Gdzieś w kanałach; noc 26/27 czerwca 1996 około 01:45
- Szukalski? Ten od kryształów? Może i coś mi się obiło o uszy kiedyś... - Nosferatu skrzywił usta w grymasie, którą można było odczytać jak wyraz niewiedzy, albo przynjamniej stuprocentowej pewności: - No i rzeczywiście kręcą się tam magowie. Śliska sprawa z tymi goścmi.
Szczur nie drążył dalej tematu, zamyślając się i prowadząc koterie w czeluście kanałów. Nie waidomo o czym myślał, może o tym, że naiwnie sądził, że uda mu się wyciągnąć sekrety w kanałach? Może o Szukalskim? Wreszcie po jakimś czasie zatrzymał się przed ciężkimi, zardzewiałymi drzwiami, opartymi o ceglany mur i zagradzającymi przejście, wyglądającymi jak żywcem zdjęte z przeciwatomowego schronu. Kainici odetchnęli jakby z ulgą, ale po chwili uświadomili sobie, że są dopiero w połowie drogi, wszak czekała ich równie okropna droga powrotna. Ernest podniósł leżącą na ziemi cegłówkę i rypnął nią w metal kilkukrtonie. Gruba stal nie oddała uderzenia niczym dzwon, ale jakby hałas nie był wystarczający nosferatu wrzasnął jeszcze tak, że od odbijającego się echem krzyku kainitom zadzwoniło w uszach:
- Wyłaź koleżko! Masz gości! - potem dodał już spokojnie: - Dobra, czekamy. Ja to pierdolę, na tereny Madeja nie wchodzę bez zaproszenia. Z góry was uprzedzam, że typek wam tego trupa za darmochę nie pokaże.
Właściwie nim skończył mówić, duża ludzka dłoń wynurzyła się z ciemności łapiąc stal i potężne tarasujące drogę wrota drgnęły po czym z upiornym piskiem przesunęły się nieco na bok, robiąc wystarczającą szparę, aby można się było przez nią przedostać. Z mroku wynurzyła się niemal dwa metry nad ziemią straszna głowa. Przyobrana była w makabryczną, pokrytą brunatną warstwą skrzepłej krwi maskę ze skóry. Ze skóry z ludzkiej twarzy! Przylegającej do skóry właściciela tak, oczodoły pasowały do oczu a usta do ust. Naskórek nieszczęśnika z którego stworzono maskę, przylegał do skóry noszącego makabryczny fetysz, pozwalając wszystkim oglądać resztki mięśni i naczyń krwionośnych. Wszyscy odruchowo cofnęli się o krok, gdy głowa wycharczała groźnie:
- Czego tu?!