Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2021, 07:56   #71
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyzna czekał w półmroku w pobliżu miejsca w którym się spotkali. Nie ruszył ku niej, gdy ją zobaczył. Czekał aż sama podejdzie. Uśmiechnął się na jej widok. Milczał przez chwilę nim rzekł.
- Uroczo wyglądasz.
- A ty przerażająco jak zwykle. - EL zaśmiała się i zbliżyła do mężczyzny tak, że niemal ich ciała się spotkały.
- To chyba dobrze.- chwycił ją za dłoń i poprowadził w głąb ciemnej alejki. - To co chcesz… robić?
- No wiesz.. romantyczna kolacja przy świecach, może teatr i łóżko w drogiej gospodzie. - Morgan pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - Mam pytanie.. czy wiesz co dzieje się w okolicy?
- Są jakieś kłopoty. Jakieś napaści i zniknięcia.- potwierdził mężczyzna.- Głównie w nocy i głównie samotne osoby wędrujące po ulicy znikają.
- To nie wampiry? - Morgan spojrzała na mężczyznę z zaciekawieniem chwytając go delikatnie pod ramię.
- Nie znalazłem dowodów na to. - odparł Simeon cicho.- Podejrzewam likantropów, ale mogę się mylić.
- Tylko.. po co? Wampiry dla posiłku, ale likantropy? - El spojrzała na niego zaskoczona, przytulając męskie ramię do swojej ukrytej pod płaszczem piersi.
- Likantropy dla szału. To humanoidy, które są we władzy zwierzęcych instynktów. Nie myślą za bardzo… nie planują… nie działają. A gdy pełnia jest oddają się szałowi, który pozbawia ich resztki rozumu.- odparł Simeon obejmując mocniej El.
- Ludzie znikają tylko w pełnię? - Spytała z zaciekawieniem, ciesząc się bliskością kochanka.
- Nie tylko… jak wspomniałem, likantropy to moje przypuszczenie. Niekoniecznie zgodne z prawdą. - wyjaśnił Simeon.
- Niepokoję się o moje znajome z Pączka. - El przyznała się szczerze do swoich wątpliwości.
- To zrozumiałe uczucie. - przyznał Simeon.
- A co u ciebie, jakieś kłopoty, spokój? - Morgan zmieniła temat, rozglądając się z zaciekawieniem gdzie idą.
- Na razie nie znalazłem żadnych tropów prowadzących do wampirzej rodziny, która ukrywa się w tym mieście.Tylko same pomioty.- przyznał Simeon.
- W sensie to, co wtedy nas zaatakowało to były pomioty? - El przyjrzała mu się, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Daleko im do prawdziwych wampirów. Te bowiem są znacznie potężniejsze i bardziej inteligentne. - wyjaśnił Simeon.
- Rozumiem ale i tak… były bardzo niebezpieczne, prawda? - El ponownie rozejrzała się po okolicy. - Gdzie idziemy?
- W sumie to nie wiem.- Simeon rozjerzał się dookoła zakłopotany. On również nie miał planu. Po prostu szli przez miasto.
- Masz coś przeciwko gospodom? - Elizabeth pociągnęła mężczyznę delikatnie za rękę by oddalili się od jej rodzinnej okolicy.
- Nie lubię tłoku, hałasu i… światła. - odparł Simeon cicho.
- Brzmi jak tak. - El zamyśliła się. - Niedaleko były magazyny na zboże, teraz nie ma zbiorów, powinny być puste.
- Mam światłowstręt i wrażliwą skórę. Nie spalam się w słońcu. - chyba domyślił się co sugerowała. Skinął głową i dodał. - Prowadź.
- Ale wiesz, że zachowujesz się nieco jak wampir? - Morgan spojrzała na mężczyznę prowadząc go w kierunku magazynów.
- Wiem.- odparł Simeon poważnym tonem. - Więc to twoja ostatnia okazja, by uciec zanim wyssę twoją krew.
Elizabeth spojrzała na niego niepewnie.
- Znudziło ci się już moje towarzystwo? - Spytała z jakiegoś powodu powątpiewając w jego słowa.
- Mógłbym cię wyssać wpierw, a potem uzależnić i związać własną krwią. I porwać. - wytłumaczył Simeon z ironicznym uśmiechem.
- Czyli byłam nie dość dobra, skoro jeszcze tego nie zrobiłeś? - El docisnęła jego ramię do swojej piersi.
- Z pewnością musiałabyś mnie dziś mocniej i dłużej przekonywać. - odparł żartobliwie mężczyzna, gdy dotarli w pobliże magazynów. Obecnie zamkniętych.
Elizabeth podeszła do tylnej furtki i sprawdziła czy ktoś zamknął je na klucz.
- Bardzo bym chciała wiedzieć kim jesteś, ale nie uważam cię za wampira. Po prostu… tak jak one nie lubisz słońca, tak? I kiełki masz ostrzejsze, wiesz?
- Mam kiełki ostrzejsze i nie lubię słońca, acz ono mnie nie zabije. - przyznał Simeon i wzruszył ramionami.- Ale ponieważ pracuję w nocy, to dni przesypiam.
- Ale to trochę jakbyś był z nimi spokrewniony. - Morgan spróbowała otworzyć furtkę.
- Bo jestem niestety. - odparł mężczyzna, gdy El bez trudu rozprawiła się z tak prostackim zamkiem, zwłaszcza gdy używała porządnych wytrychów.
- Wampiry mogą mieć dzieci? - Elizabeth spojrzała na niego zaskoczona nim weszła do środka i rozejrzała się. Bramy do magazynów były od ulicy, ale od podwórza zawsze było drugie wejście.
- Nie powinny… tak naprawdę to nie do końca wiadomo jak rodzą się tacy jak my. - wyjaśnił Simoen.- Najbardziej popularna teoria głosi, że ludzka służka karmiona krwią wampira rodzi takiego jak ja. Ale są inne… że przemieniona w wampira kobieta w ciąży może urodzić dhampira.
- To okrutne że atakują kobiety w ciąży. - Elizabeth podeszła do drzwi jednego z magazynów i zabrała się za ich otwieranie. - I… musisz pić krew jak one?
- Nie piję krwi.- odparł Simeon. - Jem to co zwykli ludzie. Nie odczuwam wampirzego głodu.
- To dobrze. Tyle przysmaków by cię ominęło. - El uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do magazynu.
- Może jednak powinienem cię ukąsić i zabrać ze sobą. Dobrze sobie radzisz z otwieraniem.- klepnął przy tym El po pośladku.
- Jak potrzebujesz z czymś pomocy możesz mi zawsze dać znać. - El weszła do środka i rozejrzała się. - No to… jesteśmy. Na łóżko nie ma co liczyć.
- Nie martw się tym. Nie przejmuję się tym gdzie sypiam.- odparł Simeon zamykając za sobą drzwi. Przed nimi były worki wypełnione zbożem i poukładane nieregularnie.
- A ja lubię mieć wygodnie. - El zaśmiała się i zaczęła zdejmować płaszcz - No ale jest jak jest.
- Tak.- odparł Simeon opierając się o drzwi plecami i obserwując El.- Nie mogę narzekać.
Elizabeth położyła płaszcz na workach ze zbożem i sięgnęła do sznurowania gorsetu. - Mam kontynuować?
- Widok jest śliczny… jakże mógłbym go sobie odmówić. Chyba że masz inne plany na ten wieczór?- zapytał Simeon.
- Yhym… uwiodę cię, zmuszę do ożenienia się ze mną i pobudowania mi domku na wsi. - El rozwiązała gorset i odłożyła go na bok, chwilę później wylądowała na nim spódnica. Stała przed kochankiem w koszuli, pończochach, majtkach i butach i zabrała się za zdejmowanie tego pierwszego.
Czuła jak jego wzrok ślizga się po niej, jak wodzi za jej palcami… zerkając widziała narastające pragnienie.
- Oprzyj się i wypnij….- usłyszała polecenie wydane chrapliwym od żądzy głosem.
- To nie brzmi jak zaręczyny. - El odłożyła koszulę i spojrzała na Simeona równie pożądliwie.
- Bo to nie są zaręczyny… to moje polecenie… wykonasz je?- zapytał Simeon starając się brzmieć nonszalancko.
- A co jak nie?- Morgan sięgnęła do swoich majtek i zaczęła je delikatnie zsuwać z bioder.
- Nie wiem… co dalej.- przyznał się Simeon nie mogąc oderwać spojrzenia od jej pupy… coraz bardziej odsłoniętej.
- Oświadczyny? - El odłożyła majtki, ale mimo swych słów oparła się o worki ze zbożem mocno wypinając.
- Wiesz dobrze, że nie wchodzą w rachubę.- usłyszała, ale też i usłyszała jego kroki. Zbliżał się do niej… do jej wypiętych pośladków.
- Muszę poćwiczyć przekonywanie. - Rzuciła żartobliwie i zakołysała biodrami.
- Za to kuszenie… ci idzie doskonale.- po chwili poczuła dłonie zaciskające się mocno i władczo na jej biodrach, a potem… jej ciało zachwiało się, a poiersi uwięzione w gorsecie próbowały zakołysać, gdy kochanek ją posiadł. Jego kolejne ruchy bioder były podobnie władcze i bezlitosne. Szturmował jej intymny zakątek niczym dzika bestia nieprzerwanie i bez uwagi na to czy była gotowa na tę napaść.
Elizabeth nie była w stanie mówić, za to pojękiwała cicho czując jak jej ciało wypełnia znajoma obecność, jak rozpycha się w jej wnętrzu. Tęskniła za tą bestyjką. Było to całkiem zwierzęce doznanie, miłość cielesna w czystej formie… i pozbawiona całej oprawy. Simeon brał ją w posiadanie zaspokajając swoja i jej żądzę. Trzymał ją mocno nie pozwalając uciec z tej pozycji. Ich ciała zderzały się ze sobą niemal mechanicznie, jak w dobrze naoliwionej maszynie. A tempo ich ruchów narastało coraz bardziej pędząc ku finałowi. Elizabeth niezbyt panowała nad swym głosem pojękując coraz głośniej. Czuła jak zbliża się do szczytu mimo brutalności tego aktu. A i po chwili czuła iż jej kochanek podąża tą samą ścieżką. Był blisko oddanie jej swojego trybutu. Dyszał ciężko, zaciskał dłonie na biodrach nadając szaleńcze tempo ich zabawie. Jeszcze tylko trochę i…
Morgan poczuła jak kochanek ją wypełnia. Jak jego gorący trybut powoli zaczyna spływać po jej udach. Odetchnęła ciężko czując jak i jej ciało ogarnia ulga.
Mężczyzna odsunął się od niej i usiadł na workach ze zbożem oglądając swój biały podpis na ciele kochanki.
El wyprostowała się i bezczelnie usiadła Simeonowi na kolanach.
- Bestia z ciebie. - Wymruczała zadowolona.
- Z ciebie też…- mężczyzna skorzystał z okazji, pochylił głowę całując i kąsając obnażone piersi siedzącej na nim kochanki, a palcami zanurkował między jej uda dotykając delikatnego obszaru który zdobywał wszak przed chwilą. Był co prawda “nasycony”, tak jak i ona… ale nie przeszkadzało mu to w zabawie.
- Yhym… - Elizabeth zdołała jedynie przytaknąć nim poczuła napaść na swoje ciało, które aż nazbyt chętnie powitało kochanka. Jeszcze nie zdążyła nawet ochłonąć, a on ponownie ją rozpalał wyrywając z kobiecych ust ciche pomruki.
- Prawdziwa bestyjka… żarłoczna… zachłanna…- szeptał rozpalonym głosem Simeon nie przestając pieścić pocałunkami drżącego ciała El, dotykanego równie zachłannie przez jego palce. Prawie nagiego… pomijając pończochy i buty. W magazynie do którego wstępu nie mieli. Była to więc wielce ryzykowna zabawa, ale jakże ekscytująca.
- Rozpalasz… mnie. - Elizabeth delikatnie ujęła twarz kochanka zanurzając palce w jego włosach. - To… twoja wina.
- A ty… całkowicie oszałamiasz… jak wino.- mruczał jej wybranek całując lubieżnie szyję i chciwie zanurzając palce w jej intymnym zakątku. Brakowało mu co prawda wprawy, ale nadrabiał to drapieżnością.
Morgan rozchyliła szerzej nogi, poddając się jego szturmom. Biodra chciały mu wyjść naprzeciw, czuła jak całe ciało chce naprzeć na życzliwe palce i gdyby nie fakt iż na nim siedziała zaczęłaby go ujeżdżać.
Nie wydawało się by jej wybranek wiedział co właściwie robi. Poddawał się swojemu instynktowi i potrzeb korzystając z ciała czarodziejki ku jej przyjemności. Przez chwilę El wiła się pod dotykiem w pełni poddając się błogości. Niemniej ta została przerwana głośnym krzykiem gdzieś spoza budynku.
Elizabeth prawie zeskoczyła z nóg mężczyzny chwytając się leżącego obok płaszcza i osłaniając swoje ciało.
- C… co to?
- Nie wiem.- przyznał Simeon wstając i rozglądając się.
Morgan zaczęła się pośpiesznie ubierać, majtki i gorset wrzucając do koszyka na zakupy. Potem się tym zajmie. Teraz upięła płaszcz pod szyją licząc iż to zamaskuje jej niedobory w garderobie.
- Sprawdźmy.
Simeon miał mniej do ubierania, więc szybciej był gotowy. Pierwszy też opuścił spichlerz rozglądając się dookoła bacznie. Elizabeth podążyła pomału za nim chwytając koszyk o naciągając kaptur na głowę.
- Nic tu nie widzę… ale… chyba z tamtej strony dochodził krzyk.- stwierdził Simeon ruszając przodem w kierunku jednej z alejek.
- Myślisz, że te kolejne poważne. - El odezwała się szeptem podążając za nim. Wilgoć spływająca po udach nieco utrudniała jej koncentrację.
- Zobaczymy… jesteśmy już blisko… - szepnął mężczyzna i skręcili w kolejny zaułek znajdując tam ofiarę morderstwa i… mordercę też.

Wysoki osobnik ubrany elegancko kończył właśnie swoje dzieło…, marząc krwią ofiary pobliską ścianę. Zabity portowy pomocnik rzeził głośno nim skonał… z rozciętych tętnic krew wypływała strugami, a zabójca korzystał z niej smarując jakieś znaki na budynku.
Elizabeth zamarła z przerażenia, czuła jak jej dłonie zaczynają się trząść, więc zacisnęła je kurczowo na koszyku. Co… co miała robić?
Simeon wiedział co miał robić. Co prawda na spotkanie z El nie zabrał większości swojego ekwipunku, to jednak zabrał ze sobą kord i samopowtarzalną ręczną kuszę. I za nią chwycił strzelając raz po raz w osobnika. Trafił i zranił go tylko za pierwszym razem. Kolejne przeszły ciało zabójcy na wylot. Ten zaś po prostu dosłownie zapadł się pod ziemię śmiejąc się tylko.
Elizabeth zerknęła tylko na niezrozumiały ciąg znaków i pociągnęła Simeona za rękaw.
- Uciekajmy stąd.
- Dobra…- stwierdził niechętnie Simeon który nie lubił odpuszczać łowów.
Elizabeth pociągnęła go w przeciwnym kierunku, wąskimi uliczkami chcąc się oddalić z miejsca zbrodni.
- Jakbyśmy zostali… mogliby nas w to wrobić. - Mruknęła cicho, starając się pojąć, co się właściwie tam stało.
- Jeśli ktoś by nas zobaczył… niemniej to na pewno nie był wampir. Przy takiej ilości juchy ciężko o samokontrolę u tych bestii. - ocenił Simeon.
Elizabeth ściskała jego rękę kurczowo i dopiero gdy odeszli kilka przecznic, wciągnęła w jedną z bram przytulając się mocno do mężczyzny.
- Odprowadzić cię do domu?- zapytał kochanek tuląc El do siebie.
- Do… do granicy z Uptown… dalej sobie poradzę. - Elizabeth nie była w stanie powstrzymać drżenia ciała.
- Dobrze…- odparł ciepło Simeon i ruszył wraz z nią ku Uptown.
Chwilę zajęło El otrząśnięcie się z szoku, wywołanego widokiem świeżych zwłok.
- Co to mogło być? Dlaczego zniknęło? - Zerkała na idącego obok Simeona, tuląc się do jego ramienia. - Po co ktoś miałby mazać krwią na ścianach?
- Nie wiem.- przyznał Simeon czule dociskając kochankę do siebie. - A uciekł bo został zaatakowany, po tym jak skończył to co zamierzał.
- Tylko jak… jakby zapadł się pod ziemię. Jakby mag… bo nie wiem jakie stworzenie ma takie możliwości. - Morgan szła zamyślona ciesząc się bliskością kochanka i czując się nieco bezpieczniej gdy był tak blisko.
- Zaskakująco wiele… ale też przypuszczam, że tu w grę chodzi raczej czar lub magiczny przedmiot. - przyznał Simeon.- Nie jest aż tak trudna sztuczka… choć kosztowna.
- Nie był ubrany biednie. - Elizabeth zamyśliła się. - Gdyby był to mag.. mógł być magiem dzikim, nie po uniwerku, ale także…. czy była opcja by był to ktoś z uczelni.
- Trudno powiedzieć… nie zdołałem mu się przyjrzeć na tyle by cokolwiek powiedzieć więcej. - zadumał się Simeon.- Nawet płeć jest tu kwestią dyskusyjną. Półorczyce bywają masywne.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy. Wiedziała, że to zdarzenie nie da jej spokoju.
- Ale… ludzie dotychczas znikali, prawda? A on zostawił ofiarę. - Dodała cicho.
- Nie wiem. Nie badałem tej sprawy. To może być ktoś inny.- przyznał mężczyzna.- W tym mieście każdej nocy w wyniku różnych zbrodni ginie kilkunastu obywateli.
- To postaraj się nie dać zabić, dobrze? - Elizabeth odsunęła się nieco od mężczyzny gdy dotarli do granicy z Uptown. - Za tydzień chyba nie dam rady… mogłabym ci gdzieś zostawić wiadomość?
- Gdzie ci byłoby najwygodniej ją zostawić?- odparł enigmatycznie mężczyzna.
- Najwygodniej jakbym mogła ją przesłać do jakiejś skrytki, ale nie wiem czy takową dysponujesz. - Elizabeth zamyśliła się. - nie chcę cały czas wykorzystywać Pączka.
- Pomyślę nad tym i dam ci znać.. jakoś.- przyznał po chwili rozterki Simeon.
- Do mnie możesz napisać na uczelnię. Jak dopiszesz nazwisko Morgan, wszyscy pomyślą, że to rodzina. - El uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny i rozejrzała czy nikt ich nie obserwuje.
Nikt nie przyglądał się im, ale że była wczesna pora to nie byli na placyku przy przystanku tramwajowym sami, co przypomniało czarodziejce, że nic nie ma pod spódnicą.
- Żałuję, że nam przerwano. - Wyszeptała cicho gdy już nieco się uspokoiła. Jej dłoń przesunęła się po ramieniu kochanka.
- Ja też…- mruknął Simeon i dodał cicho wprost do jej ucha.- Bo ja do widoku zwłok przywykłem i nie stępiły one mego apetytu.
- A mi nadal jest mokro.. i nie mam majtek. - Elizabeth też nachyliła się do jego ucha i przesunęła mówiąc wargami po jego skórze.
- I nadal się boisz oddać mi na ulicy?- zamruczał Simeon do jej ucha.
- Na środku ulicy.. nie czuję się nazbyt komfortowo. - Przyznała cicha, odruchowo rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś zaułka.
- Cóż… zgadzam się z tobą, acz pewnie dałbym się ponieść żądzy z tobą wszędzie. - to mówiąc mocno ścisnął pośladek Elizabeth przez spódnicę nie bacząc na to, kto mógłby to zobaczyć. I paru spostrzegło. Niemniej czarodziejka dostrzegła wąską i słabo oświetloną uliczkę z boku placyku.
- W tamtej uliczce, czy w dorożce? - Zaproponowała czując, że i ona przestaje nad sobą panować.
- Uliczce…- mruknął mężczyzna brutalnie rozkoszując się pochwyconą krągłością. Simeon był zwierzęco brutalny, ale to była część jego uroku.
- Jak tak dalej pójdzie to będziesz mnie musiał mnie tam zanieść, bo zmiękną mi kolana. - Elizabeth przysunęła się do kochanka, tak, że ich ciała się spotkały.
- Jestem dość silny na to…- zażartował Simeon gdy weszli w ciemną uliczkę, oświetlaną jedynie barwnym światłami dochodzącymi zza kotar okien kamieniczki na których tyłach się znaleźli. Zarówno odgłosy śmiechów i jęków jak i wygląd przybytku pozwoliły odkryć przed El naturę tego miejsca. Znaleźli się na tyłach zamtuza dla miejscowych elit.
- Chyba… mnie zagłuszą. - Wyszeptała sięgając do spodni kochanka gdy tylko znaleźli się w cieniu.
- Chyba…- Simeon sięgnął pod płaszcz Elizabeth i bezczelnie ścisnął pierś El przez delikatny materiał który ją okrywał. Mężczyźnie było w tej kwestii wszystko jedno i jedyne co się liczyło to rozkoszna nagroda w zasięgu jego dłoni.
- Nie przejmujesz się ludźmi co? - El naparła swym ciałem na kochanka, nazbyt pragnąc takich pieszczot. Dłońmi wydobyła jego oręż.
- Nie bardzo….- drugą dłonią chwycił ją za głowę, szarpnął za nią do tyłu… całując jej usta, a potem wyeksponowaną szyję, a biust ugniatając mocno i intensywnie… tak jak mocno napięta była jego męskość pod palcami panny Morgan.
Elizabeth pieściła ją palcami odpowiadając na pocałunki i czując jak jej piersi tężeją w rękach mężczyzny. Za plecami poczuła ścianę, a na piersiach nerwowo podwijaną koszulę… w końcu naga pierś została ujawniona światu tylko po to, by pieszczący ją kochanek zacisnął usta na jej szczycie.
Elizabeth jęknęła głośno, nie przestała jednak pieści męskości kochanka. Gdy poczuła oparcie w ścianie, jedna z jej nóg zaczęła wodzić po udzie Simeona.
- Gdzie jest.. zapięcie? - mruknął pomiędzy pocałunkami mężczyzna wodząc dłonią po spódnicy.
- Chcesz się bawić zapięciem? - W głosie El pojawiło się nieco rozbawienia. Puściła jedną dłonią męskość kochanka i sprawnie podwinęła spódnicę, odsłaniając swój kwiat.
A on chwycił ją za udo i posiadł jednym ruchem bioder, a potem kolejnym i kolejnym bezlitośnie przyszpilał swoją dumą do ściany zamtuza.
Elizabeth oparła dłonie na jego ramionach, starając się utrzymać równowagę. Jej ciało powitało gościnnie oręż Simeona i otuliło go ciepłem. Czuła jak te wszystkie zabawy rozpaliły ja i że duma kochanka suwa się teraz płynnie w jej wilgotnym wnętrzu.
Simeon zaczął więc przyspieszać i przyspieszać rozkoszując się uległą kochanką i nie dając jej chwili odpoczynku. Było to równie dzikie i drapieżne miłosne doświadczenie, jak te w spichlerzu… jak poprzednie z nim. Oczywiście trochę niewygodne, ale całkowicie o tym zapominała w szalejącej burzy zmysłów. I wtedy… znów im przerwano. Jakoś dziś mieli pecha. Sługa jakiś wyszedł z zamtuza, by wylać pomyje z wiadra to pobliskiej studzienki ściekowej. Zauważył ich, wzruszył ramionami nawykły do takich widoków w okolicy zamtuza i ignorując ich figle udał się spełnić swój obowiązek. Zapewne wziął El za jedną z pracownic wykonującą jakiś szalony kaprys klienta, tym bardziej że w cieniu ściany jej oblicze nie było wyraźnie widoczne.
Elizabeth stała już na czubku palców biorąc na siebie kolejne szturmy i nie miała głowy do zamartwiania się widzami. Czemu tak podobały się je te agresywne zabawy. Gdyby jeszcze miał nieco drygu jak Waynecroft… Sama wizja sprawiła, że doszła dławiąc okrzyk w rękawie mężczyzny.
Simeon również nie przejmował się świadkiem całując krągłą pierś na oczach niezbyt zainteresowanego sytuacją świadka i szturmował kobiecość aż i sam poczuł spełnienie, wypełniając przy okazji czarodziejkę.
Morgan wtuliła się mocno w kochanka, czując jak kolejne fale dreszczy wypełniają jej ciało.
- Chyba już czas wracać do domu, prawda?- szepnął mężczyzna dociskając El do ściany, podczas gdy świadek ich figli oddalał się wchodząc do środka przybytku.
- Też nie masz na to ochoty? - Morgan oparła głowę o ścianę odpoczywając po niedawnym szczycie.
- Też…- przyznał Simeon głaszcząc palcami pończoszce na udzie czarodziejki.
- Poprawię strój i chodźmy na postój dorożek nim znów mnie skusisz. - El zaśmiała się.
- To brzmi rozsądnie…- żeby jeszcze się odsunął zamiast wodzić palcami po udzie, spoglądać na bezczelnie odsłonięte piersi i… cóż wypełniać El swoją już bardziej miękką obecnością.
- Nn...nie pomagasz. - El czuła się przyparta do muru, dosłownie i w przenośni i chyba najbardziej niepokoiło ją, że nie przeszkadzał jej ten stan. - Ja… lepiej by mnie nikt nie rozpoznał.
- Ani trochę… nie pomagam.- mruknął jej kochanek dociskając jej ciało i całując szyję, oraz delikatnie kąsając pochwyconą kochankę.
Elizabeth zamruczał a w jego objęciach. Nie miała sił by z nim walczyć. Ani tych fizycznych ani woli.
- Simeon… - Wydusiła z siebie jedynie.
- Co? - mruczał zachłannie mężczyzna całując jej szyję i dłonią dochodząc po udzie do pośladka który ścisnął mocno. Dochodzące z okien zamtuza jęki były niemalże omen tego co czeka czarodziejkę, jeśli tego nie przerwie jakoś.
- Simeon… powinnam iść. - Elizabeth spróbowała odepchnąć mężczyznę od siebie. Poradziła z tym sobie, mimo że nie powinna. Wszak nie była szczególnie silna, za to Simeon był z pewnością silniejszy od zwykłego mężczyzny. A jednak.. odsunęła go od siebie. Uśmiechnął się. Z pewnością pozwolił się odepchnąć.
Morgan zabrała się za szybkie poprawianie swoich ubrań.
- Ile ty masz sił? - Wymruczała nie będąc w stanie ukryć swojego podniecenia.
- Dużo.- przyznał mężczyzna i wzruszył ramionami chowając swoją męskość.- Poza tym nie było okazji się porządnie zmęczyć.
- Ciekawe co byśmy musieli robić, byś miał okazję. - Elizabeth zaśmiała się i zapytała się za poprawianie włosów, przez co jej piersi napierały na materiał niedawno co zapiętej koszuli.
- Walczyć zapewne.- przyznał łowca wampirów uśmiechając się ironicznie. - Albo całą noc razem spędzić.
- Możemy się kiedyś umówić, że ty policzysz mnie walki, spotem spędzimy razem całą noc. - El zaśmiała się i zasłoniła płaszczem, ukryte jedynie pod koszulą, piersi.
- Zgoda.- rzekł cicho jej kochanek i dodał rozglądając się dookoła. - A teraz chodźmy stąd.
Elizabeth przytaknęła i ujęła kochanka pod ramię, podnosząc z ziemi upuszczony koszyk, w którym leżała teraz część jej garderoby.

Dotarcie na przystanek nie zajęło im długo, wszak oddalili się ledwie kilkanaście metrów. Czas więc przyszedł na pożegnanie. Upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje, El ucałowała Simeona.
- Napisz mi jak mam się z tobą kontaktować, dobrze? - Wyszeptała wsiadając do dorożki.
- Postaram się. - odparł mężczyzna na pożegnanie.
 
Aiko jest offline