Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 16:47   #79
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Tło fabularne:
Noc w Hoer i okolicach okazała się przepełniona niesamowitymi wydarzeniami. Zdziwienie musiała dziwić przysłana przez kuriera przepowiednia. Miejscowy, podstarzały kapłan Fydlon był tak uradowany jakimkolwiek zainteresowaniem jego odległej placówki, że nie miał - i nie chciał mieć - żadnych wątpliwości odnośnie tego dokumenty. Pokazał go zresztą tylko swojemu synowi, dowódcy miejscowego oddziału zbrojnego, i jego koledze jeszcze z czasów młodości, urzędnikowi. Obaj mężczyźni zauważyli kilka nieścisłości, ale pismo nie było >oczywiście< fałszywe, a tylko >prawdopodobnie< fałszywe. Nie chcieli robić przykrości staremu człowiekowi, który już dawno tak nie pobudził się jak przy tej sposobności. W momencie nadejścia dnia wymienionego w przepowiedni syn kapłana wysłał jedynie swoją córkę na powitanie "przepowiedzianych" - wolał z córką porozmawiać o stanie dziadka w przypadku powrotu z pustymi rękami niż posłać tam kogoś niespokrewnionego, który jeszcze rozsiałby plotki i Fydlonie i jego zdolnościom umysłowym.

Po prawdzie syn kapłana był zażenowany, gdy Fydlon rozgłosił nadejście "przepowiedzianych" każdemu kto chciał go słuchać w Hoer. Wysłał nawet ryboludzi na drugi brzeg, żeby pomogli Goćczy. Wszystko to zapowiadało się tragedią w zakresie reputacji kapłana i dlatego jego syn nawet nie przyszedł na przystań. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to nie są bzdury, a rzeczywiście ktoś przybył. Ktoś dziwny... a w tym dawno zaginiony rojlige. Pozostawało jednak pytanie kto stworzył przepowiednię i czym ona tak naprawdę była.

Nagle nadeszła wichura, którą mało kto przepowiadał.

I atak na karczmę położoną na północ od Hoer.

Ludzie zaczęli znikać w zawierusze, a najszybciej i najwięcej zniknęło miejscowych wojów z Oddziału Zwiadowców.

Mirosław, Aleksander:
Otworzyliście Rheoliemu drzwi akurat, gdy zawiał silniejszy wiatr. Wydawało się jednak, że pogoda uspokajała się. Aktualnie to była już po prostu ulewa, a nie niebezpieczna wichura. Jedynie od czasu do czasu powiało, ale...
Miras Naturalist 11 = 11 (Sukces)
Alex IQ-6(6) = 11 (Porażka)

... ale Mirosław uświadomił sobie, że te powiewy wiatru nie wydają się naturalne. Oczywiście znajdowali się w innym świecie, ale wcześniejsza wichura miała charakter, no, wszystko wyglądało normalnie jak na potężną wichurę, a teraz czuł, że te powiewy były zbytnio... mechaniczne... jak w zegarku. Aleksander tego nie zaobserwował, choć jakby wyciągnąć stoper i przyjrzeć się temu zjawisku to dowody staną się oczywiste.

- Już się bałem, że was nie znajdę. - powiedział ryboczłowiek - Co tu... - zaczął, gdy zobaczył nieprzytomnego, ale chyba za bardzo go to nie interesowało, bo sam do siebie wzruszył ramionami i powiedział:
- Ktoś przeprowadził atak na Hoer. Większość strażników gdzieś poznikała... on żyje? - zapytał wskazując na mężczyznę, a wy szybko potwierdziliście.

Ogólnie Rheoliemu przykro, że wcześniej was zgubił, ale teraz chce żebyście kontynuowali z nim podróż do budynków ryboludzi tworzących szeroko pojętą przystań. Zasadniczo nie sprzeciwi się zabraniu ludzi z tego budynku, ale właściwie ma to obojętne (choć, gdyby ktoś na głos podniósł temat bezpieczeństwa to Rheoli "oczywiście" będzie chciał zabrać wszystkich w bezpieczniejsze miejsce niż ta chata).

Gwybed (Bartosz ma wizję tych wydarzeń):
[trochę nieczytelna deklaracja; ogólnie rozumiem, ale w szczegółach problemy; z tego co rozumiem to Gwybed chce (ostatecznie) czekać do poranka, ale ten przeskok czasu jest na razie niemożliwy z uwagi na działania innych graczy]
Postanowiłeś przyczaić się w pobliżu karczmy i obserwować dalszą sytuację. Myślałeś, że już wszystko ucichło, gdy nagle od strony Hoer pojawił się jeszcze jedna zamaskowana osoba. Ciągnęła za sobą związanego mężczyznę w mundurze miejscowego Oddziału Zwiadowczego. Kimkolwiek byli tamci to albo przebierańcy albo nie wszyscy Zwiadowcy zdradzili. Najwyraźniej ten jeden został z tyłu, gdy reszta oddaliła się, żeby sprawdzić czy ktoś nie przetrwał ataku na karczmę. Trochę wpadłeś jak śliwka w kompot, bo w sumie... no ty przetrwałeś atak na karczmę i akurat próbowałeś zmienić pozycję, gdy tamten pojawił się znikąd. Nie usłyszałeś go. Zbliżył się do ruin i chwilę nasłuchiwał. Zamarłeś...
Gwybed DX(-2)=8 = 12 (Porażka)
... niestety, gdy tamten pojawił się to akurat opierałeś się o gałąź. To nawet nie była głupia pomyłka - po prostu pech o jaki łatwo w tych okolicznościach. Ta złamała się pod twoim ciężarem, a wróg natychmiast spojrzał w twoim kierunku. Rzucił związanego jak baleron i nieprzytomnego strażnika w błoto, a sam wyciągnął dziwny kij (nie przypomina żadnego znanego ci uzbrojenia... taka dziwna pałka, broń raczej jednoręczna, może półtoraręczna) i zaczął zbliżać się w twoim kierunku.

Jeśli nie chcesz walczyć tylko uciekać to aktualnie są dwa racjonalne kierunki: w stronę jeziora (południowy wschód) albo osady Hoer (południe). Teoretycznie mógłbyś jeszcze skierować się na południowy zachód, ale tam po prostu ominiesz Hoer i po pewnym czasie wkroczysz w kompletną dzicz. Jezioro to punkt odniesienia w całej okolicy, więc jeśli nie Hoer to jezioro wydaje się bardziej logicznym kierunkiem. Wybranie innego kierunku niż "ogólnie" południowy doprowadzi do walki.

Bartosz (dodatkowa wizja):
Ojciec Goćczy został rzucony w błoto przed sporej wielkości ruinami położonymi przy trakcie biegnącym ze wschodu na zachód. Nie ma tu żadnych zwłok, ani nikogo żywego oprócz osiłka ([Gwybeda], ale jak ma na imię to nie wiesz), którego zaraz zaatakuje przebieraniec rodem z Władcy Pierścieni.

Czujesz, że ktoś ci się przygląda. Nie jest to ten z pałką, ani osiłek, ani ojciec Goćczy. Właściwie to ta trójka nie widzi ciebie, więc może ktoś tak samo podgląda ciebie? Trochę paranoiczny punkt widzenia, a kto ogląda tego kto ogląda?
- To jest teraz. - usłyszałeś głos, który przemówił do ciebie po polsku. - Jesteś człowiekiem. Jak ten związany i ten ukrywający się. I jak ci w świątyni. Powiedz. Jakbyś mógł to kogo wolałbyś ocalić? Tych dwóch tutaj, czy tych w świątyni? Kto ma żyć, a kto ma umrzeć? Rzadko ludzie mają taki wybór, prawda? Wybierz. - ostatnie słowo zabrzmiało groźnie. Pozostałe były wypowiadane neutralnym tonem jaki można spotkać wśród urzędników.

Daniel:
[ta część odpisu wymaga większego wkładu pracy (w sumie to mnie wcześniej zawiesiło i nad tym pracowałem wczorajszej nocy i nadal nie skończyłem); najpóźniej w poniedziałek uzupełnię i dam znać w komentarzach z edytowania odpisu; jakby wcześniej była deklaracja dla Bartosza to i ona będzie uwzględniona]
 
Anonim jest offline