Detlefa aż zatkało. Dla dobra sprawy zgodził się poratować gołodupca sierżanta kilkoma złociszami, ale gdy usłyszał ostateczną kwotę, to krew się w nim zagotowała.
Słowo się jednak rzekło, a słowo krasnoluda to nie dym, toteż rad nierad nieco drżącą ręką wysupłał siedemdziesiąt pięć karli w złocie oraz srebrze i przekazał Gustawowi.
Przekazując pękatą sakiewkę czuł, jakby zdradzał swoje ideały, a tego, który rękę po detlefowe złoto wyciągnął spiorunował wzrokiem, w którym skrywała się obietnica paskudnej śmierci na wypadek gdyby dług nie został spłacony w stosownym, czyli jak najszybszym czasie.
Wrażenie, że jego dobra wola została wykorzystana i został wystrychnięty na dudka miało go nie opuścić jeszcze długo...
Mimo wszystko brodacz zmilczał dzielnie i nie zakłócił w żaden sposób przekazania złota najemnikowo, jak i późniejszych rozmów z imperialnym posłańcem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |