Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 00:39   #245
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 108 - 2037.06.02; wt; południe

Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 17:30
Miejsce: Old St.Louis, Sek VII The Hills; Crestwood; wnętrze samochodu
Warunki: wnętrze samochodu, gorąco, jasno, sucho, d.si.wiatr


Ruben i Nancy



- Jak mogłaś mi to zrobić? No jak? - kierowca patrzył z wyrzutem na pasażerkę siedzącą obok.

- O co ci chodzi? - ta nie dała się zagnać w kozi róg i popatrzyła na niego pytająco.

- Poszłaś z nią na siku?! Znowu?! I to sama! - Ruben przeżywał jakby mu portfel ukradła albo wrzuciła jakieś niestosowne plotki o nim w sieci.

- Tak. Nie wiem czy wiesz ale my dziewczyny tak mamy. Bierzemy koleżankę jak idziemy do toalety. Taka tradycja. Nie mów, że o tym nie wiedziałeś. - Nancy zgrywała absolutne niewiniątko zwłaszcza póki kolega mówił takimi ogólnikami i banałami.

- Jak mogłaś iść z nią sama? A jak by ci coś zrobiła? Przecież to gangerka! Ba! Bandytka! I terrorystka! Jest niebezpieczna! Jak mogłbym cię chronić jak sobie gdzieś z nią polazłaś? - widząc, że tak nic nie wskóra Ace zmienił taktykę i teraz przyjął żewny, prawie płaczliwy ton.

- Właściwie to właśnie po to z nią poszłam aby mi coś zrobiła. Albo ja jej. - agentka wywiadu mówiła jakby bawiła się przednie tą grą słowną co dało się poznać po ironicznym uśmieszku jaki błąkał się w zakamarkach jej spojrzenia.

- Na pół godziny?! Albo i więcej! - skaner nie mógł jej darować tego czekania z tym jąkającym się towarzyszem Grety gdy oni zostali jak dziewczyny z dziwnymi uśmieszkami oznajmiły, że wychodzą za potrzebą. A potem się trochę na nie naczekali. Z kwadrans albo dwa.

- To było bardzo obfite siku. - Nancy nie zmieniła tonu ani trochę widocznie bawiąc się jak ten największy podrywacz w bazie przeżywa, że taka okazja przeszła mu koło nosa. I teraz próbuje to jakoś ubrać w ton wyrzutów.

- A zresztą nie pojechaliśmy tam dla rozrywki tylko w celach służbowych! Załatwiłaś coś z nią w ogóle? Coś służbowego a nie jakieś prywaty. - Ace machnął na to ręką i próbował wrócić do oficjalnego celu misji z jaką ich wysłano z bazy. Teraz już wracali to byli wreszcie sami i mogli na spokojnie porozmawiać we dwójkę.

- Tak. Poza tym włamem pociągnęłam ją trochę za język i powiedziała trochę ciekawych rzeczy o Zamaskowanych. - Nancy widząc, że ciągnąć dalej ten temat może przeciągnąć strunę i przekroczyć granicę drobnych żartów podjęła więc to co się dowiedziała od Norweżki gdy były same.

- Zamaskowani? - kierowca zmrużył oczy. Co prawda nawet się ucieszył, że koleżanka wreszcie zmieniła temat ale tak nagle to wyrwana z kontkestu nazwa niewiele mu mówiła.

- Ci co są dostawcami Bailey’a. Chodzą w maskach. Wysiudali Czerwone Dłonie z interesu. - agentka przypomniała kierowcy o kogo chodzi. I jego głowa pokiwała się na znak, że teraz już wie o kogo chodzi.

- Greta uważa, że oni są jacyś trefni. Mają zbyt wiele, zbyt dobrego, zbyt taniego towaru. Poza tym wyczułam, że w ramach zemsty chętnie by w nich uderzyła. No ale teraz ma nieco inne priorytety. - przekazała co Gjesdal mówiła. A gangerka przypuszczała, że albo tamci dorwali się do jakichś magazynów albo dawnej fabryki że tyle tego mają. I nie potrafiła sobie wyjaśnić jak to możliwe sprzedawać tyle tak dobrego towaru w takiej ilości. Jedyne choćby częściowe rozwiązanie jakie znalazła to takie, że chcą wejść na rynek i dlatego sprzedają po dumpingowych cenach. Jeśli tak to wkrótce powinni podwyższyć do względnie normalnych. Chociaż dalej to nie tłumaczyło ilości i jakości tego czym dysponują.

- Dobra powiemy o tym w bazie to niech oni się tym martwią. A co myślisz z tym numerem w podziemiach? - Ace zastanawiał się chwilę nad tym drugim gangiem ale na razie uznał, że bardziej interesuje go to po co pojechali na te zachodnie skraje dawnej metropolii.

- Zgłosiłeś się na hardvareowca. Ktoś od was ze skanerów przydałby się jeszcze na soft. I chyba tyle. Ale to może też w bazie nich zdecydują. - koniec końców co do tego numeru w podziemiach to wstępnie się dogadali. Z tego co mówiła Greta wynikało, że trzeba zneutralizować alarm w drzwiach garażu. Potem je otworzyć i wejść do środka. Sprawdzić furgonetkę i wyłączyć alarmy jeśli jakieś ma. A potem wyprowadzić ją kanałami tak chociaż za najbliższy zakręt. I tam ją odpalić i wyjechać nią do kryjówki gdzie ją rozprują i podzielą łupy. Tak to przynajmniej wyobrażała sobie Gjesdal gdyby wszystko poszło zgodnie z jej planem. Xcomowcy mieli dostarczyć głównie techników. Z czego Ruben powinien mieć kwalifikacje na rozbrajanie alarmów oraz obsługę furgonetki. No może jeszcze jedna czy dwie osoby. Walki nie było w planie. Ale mimo wszystko piętro wyżej była baza firmy ochroniarskiej “Shield & Hammer”. Jakby się włączył jakiś alarm czy jakoś inaczej wykryli intruzów bardzo szybko mogło się zrobić bardzo gorąco.

- Im więcej ludzi weźmiemy tym większą pulę zgarniemy. No ale nie wiem. Law pojechał do Memphis, Yoshiaki nad jezioro… - Ruben skubał swoją brodę bo stanęli w korku. Póki byli w tym opustoszałym rejonie miasta gdzie resztki Czerwonych Dłoni umówiły spotkanie to dość ładnie się jechało w ten ciepły, pogodny dzień. No ale teraz trafili na jakiś korek. Pewnie wypadek albo znów jakaś kontrola. A co do umowy to Norweżka przyznała, że nie wie co dokładnie będzie w furgonetce. Ale dzielą się tak, że ona bierze trzy części a każdy z pozostałych uczestników po jednej. Więc jakby xcomowców traktować całościowo to im więcej ich by wzięło udział tym większy procent łupów by im przypadł ale też i więcej trzeba by oddelegować z innych zadań. A ostatnio trochę mieli tych zadań, nie tylko w mieście. Zresztą Greta chyba nie byłaby skłonna wziąć więcej niż dwie, może trzy osoby spoza swojej ekipy. Ich samych miało być może czwórka, może piątka łącznie z nią samą.

- Zastanawiam się czy nie zaproponować jej współpracy. Jest całkiem ogarnięta. Sporo jeździ po pustkowiach, zna okolice miasta, ma różnych znajomich w różnych dziwnych miejscach. Taki informator terenowy. Co myślisz? - skoro stali w korku agentka podzieliła się z kolegą swoim pomysłem. Ten popatrzył na nią sceptycznie.

- To gangerka. Jest zbyt nieobliczalna. Napady z bronią w ręku, nie tylko na policję. Nie, nie wydaje mi się. - Ruben zdradzał jawną sceptyczność co do takiego pomysłu.

- Jest chora. Ma chorą krew. Musiałabym pogadać z Leną ale mam nadzieję, że moglibyśmy wyprodukować takie leki jakich ona potrzebuje. To by mogło ją przekonać do współpracy z nami. A jakbyśmy mieli z nią kontakt może jakoś udałoby się ją nakierować na to co nas interesuje? To nie jest jakaś harcereczka to wiadomo. Ale teraz takie harcereczki i chłopcy z plakatu to kończą akademię i pracują dla rządu i kosmitów. A co by o niej nie mówić ona mi nie sprawia wrażenia by chciała współpracować z kimś takim. Co sprawia, że mamy z nią niejako wspólnego wroga. Trochę jak z Alvarezem. Przecież to też mafioz. - agentka zdradziła jak to sobie umyśliła w głowie. Żyli w czasach i sytuacji gdzie trzeba było iść na kompromisy. Takie jak niedawno z Alvarezem. Mimo wszystko Nancy jednak zdawała sobie sprawę, że ten pomysł zwerbowania Grety jest mocno niepewny. Wynik tak samo. Więc na razie to też zostawiła do rozstrzygnięcia w bazie zaczynając od szefa szpiegów a póki co musieli zająć się tym wspólnym rabowaniem furgonetki.

- Nie uważasz, że to zabawne? - Nancy klepnęła po przyjacielsku ramię Rubena.

- Co takiego? - zapytał widząc, że te samochody przed nimi wreszcie zaczynają się ruszać.

- Niedawno sami rozwaliliśmy te Czerwone Dłonie a teraz współpracujemy z nimi. - zaśmiała się agentka dostrzegając w tym jakąś ironię tej dziwnej, zmiennej sytuacji. Ace wzruszył ramionami i ruszył wreszcie samochód z miejsca skoro droga się jako tako zwolniła.




Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 17:30
Miejsce: pustkowia na pd-zach od St.Louis, Sunnen Lake; ośrodek wczasowy; pustostan
Warunki: pustostan kuchni, gorąco, jasno, sucho, d.si.wiatr


Jarl, Yoshiaki, Aija




- Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem. - Jarl prychał jak rozzłoszczony buhaj. Tak jak Yoshiaki proponowała skontaktowali się z bazą by zapytać co w tej sytuacji powinni robić. Okazało się, że oprócz George’a w mocno uszczuplonym HQ był też Carter. Pewnie monitorował akcję spotkania swojej agentki i Rubena z tą Gjesdal no ale jak się okazało był najwyższy szarżą xcomowcem w HQ. Przyjął ich meldunek i się zainteresował.

---


- To mówicie, że z tym hotelem coś może być na rzeczy? O to ciekawe, ciekawe, będziemy musieli się temu przyjrzeć bliżej. Pompa i generator? No tak, ma sens, to powinno pomóc. A jak myślicie? Będzie to łatwiejsze do zorganizowania czy szybciej będzie skombinować to nurkowanie? - tak szef szpiegów bardzo się zainteresował tym miejscem na nowy posterunek a może nawet nową bazę. Poprosił by zrobili taką dokumentację foto jaką tylko dadzą radę by w bazie to można było na spokojnie obejrzeć i ocenić.

- Jak już będziecie wracać sprawdźcie drogi dojazdowe. Czy da się przejechać i w ogóle jak wyglądają. - poradził im by to sprawdzili w miarę możliwości. W końcu dzień wówczas był jeszcze w pełni a do tego ciepły i słoneczny. A od biedy mogli przenocować w samochodzie czy nawet w jakimś motelu bliżej miasta jeśli by nie opłacało się już wracać na noc do bazy.

- Kapsuła transportowa obcych? Taka z Inwazji? - to chyba zaintrygowało szpiega jeszcze bardziej niż sam hotel. W końcu, że jakiś hotel jest nad tym jeziorem to wiedzieli zawczasu. Ale kapsuła? No tego nikt się nie spodziewał. Więc polecił im to sprawdzić jak to wygląda.

- Ale uważajcie i nie ryzykujcie bez potrzeby. Najwyżej darujcie sobie i spróbujemy kolejnym razem. Oni potrafili przewozić bardzo cenne rzeczy ale też straszne świństwa. - koniec końców raczej poprosił niż rozkazał by rozejrzeć się na ile się da.

I z początku się nawet dało. Polna droga była podtopiona tu i podmyta przez ulewne deszcze tam. Więc terenówka kierowana ręką Jarla jechała dość powoli ale pewnie. Tak objechali jezioro od południowego krańca i ruszyli znów na północ aż się droga skończyła. I na tym co pokazywał dron to byli już całkiem blisko. Jakieś pół kilometra w linii prostej. Widzieli już drona Yoshiaki jaki krążył nad tamtym miejscem.

- Dobra to ty tu zostań i pilnuj. A my pójdziemy to sprawdzić. - zadecydował Jarl znów zlecając skanerce aby została i przypilnowała samochodu. No i miała na wszystko baczenie z góry ze swego drona. A on z Aiją pójdą sprawdzić jak to wygląda z poziomu lądu i wody.

---


- Dobrze, że już miałam mokre spodnie. To przynajmniej mi nie szkoda. - Aija pozwoliła sobie na swój komentarz do słów kolegi. No rzeczywiście się nieźle wpakowali. Obraz z drona jakoś nie zdradzał większych trudności. Ot, las, brzeg, jezioro. Nic specjalnego. Ale ja tylko weszli w ten las i szli wzdłuż wybrzeża okazało się, że teren jest bardzo grząski. Przypominał torfowisko. Buty zapadały się po kostki a jak się miało pecha to noga mogła ugrzęznąć po kolano.

- Jakbym wiedział, że tu takie bagno to bym gumowce jakieś wziął. - technowiking też nie miał dobrego humoru. Ta prośba Cartera i własna ciekawość teraz sprawiała, że brnęli przez ten podmokły las. Jeszcze musieli obejść zatoczkę co znów nadłużyło im drogi. I tak te kilkaset metrów, może kilometr szli już z jakąś godzinę.

- Albo jakąś łódkę. Wodą to byśmy podpłynęli i tyle. - dziewczyna z ciężkich pokiwała głową na znak zgody, że prawie dosłownie wpakowali się w niezłe bagno. Kolega nie odpowiedział bo wyszedł przez ostatnie chaszcze na brzeg jeziora.

- To gdzieś tam. Przejdźcie nieco kawałek w prawo. Widzicie coś? - w słuchawkach usłyszeli głos Chinki. Właściwie to w oddali nawet było ją widać. Znów siedziała na masce samochodu. Chociaż z tej odległości ternówka wydawała się mieć zabawkowe rozmiary.

- Pani czyściutka. Może przyjdziesz tu potaplać się w błocie z nami? Ostatnią godzinę słyszę ciągle, że to tylko jeszcze kawałek. - chłopak z lekkich był wyraźnie zirytowany, brudny, mokry i zasapany. Więc humor mu niezbyt dopisywał. Coś co powinno zająć im może kwadrans spaceru pokonywali już prawie godzinę.

- Oj przestań! Sam jej kazałeś zostać przy samochodzie. No chodź. Zobacz, dron już tam lata. To już naprawdę blisko. - Aija klepnęła kolegę by z jednej strony go zachęcić do ostatniego wysiłku a z drugiej by przestał się czepiać ich łącznościowca. Zwłaszcza, że naprawdę sam jej kazał zostać przy samochodzie.

- Dobra już dobra. - inżynier podążył za koleżanką dając sobie już spokój z tym marudzeniem. Doszli do miejsca w wodzie nad którym niczym znacznik krążył mały latacz sterowany przez ich koleżankę.

- Ty zobacz. Naprawdę tam coś jest. Prawie wystaje z wody. - oboje darowali sobie resztę tematów i zaczęli z bliska obserwować to co tam było widać. Właściwie pod tak ostrym kątem i jak coś było pod wodą to chyba było widać jeszcze mniej niż z góry jak to dron pokazywał. Ale było widać, że to coś zaczyna się może z kilkanaście kroków od brzegu a woda była dość płytka. Przeciwny kraniec znikał gdzieś w toni wodnej ale ten ścięty czubek no chociaż tam powinno chyba dać się dojść. A dalej to już trzeba by podpłynąć albo i nurkować. To coś musiało leżeć tu od dawna bo zarosło glonami i cholera wie czym jeszcze więc trudno było dostrzec pierwotną barwę, detale czy jakieś oznaczenia.

- No to jesteśmy. Co dalej? - Jarl zapytał gdy już się napatrzył tyle ile się dało. No rzeczywiście coś tu było. No ale co dalej?



Czas: 2037.06.02; wt; południe; g. 17:30
Miejsce: ruiny Memphis, centrum miasta; zagruzowana ulica; samochody
Warunki: wnętrze pojazdów, ciepło, jasno, sucho, d.si.wiatr na zewnątrz mgła


Law, Dunkierka, Junior






https://ia800105.us.archive.org/14/i..._by_frenic.jpg


- I co? Da się? - Sofia zapytała widząc, że furgonetka coraz bardziej zwalnia aż wreszcie się zatrzymuje. Już któryś raz z rzędu. Odkąd wjechali do zrujnowanego Memphis to zdarzało się prawie regularnie. Co z tego, że mieli w GPS mapy dawnych ulic jak nijak to się miało do stanu faktycznego? Miasto mocno oberwało podczas Inwazji. To było widać jak tylko zbliżyli się w środku słonecznego dnia na tyle, że było widać już te kikuty sterczące ku niebu. A im bliżej tym gorzej to wyglądało. Zerwane estakady, zawalone ulice, strzaskane wieżowce. Tak, kosmici się tutaj nie patyczkowali. Memphis padło ofiarą jednych z ataków terrorystycznych jakie miało wymusić na Ziemianach posłuszeństwo i uległość. Więc kosmici walnęli tutaj z grubej rury. Właściwie wyglądało jak po bombardowaniu dywanowych z czasów II WŚ albo po wybuchu głowic nuklearnych. Ale kinetyczna broń jakich użyli kosmici nie zostawiała radioaktywnego promieniowania. Przynajmniej ten problem więc im odpadał. Co nie zmieniało faktu, że ciężko było poruszać się po tych zrujnowanych ulicach.

- Nie da się. Zawracamy. - Kirk widocznie sprawdził jak to wygląda i uznał, że nie da się przejechać. Więc furgonetka zaczęła wykręcać z powrotem. Orleańczycy byli nieco lepiej zorientowani w sytuacji bo zaczęli węszyć wokół tej sprawy wcześniej. To i oni podjęli się roli przewodników dla kolegów z północy. Teraz więc oba pojazdy zawróciły próbując znaleźć inną drogę w tym morzu miejskich ruin.

Okazało się, że tamtych z Orleanu też jest czwórka. Kirk był szefem i pełnił rolę zaopatrzeniowca. Dlatego często jeździł z dala od rodzimej bazy i miasta. Nawet trochę wyglądał w tych ciemnych okularach i bejsbolówce jak tirowiec. Maxim była jego doradcą i zajmowała się rozpoznaniem. Nie odzywała się zbyt wiele. Over był marine i był od ciężkiego wsparcia. A Talbot który jako ostatni wyszedł z ich furgonetki był technikiem i specem od łączności z orleańskich skanerów. Więc liczebnie obie nazwy wysłały wręcz bliźniacze siły.

Z początku spędzili z godzinę na rozprostowaniu kości i wspólnym posiłku przy starym stole. Wyglądali pewnie jak przypadkowi turyści co się właśnie zatrzymali na jakiś popas w trakcie trasy.

- Ale ten numer to wam wyszedł w tym sądzie! O rany! Ale mieliśmy z tego bekę! I jak ta wasza laska mówi do kamery, że jest z X-COM! Tak w biały dzień, w środku miasta, do kamery na żywo! Rany! A oni się nie skapnęli! - Kirka strasznie ten numer kolegów z sąsiedniej bazy rozbawił. I teraz tak trochę znów wydawał się przeżywać go na nowo. Ale i wszyscy mogli się poczuć luźniej i swobodniej. Po części w końcu przekładało się to jakoś na podniesienie morale i notowań całego X-COM skoro dzięki sieci ta akcja poszła na żywo na cały glob i nawet oficjalna propaganda nie mogła tego ukryć. Chociaż jak zwykle potem to przeinaczyła i wypaczyła no ale co poszło w eter to poszło.

Ale ten popas się przydał. Poznali się, zjedli, napili kawy, rozprostowali kości, pożartowali no i w końcu mogli pogadać o tym co ich czeka w Memphis. Niby wszyscy wiedzieli, że miasto oberwało z orbity ale no na parkingu to jeszcze chyba nikt się nie spodziewał jak to z bliska ciężko będzie wyglądać.

- Właściwie to trochę dziwnie to walnęli. Właściwie to już było po X-COM i Inwazji. I zaczęło się sprzątanie. Tak pod pod koniec 38-go. - powiedziała Maxi wyświetlając te dane dla przypomnienia. No tak, Inwazja i większość walk była w 37-ym. Ale końcówki i owo wprowadzanie nowych porządków przeciągnęło się na kilka następnych lat nim obcy ogłosili, że ruch oporu został spacyfikowany i jest nowy porządek świata. Ich. Ale zanim to nastąpiło to w tym okresie przejściowym właśnie zdarzały się takie numery jak choćby to co spotkało Memphis. Teraz miasto straszyło bezludnymi ruinami.

- Musimy jakoś dostać się tutaj. - Kirk pokazał palcem na wyświetlaną mapę dawnego miasta. Z tego co dowiedzieli się do tej pory tam się przeniósł jeden z ostatnich lokalnych sztabów dawnych obrońców tej planety. Między innymi z Nowego Orleanu dlatego w mieście natrafili właśnie na ten ślad prowadzący do Memphis.

Ostatni ślad wskazywał na to, że resztki rozbitych sił spływały do miasta i urządziły sobie HQ w szklanej Memphis Pyramide. Także szpital polowy, magazyn tego co udało się zgromadzić z ocalałych zasobów i tego typu rzeczy. Niestety ślad się urywał i nie było wiadomo czy to wszystko tam nadal było gdy kosmici walnęli w miasto. Ale jeśli nawet nie było to i tak to było jedyne miejsce gdzie można było mieć nadzieję, na wskazówkę gdzie ewakuowali się dalej. No i może mimo wszystko coś zostało z dawnej bazy do dzisiaj?

Problemem było samo miasto. Na dawnych mapach lokalizacja piramidy wydawała się dość prosta. Nieco na północ od głównego mostu przerzuconego przez Mississippi. No ale jak to odkryli dzisiaj ten most nie przetrwał próby czasu i impetu uderzenia. Chociaż z zachodniego brzegu widać było kikuty czegoś co mogło być piramidą. Niestety drzewa i mgła unosząca się nad rzeką w sporej mierze przesłaniały widok. W ogóle było pełno mgły nad tą rzeką.

Ale położony bardziej na południe most nadawał się do użytku. Więc przedostali się na wschodni brzeg. Jednak potem czekała ich mozolna wędrówka po zagruzowanym i spękanym asfalcie by przedrzeć się wzdłuż rzeki bardziej na północ. Tam powinna być ta piramida.

- Cholera. Jakby dało się przejechać to byśmy tam dojechali w parę minut. Może kwadrans. - w komlinkach znów dał się słyszeć zirytowany głos Kirka kierującego pierwszym pojazdem. Znów trafili na autostradę na jaką runęła jakaś estakada i nie dało się przejechać dalej.

- To może na piechotę? Rozejrzymy się. - zaproponowała Dunkierka. Pozostali zaczęli się zastanawiać nad tym pomysłem. Co samochód to samochód. Można było zwiać albo się schronić wewnątrz. Wszystkie rzeczy były na miejscu. I kto wie? Może za parę zakrętów znajdą jakiś objazd by dotrzeć do tej piramidy. A piechotą można było przejść przez te gruzowisko. No ale jednak trzeba by łazić na piechotę w tych zamglonych ruinach. Zwiewać też tyle co na własnych nogach. No i wozy trzeba by zostawić bez opieki albo się jakoś podzielić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline