Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2021, 10:46   #160
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc; Powrót od Czarnego; Versana, Łasica

- Jasne, że będę. - odpowiedziała takim tonem jakby Łasica pytała ją o coś absurdalnego i oczywistego zarazem - Nie przegapię takich nowinek. Szczególnie, że po… - tu jednak urwała szczypiąc siostrę w wierze w zgrabny lewy pośladek.

- Zaś co do Grubsona to ja ci powiem, że od początku mi coś śmierdział - zaśmiała się widocznie rozbawiona takim doborem słów - Nie myślałam jednak, że ten smród będzie tak dosłowny. W każdym razie zżera mnie ciekawość co tam się kryje a ciekawość to pierwszy stopień do… - ponownie ucięła wypowiedź powtarzając wcześniejszy manewr tyle, że jako cel ataku obrała drugi półdupek.

- Ja bym tak się nie przejmowała doborem dziewczynek. - starała się uspokoić kochankę - W mieście aż nadmiar wyjątkowo elokwentnych i ponętnych kandydatek. Chociażby Olena albo niejaka Najia Simonsberg. Nie dość że frywolna to i uzdolniona. Podobnie zresztą jak Olena. - mówiła tak jakby w pamięci przygotowaną miała listę odpowiednich pretendentek na posadę w także luksusowych przybytku - Zawsze możemy poprosić o pomoc samego Sebastiana. Przecież on świadczy dla nich usługi więc na pewno zna chociażby jedną, która sprostałaby naszym wymaganiom. - zauważyła iż ich kult ma już jakby swojego człowieka w tym kręgu - No i oczywiscie słodziutka Brena. Jak dla mnie to nie pogardziłaby stanowiskiem kierowniczym. - dodała podśmiechując się ponownie w trakcie gdy w jej wielkich oczach zaczęła tlić się zwyczajowa iskra.

Było ponuro. Jedyne światło które rozświetlało im drogę pochodziło z zawieszonych na nocnym nieboskłonie księżyców. One jednak jakoś nie odczuwały strachu. Szły żwawo widocznie poruszone udanym spotkaniem z Czarnym. Zezwolenia, które im udzielił były im zdecydowanie na rękę. Wszak bez jego aprobaty wiele rzeczy stawało się zdecydowanie bardziej skomplikowanych a tak… wystarczy odpalić mu skromna sumkę i tyle.

- Zły plan? - spojrzała na Łasicę pytająco chcąc wiedzieć co ona sądzi o takich założeniach.

- Mnie się podoba. Zwłaszcza jak przyjedziesz jutro do “Mewy” a po sprawach służbowych miałabyś ochotę na sprawy prywatne. Na pewno możesz w obu wypadkach liczyć na moją wierną służbę i gorącą współpracę. - Łasica zaczęła odpowiadać żartobliwie a te wszystkie klapsy i podszczypywanie tego co kryła pod obcisłymi, skórzanymi spodniami niezmiennie jej się nie nudziło i widocznie sprawiało jej dużo frajdy. A gdy ten pół żartobliwy wstęp miały omówiony to zaczęła resztę omawianych zagadnień.

- Chcesz naszą Wiewióreczkę dokoptować do naszego luksburdeliku? - spojrzała z zaciekawieniem na sąsiadkę z jaką szła przez chrzęszczący pod butami śnieg. Zastanawiała się nad tym z kilka kroków. - No nie wiem. Znasz ją lepiej. Myślisz, że by chciała? I się nadaje na jakąś kierowniczkę? Ale tak, dobrze by tam mieć kogoś od nas. Nie wiadomo czy my byśmy mogły tam być odpowiednio często. - zastanawiała się chwilę nad kandydaturą Breny. W końcu uznała, że można spróbować z nią porozmawiać. Przecież jakby nie chciała albo jednak nie dawała rady to można poszukać kogoś innego.

- O rany! Aż nie mogę w to uwierzyć! Będziemy otwierać własny burdelik! I to taki, że ho ho! Nigdy nie spodziewałam się, że się doczekam takiego awansu! I to dzięki tobie! - te wszystkie myśli zaowocowały momentem wybuchu radości i śmiechu u łotrzycy. Nawet objęła i uściskała swoją siostrę w podzięce za możliwość dołączenia do tej przygody i smakowania jej od początku.

- A co to za Najia? Ładna? Bo jak frywolna i uzdolniona to brzmi bardzo interesująco. - dziewczyna o granatowych włosach które po zmroku wydawały się czarne wyłapała nowy trop jaki ją zaciekawił i się o niego dopytała nie ukrywając ciekawości.

- A z dziewczynkami właściwie masz rację. Jak zaczniemy szukać teraz to pewnie się same zajmą. Właściwie też znam parę. Mogę popytać. No i jest jeszcze Sebastian. On też chyba ma sporo takich znajomości. - jak tak to przemyślała to uznała widocznie, że na niedobór kandydatek chyba nie powinny się martwić i jak się poszpera i rozpuści wici to się kogoś ciekawego znajdzie.

- A Grubson no niezła cicha woda. Przyznam ci się, że chętnie bym go sprawdziła osobiście czy on naprawdę taki ogier. Albo tą jego Bretonkę. Ładna jest? Czy jakaś paskuda jak on? Albo oboje na raz. Ale pewnie nie będzie nam po drodze jak ja mam teraz tylko wieczory wolne. A kupcy i szlachcianki raczej nie umawiają się z ladacznicami i złodziejkami po zmroku. Sama nie wiem. Myślisz, że dalej powinnam pracować u van Hansenów? Sama widzisz ile mi to blokuje możliwości. Szczerze mówiąc nie myślałam o tym wcześniej. Myślałam, że mnie ta blondyneczka łaskawie zaliczy i każe się obsłużyć i tyle. No ale jak mi kazała przyjść na drugi dzień to przyszłam i jakoś tak nadal przychodzę. No ale sama widzisz jak to utrudnia inne sprawy. - Łasica wróciła do tematu Grubsona którego grzeszki ją zaintrygowały. A to z kolei wywołało falę wątpliwości co do obecnej pracy. Wszystkie inne sprawy poza służbą zostały do załatwienia albo na wieczory albo na Festag co był jedynym dzień wolnym od służby.

- Hmmm… - Versana ponownie zadumała nad natłokiem informacji jaki zgotowała jej przyjaciółka - Myślę, że Brenę trzeba będzie powoli wprowadzać na salony. Szybko się uczy a taki awans byłby dla niej z jednej strony nie lada wyzwaniem ale z drugiej wielkim wyróżnieniem i motywacją zarazem. Wszystko jednak w swoim czasie. - pokrótce nakreślić swoje intencje względem młodszej uczennicy. Wszak była ona świetnie zapowiadająca się gadziną, która by dojść do celu potrafiła wiele poświęcić a to ponoć on uświęcał środki.

- Jeżeli zaś chodzi o Najię. - na chwile wrociła do tematu bardki, która wraz z nią należała do kółka poetyckiego, i która miała brać czynny udział w tworzeniu teatru - To myślę, że powinna ci przypaść do gustu. - pokrótce przybliżyła jej postać swojej koleżance.

- A co do Grubsona i tej jego kochanicy. - gdy mijały kolejny zakręt nawiązała do kolegi po fachu - To dwie myśli mi chodzą po głowie. Po pierwsze. Mamy na niego haka, o którym nie wie Czarny. - uśmiechnęła się przypominając Łasicy o korespondencji ujawniającej korupcje w najwyższych kręgach władzy gildii sukienników - A po drugie to skoro w związku z jego romansem Czarny ma zamiar go nieco szantażować to czemu my nie miałybyśmy pomęczyć nieco tą Bretonkę? - spytała oczekując reakcji łotrzycy, która podobnie jak ona wyróżniała się bystrym i przebiegłym rozumem.

- Pomęczyć bretońską szlachciankę? Bardzo chętnie! - Łasica zaśmiała się ubawiona takim doborem słów przez towarzyszkę. Rozchodzony w ciągu dnia śnieg skrzypiał pod ich butami gdy tak szły obok siebie.

- A masz jakiś pomysł jak się do niej dobrać? Ale z tym Grubsonem jak wygarniesz mu o tych jego kupieckich listach to będzie wiedział, że jesteś zamieszana w ich zwinięcie. - zwróciła się do niej gdy po kilku krokach przemyślała tą sprawę.

- Z jednym i drugim coś się wymyśli. - rzuciła tajemniczo - W przypadku tej kochanicy Huberta myślę, że wystarczy popytać w kręgu moich koleżaneczek z wyższych sfer. - uśmiechnęła się dając znać iż nie powinno sprawiać to problemu - Jeżeli zaś chodzi o Grubcia. - jej twarz przybrała chytry i złowieszczy wyraz - Może warto sprawdzić jak bardzo damy radę pociągnąć strunę. - zachichotała cicho - Zaś gdy zacznie kręcić nosem wyciągnąć wtedy ten papierek. Ewentualnie… - zamyśliła się chwilę - ...uderzyć od razu do tego członka rady w gildii, który tak ochoczo przyjmuje pod stołem koperty. - humor jej widocznie dopisywał - A co do twojej służby u Froyi to póki co myślę iż warto abyś tam pozostała. Bądź naszymi oczami i uszami zarazem. Aaaaa… - nagle coś się jej przypomniało - Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o Danie i Rosie?

- No dobrze, to jeszcze zostanę na służbie u mojej pani. Przyznam, że gdyby częściej mnie wykorzystywała w tak nieprzyzwoity sposób to bym może nie miała takich dylematów. - Łasica uniosła do góry dłonie by dać znać, że w przeciwieństwie do stereotypów niecne wykorzystywanie służby przez bogatych pracodawców było jej na rękę zwłaszcza jak ten pracodawca był najatrakcyjniejszą blond partią w mieście.

- Z tym Grubsonem racja. Można coś zagrać. Z tym jego człowiekiem w gildii też. Właściwie chyba można by zacząć od tego z gildii. Ale nie jestem pewna. Ja z kupcami i gildiami to nie miałam zbyt wiele wspólnego. Chyba, że kogoś obrabiałam. - pomysł jaki zasugerowała Versana przypadł jej do gustu chociaż z oczywistych względów ona sama raczej miała ograniczone pole manewru na tym polu.

- A z Daną i Rosą to o czym nie zapomniałam? - spojrzała na przyjaciółkę nie bardzo wiedząc dlaczego ta nagle wspomniała o traperce i pani kapitan. Już dochodziły do rogu za jakim była ulica prowadząca do kamienicy van Drasenów.

- Jak to o czym? - spytała nieco zdziwiona - Miałaś je spiknąć ze sobą. - zachichotała cichutko wiedząc jak odebrać to może jej przyjaciółka.

- Aaa, to! - Łasica zaśmiała się machając ręką jak już mijały róg i gdzieś tam z przodu tego mrocznego kanionu budynków był adres domowy przyjaciółki. - Bardzo chętnie. Zwłaszcza jakby dziewczyny okazały się tak miłe, że negocjacje skończyłyby się w łóżku. - zaśmiała się niemniej wesoło marząc właśnie o takim zakończeniu takiego spotkania.

- Ale dopiero jutro wieczorem. Cholera, jutro wieczorem mamy spotkanie z tym Ricardo… Ale chyba Dana zostanie jeszcze w mieście co? Na ile ty jej opłaciłaś nocleg? Na dwie noce? To dzisiejsza i jutrzejsza. Kornasa się trzeba zapytać czy u niej był i czy coś się dowiedział. - niespodziewanie łotrzyca przypomniała sobie, że jutrzejsze spotkanie w “Mewie” nieco koliduje z innymi spotkaniami.

- Na dwie ale zawsze mogę opłacić jeszcze jedna. - rzuciła tak jakby nie stanowiło to żadnego problemu. - Z Kornasem zaś porozmawiam jutro. Jak tylko wraz z Brena wrócimy od Kamili. - podsumowała.

Łasicy zdecydowanie ten pomysł przypadł do gustu bo aż podskoczyła z zadowolenia ponownie składając pocałunek na czerwonym od mrozu policzku koleżanki.

Tak się akurat składało iż dotarły niemal pod samą kamienice wdowy po kupcu więc ów całusa potraktować można było równie dobrze jako pożegnanie.

---

Południe; Rezydencja van Zee; Versana, Brena, Kamila

- Wąż, wąż. - przemówiła tak jakby pytanie Kamili kierowane do Breny wyrwało brunetkę z jakiegoś letargu - To takie piękne i nieoczywiste stworzenie.

- Wąż? - szlachetnie urodzona artystka odwróciła się do wdowy ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Podejrzewała może, że ta się przejęzyczyła albo przynajmniej zaskoczył ją taki wybór.

- Tak. Wąż może być. - Brena podchwyciła szybko podpowiedź swojej pani i w pełni ją zaakceptowała.

- Wąż? A nie jakiś lew, niedźwiedź, orzeł, albatros? - panna van Zee wymieniła kilka innych propozycji pewnie kojarząc zwierzęce patrony różnych herbów rodowych z jakimi chętnie się portretowano lub nawiązywano chociaż symbolicznie.

- Nie, nie. Wąż może być. Ja już mam węża. - Brena pokręciła głową na znak, że inne zwierzęta jej nie interesują. Co z kolei znów zdziwiło szlachciankę.

- Masz węża? Gdzie? W domu? Trzymasz w domu węża? - ciemnowłosa malarka robiła się coraz bardziej zdezorientowana tokiem tej rozmowy. Nawet można było ją zrozumieć bo raczej mało kto trzymał węże w domu. Może jacyś truciciele więc nie kojarzyły się zbyt dobrze.

- Nie, nie w domu. Tylko tutaj. - Brenę też nieco speszyło to wszystko ale wskazała dłonią na swój podołek.

- Masz węża pod spódnicą? - Kamila aż zamrugała oczami już całkiem skołowana. Chyba sądziła, że pokojówka mówi o prawdziwym, żywym wężu co brzmiało tak nieprawdopodobnie, że aż niedorzecznie.

- Nie… to znaczy tak… ale nie taki prawdziwy… to znaczy on jest ale… - Brena też zmieszała się do reszty nie bardzo wiedząc jak wybrnąć z tego dziwnego wątku i znów prosząco spojrzała na swoją panią by ta ją wsparła w tej zagmatwanej sytuacji.

- Czyny mówią więcej niż tysiąc słów. - odparła spokojnie niczym prawdziwa mentorka - Myślę, że to pora abyś ukazała panience Kamili swoje prawdziwe piękno, Breno. - wskazała tym samym moment, w którym to rudowłosa pokojówka powinna zrzucić z siebie wszystkie fatałaszki.

- Dobrze. - pokojówka skinęła swoją rudą głową i sięgnęła do zapięcia sukni aby zacząć ją rozbierać. Wydawało się, że wspólne przygody z ostatnich dni nieco ją oswoiły. Było widać, że nie czuje się przy młodej szlachciance tak swobodnie jak tylko w towarzystwie swojej pani czy chociaż Nadji i Rose ale jednak stopniowo zdejmowała z siebie kolejne warstwy ubrania. Zawahała się przy samej bieliźnie gdy już została tylko w niej i jeszcze na wszelki wypadek spojrzała i na gospodynię i na swoją panią. Ale w końcu schyliła się i ściągnęła także ten ostatni kawałek materiału a gdy się wyprostowała stała już całkiem nago przed dwiema kobietami.

- Jesteś naprawdę piękną modelką Breno. - komplement z ust ciemnoskórej szlachcianki sprawił, że pokojówka aż pokraśniała z dumy i uśmiechnęła się nieśmiało. A gdy Kamila podeszła bliżej dojrzała tego węża o jakim właśnie była mowa.

- Naprawdę masz węża. - powiedziała widząc wytatuowany na podbrzuszu wizerunek. Jego właścicielka lekko uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową. Kamila zaś podeszła jeszcze bliżej. Też wyglądała na nieco skrępowaną ale też i podekscytowaną całą tą niecodzienną sytuacją. Tatuaż z początku mocno przykuwał jej uwagę ale też uniosła wzrok wyżej na piersi, szyję i twarz modelki.

- Dobrze to może stań przy kominku. - powiedziała malarka i skierowała modelkę w przyjemnie ciepłe okolice kominka. Brena tam stanęła i odwróciła się nie bardzo wiedząc co dalej powinna robić.

- Tak, teraz trzeba by ci znaleźć jakąś odpowiednią pozę… Front, profil, tył… Stojąca, siedząca, leżąca… - artystka westchnęłą jakby przy każdym portrecie miała podobne dylematy.

Ver stwierdziła iż może w przypadku malowania obrazu warto by zagrać nieco odważniej. Tak jakby tabu nie istniało. Chociaż przez ten krótki moment.

- A może tak tyłem kucając? - zaproponowała wdowa w myślach niemal namacalnie widząc tą jakże wyzywającą pozę - Z twarzą zwróconą ku nam. Bądź… - jeszcze inny pomysł przyszedł jej do głowy - Siedząc frontem do nas, opieraj się rękoma z tyłu i z ugiętymi w kolanach nogami ukaż nam swój skarb. - ta wizja podobała się jej jeszcze bardziej - Głowę zaś miej zwróconą w bok. Tak jakby ktoś niespodziewanie wszedł do pokoju. - kontynuowała - Włosy natomiast niedbale spuść na swoje jędrne piersi. - dodała dopełniając niejako swój pomysł na portret - Czasami gdy musimy się czegoś domyślać wysilając do tego naszą wyobraźnie dana rzecz w efekcie nabiera tej enigmatycznej energii. - w efekcie Versanie chodziło również o to by poza jaką przyjmie Brena była zarówno subtelna jak i grzeszna.

- Ciekawa koncepcja. - malarka pokiwała głową gdy chyba próbowała to sobie wyobrazić co mówiła jej sąsiadka. A Brena próbowała kucnąć i przyjąć pozę o jakiej mówiła jej pani. Kamila podeszła do niej i dłuższą chwilę ustawiała właściwą pozę. Wydawało się, że chodzi o nieistotne detale. Najpierw mniej więcej nakierowała modelkę jak ma kucnąć, potem ją trochę ustawiała w jedną i drugą stronę. Sprawdzała jak bardzo da się rozpuścić włosy i różne proporcje zasłonięcia i odsłonięcia twarzy i piersi. Podobnie jak różny stopień ułożenia nóg. A, że za każdym razem musiała cofnąć się kilka kroków i spojrzeć na całą kompozycję z perspektywy portrecisty to zabrało to ustawianie dłuższą chwilę.

- Tak, teraz chyba będzie w sam raz. - powiedziała skoncentrowana na tej scence malarka. Modelka siedziała teraz plecami do drzwi i bokiem do rozpalonego kominka. Mniej więcej w pozie w jakiej zaproponowała jej pani. Ciepłe światło z kominka kontrastowało z bladym światłem dziennym wpadającym przez okna dając całą masę różnych odcieni i światłocieni. Przez co każda wypukłość czy zakamarek wydawał się być właśnie wypukłością i wgłębieniem a nie czymś płaskim. Przynajmniej jak się to obserwowało w naturalnym środowisku.

- Oj to będzie trudne… ciężko będzie dobrać odcienie i barwy… dużo różnych na małej powierzchni… bo ogień i dzień dają inne odcienie skóry… a jeszcze są cienie, to też inna barwa… oj nie będzie łatwo… - trochę nie bardzo było wiadomo czy artystka mówi do którejś z pozostałych kobiet czy sama do siebie. Ale mówiła. Jak przeniosła sztalugi i farby parę kroków przed Breną i kominkiem.

- Versano weź może jej daj koc i poduszkę. Bo to bidulka tak będzie musiała kucać dłuższą chwilę. A ty kochanie jak się zmęczysz i będziesz chciała rozprostować nogi to powiedz to zrobimy przerwę. - Kamila całkiem sprawnie przejęła dowodzenie i organizację tego malowania. Na jednym z foteli rzeczywiście były te rzeczy o jakich mówiła. A Brena pokiwała głową na znak zgody. Zaś gdy już wszystko było gotowe artystka zaczęła szkicować zarys sylwetki, rysować jakieś delikatne kreski, zarys kominka i coś co wydawało się planem całej sceny ale subtelnie by potem nie było tego widać jak przykryje to farba.

Stojąc ze splecionymi na klatce piersiowej rękami gdzie jedna podtrzymywała jej zgrabny podbródek Versana oddała się podziwianiu umiejętności jednej z najbardziej wpływowych kobiet w mieście. Mimo iż ta twierdziła, że jest raczej amatorką obserwując to co wychodziło spod jej dłoni można było odnieść zupełnie inne wrażenia.

- Bije pokłony przed twym kunsztem Kamilo. - przyznała widząc jak kolejne elementy zaczynają tworzyć spójną całość - Wiedziałam iż masz w twej pięknej powłoce cielesnej ukryta jest dusza artystki. W życiu jednak bym się nie domyśliła że jest ona aż tak… wielka? Uzdolniona? - westchnęła - Aż sama nie wiem jak to nazwać. - tu reakcja wdowy była jak najbardziej szczera. Obraz, który powoli tworzył się na jej oczach naprawdę przypadł jej do gustu. Kreska młodej arystokratki miała jakiś niepowtarzalny styl. Dzięki któremu potrafiła uchwycić wiele szczegółów w zupełnie inny sposób niż przyjęty na ogół kanon.

- Patrząc zaś na ciebie Breno aż duma mnie rozpiera. - zwróciła się teraz do swojej już widocznie mniej onieśmielonej służki, która w dość wyzywającej pozie siedziała na podłodze opodal drzwi - Modelka z ciebie jak się patrzy. - dodała z uśmiechem na ustach lustrując raz jeszcze młode i jędrne ciało swojej uczennicy.

- Czy przeszkadzałoby ci Kamilo jakbym w trakcie tworzenia tego dzieła zadała ci kilka pytań? - grzecznie zapytała nie chcąc rozpraszać widocznie skupionej i natchnionej malarki.

- Dziękuję. - rozebranej do naga pokojówce chyba zrobiło się przyjemnie od takiej pochwały z ust jej pani. Lekko skinęła głową ale niewiele by nie naruszyć kompozycji tak pieczołowicie dopracowanej przez artystkę. A i samej artystce było chyba miło słyszeć takie komplementy.

- Nie chwali się dzieła przed zakończeniem. - powiedziała malarka gdy już miała na płótnie całkiem sporo. Było już widać nagą, kobiecą sylwetkę klęczącą przed ledwo co zarysowanym kominkiem i te wszystkie ciekawe detale jej anatomii. Wydawała się mocno blada a podobieństwo do modelki na razie było jedynie zarysowane. Ta na płótnie to mogła być każda młoda kobieta o nieco rudych włosach. Ale obraz wciąż był w trakcie tworzenia.

- Tego węża to jej nie zrobię. Za mały jest. Wyjdzie jakiś znaczek ale niekoniecznie będzie widać, że to wąż. - westchnęła malarka wskazując brodą na modelkę i pędzlem na jej namalowane podbrzusze. Jeszcze jako różowy płat skóry bez żadnych ozdób ale tutaj właśnie powinien się pojawić odwzorowanie tatuażu jaki miała wężowa siostra. Tylko w tej perspektywie rzeczywiście zapowiadał się na tyle mały, że mógł być ledwo czytelny. Zwłaszcza jak ktoś nie wiedział na co patrzy.

- A co chciałaś zapytać? - Kamila zerknęła na sąsiadkę przygotowując na palecie kolejny barwnik.

- Nie o co a raczej o kogo. - sprostowała ciemno włosa kultysta stojąc z boku - Chodzi mi o niejaką Fabienne von Mannlieb? Co ci o niej wiadomo? - pytała raczej luźno nie odrywając wzroku to z płótna to z Breny.

- Fabi? Tak, znam ją. Czasami nas odwiedza. Prawdziwa miłośniczka bretońskiej prozy i poezji. Nic dziwnego, w końcu jest Bretonką. A czemu o nią pytasz? - Kamila odpowiedziała równie zdawkowo jak Versana zapytała. Bardziej koncentrowała się na obrazie. Malowała właśnie lewą stronę obrazu, tą z kominkiem i pomarańczowymi barwami jakie z niego biły. Część tych pomarańczy znalazła się na tej stronie malowanej Breny oddając efekt padającego z tego kominka światła.

- Skoro jest więc taką miłośniczką poezji to czemu nie dołączy do naszego grona? - zapytała uznając iż jej członkostwo byłoby przyniosłoby sporo korzyści - Może i ona mogłaby wesprzeć nasze starania w dążeniu do utworzenia teatru? - zaproponowała - Czym się właściwie zajmuje ona jak i jej mąż?

- Czasem przychodzi. Ale niezbyt często. Jej mąż, Niklas, jest jednym z kapitanów. Dlatego zwykle go nie ma. Ale teraz w zimie to jest w domu. A Fabi to bardzo urocza i zabawna kobieta. Wciąż słychać u niej bretoński akcent ale i tak poczyniła spore postępy w reikspiel. Gdy Niklas ją przywiózł prawie w ogóle nie mówiła w naszym języku. A dlaczego tak ona cię interesuje Versano? - gospodyni pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź gdy przygotowywała nowy barwnik mieszając kilka kolejnych. I wypróbowywała go na drugim płótnie jakie właśnie służyło jej do tego celu więc teraz wyglądało jak obraz bezsensownych plam i bazgrołów.

- Po prostu zasłyszałam, że podobnie jak my wielbi się ona w poezji. - przyznała uśmiechając się słodko - Pomyślałam więc, że może by zaprosić tak dostojną damę na jedno z naszych spotkań i zaproponować współpracę przy tworzeniu teatru. Co o tym sądzisz Kamilo? - zaproponowała.

- Tak, można. Myślę, że powinna być zainteresowana. Chociaż nie wiem kiedy by zrealizowała takie zaproszenie. Ostatnio była u nas na noworoczny bal. Przyszła we wspaniałej kreacji, cudownie w niej wyglądała. - szlachcianka mówiła jakby spotkania z bretońską żoną jednego z kapitanów nie były dla niej specjalnie rzadkie ale też chyba dość mało regularne. I mówiła o niej raczej życzliwym tonem. A pod względem owej noworocznej kreacji chyba była nawet pod wrażeniem.

Na razie zajęła się malowaniem drugiej połowy klęczącej kobiety na płótnie. Dorobiła ramię, piersi i uda w bladym różu. Przez co dwa żywioły światła, bladego zimowego dnia i ciepłego ognia bijącego z kominka wydawały się osiągać równowagę na ciele modelki. Nawet kontrast wydawał się większy niż w rzeczywistości. Jak jeszcze pędzel dorobił cienie to chociaż miało się świadomość, że to płaski kawałek rozpiętego płótnia to sylwetka kucającej przy kominku kobiety wydawała się bardzo trójwymiarowa.

- No i został ten wąż… Mały jest, nie będzie widać co to jest albo słabo… - Kamila wyraźnie się martwiła jak przenieść ten tatuaż na płótno. Zapewne nie chodziło o techniczną trudność skopiowania rysunku bo widząc jej umiejętności nie powinna mieć z tym kłopotów. Ale przy zachowaniu proporcji z rzeczywistości to ten wizerunek rzeczywiście mógł być słabo rozpoznawalny co to właściwie jest.

- A spod czyjej igły wyszła ta jej cudowna kreacja? - zapytała żywo zainteresowana tym szczegółem - Nawet nie wiesz jak żałuję, że mnie wtedy tam nie było. - dodała - A co do tatuażu to miło by było gdyby się pojawił na tym portrecie jeżeli jednak ma on nie przypominać siebie to może lepiej rzeczywiście z niego zrezygnować. - zastanawiała się głęboko. Dodawał wszak on tego smaczku niosąc ze sobą subtelny przekaz.

- A gdyby węża wpleść jako element tła? - zaproponowała niesmiało.

- Element tła? - malarka zapytała niepewnie. Przez chwilę wpatrywała się w swój obraz gdzie główna postać już właściwie była zrobiona. Tło też ale raczej jako zarys proporcji i układu więc tutaj było jeszcze spore pole manewru.

- Dorysować tatuaż to nie jest duży kłopot. Na szczęście jest ciemny a tło jasne. Gdyby było na odwrót to byłoby gorzej. - artystka chyba potrafiła spojrzeć na swoje dzieło i całe to malowanie całościowo a także w rozbiciu na poszczególne techniczne, barwne i wizualne detale. Wciąż się nad tym zastanawiała i chyba dlatego w międzyczasie wróciła do tematu balu noworocznego.

- Oj nawet się pytałam i mi mówiła… To jakaś krawcowa ze sklepu, bardzo ją chwaliła i polecała. Mówiła, że przychodziła do domu i strasznie ją pokłuła przy tych przymiarkach i poprawkach ale ścierpiała wszystko dla tej kreacji. No i powiem ci, że rzeczywiście było warto. Aż się sama zastnawiałam czy czegoś tam nie zamówić. Ale nie pamiętam jej imienia… Ten sklep to przy Placu Targowym jakiegoś Bergsona… albo Gerbsona… albo tak podobnie jakoś. Nawet się zdziwiłam, że taki zwykły sklep a ma taką utalentowaną krawcową. Chyba tam nigdy nic nie kupowałam. - ciemnoskóra szlachcianka skoncentrowała się na czymś co pewnie było jedną z wielu rozmów na owym noworocznym balu sprzed kilku tygodni. Przerwało jej ruch ich nagiej modelki jaka nieco rozprostowała swoje podkurczone nogi.

- Zmęczyłaś się? Chcesz rozprostować kości? No to wstań, chodź tutaj, napij się czegoś jeśli masz ochotę. - malarka chociaż od modeli dzieliła ją społeczna przepaść okazała całkiem sporo życzliwości zwykłej pokojówce. Brena rzeczywiście z ulgą wstała, uśmiechnęła się w podziękowaniu i z pewną nieśmiałością podeszła do obu ubranych kobiet gdzie mogła się poczęstować czymś na zwilżenie gardła.

- Ojej to ja? - Brena z fascynacją oglądała tworzący się obraz. W przeciwieństwie do obu pozostałych kobiet nie miała okazji być świadkiem jak puste płótno nabiera kształtów roznegliżowanej kobiety przy kominku. A teraz wpatrywała się w to dzieło z fascynacją.

- Jeszcze nie jest skończony. Właśnie się zastanawiam nad tym wężem. Jak zrobię taki jak masz naprawdę to nie będzie zbyt widoczny. - gospodyni wskazała pędzlem na na razie różowe podbrzusze namalowanej Breny i na to samo podbrzusze prawdziwej Breny. By to zilustrować wzięła palcami miarę z tego prawdziwego tatuażu i przeniosła ją na obraz. Przy zachowaniu takich samych proporcji wyszedłby dość malutki.

- No tak… To może go nie rysować? - pokojówka pokiwała swoją rudą głową rozumiejąc w czym trudność polega i chyba chciała coś zaproponować od siebie.

- No można nie rysować. Ale jak nie rysować to nie będzie dziewczyny z wężem. A tutaj jest. - Kamila chyba mocno się tym zafrapowała i wskazała na stojącą obok pokojówkę która jednak tego węża miała a ta na płótnie na razie nie.

Teraz już była pewna od kogo szlachcianka zakupiła noworoczną kreację. Oksana była więc osobą, która o romansie Grubsona powinna wiedzieć dość sporo. To zaś sprawiało iż stawała się łakomym kąskiem dla kultystki.

- A może zamiast elementu tła niech swobodnie zwisa z ramion Breny jak szal? - podsunęła kolejny pomysł jak w alternatywny sposób umieścić węża w kompozycji obrazu - Dziewczyna z wężem nie musi wszak mieć go wytatuowanego. Znasz ten znany obraz spod pędzla samego Bergonessiego “Kobieta z kuną”? - posłużyła się przykładem jednego z wybitniejszych bretońskich malarzy - Tam właśnie postać pierwszoplanowa głaszcze swojego pupila spoglądając przez okno.

- Jak szal? - gospodyni przyjrzała się krytycznie próbując sobie wyobrazić jak taki element by mógł wyglądać w tej malowanej kompozycji. Mierzyła to palcami przed płótnem jakby brała przymiarki i głowiła się nad tym dłuższą chwilę.

- No może. No tak jak ma być z wężem to gdzieś trzeba tego węża namalować. - przyznała po chwili. Wyglądała jakby miała kryzys twórczy albo nie mogła się zdecydować na któreś z rozwiązań.

- Może to później coś mi przyjdzie do głowy. Wybaczcie z tą weną to tak czasem już jest. - przyznała nieco strapionym głosem. Brena spojrzała na nią i na swoją panią trochę niepewnie co teraz powinna zrobić albo powiedzieć.

- Niech wypowie się więc może modelka. - stwierdziła gdy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Breny. Chciała też aby wedle zaleceń Starszego Brena zaczęła wykazywać coraz większą samodzielność a to była właśnie dogodny moment na pierwsze kroki.

Modelka wyglądała na wyraźnie zaskoczoną, że pyta się jej o zdanie. I jak go oczekuje ktoś znacznie ważniejszy od niej. Stropiła się wyraźnie ale i gospodyni uśmiechnęła się do niej zachęcająco. Ruda przeniosła spojrzenie na tworzony obraz który już pokazywał całkiem sporo jak ma wyglądać całościowo ale i wciąż było wiele miejsca na interpretację. Naga pokojówka zastanawiała się chwilę.

- No to jak taki mały to nie widać… To może zrobić go większy? Albo te boa jak pani Versana mówiła. Albo jakiś wąż w pobliżu. - powiedziała nieśmiało i popatrzyła na obie ubrane kobiety jakby obawiała się reprymendy.

- Chcesz mieć węża jako tatuaż, tutaj na górze gdzieś przy szyi i jeszcze jakiegoś w pobliżu? - Kamila wydawała się rozbawiona taką interpretacją a modelka wzruszyła ramionami na znak, że nie czuje się mocna by prowadzić dyskusję na tym polu. - Tak, można zrobić większy. Byłby wówczas bardziej widoczny chociaż zajmowałby więcej miejsca. - pokiwała głową wskazując, że o ile oryginalny tatuaż mieścił się pod dolną bielizną to jakby go powiększyć to już by wystawał.

- Sama nie wiem. Może. Chyba będę musiała się z tym przespać jak dokończyć ten obraz. Nie mogę się zdecydować co by było najciekawsze. Obraz powinien mieć charakter, coś co ma tylko ten obraz. - artystka wciąż miała ten swój kryzys twórczy, balansowała na szczycie i jeszcze nie było wiadomo na jaką stronę się balans przeważy.

- Chyba wiem o czym mówisz Kamilo. - odparła kiwając potakująco głową - Zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma. Trzeba jej poszukiwać bo to artysty domena. - melodyjnym głosem niemalże podśpiewała to credo, które jakby ktoś za pleców wyszeptał jej do ucha. Poszukiwanie natchnienia a szczególnie zatracanie się w tych dochodzeniach bardzo cieszyło Mrocznego Księcia. Wielbił się on w obserwowaniu jak taki często niczego nieświadomy czy to malarz czy bard gubi zdrowy rozsądek i samego siebie by tylko poczuć to coś… coś co z czasem stawało się czymkolwiek.

- Może więc warto pobudzić twoją fantazję? - zaproponowała nieśmiało nie wskazując jednak żadnego konkretu.

- Dokładnie, tak jak mówisz. Jak wiatr. Raz wieje a za chwilę jest flauta. - ciemnowłosa i ciemnoskóra malarka pokiwała głową na znak, że właśnie na tym polega to wieczne nieszczęście artystów z tą weną.

- Ale jak chcesz pobudzić fantazję? Przecież tu nie ma żadnego węża. - gospodyni wskazała na resztę biblioteki i pewnie najlepiej orientowała się co tu jest a czego nie ma.

- Czasami wystarczy pobudzić zmysły. - wyjaśniła nadal jednak będąc dość tajemniczą - Dotyk, pocałunek, zapach ale również coś bardziej przyziemnego jak chociażby alkohol lub … - tutaj jednak urwała patrząc jak zareaguje arystokratka - Na dzisiaj jednak chyba starczy. Kiedy i gdzie więc kolejne spotkanie? - nie czekając na odpowiedź koleżaneczki zapytała chcąc ustalić następny termin.

- Tak, pobudzić zmysły, no tak, tak oczywiście... - Wzmianki o dotyku i pocałunkach zmieszały gospodynię. Znów można było odnieść wrażenie, że się zarumieniła i nie bardzo wiedziała jak powinna zareagować. Ale dość zgrabnie przykryła to zmieszanie sięgając po wino oraz szybko podejmując kolejny wątek podsunięty przez czarnowłosą wdowę.

- A tak, tak, następne spotkanie. Oczywiście zapraszam was jeśli znajdziecie czas. Może uda nam się dokończyć? A może sama coś wymyślę z tymi wężami to może dokończę. A kiedy? No niech pomyślę… - malarka zaczęła wycierać swoje smukłe, zadbane palce w ściereczkę jaka do tego służyła. Czyściła się bardzo starannie, wręcz pedantycznie a może to jej jakoś pomagało się skoncentrować na następnym spotkaniu.

- W Bezahltag bym was zaprosiła. No ale wtedy mamy oglądać te adresy na nasz teatr… - powiedziała o pierwszym terminie jaki jej przyszedł do głowy. W myślach obracała swój kalendarz spotkań i wolnych momentów gdy mogła mieć czas na wspólne malowanie. - To jeszcze bym chyba w Angestag i Festag. W Festag po południu po mszy a w Angestag raczej tak w południe jak teraz. - popatrzyła na swoich gości jak im to pasują takie terminy.

- Hmmm… Niech będzie więc Angestag. - odparła. W prawdzie był to dzień zboru. Spotkanie jednak nie powinno z nim kolidować. Odbywał się on wszak dopiero wieczorem.

- Znakomicie. Jesteśmy więc umówione. Cieszę się niezmiernie. - przyznała z szerokim uśmiechem na twarzy - Breno ubieraj się więc. Czeka nas wycieczka. - rzuciła szybko do najmłodszej z sióstr. Niem jednak ta przyodziała swoje fatałaszki ver postanowiła wykorzystać ten czas by zadać panience jeszcze jedno pytanie.

- A właśnie. - spojrzała więc na pakującą swoje przybory artystkę - Czy dowiedziałaś się po co ostatnio wzywano twojego papę? - nawiązała naturalnie do ostatniego spotkania w trakcie, którego wszystkie zebrane damesy nieco plotkowały i w trakcie którego Kamila wspomnia iż ktoś w trybie pilnym wzywał jej ojca do jakiegoś pęcherzowego zdarzenia.

- Obawiam się, że nie. Papa raczej nie mówi mi o służbowych rzeczach dotyczących portu. - przyznała jego dorosła córka zgadzając się równie chętnie na ponowną wizytę w Agnestag. - I bardzo wam dziękuję za to pozowanie. Sama chyba nigdy bym się nie odważyła. A ty Breno byłaś bardzo dzielna i ślicznie wyglądasz w roli modelki. Naprawdę mam nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję to powtórzyć. - malarka okazała się życzliwa, wręcz serdeczna dla swojej modelki tak bardzo, że ta uśmiechnęła się grzecznie i nawet trochę się zarumieniła słysząc tyle ciepła w głosie błękitnokrwistej. Przerwała na chwilę ubieranie by wysłuchać tych komplementów pod swoim adresem.

- Cieszę się. Mnie też było bardzo miło. - odparła skromnie, cicho i grzecznie przenosząc uśmiechnięte spojrzenie na swoją panią.

- Przyznam, że nigdy wcześniej tego nie robiłam. Nawet nie sądziłam, że będę miała okazję malować prawdziwe akty z prawdziwymi modelkami. To takie ekscytujące! - zaśmiała się pozwalając sobie na chwilę osobistych zwierzeń zerkając ciepło na obie goszczone u siebie kobiety.

- Ale powiedzcie tak szczerze… Podoba się wam? Może to tylko nadaje się do wyrzucenia i spalenia? Właściwie… To chyba jest nieco nieprzyzwoity… - wydawało się, że miłośniczkę sztuki na koniec jednak objęły wątpliwości co do jakości własnego, jeszcze niedokończonego dzieła.

Ver przyjrzała się raz jeszcze płótnu krzyżując ręce na klatce piersiowej i mrużąc nieco oczy. Mruczała chwilę jakby analizowała każdy najdrobniejszy element po czym otworzyła szeroko oczy kierując je w stronę autorki.

- Magnific. - podsumowała - Już doczekać się nie mogę efektu końcowego. - dodała zgodnie z przekonaniem - Uważam że to skromny początek wielkiej przygody. Nie uważam zaś by był nieprzyzwoity. - zauważyła dodając wpierw nieco otuchy koleżance o ciemnej karnacji - Moralność to często już przeżytek. Teraz ten kto nie ryzykuje szampana nie pija. Trzeba więc działać i wyłamywać się z ogólnie przyjętych schematów. - dorzuciła swoje trzy groszę starając się naprowadzić Kamilę na swoje tory - Jak dla mnie to on w sumie jest za grzeczny. - dodała - To jednak temat na kolejną rozmowę. Nie uważasz?

- Za grzeczny? - Versanie udało się zaskoczyć gospodynię. Ta jeszcze machinalnie wycierając dłonie w szmatkę spojrzała na niedokończone dzieło chyba starając się spojrzeć pod takim kątem. Ale komplementy wdowy chyba i tak podniosły ją na duchu, dodały pewności siebie i zwyczajnie sprawiły przyjemność.

- Dlaczego za grzeczny? Przecież tak bez ubrania i w takiej pozie od frontu to wszystko widać. Twarz, co prawda z profilu ale jednak. Piersi, brzuch, uda, łydki, stopy no i sam środek. Wszystko widać. A poza też taka… dość śmiała. Nie wiem czy jakaś inna modelka by się odważyła tak pozować jak Brena. - artystka próbowała argumentować dlaczego ją tak zaskoczyła uwaga jej gościa. Częściowo roznegliżowana modelka też przysłuchiwała się z zainteresowaniem tej rozmowie.

Mimo komplementów słanych pod adresem początkującej malarki Ver mimo wszystko chciała wzmóc w niej poczucie niedosytu.

- Brena jednak nie jest "jakąś" modelka zaś ty nie jesteś pierwsza lepszą artystką. - zauważyła patrząc po kolei na obie z kobiet - Jedna naga kobieta pozująca do obrazu to coś niewyobrażalnie wspaniałego. Zaś trzy czy nawet sześć stanowiłoby prawdziwy akt odwagi i wyzwolenia. - z dużym entuzjazmem a i niemal podnieceniem wyraziła swoja opinie - Wszystko jednak w swoim czasie. - uspokoiła ton spoglądając kątem oka na Brene.

- Gotowa? - zwróciła się już teraz personalnie do służki.

- Ale to chyba by było trudno znaleźć takie modelki. Zwłaszcza, że wolałabym zachować dyskrecję. Nie chciałabym aby się rozniosło, że mi jakieś nagie kobiety paradują po gabinecie. - artystka przygryzła w skupieniu wargę obserwując jak na razie jej pierwsza modelka od pierwszego aktu stopniowo się przyodziewa. Już była prawie ubrana co jednak dało trochę naturalnego czasu gospodyni aby przemyśleć tą propozycję Versany.

- I trzy na raz to już kompozycja. Dużo więcej pracy i czasu. A więcej to nawet boję się myśleć. Dwie, może trzy na raz. Tyle można zmieścić jeśli to nie ma być portet zbiorowy. Ale to chyba łatwiej by było zrobić osobne portrety. - malarka mówiła tak, że gdyby nie rozmawiały o aktach to właściwie można by to wziąć za zwykłą rozmowę o sztuce i malarstwie oraz ich tworzeniu.

- Dyskrecja. - powtórzyła słowo spoglądając na swoją już prawie ubraną pomocnicę - Naturalnie każdej z nas na tym zależy. Społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na tak ekstrawagancje pomysły - zauważyła - My jednak możemy utorować drogę ku temu by gawiedź otworzyła w końcu oczy na prawdziwą sztukę i czyste piękno. - znów mówiłą wzniośle tak jak to sięzwyczajowo robi kiedy wspomina się o czymś ważnym dla jednostki - Zaś co do pomysłu na drugi obraz to uważam iż trzeba mierzyć wysoko i stawiać sobie coraz to cięższe zadania. Samorozwój to coś co powinno nas napędzać. Nie uważasz Kamilo?

- Ciekawa koncepcja. Pomyślę nad tym. Ale na razie postaram się skoncentrować na tym tutaj. Ale jak byście miały jakieś ciekawe pomysły na następny obraz to chętnie posłucham. Myślę, że ten w tym tygodniu powinnam skończyć. - powiedziała ciemnoskóra artystka na razie chyba chcąc uniknąć konkretnych zobowiązań. Ale samym pomysłem tworzenia kolejnych aktów wydawała się zafascynowana. W międzyczasie Brena już zdążyła się ubrać i doprowadzić do porządku tak jakby przez całą wizytę niczego z siebie nie zdejmowała.

Versana pokiwała głową iż przyjmuje do wiadomości wszystko to co powiedziała Kamila.

- Na nas już pora. - powiedziała widząc gotową do drogi uczennicę - Widzimy się więc niebawem. Niech bogowie mają cię w swojej opiece. - nie sprecyzowała jednak, których ma na myśli.
 
Pieczar jest offline