Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2021, 13:08   #66
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Robin obudził jej własny krzyk.

- Wszystko okey? - spytał Lwyd starając się stłumić ziewnięcie.
- Tak.. przepraszam, nie chciałam cię budzić. – pocierała oczy i czoło wnętrzami stronami dłoni, mimo że dopiero się obudziła, nie czuła się wypoczęta. - Po prostu kolejny sen. Tym razem przewodnik miał twarz Blake’a. Doszliśmy do końca korytarza.. To chyba niedobrze.
- Spałeś w ogóle?
– dopytała.
- Tak. Chyba… - odparł niezdecydowanie. - W każdym bądź razie bez snów o korytarzu. Kawa i śniadanie brzmi nieźle, jak sądzisz? - spytał. - Jak już spałaś, miałem telefon. Ważny, w naszej sprawie. Nie chciałem cię już budzić, ale muszę o tym opowiedzieć.

Rozmasował kolano. Wstał. Przeciągnął się.

- Można tutaj zamówić śniadanie z kawą do pokoju?
- Można…
- Robin wygrzebała się z pościeli. Foxy poderwała się na równe łapy i zaczęła wodzić spojrzeniem od swojej pani do drzwi wejściowych, zatrzymując uwagę dłużej na tych ostatnich.
- Umyję zęby i wyjdę z nią – kobieta wskazała psa. – Muszę się poruszać. Wrócę za 20 minut. Zamów śniadanie, w łazience są czyste ręczniki…

Wyszła po chwili z łazienki, ubrana w niezbyt świeże legginsy sportowe i top. Naciągnęła buty sportowe, bluzę , na werandzie wykonała kilka skłonów i ćwiczeń rozciągających a potem pobiegły z Foxy

Wróciły po 15 minutach, Foxy wyraźnie rozczarowana, Robin zziajana i kompletnie mokra, jakby przebiegła półmaraton a nie niecałe dwa km. Huw wyglądał na odświeżonego z lekko wilgotnymi włosami po zażytym prysznicu, chociaż ciągle w starych ciuchach.

- Siadła mi kondycja – mruknęła, nie wiadomo czy do siebie, czy Huva i poszła pod prysznic.

10 minut potem siedziała na tym samym fotelu, co ostatnio, tym raz z parującym kubkiem kawy. Na stoliku stała też, zamówiona przez Lwyda, parująca jeszcze jajecznica i słodkie pączki. U Robin sam widok jedzenia powodował mdłości. Odsunęła talerz.

- Mówiłeś o telefonie – przypomniała.
- Tak. Nie pamiętam, czy ci opowiadałem - odparł kończąc swój talerz śniadania, - że poznałem w Sionn amatorów skałek i wypraw survivalowych. Wybrali się w miejsce, z którego ktoś zadzwonił do mnie zapraszając mnie w to miejsce i… - zrobił suspens, zapijając w tym czasie jajecznicę dużym łykiem gorącej kawy, sięgając po pączek i rozsiadając się w fotelu. Całe szczęście apetyt mu jeszcze dopisywał. - Dokonali bardzo ciekawego odkrycia.
Opisał wszystko, co przekazał mu Malcolm, pokazując w międzyczasie zdjęcia wysłane na telefon.
- Co myślisz o tym wszystkim? - spytał w końcu.

- Ktoś ma nasze… - Robin poszukała słowa - profile? I emituje jakieś fale, żeby na nas wpływać? To wygląda na jakiś eksperyment wojskowy. Wydaje się kompletnie bez sensu.
- Czy wojskowy?
- detektyw zaprzeczył ruchem głowy. - Wojsko zabezpieczyłoby teren. To raczej jakaś prywatna inicjatywa, zakładam, nielegalna. Szukam jakiegoś specjalisty od emisji, ale moim zdaniem… - Westchnął, odłożył kubek na stół. Oblizał palce z lukru. - Coś jest na rzeczy. Ktoś robi nielegalnie jakieś eksperymenty, emituje fale, które prowokują sny i halucynacje, i próbuje zastraszać ludzi, którzy się tym tematem zbyt mocno interesują. Coś tutaj mocno śmierdzi. Jesteśmy, nie przesadzę chyba jak powiem, w jakimś niebezpieczeństwie. Nie wiem co na ten temat myślisz, ale dobrze byłoby nagłośnić sprawę w mediach. Mam kilka kontaktów w Cardiff ale biorąc pod uwagę moją historię, sposób w jaki odszedłem z policji i nałóg… Nie jestem pewien, czy jestem wiarygodnym źródłem informacji dla mediów.
- Ja jestem wiarygodnym źródłem. Zadzwonię do mojego narzeczonego, zobaczymy, co się da zrobić… on pracuje w mediach.
- O…
- zdziwił się Huw patrząc tęsknie na talerz ze słodkościami. - Nie będziesz tego jeść?

