Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 20:12   #158
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zmierzch; karczma “Pod wierzbą”


Versana i Łasica


- Już, już. - odparła do przyjaciółki obok - Dobrze, że siedzisz bo byś upadła. Słuchaj tego. - Ver z uśmiechem na ustach i dłonią po wewnętrznej stronie uda Łasicy zrelacjonowała jej wszystko to czego się dowiedziała z zebranego materiały. Alkowa była na tyle ustronna, że dziewczyny mogły sobie pozwolić na w miarę. Wdowa postanowiła więc nie skąpić swojej siostrze żadnych detali a trochę tego było. Romans z Fabi, jakiś relikw przeniesiony z prywatnego magazynku Huberta i ta tajemnicza istota trzymana w kanałach.

- I co ty na to? - zapytała nieco zdezorientowana natłokiem informacji - Aż prosi się by wykorzystać te informacje w do celów prywatnych jak i kultu. Szczególnie, że są tam wzmianki o kanałach.

- Bujasz mnie? - sądząc po minie ciemnowłosej to chyba mocno niedowierzająco brzmiało to wszystko w jej uszach. Czule zaczęła głaskać dłoń i nadgarstek wdowy jakie spoczęły między jej udami. Ver nie pozostawiała jednak wątpliwości swojej siostrze w wierze. Przeczący ruch głową mówił sam za siebie.

- Ten grubas ma romans ze szlachcianką? I to mężatką? - łotrzyca pytała jakby sądziła, że coś źle zrozumiała. Albo to Ver coś pokręciła. Bo chyba trudno było jej w to uwierzyć.

- Ojej… No nie wiem… Ale teraz to ma więcej sensu. Grubas coś dorwał w kanałach, jakiegoś stwora, Peter się dowiedział, chciał kupić, gruby nie chciał sprzedać no to jak mu mu się trafiłyśmy to… - wskazała na te wszystkie papiery jakie w nocy zwinęły z biura Grubsona.

- Każdy kto ma te papiery ma Grubsona w garści. No ale trzeba by się przyznać. On chyba na razie nie wie, że to ty mu wlazłaś w szkodę w tym magazynie. Jej… Dużo tego… I te kanały… Ciekawe co on wyniósł z tego magazynu… Po co trzymać relikwie w magazynie? - natłok informacji nieco zaskoczył i przytłoczył Łasicę. Wodziła chaotycznie wzrokiem po listach i dzienniku jakie dla niej były bezwartościowe.

- Chyba musimy wybrać na kogo postawić. Na Grubsona czy Czarnego. Jak oddamy to Czarnemu to zostaje nam tylko to co tu przeczytałaś. Ta Fabi, sklep, kanały i reszta… - ciemnowłosa w zamyśleniu podparła głowę łokciem położonym na stole i myślała na głos.

- Ale muszę ci powiedzieć, że niezły numer z tego Grubsona wyszedł. Kompletnie bym się po nim nie spodziewała czegoś takiego. - prychnęła nieco z rozbawieniem i jakby uznaniem dla jego wyczynów i miłosnych podbojów co były tak bardzo sprzeczne z jego raczej niezbyt pociągającym wyglądem.

- Cicha woda brzegi rwie. - podsumowała słowa będącej wciąż w sporym szoku Łasicy - Postawić na Grubsona? - nieco zaskoczyły ją słowa ulicznicy - Jakbyśmy się przyznały do posiadania tych dokumentów, ten bez zastanowienia by nas wydał. - patrzyła pytająco na koleżankę nie mogąc odgadnąć co chodzi po tej jej sprytnej główce.

- Wydał? Komu? Straży miejskiej? I co im powie? Że te dwie włamały się do mnie i skradły mi dowody mojego romansowania z klientkami? Myślę, że można by liczyć dnie a nie tygodnie jak stałby się pośmiewiskiem miasta. A mężowie tych żon by mieli z nim do pomówienia. Niekoniecznie słowami. A co na to jego żona? No to komu jeszcze? Czarnemu? Czarny i tak sporo wie. Żadna nowość dla niego. - Łasica nie wydawała się przekonana do takiej opcji ale też jakoś za bardzo nie upierała się przy swoim. - I jakbyśmy miały z nim gadać to można zawrzeć z nim jakiś układ. Raczej by wiedział, że wiemy to co jest tu w tych papierach. Co niejako czyniłoby z nas wspólników dzielących tą samą tajemnicę. No ale fakt. Mogło by to być mu nie na rękę i mógłby kombinować jak nas się pozbyć. No i trzeba by jakoś znaleźć wyjaśnienie dla Czarnego dlaczego nie wracamy z tymi papierami. - łotrzyca mówiła jak to jej uliczny zmysł podpowiada jak by taka opcja mogła wyglądać. I na plus i na minus.

- Ja raczej kombinuje jak tu najwięcej ugrać z tym Czarnym. - bez większej krępacji wyjawiła, w którą stronę wolałaby pójść - Nie wiem czy zabieranie tych dokumentów ze sobą to dobry pomysł i to z dwóch powodów. - wyrazisty korzenny smak miło i delikatnie pobudzał kubki smakowe - Po pierwsze może on chcieć nas wykiwać, szczególnie gdy powiemy, że same ustaliliśmy gdzie jestes wyspa przemytników a po drugie to coś mi intuicja podpowiada, że fantów które mamy dostarczyć Peterowi wciąż szukać może ich prawowity właściciel.

- Moja droga. Jak robisz interesy ze złodziejami to zawsze jest ryzyko, że załatwią sprawę po złodziejsku. Ale to musi się opłacać albo w jakiejś gardłowej sprawie. Jak przyjdziemy do Czarnego i oddamy mu to po co nas wysłał po co miałby nas robić na szaro? Przecież nie opłaca mu się. Jak nas zrobi teraz na szaro to raczej koniec naszej współpracy. A tak to kto wie? Może znów będzie nas do czegoś potrzebował? Zwłaszcza, że nie musi nam nic płacić czy dzielić się łupami. Wystarczy, że nas wyśle na Wyspę Przemytników. Dla niego to pewnie żadna sprawa. A to, że mamy kontakt na Wyspę niezależny od niego wcale nie musimy mu mówić. - weteranka życia w półświatku tego miasta nie wydawała się przekonana do wątpliwości przyjaciółki. Mówiła dość swobodnie jakby nie oczekiwała kłopotów od strony Czarnego i jego bandy jeśli przyniosą mu to co teraz leżało przed nimi na stole.

- I jaki prawowity właściciel ma tego szukać? Grubson? Czy jest ktoś jeszcze? - ostatnia uwaga nieco skonsternowała ciemnowłosą kultystkę nie była pewna o czym koleżanka mówi.

- Grubson, Grubson. - rzuciła niechlujnie starając sobie w głowie poukładać wszystko to co przed chwilą podpowiedziała jej Łasica - Ja myślę raczej nad tym, że jeżeli oddamy mu te papierzyska to staniemy się dla niego zbędne a co gorsza może uznać iż wiemy za dużo. - dywagowała dalej nad tym z kim dalej kontynuować współpracę - Grubson nie wie, że to my zwędziliśmy mu fanty. Czarny już tak. Jeżeli więc nie oddamy dokumentów Peterowi ten zacznie się pewnie mścić a tego bym nie chciała. - rozważała wszystkie za i przeciw - Mnie jednak nie interesuje już to co ma nam do zaoferowania nasz "zleceniodawca" - wykonała w powietrzu znak cudzysłowu - Za to planujemy otworzyć "teatr".- powtórzyła ten sam gest - "Teatr" z dziewczynkami a tu już wpakujemy się mu w paradę. Chyba wiesz co mam na myśli? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku kochanki - Druga sprawa to planujemy działać w kanałach. On zaś tam coś trzyma. Mnie natomiast cholernie ciekawi co to. - uśmiechnęła się lisio puszczając Łasicy oczko - Taka już moja piekielna natura. - grzaniec się kończył szybciej niż by sobie tego życzyła - Szkoda że przed spotkaniem z Peterem nie dorwiemy Karlika. - zauważyła marszcząc brwi - Powiedz mi więc kochaniutka. Co ty byś zrobiła? Znasz Czarnego lepiej niż ja.

- Jak mamy układ z Czarnym to lepiej dla nas się z niego wywiązać. Za głęboko w to zabrnęłyśmy. Zrobiłyśmy dla niego coś w zamian za coś. Lepiej zamknąć tą sprawę i mieć go po swojej stronie. - Łasica pokręciła głową na znak, że wolałaby nie zadzierać z szefem półświatka.

- A kanały są duże. Pod całym miastem. Więc nawet jak ktoś ma jakieś sprawy w jednym zakamarku nie oznacza, że wpływa to na sprawy w innym zakamarku. Tak samo zresztą jak na powierzchni. Też jestem ciekawa co oni tam ukrywają no ale nie musi to mieć coś wspólnego z tym co my mamy w planie. - mówiła jakby chciała zaznaczyć, że nawet jak coś ci dwaj trzymają pod powierzchnią ulic to niekoniecznie musi mieć to związek z tym o czym mówili wczoraj na “Adele”.

- Z teatrem sama nie wiem. - przyznała, że ten dopiero powstający projekt sama ma problem jak ocenić. - Pomysł sam z siebie mi się jak najbardziej podoba i go popieram z całego serca. Ale jak Czarny by na to zareagował to nie wiem. - powiedziała wodząc palcem po krawędzi swojego kufla. - Za duża sprawa by to przegapić. W końcu się dowie. Prędzej lub później ale się dowie. Robisz to oficjalnie więc dowie się też, że jesteś w to zamieszana. Ale jak to potraktuje to nie wiem. Jakby mu odpalić dolę to pewnie by nas wdrożył w system. Trzeba by mu płacić. No ale można by liczyć na święty spokój. Albo nie. I wtedy oszczędzamy kasę i… No cóż, zależy jak podejdzie do sprawy i jakie ma naprawdę możliwości. W końcu w grę wchodzą naprawdę mocne nazwiska. Sama nie wiem. - mówiła z zastanowieniem gdy próbowała oszacować jak herszt Czarnych może podejść do tej kwestii.

- Więc jak pytasz mnie co bym zrobiła to ja bym poszła do Czarnego i grzecznie, ze słodkim uśmiechem, oddałabym mu to co tutaj mamy polecając się na przyszłość. Pomyślałaś co się stanie jak coś nie wypali z Rosą? Zmieni zdanie, wyjedzie albo coś się stanie? Zostajemy z niczym. A zwłaszcza jakbyś chciała płynąć na tą Wyspę więcej niż raz. To lepiej mieć kogoś jeszcze. A z Grubsonem to można go wziąć pod lupę. I ten jego sklep. Skoro tam takie ciekawe rzeczy się dzieją. Albo tych von Mannliebów. Znasz ich w ogóle? Co to za jedni? - sądząc po tym co mówiła wychowanka tutejszych ulic to zdecydowanie obawiała się wystawić tutejszego herszta podziemia do wiatru. I wolała nie ryzykować jego gniewu. W reszcie spraw sytuację chyba uznawała za mniej gardłową bo mówiła o tym lżejszym tonem.

- "Znam" to chyba za duże słowo. - odparła a następnie dopiła to co pozostało w kuflu - Wiem kim są. Czym się zajmują i takie tam. Widywałam ich również niejednokrotnie na wszelkiego rodzaju spotkaniach wyższych sfer. Z resztą byli ostatnio na tym koncercie u twojej pracodawczyni. - zaśmiała się delikatnie po czym przybliżyła koleżance postać arystokratycznego małżeństwa.

- Pora się chyba zbierać. - zauważyła spoglądając na okiennice.

---


Wieczór; kryjówka Czarnych


Versana, Łasica i Czarni


- Może lepiej byłoby to gdzieś tutaj skitrać? - zapytała idącej obok Łasicy gdy mijały kolejną z kamienic w trasie do siedziby gangu Czarnych - Nie boję się tak o Petera jak o gońców, których w ślad za tymi złymi i niedobrymi złodziejami mógł wypuścić Grubson. - mimo niepewności która ją dręczyła zaśmiała się delikatnie - Albo niech jedna z nas gdzieś się tu przyczai z tym wszystkim. Co o tym sądzisz?

- Grubson? No nie wiem. Nie sądzę. Musieliby czekać na terenie Czarnych. Myślę, że trudno by było znaleźć ochotników na akcje gdzie by trzeba bruździć Czarnemu pod nosem. - pomysłem koleżanka wydawała się nieco zaskoczona. Ale obejrzała się za siebie jakby sprawdzała czy rzeczywiście ktoś za nimi nie idzie. Taka wersja jednak chyba nie wydawała się jej zbyt realnym zagrożeniem.

- Więc chodźmy. Miejmy to za sobą. - odparła - Jednak trzymaj te dokumenty. W razie czego mniej rzucasz się w oczy i szybciej dasz radę czmychnąć. Znasz miasto lepiej niż ja. - po uprzednim sprawdzeniu czy nikogo nie ma w okolicy wręczyła wszystkie fanty swojej przyjaciółce.

Do siedziby gangu dzieliła je już tylko jedna przecznica. Jeden zakręt i wyjdą na uliczkę prowadzącą wprost pod drzwi kamienicy w której to rezydował sam Czarny. Okolica jak zwykle była pusta. Ani widu, ani słychu. Nie było z resztą co się dziwić. Nie miała zbyt dobrej opinii i mimo, że nie mówiło się o tym na głos to każdy mieszkaniec miasta zdawał sobie sprawę co to za rejon.

Widok dwóch atrakcyjnych i samotnych kobiet pasował tu jak pięść do nosa. Nie dość że szokujący to i intrygujący zarazem. Obie jednak dość pewnym krokiem mijały szereg poopuszczonych ongiś kamienic, w których Tzeentch jeden wiedział co kryć się mogło.

Z pozoru było podobnie jak podczas ostatniej wizyty. Ten sam adres, mróz i śnieg. Niewielki ruch dookoła. Sądząc po cichych odgłosach na rogu ktoś znów był na parterze narożnej kamienicy. Ale po ciemku nie było widać kto to. Obie weszły w Czarny Zaułek który po zmierzchu wyglądał jak jeden z tych w jakie lepiej nie wchodzić po zmroku. Dla dodania otuchy przyjaciółce Łasica wzięła Versanę pod rękę przyciskając ją do swojego boku jakby się przechadzały w znacznie bardziej przyjaznych warunkach. Zostało jeszcze zapukać w drzwi. Kroki na korytarzu i ktoś otworzył małą klapkę by zerknąć kto przyszedł. Coś powiedział do kogoś w środku i pewnie zyskał odpowiedź bo rozległ się zgrzyt otwieranych zasuw i zamków i drzwi stanęły otworem.

Mężczyzna który im otworzył wyglądał jak oprych. Czyli w sam raz pasował do tego miejsca i zaułka. Obdarzył ich bynajmniej nieprzyjaznym spojrzeniem i równie wylewnym przywitaniem. - No? - zapytał na początek.

- My do Czarnego. Mamy dla niego to co chciał. - łotrzyca przejęła na siebie uliczną kurtuazję uśmiechając się przyjaźnie do tego ponurego zbira. Ten skinął głową i bez słowa odsunął się aby goście mogli wejść do środka. Potem jeszcze wyjrzał na zewnątrz i zaczął zamykać drzwi gdy one mogły przejść do głównej izby.

- Proszę proszę. Któż to nas odwiedził wieczorową porą. Cóż takie ślicznotki sprowadza w nasze proste, skromne progi? - herszt bandy siedział po drugiej stronie stołu. Stół i cała izba wyglądało tak bardzo zwyczajnie, że gdyby Czarni zniknęli i pojawiła się jakaś zwykła rodzina szło by uwierzyć, że to tylko kolejny, zwykły dom zamieszkały przez kolejnych, zwykłych ludzi. Może był nieco bardziej zaniedbany jak to zwykle się działo gdy brakowało kobiecej ręki w jakimś domu. Ale nie widać było żadnych krwawych łupów, krwi, czaszek zabitych wrogów czy czegoś takiego co zwykle w bajkach kojarzono z jaskinią rozbójników.

- Mamy coś dla ciebie. - Łasica skinęła głową i uśmiechnęła się przyjaźnie jak do starszego w hierarchii wypadało.

- Taakk? No proszę, proszę. No to usiądźcie. Pogadajmy. Chłopaki dajcie jakieś kubki. - zarośnięta gęba herszta też rozjaśnił lekki uśmiech. Nożykiem jakim obierał jakieś suszone jabłko wskazał na ławę po drugiej stronie stołu, tą samą na jakiej obie siedziały przy poprzedniej wizycie. Znów jego ludzie tak się rozstawili po izbie jakby mogli zaatakować gości szefa w każdej chwili. Ale na razie tylko się rozstawili i nie zdradzali wrogich zamiarów. Jeden co stał przy bocznej ścianie oderwał się i poszedł w stronę wejścia gdzie pewnie była kuchnia.

Versana rozejrzała się po izbie. Były we dwie. Zaś ludzi Czarnego kilku. Na swój sposób schlebiało jej to i bawiło zarazem. Herszt mimo ich nie wzbudzającej postrachu budowy musiał traktować je jako potencjalne zagrożenie. Jako poważnych graczy.

- Wedle umowy. - dołączyła do rozmowy - My zawsze dotrzymujemy słowa. - dodała łapiąc koleżankę za udo by ta wyciągnęła powierzone jej chwilę wcześniej fanty - Mam nadzieję, że to to czego szukałeś. - nie przejawiała oznak poddenerwowania. Mówiła spokojnie tak jakby przedmiotem rozmowy był najzwyklejszy towar, który jednak ze stron chcę nabyć zaś druga posiąść.

- Sporo wysiłku kosztowało nas zdobycie tych papierzysk. - dostosowała swój język do grona w jakim aktualnie przyszło im przebywać - Kto by pomyślał, że z Hubercika takie ziółko. - pozwoliła sobie na osobisty komentarz w trakcie gdy Łasica kładła na stole całą tą paperdollę.

Herszt sięgnął po dziennik i listy położone na stole. W międzyczasie jeden z jego ludzi wrócił z kuchni z dwoma zwykłymi kuflami. Łasica odwzajemniła mu się przyjemnym uśmiechem i sięgnęła po butelkę jaka stała na stole rozlewając do tych obu przyniesionych kubków skoro gospodarz je poczęstował.

- Co o tym myślisz? - zwrócił się do kolejnego ze swoich ludzi wskazując na kupkę listów. Sam przeglądał karkti dziennika. Ten drugi sięgnął po jeden z listów, otworzył go i szybko zaczął przebiegać wzrokiem.

- Myślę, że to to szefie o co nam chodziło. - powiedział po chwili zaznajamiania się z treścią listy. Odłożył go i wziął jakiś przypadkowy ze środka postępując podobnie. - Tak szefie to listy o jakie nam chodziło. - powiedział kiwając głową. Czarny z zadowoleniem pokiwał głową, zamknął dziennik Grubsona i złożył swoje sękate dłonie na stole obserwując obie kobiety siedzące po drugiej stronie stołu.

- No. I bardzo ładnie. O to chodziło. Też jestem słowny. - powiedział dając znać, że jest zadowolony z tego jak wywiązały się z tego zadania. - Chciałyście wiedzieć gdzie jest Wyspa Przemytników. Dobrze. Dowiecie się. Bądźcie w Aubentag rano przy Wybrzeży Pelikanów. Rano o świcie. Ktoś was tam zabierze gdzie trzeba. - herszt obwieścił z jowialnym uśmiechem dobrego wujka zadowolonego ze swoich dorosłych siostrzenic co przyjechały w odwiedziny.

- Bruno daj mi moje pudło gościowe. - zwrócił się do kogoś ze swoich ludzi. Ten skinął głową i bez słowa wyszedł chyba znów do kuchni.

- Cieszy nas to niezmiernie. - przyznała widocznie zadowolona z pracy zarówno swojej jak i Łasicy - Może warto by było podjąć jakąś współpracę na dłuższa metę? - zaproponowała czując się nieco pewniej. Wiedziała że ich umiejętność stanowią nie lada atut mogący przynieść wymierne zyski zarówno dla jednej jak i drugie ze stron.

Nie czekając zbyt długo na odpowiedź herszta postanowiła podjąć jeszcze jeden temat, który naprawdę ją zaciekawił i zaintrygował jednocześnie.

- Cóż takiego kryje się w tych kanałach? - bez pardonu spytała zakapiora siedzącego po drugiej stronie stołu.

- Coś co chciałem kupić ale on nie chciał sprzedać. Więc załatwimy to inaczej. - herszt wskazał paluchem na leżące przy jego dłoni papiery.

- Oj daj spokój Czarny. I tak już w tym siedzimy. Możemy sobie znów pomóc nawzajem. - Łasica znów uderzyła w przymilny, łagodny ton jaki nie powinien wzbudzać złości i agresji.

- A jak możecie mi pomóc? To raczej załatwi sprawę. Jak nie to wzburzony szlachcic załatwi sprawę po swojemu. Wtedy i tak to zgarnę dla siebie. - Czarny wzruszył ramionami jakby teraz dzięki tej papierologii był już pewny sukcesu swoich zamierzeń. Ale popatrzył na obie rozmówczynie jakby czekał aż podadzą jaką rolę by mogły pełnić w tej wymianie.

