| Tło fabularne:
Noc w Hoer i okolicach okazała się przepełniona niesamowitymi wydarzeniami. Zdziwienie musiała dziwić przysłana przez kuriera przepowiednia. Miejscowy, podstarzały kapłan Fydlon był tak uradowany jakimkolwiek zainteresowaniem jego odległej placówki, że nie miał - i nie chciał mieć - żadnych wątpliwości odnośnie tego dokumenty. Pokazał go zresztą tylko swojemu synowi, dowódcy miejscowego oddziału zbrojnego, i jego koledze jeszcze z czasów młodości, urzędnikowi. Obaj mężczyźni zauważyli kilka nieścisłości, ale pismo nie było >oczywiście< fałszywe, a tylko >prawdopodobnie< fałszywe. Nie chcieli robić przykrości staremu człowiekowi, który już dawno tak nie pobudził się jak przy tej sposobności. W momencie nadejścia dnia wymienionego w przepowiedni syn kapłana wysłał jedynie swoją córkę na powitanie "przepowiedzianych" - wolał z córką porozmawiać o stanie dziadka w przypadku powrotu z pustymi rękami niż posłać tam kogoś niespokrewnionego, który jeszcze rozsiałby plotki i Fydlonie i jego zdolnościom umysłowym.
Po prawdzie syn kapłana był zażenowany, gdy Fydlon rozgłosił nadejście "przepowiedzianych" każdemu kto chciał go słuchać w Hoer. Wysłał nawet ryboludzi na drugi brzeg, żeby pomogli Goćczy. Wszystko to zapowiadało się tragedią w zakresie reputacji kapłana i dlatego jego syn nawet nie przyszedł na przystań. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to nie są bzdury, a rzeczywiście ktoś przybył. Ktoś dziwny... a w tym dawno zaginiony rojlige. Pozostawało jednak pytanie kto stworzył przepowiednię i czym ona tak naprawdę była.
Nagle nadeszła wichura, którą mało kto przepowiadał.
I atak na karczmę położoną na północ od Hoer.
Ludzie zaczęli znikać w zawierusze, a najszybciej i najwięcej zniknęło miejscowych wojów z Oddziału Zwiadowców. Mirosław, Aleksander:
Otworzyliście Rheoliemu drzwi akurat, gdy zawiał silniejszy wiatr. Wydawało się jednak, że pogoda uspokajała się. Aktualnie to była już po prostu ulewa, a nie niebezpieczna wichura. Jedynie od czasu do czasu powiało, ale... Miras Naturalist 11 = 11 (Sukces) Alex IQ-6(6) = 11 (Porażka)
... ale Mirosław uświadomił sobie, że te powiewy wiatru nie wydają się naturalne. Oczywiście znajdowali się w innym świecie, ale wcześniejsza wichura miała charakter, no, wszystko wyglądało normalnie jak na potężną wichurę, a teraz czuł, że te powiewy były zbytnio... mechaniczne... jak w zegarku. Aleksander tego nie zaobserwował, choć jakby wyciągnąć stoper i przyjrzeć się temu zjawisku to dowody staną się oczywiste.
- Już się bałem, że was nie znajdę. - powiedział ryboczłowiek - Co tu... - zaczął, gdy zobaczył nieprzytomnego, ale chyba za bardzo go to nie interesowało, bo sam do siebie wzruszył ramionami i powiedział:
- Ktoś przeprowadził atak na Hoer. Większość strażników gdzieś poznikała... on żyje? - zapytał wskazując na mężczyznę, a wy szybko potwierdziliście.
Ogólnie Rheoliemu przykro, że wcześniej was zgubił, ale teraz chce żebyście kontynuowali z nim podróż do budynków ryboludzi tworzących szeroko pojętą przystań. Zasadniczo nie sprzeciwi się zabraniu ludzi z tego budynku, ale właściwie ma to obojętne (choć, gdyby ktoś na głos podniósł temat bezpieczeństwa to Rheoli "oczywiście" będzie chciał zabrać wszystkich w bezpieczniejsze miejsce niż ta chata). Gwybed (Bartosz ma wizję tych wydarzeń):
[trochę nieczytelna deklaracja; ogólnie rozumiem, ale w szczegółach problemy; z tego co rozumiem to Gwybed chce (ostatecznie) czekać do poranka, ale ten przeskok czasu jest na razie niemożliwy z uwagi na działania innych graczy] Postanowiłeś przyczaić się w pobliżu karczmy i obserwować dalszą sytuację. Myślałeś, że już wszystko ucichło, gdy nagle od strony Hoer pojawił się jeszcze jedna zamaskowana osoba. Ciągnęła za sobą związanego mężczyznę w mundurze miejscowego Oddziału Zwiadowczego. Kimkolwiek byli tamci to albo przebierańcy albo nie wszyscy Zwiadowcy zdradzili. Najwyraźniej ten jeden został z tyłu, gdy reszta oddaliła się, żeby sprawdzić czy ktoś nie przetrwał ataku na karczmę. Trochę wpadłeś jak śliwka w kompot, bo w sumie... no ty przetrwałeś atak na karczmę i akurat próbowałeś zmienić pozycję, gdy tamten pojawił się znikąd. Nie usłyszałeś go. Zbliżył się do ruin i chwilę nasłuchiwał. Zamarłeś... Gwybed DX(-2)=8 = 12 (Porażka)
... niestety, gdy tamten pojawił się to akurat opierałeś się o gałąź. To nawet nie była głupia pomyłka - po prostu pech o jaki łatwo w tych okolicznościach. Ta złamała się pod twoim ciężarem, a wróg natychmiast spojrzał w twoim kierunku. Rzucił związanego jak baleron i nieprzytomnego strażnika w błoto, a sam wyciągnął dziwny kij (nie przypomina żadnego znanego ci uzbrojenia... taka dziwna pałka, broń raczej jednoręczna, może półtoraręczna) i zaczął zbliżać się w twoim kierunku.
Jeśli nie chcesz walczyć tylko uciekać to aktualnie są dwa racjonalne kierunki: w stronę jeziora (południowy wschód) albo osady Hoer (południe). Teoretycznie mógłbyś jeszcze skierować się na południowy zachód, ale tam po prostu ominiesz Hoer i po pewnym czasie wkroczysz w kompletną dzicz. Jezioro to punkt odniesienia w całej okolicy, więc jeśli nie Hoer to jezioro wydaje się bardziej logicznym kierunkiem. Wybranie innego kierunku niż "ogólnie" południowy doprowadzi do walki. Bartosz (dodatkowa wizja):
Ojciec Goćczy został rzucony w błoto przed sporej wielkości ruinami położonymi przy trakcie biegnącym ze wschodu na zachód. Nie ma tu żadnych zwłok, ani nikogo żywego oprócz osiłka ([Gwybeda], ale jak ma na imię to nie wiesz), którego zaraz zaatakuje przebieraniec rodem z Władcy Pierścieni.
Czujesz, że ktoś ci się przygląda. Nie jest to ten z pałką, ani osiłek, ani ojciec Goćczy. Właściwie to ta trójka nie widzi ciebie, więc może ktoś tak samo podgląda ciebie? Trochę paranoiczny punkt widzenia, a kto ogląda tego kto ogląda?
- To jest teraz. - usłyszałeś głos, który przemówił do ciebie po polsku. - Jesteś człowiekiem. Jak ten związany i ten ukrywający się. I jak ci w świątyni. Powiedz. Jakbyś mógł to kogo wolałbyś ocalić? Tych dwóch tutaj, czy tych w świątyni? Kto ma żyć, a kto ma umrzeć? Rzadko ludzie mają taki wybór, prawda? Wybierz. - ostatnie słowo zabrzmiało groźnie. Pozostałe były wypowiadane neutralnym tonem jaki można spotkać wśród urzędników. Daniel:
[ta część odpisu wymaga większego wkładu pracy (w sumie to mnie wcześniej zawiesiło i nad tym pracowałem wczorajszej nocy i nadal nie skończyłem); najpóźniej w poniedziałek uzupełnię i dam znać w komentarzach z edytowania odpisu; jakby wcześniej była deklaracja dla Bartosza to i ona będzie uwzględniona] |