Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2021, 22:35   #142
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- My wysiadamy z naszym wehikułem, a wy znikacie - powiedział Billy, gdy Cheyenne zbliżał się do punktu lądowania. - Dziękujemy za podwózkę. Zrewanżujemy się przy okazji - zapewnił.

* * *

- Podjedziemy kawałek - powiedział Billy, gdy Cheyenne zniknął im z oczu - a potem zostawiamy naszą limuzynę. Erica, zostajesz i pilnujesz APC. Jak coś pójdzie nie tak, to cię zawołamy. Jak coś pójdzie bardzo nie tak, to bierzesz dupę w troki i uciekasz. Jeśli ty zauważysz coś ciekawego, to działaj jak ci rozum podpowie. I od tej pory cisza w eterze.

Dwie mile później uzbrojeni i niebezpieczni opuścili APC, który pozostał pod opieką pani inżynier, po czym ruszyli w kierunku potencjalnej bazy nieprzyjaciela, kierując się sygnałem nadajnika da Silvy.
- Joe i John, idziecie przodem, z dziesięć metrów jedno od drugiego - rozkazał Billy. - Rico, Arc, za nimi. Pilnować odstępów, nie rozłazić się, nie zbliżać! - mówił dalej. - To nie grzybobranie ani randka.Nicky, za Arc'em, JJ, pilnujesz tyłów i sygnału da Silvy - wydał kolejne polecenia. Sam miał zamiar iść za Ehorstem.
- Pytania? - Ton sugerował, by lepiej ich nie było.

Smartgunner podążał za pierwszą dwójką obserwując okolicę i sygnały od Kovalskiego uzbrojonego w tracker.

Jacob pilnował sygnałów i komunikatów jakie mogły nadejść mając wszystko na cichej słuchawce. Nie chciał aby nagle, w trakcie bezgłośnej akcji, stukot radia ich zdradził. Technik miał osłaniać tyły co też starał się robić. Jego ręka nadal nie był sprawna, ale tym będzie mógł się zająć dopiero po tej przeklętej eskapadzie… O ile przeżyje.

Niewielki oddział Marines, przemierzał w jako takiej ciszy las, gdzieś tak już przez jakieś pół godziny… chwilowo nic się nie działo, nie było żadnych paskudnych niespodzianek, żadnych androidów, żadnych Xenomorfów…

I w końcu Motion Trackery dały pozytywny sygnał.

Jakieś 50 metrów przed nimi, dwa sygnały. Z reguły stojące w miejscu, chociaż jeden się przemieszczał tak 5 metrów to w tą, to w tamtą. Po kilku minutach podkradania się, Marines zauważyli dwa androidy, za osłoną wykonaną z worków z piaskiem. Coś jakby miejsce obronne, mały niby posterunek, namiastki bunkra, jeden mechaniczny palant przy… ciężkim karabinie, drugi chodzący co pewien czas wokół.

Zdaniem Singa frontalny atak byłby głupotą, podobnie jak próba ustrzelenia obu przeciwników. To drugie co prawda raczej by się udało, ale wystrzały zaalamowałyby każdego w zasięgu głosu, a odgłos strzelaniny niósł się dość daleko. Dlatego też Billy zasygnalizował, by umocniony posterunek obejść. Szerokim łukiem.

- Jak coś, szefie, mam od groma materiałów wybuchowych. - powiedział JJ cichutko do snajpera. - Mogę zaminować co trzeba, a później jakoś ściągnąć chociaż jednego z nich na pole minowe. Chyba, że nie mamy czasu to wybuchy zostawimy na później.

- Jak zrobimy wielkie BUM - odparł równie cicho Billy - to zaalarmujemy całą okolicę. A ja bym chciał dojść po cichu jak najdalej.

Smartgunner podrapał się po brodzie. Sing dobrze mówił. A kolejna długa bitwa da androidom czas na zabranie stąd da Silvy i odda im inicjatywę. A z pewnością jej potrzebowały skoro porwały właśnie ją. Z drugiej strony Evanson nie był pewien czy ktokolwiek mógłby tak rozplanować posterunki by dało się je obejść.
- Nie wpakujemy się na kolejny posterunek? - zapytał - A może by ich po cichu? Nie masz tłumika do tego potwora? A może ktoś umie się skradać?
Wskazał na karabin Bille’go i spojrzał po kolegach.
Sing pokręcił głową.
- Przydatny drobiazg, ale nie mam go na wyposażeniu - powiedział. - Armia nie przewiduje, by snajperzy korzystali z takich... udoskonaleń. Nam są niepotrzebne.
- A po cichu ich nie załatwimy, bo to androidy, nie ludzie -
dodał. - Nie wpakujesz takiemu noża w nerkę. Trzeba paru pocisków, by takiego położyć trupem. Albo dużo szczęścia. A jak jest ich dwóch, to cały ocean szczęścia.
- Idziemy. Bokiem, po cichutku - polecił.

- Tak jest. - odparł Evanson machinalnie i skinął na Kovalskiego po czym ruszyli w niezmienionym szyku.

Oddział Marines obszedł umocnienie androidów bokiem… i tyle. Nic się nie stało, nikt nigdzie nic nie zrobił. Jeden za drugim, po cichu i w miarę powoli, lekkim łukiem ominięto zagrożenie. Idąca na szpicy Joann, o mało nie spadła nagle z mini-skarpy, w której… znajdowały się jakieś drzwi. Czyżby oddział stał na wejściu do jakiegoś podziemnego kompleksu, po którym w sumie to chodzili od dłuższej chwili??

Billy gestem przywołał JJ'a i Kovalskiego.
- Jacyś obcy w pobliżu? Prócz tych dwóch za nami - spytał cicho Johna. - Co z sygnałem daSilvy? - Z tym pytaniem zwrócił się do JJ'a.
Obaj operatorzy MT zgłosili po chwili sierżantowi brak ruchu w najbliższej okolicy…

- Sygnał Pani dyrektor jest bardzo słaby. - odpowiedział Jacob. - Wydaje mi się, że dochodzi spod ziemi...
- Schodzimy po cichu na dół - rozkazał Sing. - JJ, sprawdź to wejście na okazję pułapek - dodał.
- Robi się. - potwierdził technik zabierając się za sprawdzenie przejścia. Jones musiał mieć pewność, że nie wlezą na minę czy nie zdetonują jakieś plecakowej zabawki. Technik Marines zszedł na dół, zajrzał we wnękę prowadzącą do drzwi… i momentalnie się cofnął z widoku. Tuż nad drzwiami do podziemnego kompleksu była cholerna kamera, a jej diodka się świeciła. Była więc aktywna.

- Mam pomysł. - powiedział JJ. - W obecnej sytuacji nie mam za dużo opcji, ale istnieje szansa na zakłócenie kamery, którą znalazłem na dole. Powiedzmy, że patrzący w monitorek zobaczą biały szum. Taki sprzęt ma w zwyczaju się wieszać więc pewnie nie wzbudzimy podejrzeń. - z tymi słowy Technik wziął się za swoją robotę. Zakłócenie działania kamery nie powinno być trudne. Jedyne co ich ograniczało to czas, który był jedną wielką niewiadomą. Oby da Silva jeszcze żyła.

- No to idziemy dalej - powiedział cicho Billy. - John, idziesz przodem. Oczy szeroko otwarte. JJ, pół kroku za nim - dodał. - Nicky, Joe, dwa metry za nimi. Ricco, Arc, pilnujecie tyłów.

Roszada marines nastąpiła podręcznikowo jak podczas ćwiczeń. Bez zbędnych głosów i dźwięków. Mogli się nie lubić jak np. Ehost z Evansonem, ale swoje robili jakby im za to płacono. Pilnowali tyłów.

Uwagę Jacoba przyciągnęły zamknięte na cztery spusty wrota. Jego oczy zabłysły niczym mrugające przedwojenne jarzeniówki w pijackiej melinie. JJ wiedział, że nie było czasu do stracenia dlatego od ręki przystąpił do operacji. Nie było nigdzie uroczej pomocnicy, do której mógłby powiedzieć “Siostro, podaj skalpel” zatem musiał sam wyposażyć się w nieliczne narzędzia jakies posiadał. Jones szczerze wątpił aby zamek mógł go przerosnąć, ale do zadania podszedł ostrożnie i z należytą starannością. Nie odzywał się pozwalając pracować swoim zręcznym dłoniom.

- No co to tak tyle trwa?? - Fuknął na Technika Ehost.
- Zamknij się - syknął Billy, prosto do ucha Rocco. - Daj mu pracować, albo cię zwiążę i zaknebluję.

- Mógłbyś mieć duże problemy. - powiedział do snajpera JJ. - W kadrach chronią kolorowych jak ostatniego ognia. - uśmiechnął się do Ehosta serdecznie. - Poszło dopiero przy czwartej próbie. Zwykle standardowe algorytmy szyfrowania dekapitują zamki podobne do tego, ale tym razem musiałem skorzystać z deszyfratora samouczącego. Nie wiesz o czym mówię? To następnym razem morda w kubeł. - Jacob wskazał na odblokowane drzwi kłaniając się lekko.

- Skoro wyjaśniliśmy twój udział w forsowaniu zamków - Billy zwrócił się do Ehorsta - to mam nadzieję, że już się nie będziesz przeszkadzać innym. - Ton wypowiedzi nie był zbyt miły. - JJ, możemy iść dalej?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline