Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 13:05   #23
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Gdy hrabianka odeszła w towarzystwie Richtera, młody strażnik niemal odetchnął z ulgą.
- Dokąd chcecie iść, panie Garilu? Zobaczyć miejsca zaginięć?
- Zacznijmy od porządniejszych. Wiecie od Herr Bergmana coś więcej o zaginięciu niż w raporcie stoi? Toć to wasz kamrat ze służby. Musiał coś mówić. Może wypytuje na własną rękę, co? Porozmawiajmy z nim o zaginięciu -
odparł krasnolud.
- Niewiele. Dziecko zniknęło ze strychu kamienicy, były tam ślady krwi.
- To chodźmy do Bergmanów -
postanowił Garil.

Bauer prowadził krasnoluda przez miasto, teren opadał w stronę rzeki. Wkrótce dotarli do części Krassenburga zamieszkanej przez mniej zamożnych mieszczan. Dwupiętrowa kamienica nie wyróżniała się niczym szczególnym. Rodzina Bergmanów zamieszkiwała na parterze. Ojciec, Bert, dobrze zbudowany mężczyzna, potrząsnął prawicą krasnoluda.
- Od hrabiego? Cóż, może wy coś więcej znajdziecie. Cicho, kobieto - uciszył łkającą w kącie żonę, przy której stał chłopaczek, na oko dziesięcioletni. Bergman wskazał go palcem. - Bruno często zaczepiał Bertę, dlatego ona lubiła bawić się samej na poddaszu. Tego wieczora usłyszeliśmy odgłos tłuczonej szyby, a potem jej krzyk. Zanim tam dobiegliśmy, już jej nie było.
Mówił przez zaciśnięte zęby, Garil widział drgające mięśnie jego twarzy.
- Proszę ze mną przed dom, porozmawiamy - zwrócił się uprzejmie do strażnika.
Obeszli budynek, by dobrze widzieć zbite okienko. Było bardzo wysoko. Choć ciężko było krasnoludowi wyobrazić sobie akrobatę zdolnego się tam dostać z zewnątrz musiał spróbować. Dokładnie ocenił odległość okienka od krawędzi skośnego dachu jak i otaczających budynków. Do kalenicy było około jednego metra, może troszkę więcej. Garil zrobił potem trzy duże kroki pokonując wąskie przejście pomiędzy bocznymi ścianami sąsiadkujących kamienic. Ta druga była całkiem podobna, z takim samym okienkiem na poddaszu. Przy domu Bergmanów pod ciężkimi butami krasnoluda trzasnęło kilka małych odłamków szkła, wbitych już w ziemię. Bert zacisnął szczęki jeszcze mocniej, patrząc na działania śledczego.
- Wiem, co myślicie, ale nie… Ktokolwiek to nie był, nie uciekł dachem - mówił z trudem, kładąc dłoń na ścianie budynku. - Tu bryznęła krew. Zrzucili ją...
- Ile osób było na strychu od dnia zaginięcia?
- Ja, żona. Potem kilku strażników, choćby i Rainer.
- Chodźmy więc na górę.

Poddasze nie wyróżniało się niczym szczególnym. Na rozciągniętych sznurach wisiały suszące się prześcieradła.
- Na podłodze były ślady krwi. Niedużo, ale było. Zmyliśmy je już, żona musi pracować, a inaczej nie potrafiła tu wejść.
Okienko zasłonięte było blatem ze zbitych desek.

- Dziękuję panu za pomoc. Rozejrzę się i dam znać, gdy już sobie pójdę - oznajmił grzecznie krasnolud i zabrał się za odsłanianie okienka. W drewnianej ramie tkwiły jeszcze resztki szkła, widoczne też były plamy zaschniętej krwi.
Rozglądał się pod nogami, choć nie sądził, że mogło na niej coś leżeć. Zamiast tego rzucał spojrzenia w szpary w deskach. Byle błysk mógł pomóc wskazać zagubiony przedmiot. Niestety, znalazł tylko kurz, pył i brud naniesiony na butach.
Poza tym rozejrzał się w krajobrazie. Wykluczanie w góry ucieczki dachami mogło wydawać się zasadne wobec plamy krwi na bruku, lecz świeże spojrzenie mogło rzucić na sprawę nieco inne światło. Wejście na dach poprzez to okienko wymagałoby nie lada zręczności, ale nie było chyba niemożliwe. Po cóż byłoby to jednak robić, skoro w dachu była klapa pozwalająca na łatwe wejście?
- Reiner, wychodziłeś na dach?
- Nie, ale klapa była zabezpieczona kłódką.
- Czyli nie tędy porywacz tu wszedł.
- Nie, sądzimy że wszedł oknem. Widzicie, teraz odłamki są uprzątnięte, ale większość szkła leżała na podłodze pod oknem, jakby ktoś wybił je od zewnątrz.
- Nie lada problem nim wleźć. Chodźmy stąd, na razie. Mam spotkanie w świątyni. Pożegnajmy się z Bergmanami i zaprowadź mnie do ojca Teofila -
poprosił Garil.
- Nie chcecie najpierw kolejnych miejsc odwiedzić?
- Cierpliwości kapłanów nie należy wystawiać na próbę. Ale patrząc w twój raport po drodze do świątyni możemy odwiedzić dom Aldbergów. To faktycznie prawie po drodze.
- Chodźmy zatem, powinniśmy ich zastać. Adrian jest szewcem, ma swój zakład w domu, w którym mieszkają. Anna zajmuje się domem i dziećmi.


Ruszyli do głównej ulicy i skręcili w lewo, przeciwnie do południowej bramy miasta. Miejski krajobraz był dla Garila czymś naturalnym, znajomym i bezpiecznym. Burzyła ten nastrój świadomość, że to właśnie tu krążył porywacz dzieci. Sądząc po krwi na miejscu porwania nawet dzieciobójca. Wybitnie wygimnastykowany.
“Być może jednak porwania łączy coś innego” zastanawiał się krasnolud wędrując szeroką ulicą, nie zaczepiany przez nikogo. Gdy ulica zaczęła się zwężać, odbili w prawo. Podróż trwała raptem kilka minut.
“Okaże się wkrótce. Porwanie to niby emanacja niechęci lub zadry. Może to problemy rodziców zaowocowały tymi wydarzeniami? Jeśli nie to, to ani chybi niewycelowana konkretnie przemoc. Potwór lubo jacyś sadyści. Nawet prędzej to drugie - w mieszczańskich strojach obserwują aż niepostrzeżenie szczerzą zęby i…”.
- To tutaj -
oznajmił Rainer.
 
Avitto jest offline