Obciążony dwoma walizkami Yusuf opuścił stację i zastanowił się nad swoim kolejnym krokiem. Mógł wrócić do reszty Heroldów, ale mógł też odświeżyć nieco swoją wiedzę o dzisiejszym Londynie. Zdecydował się na drugą opcję. A rzecz która go najbardziej interesowała to jak zwykle to co śmiertelnicy zrobili z prawem przez lata jego snu.
Oczywiście, reguły i zasady ludzi nie miały dobrego przełożenia na Kainitów, ale mimo wszystko stanowiły pewną bazę. Jeśli Spokrewnieni i ludzie mieli kiedyś przejść z stosunków bliższych pasożytnictwu na te podobne do symbiozy musieli się razem na jakiejś płaszczyźnie spotykać. A tą płaszczyzną było właśnie Prawo.
Z tą myślą ruszył w kierunku wschodnim, gdzie wcześniej widział stację policyjną. Sam budynek niczym się nie wyróżniał, ale późna pora oznaczała zmianę z dziennej na nocną, a zmiana oznaczała jak zawsze czas wolny. A ulubioną czynnością policjantów po służbie było picie. Nie zmieniło się to w najmniejszym stopniu przez wcześniejsze lata i był pewien że nie uległo to zmianie i teraz. Nie mylił się.
Szybko wyłapał trójkę policjantów po służbie, rozmawiających nieco zbyt głośno i nieco zbyt radośnie jak na powrót do domu. Już po kilku minutach śledzenia zaprowadzili go do uroczego baru, z fasadą wyrwaną z 18 wieku. Policjanci weszli do środka, Yusuf natomiast skupił się na Vitae w swoim ciele i rozesłał ją do najdaszalszych tkanek.
Serce zaczęło powoli, choć miarowo bić, jego pierś zaczęła unosić się w spontanicznym oddechu, a skóra nabrała ciepła i różowego zabarwienia. Krótko mówiąc wyglądał jak człowiek.
***
[media]https://s3-media0.fl.yelpcdn.com/bphoto/xJtl3pxB4a4GvE4tzFkU9A/o.jpg[/media]
Bar przywitał go zapachem piwa, acetonu, jakiegoś środka do czyszczenia i ryby z frytkami. Krótko mówiąc pachniało dokładnie tak jak w każdym innym pubie w londynie, ale ten z jakiegoś powodu przyciągał do siebie policjantów i innych pracowników z powiązanymi zawodami. Szybko wyłapał trójkę którą wcześniej śledził, ale nie podążył do ich stolika. Wygladało na to że dołączyli do jeszcze większej grupy.
Jego uwagę przykuł natomiast siedzący samotnie mężczyzna, o barach szerokich jak u profesjonalnego gracza rugby, z mięśniami nawet w spoczynku przywodzącymi na myśl siłę dzikiego lwa. Z jakiegoś powodu w okół niego powstała “bańka”. Niby był w pubie. Niby niektórzy z patronów podchodzili do niego na moment się przywitać, ale był sam.
Yusuf skierował się do nieznajomego zdecydowanym krokiem i zajął miejsce obok niego. Uniósł dłoń by przywołać uwagę barmana.
- To samo co dla kolegi obok. - złożył zamówienie i obrócił się do barczystego mężczyzny.
- Yusuf. - przedstawił się.
- Benjamin. - odparł obojętnym tonem mężczyzna.
- Zawsze miło spotkać innego stróża prawa. - - Jak masz sprawę to spierdalaj, jestem na urlopie. - - Sprawa? Nie. Jestem nowy w mieście, pracowałem najpierw w wojsku, potem w sądownictwie w imperium osmań… W turcji. - Sędzia zamilkł na chwilę
- Z cywilami nie da się nie raz normalnie rozmawiać. - Z tym się zgodzę. - mruknął Benjamin
- Przestępczość zorganizowana, co cię przywiało do Londynu? - To samo co wszystkich, nowe możliwości. - mruknął Yusuf
- Dorabiam jako kurier. - dodał i poklepał dwie walizki, pełne broni.
- Dobrze płacą?
Yusuf uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Absolutnie do dupy, ale ciężko znaleźć robotę imigrantowi. Mam dosyć by mieć dach nad głową. - Myślałeś nad wejściem do policji? Jak masz doświadczenie to pewnie chętnie by cię wzięli. Tak właściwie to w jakiej jednostce byłeś? - Jednostki od… zadań specjalnych. Wołali na mnie Cetin - Silny po angielsku. - Na mnie wołają Byk… Chcesz zobaczyć który z nas ma lepszego kopa w łapie? - Dawaj! - uśmiechnął się w odpowiedzi Yusuf.
***
- Dycha na Byka!
- E tam, Cetin go przetrzyma, zobaczysz!
- Nie no kurwa, nie ma szansy, nikt nie wygrał z Bykiem!
- Tak? To patrz kurwa, jest jak z betonu. Byku go napierdala, a ten się nawet nie skrzywi!
Rozgrączkowaną rozmowę przerwało głuche uderzenie. To Yusuf wylądował na betonie w zaułku za pubem. Cetin poklepał ziemię, poddając się przy tym, co natychmiast wywołało falę jęków i radosnych okrzyków. Zwinięte banknoty szybko zmieniły właścicieli. Towarzystwo rozeszło się, Yusuf wstał, symulując ból, a Byk podszedł do niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No kurwa! Pod koniec myślałem że mnie dojedziesz. Jesteś cały? Nigdy się z nikim nie napierdalałem tak ostro. No chyba że na służbie. - spytał z odrobiną współczucia w głosie.
- Spoko. Zagoi… Się. - odparł Yusuf, spluwając na ziemię Vitae i wciąż symulując ból
- Która godzina? - Dochodzi pierwsza. - Klient czeka… Na przesyłkę. Muszę lecieć. - odparł wskazując dwie walizki które czekały grzecznie pod ścianą pubu. Kto by pomyślał że policja będzie pilnować jego nielegalnej broni?
- A… No tak, robota nie czeka, odprowadzić cię kawałek? - - Jasne. ***
- A tak serio… Dlaczego opuściłeś turcję? - spytał Byk niosąc większą walizkę.
- Brak… Porozumienia z przełożonym. Powiedzmy że jego decyzje były… Nienajlepsze. Prawo to wspaniała rzecz, która odróżnia nas od zwierząt, ale w rękach głupca... Staje się najgorszym więzieniem i traci jakiekolwiek znaczenie. Nawet gorzej, Prawo może stać się najlepszym podłożem dla bezprawia. - Amen bracie. - Byk zamilkł na chwilę, nim podjął temat
- Wiesz, ten urlop… To przymusowy jest. Złamałem chłopakowi rękę, sprzedawał dragi, trochę mnie poniosło. Teraz ma wyjść, a ja kurwa nic nie mogę z tym zrobić. Co ty byś zrobił? - Oficjalnie? Nic. - odparł Yusuf.
- A tak szczerze? Jeśli przez jego czyny ktoś stracił życie, jeśli kogoś skrzywdził? Dopilnowałbym by nie mógł już zrobić krzywdy nikomu innemu. - powiedział szczerze i zatrzymał się
- To moja stacja. - dodał wskazując schody do metra, po czym odebrał walizkę od Benjamina.
- A no, spoko. Na pewno wszystko ok? - Tak, dam radę. - odparł Yusuf.
- Cet? Jakbyś miał ochotę kiedyś wyskoczyć na jakieś piwo, czy się ponapierdalać dla spuszczenia pary to wal śmiało. - Jasne, daj mi swój numer.
Chwilę potem Yusuf był już w metrze, z telefonem cięższym o jeden numer i sercem nieco bliższym człowieczeństwa.