Kobieta pokręciła przecząco głową, a potem wybrała numer Willa, żeby naświetlić mu sytuację. Huw dolał sobie kawy i ponownie rozsiadając się w fotelu sięgnął po pączka.

Tymczasem Sanders kazał zaczekać na siebie parę dłuższych chwil, nim wreszcie odebrał telefon.
- Mam nadzieję, że dzwonisz, bo chcesz wracać do domu - powiedział zaspanym głosem.
- Bardzo bym chciała, kochanie - zapewniła go. - Ale może to ty raczej przyjedziesz do mnie? Dzieje się tu coś dziwnego. Zainteresowało by cię. Lubisz takie historie.
- Co masz na myśli? Co tam się dzieje? -
zapytał nagle ożywiony Will.
Opowiedziała mężczyźnie o zawodach, dziwnym zachowaniu psów i ptaków, zaginięciach, oraz znalezionej w górach instalacji nadawczej.
Przez cały czas opowieści mężczyzna próbował kilkukrotnie przerwać Robin, aby zaraz zamilknąć i słuchać dalej. Gdy wreszcie Carmichell skończyła, przez chwilę zdawało się, że aż zaniemówił.
- Posłuchaj mnie - powiedział powoli, a ona poczuła nutkę protekcjonalności. - Brzmisz na bardzo zmęczoną i myślę, że powinnaś odpocząć. Nie twierdzę, że sobie to wszystko wymyśliłaś, ale sama pomyśl jak byś zareagowała, gdybym to ja zadzwonił z takimi rzeczami. Co do mnie… - zwiesił na chwilę głos. - Jasne, że przyjadę. Zawsze możesz na mnie liczyć. Ale najpierw muszę dokończyć parę spraw na miejscu. Ciebie proszę tylko o jedno: nie pakuj się w nic niebezpiecznego. Jeśli masz jakieś dowody, przyślij je do mnie. Wtedy zobaczę co da się zrobić.
- Will
– głos Robin obniżył się i nabrał miękkich nut. – Znasz mnie nie od dziś. Wiesz, że nie mam skłonności do przesady i twardo stąpam po ziemi. Te zawody mnie przestraszyły.. to prawda. Pewnie dlatego gorzej sypiam I tak, jestem zmęczona.
- Jasne. Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę i ci ufam
- potwierdził Sanders.
- Ale sam wiesz, że agility zajmuję się od zawsze – i nigdy nie widziałam nic takiego. Zajrzyj na forum na FB… są tam opinie ludzi. I uczestników, i tych, których tam nie było. Potem te ptaki. Trochę popytałam …I zaginięcia. Tu się dzieje coś dziwnego.
- Sprawdzę co o tym piszą w Internecie. Może mam też jakieś kontakty bliżej samego Ynseval. Jeśli tak, to postaram się, żeby bardziej nagłośnić tę sprawę
- Robin usłyszała stukot klawiatury, co oznaczało, że wybranek rzeczywiście nie próżnował. - Jedno mnie szczególnie zastanawia… Coś takiego nie zdarza się zbyt często, właściwie to wcale. Media powinny już dostać sraczki, a ja najwięcej dowiedziałem się od ciebie.

Przygryzła wargę, czego mężczyzna nie mógł zobaczyć.
- Zabrzmię jak paranoiczka – uprzedziła go. – Wygląda na to, że jest tutaj grupa osób która dba o to, żeby te informacje nie przedostały się do wiadomości publicznej. Dyskredytują osoby, które zbyt wiele widziały… lub te osoby giną.
Will milczał przez dłuższą chwilę. Robin dostatecznie dobrze go znała, aby wiedzieć co to znaczy. Pragnął ją chronić, ale nie chciał jej też do niczego przymuszać. W dodatku został postawiony przed sytuacją, na którą chyba nie dało się przygotować.
- Pewnie doskonale to wiesz, ale cokolwiek zrobisz, działaj dyskretnie - wydusił z siebie wreszcie. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie.. ale sprawdzisz, dobrze? Może zadzwonisz do Hugo?
– Will znał się, a nawet lubił, z bratem Robin. - On sprawdzi od strony policji. Czy były jakieś zgłoszenia.
- Przecież znasz moją odpowiedź
- Sanders brzmiał na trochę uspokojonego deklaracją kobiety. - Zrobię co się da. A jak tylko będę mógł, przyjadę do ciebie.

- Dziękuję, kochanie… -
zaczęła Robin, aby potem rzucić spojrzenie na Huva. - Poczekaj sekundę. – powiedziała do telefonu i zniknęła w łazience, aby tam dokończyć rozmowę z Willem.

Detektyw korzystając z okazji przedzwonił w tym czasie do Goodmana omawiając plan na nadchodzący dzień.

Robin wróciła po paru minutach, wyraźnie spokojniejsza, dopiła kawę, zjadła zimny tost i ostatni z pączków.
- To co – popatrzyła na detektywa. – Pani Sparks?
- Taaak
- Huw przeciągnął się w fotelu. - Rozumiem, że twój chłopak rozezna się w temacie? Chcesz podesłać mu zdjęcia od moich wagabundów? Ze współrzędnymi GPS? Właściwie ciągle się waham czy nie wysłać tego Owenowi…
- Rozezna -
pokiwała głową. - Tak, poślij mi dane i foty, chłopaki sprawdzą. Wspominałam, że mój starszy brat pracuje w policji? Co do Owena… - zawahała się. - Sprawdzę, w jakim jest stanie. Może mi coś powie… Co się tam działo. Potem zdecydujemy, czy mu coś słać. Dam na głośnomówiący.

Wybrała nr Owena, a Huw w międzyczasie wysłał jej komplet danych.
Tym razem Gryffith odebrał zaskakująco szybko. Jego chrypa zdradzała oczywisty fakt mega-kaca.
- Chyba mówiłem, żeby dać mi spokój - powiedział zmęczonym tonem.
- Jedno szybkie pytanie - zapewniła go Robin. - Co tam się zadziało? Ja widziałam walący się dom.. A ty?
- To samo. Rozpadającą się ruderę. Potem wziąłem cię do szpitala i tyle.
- Po co? Skoro nic mnie nie przysypało…
- Ale w pierwszym momencie tak to wyglądało. Jeszcze zanim… wszystko zniknęło. Słuchaj, też tego nie rozumiem.


- Cześć Owen, tutaj Huw - wtrącił się Lwyd. - Słuchaj… Znalazłem w górach coś… dziwnego. W miejscu skąd wysłano zaproszenie do Addingtona jest schron, w którym ktoś gromadzi informacje na temat osób. Różne informacje. Jestem prawie pewien, że większość z tych osób zaginęła, a reszta… no cóż… - Westchnął. - Obawiam się, że reszta może wkrótce zaginąć. Też tego nie rozumiem, ale coś tutaj się dzieje. Chcesz się temu przyjrzeć? Przesłać ci materiały?

Na głośnomówiącym rozległ się jakiś charkot, potem zduszony atak kaszlu, a na końcu dźwięk, który przypominał wymioty. To nie był najlepszy poranek dla Owena.
- Zaraz… to ty Huw? - zapytał policjant, gdy już trochę doszedł do siebie. - Słabo pamiętam wczorajszą noc, ale chyba mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój. W ogóle to czekaj, powoli. Jaki schron, o czym ty mówisz?
Gryffith nie przypominał już hardego gliny, którym był jeszcze do niedawna.
Syndrom dnia następnego wyraźnie go przeczołgał. Wbrew pozorom mógł to być dobry znak - na kacu człowiek tracił swoją zapalczywość. Trudno było się kłócić, kiedy głowa pękała ćmiącym bólem.
- Widzę, że tak łatwo się was nie pozbędę, co? - odrzekł z przekąsem funkcjonariusz. - Dobra, pokaż co tam macie.

Huw wystawił kciuka do dziewczyny. Był zadowolony z tego, że gliniarz złapał haczyk. Każda pomoc mogła im się przydać, a pomoc policjanta mogła się okazać nieoceniona.

- Wysyłam.

Owen analizował przysyłane mu wiadomości, mrucząc coś pod nosem. Potem cmoknął kilka razy.
- Jeśli to wszystko prawda, wysłanie ekipy już teraz tylko spłoszy tych gości. Skąd w ogóle to dostałeś?

- Od swoich informatorów
- skwitował detektyw. - Tak właściwie, to nie wiem czy już nie zwijają interesu, bo chyba się zorientowali, że ktoś tam był. Tak czy inaczej, chętnie sprawdziłbym ślady, może w popłochu nie zdążyli wszystkiego zatrzeć.
- Cholera jasna, jesteś bardziej wścibski od skarbówk
i - głos w telefonie nagle się ożywił. - Muszę to przemyśleć. I wziąć prysznic. Za godzinę odezwę się do was.

- Dobra robota – mruknęła Robin, posyłając dane od Huva do Bruna i Willa.

Ta prosta czynność wymagała kilku prób – nie trafiała palcem we właściwe miejsca, miała wrażenie, że litery rozmywają się, komórka dwa razy wypadła jej z dłoni. Mimo śniadania, przebieżki i prysznica jej mózg ciągle jest nie do końca obudzony.
- Średnio się czuję. – przyznała w końcu. – Przejdziemy się , ok? Wolę nie prowadzić.

Dopiero potem przypomniała sobie, ze jej samochód został w górach. A jeszcze potem – że Huv przywiózł ja tutaj taksówką.
Spacer dobrze im zrobi. W każdym razie Foxy wydawała się bardzo zadowolona.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline