

- No nie wiem, co do naszej drogiej baronessy, to przecież ty się z nią wczoraj widziałaś, czyżbyście rozmawiały tylko o moim ożenku? - Pozwolił sobie na drobną uszczypliwość, siostra zaczynała trochę za bardzo wchodzić mu na głowę…..

Kiedy podeszli do stoisk z ubraniami, jego uwagę zwrócił młodzieniec o blond włosach, przyglądający się podobnie jak oni ubraniom podróżnym...czyżby były to szaty czarodzieja? Choć taki młody chłopak pewnie był tylko uczniem.

- Dzień dobry Panu, jestem Bertrand de Truville, a ta czarująca młoda dama to moja siostra Isabella. Czyżbym miał do czynienia z adeptem Kolegium?

- W istocie dobry Panie de Truville, droga Pani Isabelle.. - mag skinął głową mężczyźnie i obdarował delikatnym, uroczym uśmiechem jego siostrę również ze skinieniem, ale nieśpieszniejszym.

- Friedrich Zimmer, Sonnenblume zwany, Adept Kolegium Życia. W czym mogę służyć?

- Zawsze miło porozmawiać z kimś na poziomie pośród tego motłochu, na przykład uczonym adeptem Sztuk Tajemnych….Kolegium Życia, czyli pewnie badasz tutejszą przyrodę? Temat chyba interesujący dla każdego kto odwiedza tę dziką tutejszą dżunglę, czyż nie? - odparł szlachcic.

- W istocie. Żywimy duże nadzieje ze zbliżającą się Ekspedycją.. - odpowiedział z lekkim uśmiechem Friedrich - Cóż was sprowadza w te niegościnne progi? Jeśli można zapytać, oczywiście.

- Ekspedycją? - zaciekawił się Bertrand. - A co nas sprowadza tutaj, czyli jak rozumiem do Lustrii...trochę polityka, a trochę perspektywa egzotycznej przygody - odparł.

- Zapewniam was dobry Panie, iż egzotyką nagradzamy hojnie każdego przybysza. - odpowiedział czarodziej - Nie ma drugiego takiego miejsca jak Port Wyrzutków… a tym bardziej to co kryje się poza jego sferą wpływów niewielkich.

-Zaiste, właśnie szykujemy się do wyprawy do dżungli, macie w tej kwestii może doświadczenie czy zajmujecie się bardziej teorią?

- Jestem zarówno praktykiem, jak i teoretykiem we wszystkim co w życiu i od życia pochodzi panie de Truville. Przyznam, że również jesteśmy osobiście zainteresowany tą wyprawą wielce. Jest to… okazja wysokiego ryzyka, choć w moim kręgu zamiłowań nie leżą bogactwa i złoto… Rozumiem, że planujecie państwo w niej udział?

-Tak, jesteśmy po słowie już z organizatorem i wszystko zmierza ku temu że weźmiemy udział w ekspedycji organizowanej przez szlachetną wicehrabinę De Lima, notabene moją krewniaczkę...

Zaciekawiona Isabella wtrąciła się bratu:

- Kolegium Życia tak, czyli jak coś się stanie na wyprawie to nas będziesz mógł uleczyć swoją magią?

Głos Friedricha był łagodny i pogodny, ale wkradły się nuty powagi. Szczególnie i wyraźnie, gdy mówił o magii.

- Blisko, Pani Isabello, choć może nie magią. Jestem przede wszystkim znawcą roślin, ziół, uprawy i procesów życiowych, oraz.. sztuk medycznych. Ogólnie moje zdolności leżą w zapewnieniu zdrowia naturalnymi metodami. Wiatry magii są zbyt... niebezpieczne i nie wolno z nimi igrać bez wyraźnej potrzeby. W armii kiedy służyłem w czasie Burzy Chaosu moje talenty odnalazły się w aprowizacji wojska, oraz posłudze lekarskiej. Jednak jest to nowy świat z nowymi roślinami. Będąc szczerym, liczę iż uda się pozyskać dzisiejszą Amazonkę na rzecz ekspedycji.

Następne słowa które wypowiedział z lekkim uśmiechem wyraźnie wykazywały pozytywne nastawienie do zdawałoby się niemożliwego obrotu spraw

- Jestem pełen wiary w owocną współpracę naszych ludów. Dlatego jest dla mnie priorytetem, aby Amazonka została nabyta przez odpowiedniego człowieka.

-Owocną współpracę naszych ludów?- Bertrand ważył słowa młodego czarodzieja nieco rozbawiony.

- Z tego co słyszałem nikt tu nie mówi jej językiem i raczej skończy jako czyjaś nałożnica….

- Ponoć tak mówią Panie de Truville… - odpowiedział z uśmiechem i skinieniem głowy, by dodać poważnie - ...i dlatego aby zapobiec katastrofie należy mieć wszelką nadzieję, iż odpowiedni kupiec ją nabędzie. Taki, któremu zależy, a nie oddaje się tylko własnej... “przyjemności”.

- Jeśli ta Amazonka jest tak dzika jak mówią, to ten kto będzie jej chciał użyć dla “przyjemności” może na tym dobrze nie wyjść…. - zaśmiał się stojący niedaleko ochroniarz Bertranda.

- Emilio, mój wierny gwardzista - przedstawił go Bretończyk.

- Katastrofa, używasz panie mocnych słów, czy to trochę nie przesada…. - Bretończyk przeniósł spojrzenie z powrotem na młodego czarodzieja.

Friedrich uśmiechnął się na tą dość ciekawą wymianę zdań i skinął głową gwardziście.

- W istocie.. - powiedział zaledwie zdawkowo - ..dlatego potrzebne jest bardziej proste i bliskie naturze rzeczy podejście, niż wszelakie zalety brutalnej cywilizacji i przemożnej chęci dominacji.

- Czyli myślisz że powinniśmy się dogadać z tymi tubylcami, handlować z nimi? A wiesz cokolwiek o tych dzikusach? - Szlachcic podniósł brwi patrząc z zainteresowaniem na Friedricha.

- Trzeba założyć, że wszystko co moglibyśmy wiedzieć do tej pory może być źle zinterpretowane. Naszym najlepszym strzałem… - powiedział łagodnie magister Jadeitu - ...jest właśnie kobieta którą mają w południe wystawić na aukcji. Naszą jedyną i najpewniejszą szansą na cokolwiek.

-Z tym się zgadzam, sam zamierzam wziąć udział w jej licytacji. Choć z tego co widzę konkurencja może być spora.

- Zaiste, w takim żywię nadzieję na owocną współpracę jeśli powodzenie zakupu doszłoby do skutku. - powiedział pogodnie Friedrich - Nie, nie dzielmy jeszcze skóry na niedźwiedziu.


************************************************** *************************



Czas akcji: 2525.XII.01 mkt; południe
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Plac Targowy, targ
Warunki: jasno, gwar i tumult, zachmurzenie, umi.wiatr, gorąco


Aukcja Amazonki cześć 1


Mag stał nieopodal, delikatnie z boku przyglądając się sytuacji. Po pierwszym ogłoszeniu kwoty spojrzał na parę która chyba doszła do pogodzenia i ruszył w ich kierunku. Przy drugim stał już tak, by nadziany arabski grubas nie widział tego co ma nadejść i już wręczał, a właściwie wpychał w dłoń de Rivery swoją sakiewkę złota. Całe dwie stówy monet. Cały jego oficjalny miesięczny dochód.

- Dwieście. Podbijaj. - rzucił do “pirackiego księcia” twardo i na tyle cicho, czy głośno, aby zrozumiał jego słowa. Jednak tak, by nie doszły dalej niż trzeba. Co nie było trudne ze względu na wrzawę.. Jego głos nadzwyczaj twardy jak na jego zwyczajowo i niezaprzeczalnie charakterystyczny łagodny ton. Teraz? Teraz był kupcem.

Niespodziewanym wspólnikiem… inwestorem, a nie tylko uczestnikiem. Jego nowy partner biznesowy raczej nie miał czasu na zastanawianie się ponad branie co los dawał. Kwestie jego inwestycji były jak najbardziej otwarte na negocjacje. De Rivera był świadomy, że Friedrich tym który mógł się dogadać z Amazonką, a jego wkład tylko potwierdzał jedną rzecz. Był zdeterminowany na sukces wyprawy. Zaiste, jak najbardziej niespodziewany i nieoczekiwany sojusznik…

- To może jednak rozważy pan, Panie de Rivera, współpracę? - Baronessa odezwała się do kapitana. - Nawet z tymi dodatkowymi dwiema setkami może być ciężko.

Nie dało się do kapitana podejść znienacka ani dyskretnie bo ten stał kilka kroków przed innymi, we względnie pustej strefie jaka wytworzyła się wokół trójki głównych rozgrywających jacy pozostali na placu boju. Nie był też sam. Ten wytatuowany mięśniak wtrącił się w plany młodego ucznia Ambrosiusa. Dokładniej nim podszedł do de Rivery złapał boleśnie nadgarstek młodzieńca udaremniając zamiar. Zupełnie jakby się prędzej noża niż sakiewki obawiał. Dopiero gdy tą zobaczył spojrzał pytająco na kapitana. Ten jednak skinął głową, spojrzał na sakiewkę, blondyna i bez większego zastanowienia przyzwał ręką. Ochroniarz więc wziął tą sakiewkę i podał ją swojemu kapitanowi.

- Dziękuję za ten datek młodzieńcze. - powiedział szybko i jeszcze szybciej zważył w dłoni mały woreczek po czym dłużej nie zwlekał. - 4 000! Daję 4 000! - krzyknął w kierunki sceny i stojącego tam ogłaszacza w turbanie wywołując przy tym wyraz złości u Araba który całą ich grupkę obdarzył nieprzychylnym spojrzeniem.

- Tak jest! Mamy 4 000! Kapitan de Rivera daje 4 000 za to egzotyczne cudo! Panie i panowie! Mamy 4 koła! Słyszycie to?! 4 000 koła! Kto da więcej?! - Tramiel z miejsca skorzystał z okazji i kontynuował tą aukcję rozpromienionym głosem. Przeszedł w poprzek sceny by lepiej widzieć i słyszeć reakcję publiczności. Jakby się niespodziewanie nie pojawił jakiś nowy czarny koń to chyba tylko ten Baszir mógłby podjąć jeszcze grę o tak wysokie stawki.

- Wybacz piękna pani ale o jakiej współpracy mówisz? - de Rivera mając chociaż chwilę oddechu spojrzał na stojącą kilka kroków dalej baronessę. Warunki dynamicznej sytuacji nie bardzo sprzyjały rozmowom innym niż szybka wymiana zdań.

- Hmmm… - zamyśliła się Iolanda kierując swój wzrok jak i kroki ku Baszirowi - chyba żadnej.

- Oczywiście. - powiedział z delikatnym uśmiechem widząc, że kobieta którą wcześniej poznał gra w jakieś gierki, a na nie czasu nie było. Odstąpił i stanął z boku w tłumie. Kupił mu chwilę, choć niewielką. To nie była jego rozmowa, ale na niego pora przyjdzie.. Z de Riverą rozmówi się później. Pozory trzeba było zachować. Tej kobiety? Nieznanej i aroganckiej? Nie polubił wcześniej i teraz również nie za bardzo.

Rodzeństwo de Truville początkowo próbowało wziąć udział w licytacji, niestety kwoty które zaoferowali Eliana i de Rivera przerosły ich możliwości i patrzyli rozczarowani i nieco zazdrośni jak finał tej rozgrywki toczy się bez nich.

- Chyba burdelmama i nasz nieustraszony konkwistador się dogadali i walczą razem przeciwko temu kupcowi, szefie - wyszczerzył się w swoim stylu Emilio, który wcześniej przybliżył się by podsłuchać.

- Bracie, chyba lepiej żeby Carlos ją kupił niż ten lubieżny Arab? Może pomoże nam w wyprawie? - Izabella przeniosła zafascynowane spojrzenie pomiędzy Amazonką a ostatnimi dwoma pozostałymi uczestnikami aukcji.
Bertrand westchnął, nerwowo bawiąc się piórem na swoim kapeluszu, sukcesy tego de Rivery wcale go do końca nie cieszyły, w czym on w ogóle był lepszy od niego? Może jedynie doświadczeniem... Z drugiej strony, jeśli pomoże zapewnić przydatną dla ich misji pomoc tubylczyni, to czy nie wzmocni tym samym swojej pozycji? Może powinien być teraz lisem, a nie lwem?

Po chwili wahania korzystając z zarządzonej przerwy podszedł do Rivery, po drodze z wdziękiem ukłonił się stojącej nieopodal baronessie zdejmując kapelusz i symbolicznie tylko skinął głową Lady Eilenie (nie był zachwycony że ta burdelmama przebiła go w aukcji).

- Carlosie, mój przyjacielu- uśmiechnął się do Rivery. - Rozumiem, że dzielnie stajesz do boju z tym poganinem żeby owa dzikuska była nam pomocna w wyprawie? W takim razie myślę że mogę cię wesprzeć jeśli potrzebujesz, mógłbym zaoferować powiedzmy 400 sztuk złota….

- A witaj Bertrandzie, moje uszanowanie Isabello. - szlachcic przywitał się z nieco roztargnionym uśmiechem i spojrzeniem. Mark Tramiel robił swoje a i przeciwnik wymagał uwagi i koncentracji. Zwłaszcza jak po krótkim zastanowieniu podniósł stawkę o kolejną setkę.

- Zaiste w samą porę przybywacie z odsieczą moi drodzy. Na jaką dokładnie pomoc mogę liczyć z waszej strony? Jak widzicie czas nagli niestety. - Carlos mówił poddenerwowanym głosem bo ogłaszacz znów wrócił na ten kraniec sceny gdzie stali oni i z góry patrzył głównie w kierunku estalijskiego oficera wywołując te 4 100 po raz pierwszy. Trzeba było przebijać i to szybko jeśli aukcja miała się nie zakończyć zwycięstwem arabskiego kupca.

- No mówiłem że 400 sztuk złota bez problemu wyłożę. Tyle ci wystarczy by go przebić, mogę dać jeszcze więcej? - odparł szlachic, szykując sakiewkę.

- Oby przyjacielu, oby. - Carlos w zniecierpliwieniu spojrzał na sakiewkę jaka pojawiła się w dłoni Bretończyka. Po czym chętnie ją przyjął znów wracając uwagę na scenę.

- 4 200! - krzyknął w stronę Tramiela zgłaszając krzykiem i uniesieniem ręki nową przebitkę. To wywołało żywiołową reakcję wśród rozgorączkowanej publiczności. Wszyscy spojrzeli na arabskiego kupca a ten skrzywił się z niechęcią ale zaraz przebił sumę na 4 300. Wzbogacony bretońskim złotem oficer podniósł cenę do 4 400 na co Arab zrewanżował się skokiem na 4 500.

- Na bogów! Ile on ma pieniędzy!? - pod wpływem gorączki zakupów de Rivera pozwolił sobie na jawne okazanie złości. Zwłaszcza, że znów wrócił do punktu wyjścia gdy nie miał już czym przebić tej nowej sumy oferowanej przez konkurenta.

- 5000 - rzuciła baronessa stojąca teraz parę kroków od grubego kupca.

- O! Słyszeliście państwo!? Mamy nowego gracza i nową sumę! Zawrotną! Ta piękna pani daje 5 000! Słyszeliście państwo!? Całe, okrągłe 5 000! Tak, tak jest! Brawa dla tej pięknej pani! I jak panowie?! Czy któryś z was ośmieli się podjąć to wyzwanie?! - Mark Tramiel krzyknął z zachwytu nad taką ofertą. Przez publiczność też przeszedł szmer zadowolenia i zaskoczenia. Chyba nikt już nie oczekiwał, że ktoś nowy wejdzie na tą aukcję i to z tak wysoką stawką. Zarówno de Rivera jak i Baszir popatrzyli na nią i na siebie nawzajem z konsternacją. Też chyba nie spodziewali się, że prócz nich dwóch może dołączyć ktoś jeszcze.

Iolanda w odpowiedzi posłała tak jednemu jak i drugiemu żałosny uśmiech godny panny co to się speszyła słowami zalotnika.

- Skąd ona ma aż tyle pieniędzy? - Mruknął pod nosem Bertrand rzucając zdziwione spojrzenie baronowej.

Kobieta z wrodzonym wdziękiem kiwnęła delikatnie głową w geście powitania. W geście tym dało się wyczuć, że to spotkanie cieszy jej serce. A może chodziło o towarzyszącą Bertrandowi Isabellę, której zdawało się posłała jeszcze ciepły uśmiech.

Friedrich uśmiechnął się lekko skryty pod kapturem obserwując całe zajście. Oj… będzie się działo… Skupił się na wiatrach magii zaczerpując energię i brutalną siłą woli ją naginając, by była mu posłuszna i uległa. Plan był nader prosty… ryzykowny? Śmiertelnie, ale jeśli się uda bez zwracania uwagi Pana Przemian… poprzysiągł sobie, że będzie bardziej powściągliwy...

Grunt to nie być złapanym, bo wątpił by Mistrz Ambrosio był oficjalnie, a nawet i nie zadowolony… a jego gniewu nie miał najmniejszego zamiaru na siebie ściągać. Skupił się sięgając do rękawa gdzie miał wszyty składnik i lekkim gestem zerwał linkę by go uwolnić i ukryć w dłoni. Szepnął magiczne słowa w narastającej wrzawie spoglądając spod kaptura na arabskiego kupca przez krótką chwilę.

Zaciekawiona i podekscytowana sytuacją Isabella podeszła do Iolandy:
- Chcesz sprzątnąć Carlosowi tę dzikuskę sprzed nosa?
Iolanda zrobiła minę niewiniątka. Wzruszyła ramionami i dodała.
- To tylko interes.
- Kosztowny… - zauważyła Isabella, nieco zazdrosna że nie mają z bratem dość funduszy by wygrać aukcję. Wynajem kamienicy i utrzymanie świty dużo ich kosztowało.

W międzyczasie Bertrand dał znak swoim ludziom by mieli na oku podest z Amazonką.
- Baronessa z tego co wiem bierze udział w naszej wyprawie? - spytał się Carlosa, zastanawiając się czy działa on w porozumieniu z Iolandą.
- Szczerze mówiąc nie jestem tego tak do końca pewny. - przyznał Carlos odpowiadając na pytanie młodego Bretończyka. Uważnie spoglądał na baronessę, Baszira i Marka Tramiela stojącego ponad tym wszystkim i skanującego kolejne odliczanie. Drugi raz już powtórzył tą samą sumę jakiej na razie nikt nie kwapił się przebić. Arabski kupiec zżymał się wyraźnie i coś szeptał z jednym ze swoich ludzi. Chociaż nie wiadomo dlaczego w pewnym momencie odwrócił się gwałtownie i jakoś się schylił jakby ktoś go miał uderzyć. Chociaż nikogo w pobliżu nie było poza tym z jakim rozmawiał i jego ochroniarzami. Ten rozmówca spojrzał na niego zdziwiony i ochroniarze też chyba nie bardzo wiedzieli co jest grane. Niemniej to zamieszanie tylko na chwilę przykuło uwagę estalijskiego kapitana. Spojrzał jeszcze raz w kierunku lady Eliany, też otoczonej przez swoich ochroniarzy dbających o jej bezpieczeństwo i komfort ale ta znów wykonała subtelny ale przeczący ruch głową.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 22-01-2021 o 22:32.
Lord Melkor jest offline