- Ale z tego numeru ładnie się spisałyście. To macie coś za zmarznięte rączki. - powiedział widząc, że wrócił ten człowiek posłany do kuchni. I przyniósł jakiś dzbanek. Szef wziął ten dzbanek i pogrzebał w nim chwilę. Po czym wyjął i przesunął po stole jakąś kolię i bransoletę jako dodatkowe wynagrodzenie za to załatwienie sprawy z upartym kupcem. Biżuteria może nie wyglądała na taką co nosiłaby jakaś arystokratka ale też i nie z takich tanich co to nosiły żony tragarzy czy dokerów na dni świąteczne.

- A dalsza współpraca… A czemu nie. Dobrze wam poszło z tym Grubsonem. - zarośnięty gospodarz na propozycję dalszej współpracy nie był niechętny. - Jak chcecie robił włamy to znacie zasady. 10% dla mnie. W zamian możecie działać na spokojnie. A jak będziecie miały jakieś kłopoty możecie przyjść i zgłosić. - Czarny Peter mówił jakby uznał je obie głównie za włamywaczki i niejako był skłonny przyjąć niejako w swój system ze wszystkimi tego plusami i zaletami. Jakiś procent łupów zazwyczaj się płaciło w półświatku jako swego rodzaju podatek dla władców podziemia. W zamian zyskiwało się jakby licencję na własną działalność w danej branży.

- A co gdybyśmy chciały poszerzyć działalność? - zapytała przyglądając się uważnie biżuterii jaką podarował jej Czarny - Powiedzmy o sutenerkę?

- Sutenerka? Wdowa po kupcu otworzy zamtuz? - tym razem Versanie udało się zaskoczyć szefa opryszków. Uniósł brwi w zdziwieniu i jeszcze na wszelki wypadek spojrzał na jej partnerkę. Ta jednak potwierdziła jej słowa skinieniem głowy.

- Nie jestem chciwy. 20 monet co tydzień od każdej pracującej w burdelu dziewczynki. A jaki to burdel chcecie otworzyć? Gdzie? Na ile dziewczyn? - Peter mówił wciąż jakby od niechcenia albo jakby nadal nie dowierzał, że to poważne zapytanie. Więc widocznie chciał się dowiedzieć więcej aby rozważyć sprawę dokładniej.

- Póki co powiedzmy, że badam rynek. - z pełnym spokojem odparła na dochodzenia Petera - Powiedzieć ci jednak mogę, że celować będę raczej w te wyższe sfery. - dodała z uśmiechem na ustach. Cieszyło ją to iż herszt już wcześniej podał stawkę nie znając klienteli w którą ma zamiar celować sprytna brunetka.

W dłoniach bawiła się kolią. Był to w sumie dość cenny przedmiot. Mimo wszystko parzył.

- To może jakąś szybka partyjka? - zaproponowała - Ja mam to cacuszko, które od ciebie dostałam, moja przyjaciółka z resztą także.

Czarny podrapał się po szczeciniastym policzku. Spoglądal chwilę w zamyśleniu na młodą wdową, znów kontrolnie spojrzał na jej koleżankę a ta znow zachęcająco się uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zgody i aprobaty ze swojej strony.

- To mówisz, że celujecie w wyższe warstwy? Czyli kogo? Kupców? Szlachtę? To co to ma być za przybytek? - herszt bandytów dał znać swojemu człowiekowi co przyniósł ten dzban z fantami by go zabrał i papiery ze stołu też. I przyniósł kości. I wino. Ten zagarnął to wszystko i znów poszedł wykonać to polecenie a po chwili wrócił z tym co szef zażądał i zaczęli grę.

- Coś czego temu zadupiu brakuje. - odparła podśmiechując się z lekka. Wszak mieścinie wiele brakowało do najbliższej metropolii jaką był Marienburg, w którym Versana spędziła większość swojego życia zapoznając się z każdym aspektem tego miasta.

- Kogo będzie stać ten sobie będzie mógł korzystać. - zaśmiała się ponownie - Póki co jednak wolałabym nie zapeszać. - korzystała z tego iż większość mieszkańców była bogobojna i zabobonna - Liczę jednak na to, żę oboje zarobimy na tym solidną gotówke. - uśmiechnęła się wykazując przy tym swoją żyłkę do interesu - Skoro zaś już przy interesach jesteśmy to co możesz mi powiedzieć o niejakich Buldogu i Hetzwigu?
 
Pieczar jest offline