Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 20:44   #950
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Posterunek

Kiedy "poseł" (jak określił oficera swojej własnej armii Gustaw) już pojechał, Gustaw postanowił w końcu zmierzyć z coraz bardziej palącym problemem głosowania w Kompanii Brocka. Początkowo próbował sprawdzić, czy Wernicky może dać słowo, że Brock zostanie dalej dowódcą i się rozstaną później bez przejmowania dowodzenia, ale to nic by Wernickiemu nie dawało. Nic czego już by nie miał.
Gustaw w końcu przypomniał sobie, że Wernicky chciałby jak najszybciej ruszyć dalej (nie może póki jest pod dowództwem Brocka), a Brock nie chciał stracić kompanii (i przejście pod komendę Wernickiego i dołączenie do Armii Wissenlandu tym by się skończyły). Mieli jednak ręce związane umowami - Brock obiecał pomóc w obronie Posterunku, a Wernicky obiecał, że na rok dołączy do Kompanii Brocka.
Zdał sobie też sprawę, że obrona trwa nadal wyłącznie dlatego, że to on tak powiedział zaproponował więc rozwiązanie: zaproponował Brockowi by zwolnił Wernickiego z ludźmi przed głosowaniem.
- No i mogą wszyscy oni iść już. Są zwolnieni z obrony - dodał.
To zadowalało obie strony, pojawił się jednak problem finansowy. Ludzie Wernickiego podpisali wiążący kontrakt, a rozwiązanie umowy nastąpiło ewidentnie "z winy pracodawcy". Przynajmniej według Wernickiego. Co więcej, Gustaw przed chwilą nazwał granicznych "obrońcami Przełęczy". Krótko mówiąc - zażądał pieniędzy lub łupów.
Von Grunnenberg nie chciał o tym słyszeć. Zaczął od próśb i przekonywania, skończył na próbach szantażu i groźbach... w ferworze kłótni posunął się nawet do tego, że stwierdził, że dobra znajdujące się na wozach nie są wcale łupami, a poza tym w umowie jest tylko o wozach powiedziane... Brock zbuntował się natychmiast, ale Wernicky natychmiast zgodził się z tym tokiem rozumowania - skoro tylko wozy zostały prawomocnie przekazane, to znaczy, że nadal łupy są jego. Gustaw wycofał się i zaczął negocjować na poważnie. Kilkadziesiąt minut zażartej dyskusji później osiągnięto kompromis...

Wernicky i jego ludzie odjechali na południe. Z połową wozów stanowiących "nagrodę" dla "Obrońców Przełęczy". Dla wielu ludzi zagadką pozostanie, dlaczego Gustaw tak spontanicznie i ochoczo zaliczył do owych obrońców także granicznych, ale z pewnością ci nie zamierzali protestować. Wernicky nie zwykł marnować okazji.
I tak z siedemdziesięciu dwóch wozów pełnych dóbr wszelakich ostało się tylko trzydzieści sześć. Dziewięć przypadło Gustawowi jako dowódcy obrony, kolejne dziewięć poszło dla Brocka i jego oficerów, pozostałe miały zostać rozdzielone wobec "szeregowych" obrońców. Osiemnaście wozów na nieco ponad dwie setki ludzi. "Ostatni" istnieli już tylko na papierze - oprócz Gustawa na przełęczy nie było żadnego żywego członka jego dziesiątki, który byłby określany jako "obrońca przełęczy" - krasnoludy były oficjalnie neutralne. Ale dla tych kilku pozostałych chłopków z Armii Ludowej, kryjących się tu i tam oraz dla tych Ostatnich, którzy mieli wrócić, został jeden wóz, cokolwiek przebrany z wartościowszych rzeczy.


Galeb pamiętał, że w Meissen niczego nie podpisywał. Nie miał pojęcia co zapisał sobie posłaniec ze sztabu, który wysłał ich w tą misję, nie spodziewał się jednak, by było tam jego imię. Prawdę powiedziawszy, znając bałagan jaki panuje w burdelu zwanym szumnie Armią Wissenlandu, równie dobrze może nadal być zapisany w swojej poprzedniej jednostce i potraktowany jak dezerter. Albo może być nawet w rubryce "straty własne", o ile komuś chciało się wpisywać tam imiona, a nie je po prostu wykreślać ze spisów.

Detlef pożyczył Gustawowi znacznie więcej niż planował, ale na szczęście było go na to stać. Sądząc po targu, jaki Gustaw dobił z Wernickim, będzie miał z czego oddać w towarze. Chyba że Wissenladzka Armia powywiesza ich jako szabrowników. Co zdobędą to ich, oczywiście, ale czy to nie zostanie potraktowane jako łapówka za umożliwienie ucieczki wrogom Imperium?

Obydwaj musieli zmierzyć się także z pytaniem, co dalej z oddziałem z Karak Hirn. Mają iść? Zostać?

***


Główne siły Imperium w rejonie Przełęczy.
Gustaw von Grunnenberg potrafił mieszać ludziom w głowie. Czasem jego kłamstwa były wyrafinowane, czasem prostackie. Okłamywał już ludzi, elfy, krasnoludy. Okłamywał swoich podwładnych i przełożonych. Kupców, żołnierzy, szlachciców... Okłamywał też sam siebie. Na oficera wywiadu, który tę szlachetną tyłową służbę zawdzięczał protekcji szlachetnie urodzonego ojca, wystarczyło. Von Richthoffen nie wiedział już, czy Gustaw jest tak niekompetentnym idiotą czy geniuszem, który brak kompetencji jedynie udaje. Przynajmniej potwierdziło się, że khazadzi są "neutralni". Postanowił zadać jedno pytanie ludziom, którzy mogli znać go lepiej.

Loftus, Roz i Bert, wcześniej przesłuchiwani już przez wywiadowcę starali się nie kłamać wprost. Próbowali być sprytni. To próbując ukryć niektóre fakty w potoku mowy, to udając, że nie słyszą części pytań, to po prostu milcząc. Na ich nieszczęście, każdy z nich kłamał nieco inaczej i przyniósł inne odpowiedzi.

Niziołek miał też tego pecha, że skierowawszy kilka tygodni temu podejrzenia na kwatermistrza z Nulneńskiego garnizonu zapomniał był, że to on go widział ostatni żywego. Fakt, że w Bertowym posiadaniu była zaszyfrowana książka owego kwatermistrza sprawy wcale nie polepszał.

Ritter sugerował, że jako członek kolegium jest co prawda zobowiązany wspierać działania armii, ale "jako członkowie kolegium mamy pewną niezależność"... Co dziwne, imię Loftusa Rittera nie występowało na żadnej liście "członków kolegium wspierających armię", za to było całkiem dobrze widoczne na liście rekrutów Armii Wissenlandu. A szeregowy, nawet mag oddziału, nie powinien stawiać żądań oficerom. Zwłaszcza nie tuż po tym, jak przyniósł fałszywy raport. Niemniej... ktoś się pojawił.
- Słucham Was, konfratrze - powiedział wysoki, lekko szpakowaty magister Kolegium Światła, sądząc po stroju - Podobno macie dla mnie jakieś informacje.

Roz dostała jeszcze jedno pytanie w międzyczasie. Od samego dowódcy. Czy słyszała cokolwiek o losie jego brata, Kristoffa von Rudgera?

Von Richthoffen także i ją zapytał o Gustawa. Agentka była do niedawna najbardziej wiarygodna. A raczej najmniej niewiarygodna. Niestety, im więcej pytań jej zadawano, tym mniej sensowne uzyskiwano odpowiedzi. I zamiast wprost odpowiedzieć "nie wiem", marnowała tylko czas oficera. A von Richthoffen nie miał go za dużo. Wypytanie "posłańców" nie przyniosło odpowiedzi, najwyraźniej sami też nie wiedzieli, ale i tak musiał raz jeszcze spróbować zdać raport swojemu dowódcy. Znalazł go wysoko na zboczu, gdzie w otoczeniu adiutantów oglądał przez lunetę Posterunek.

- ... von Grunnenberg obecnie czeka na zwolnienie go z rozkazu obrony Przełęczy i na nowe rozkazy - zakończył raport.

Kapitan Magnus von Rudger
wysłuchał go z poważną miną. A potem, nic nie mówiąc, podał von Richthoffenowi lunetę i pokazał gdzie ma patrzeć. Ten zbladł. Graniczni zabrali się i pojechali. Albo jedynie schowali się, by złapać Imperialnych w pułapkę. Tak czy inaczej stało się jasne, że Gustaw von Grunnenberg go oszukał.
- Poprowadzę atak osobiście! - zaproponował.
- O, nie nie nie - zaoponował dowódca - Martwych bohaterów mamy już nazbyt wielu. Znacznie bardziej przydacie się, poruczniku, w sztabie, kiedy zapytają mnie, czemu zachowywałem się tak jakbym musiał działać na ślepo.
Wydał rozkazy.

Niedługo później Gustaw mógł dostrzec, jak Armia Imperialna powoli i w szyku bojowym zbliża się do Posterunku położonego w najwyższym punkcie drogi prowadzącej przez Przełęcz.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 23-01-2021 o 20:49.
hen_cerbin jest offline