Kajuta płonęła. Potwory istniały. Abreu wspiął się na wyżyny szaleństwa. Tuż za nim w kolejce na szczyt stał Daniel z rewolwerem. A obok niego Samuel, którego zamiar był równie, jeśli nie jeszcze bardziej niedorzeczny. Jedyna trzeźwa na umyśle Nathalie szarpała go za poły grubego jesiennego płaszcza tym tylko brakiem logiki się wykazując, że na siłę starała się uratować coś co przepadło już lata temu. Spojrzał na nią.
- Idź. Odczep z lądu cumy. Obie. - spojrzał na nią ostro przez moment w rysach twarzy dostrzegając żonę Roberta. Po czym warknął gniewnie - Już!
Potrzebował wyciągnąć kotwicę i postawić foka, co samodzielnie był w stanie zrobić, choć obie te rzeczy chwilę mu zajmą. Kto wie. Może w zamieszaniu potwór da mu tę chwilę?