Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2021, 21:49   #67
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Huw i Robin opuścili pokój, minęli rząd identycznych drzwi i zeszli drewnianymi schodami na parter hotelu. Dopiero teraz, po opuszczeniu względnie bezpiecznego azylu, uświadomili sobie w jakim byli stanie. Choć już w poprzednich dniach doskwierało im zmęczenie, to w hallu Jemioły wszystko spadło na nich z siłą gromu.
Zaczęło się od Lwyda. Poranne światło, które przebijało się przez wąskie okna budynku, nagle stało się dla niego oślepiające. Przez kilka chwil widział przed oczami całą feerię barw, co skutecznie przysłoniło mu pole widzenia. Z kolei Carmichell doznała na tyle silnych zawrotów głowy, że musiała chwycić się framugi drzwi. Z letargu wyrwała ją dopiero Foxy, trącając nogę swojej pani wilgotnym nosem.
Wszystko to nie uszło uwadze personelu. Ciemne, świdrujące oczy przez cały czas obserwowały dwójkę zza kontuaru. Młoda recepcjonistka tylko przestępowała z nogi na nogę i mruczała coś o alkoholikach. Lustrowała osobliwą parę ludzi, aż ci powoli opuścili budynek.
Świeże powietrze trochę przewietrzyło im głowy. Zapowiadał się dość słoneczny dzień, choć w powietrzu czuć było zapowiedź pierwszych mrozów. Obydwoje ruszyli chodnikiem, stopniowo równając chwiejny krok. Poprawa była tylko chwilowa, gdyż percepcja nadal płatała im figle. Wszystko wokół zdawało dziać się w zwolnionym tempie. Można było odnieść wrażenie, że o to życie miasta zostało zatopione w gęstej melasie: auta mozolnie sunęły po wąskich uliczkach, a przechodnie snuli się niczym cienie. Mimo stosunkowo niskiej temperatury powietrze drgało jak podczas upału.


Już samo zebranie myśli przyprawiało o migrenę. Detektyw pamiętał, że jeszcze niedawno rozmawiał z Paulem… ale o czym? Chyba wspominał mu o Pieńku, jednak cała sytuacja była dla niego strasznie mglista. W pewnym momencie musiał sprawdzić telefon, aby upewnić się, że rozmowa w ogóle miała miejsce. Potem spojrzał na towarzyszkę. W jej przypadku wcale nie było lepiej. Kobieta parę razy najwyraźniej chciała coś powiedzieć, gdy nagle gubiła wątek i szła dalej w milczeniu.
Trudno powiedzieć w jaki sposób dotarli pod dom Mike’a. Przypominało to trochę powrót z imprezy, kiedy człowiek nagle materializował się przed drzwiami swojego mieszkania i mocował niezgrabnie z zamkiem. Niby musieli tu jakoś dojść, ale którędy dokładnie szli i co robili po drodze – tego nie byli już pewni.
Mike wynajmował niewielkie mieszkanie w odrapanym, dwukondygnacyjnym budynku. Szybko zdradził się z prowadzenia kawalerskiego trybu życia. Od samego wejścia dało się zauważyć porozrzucane wszędzie ciuchy i pudełka z jedzeniem na wynos. Gospodarz miał na sobie poplamiony t-shirt oraz rozciągnięte szorty, w dłoni zaś trzymał kubek herbaty. Mówił o wiele mniej niż przez telefon, właściwie to ledwo otwierał usta, od razu zapraszając gości do pokoju, który wyglądał na rodzaj składziku.
Wewnątrz zastali mnóstwo tekturowych pudeł oraz elektroniki. Pomieszczenie wypełniały stare monitory, kable, rozmaite złącza, a także kilka wiekowych konsol do gier. Mike po chwili wygrzebał z kąta coś, co przypominało ceglasty telefon komórkowy. Plastikowa bryła opleciona była przewodami, które wyglądały na sklecone zupełnie losowo i bez żadnego ładu. Kiedy jednak wdusił jeden z przycisków, maszynka zaskoczyła, wyświetlając rzędy liczb.
– Ciebie interesuje głównie ten odczyt - wskazał Huwowi kilka cyfr w górnej części wyświetlacza. – Teraz wszystko jest w normie, ale jeśli zostanie ona przekroczona, ekran zacznie szybko migać. A przynajmniej powinien, bo jak już mówiłem, to wszystko prowizorka.
Mike najwyraźniej nie należał do specjalnie towarzyskich ludzi i nie podtrzymywał dalej rozmowy. Dlatego wkrótce Huw i Robin, uzbrojeni o nowy nabytek, opuścili jego mieszkanie, za następny cel obierając dom pani Sparks. Przeszli jednak ledwie kilkaset metrów, jak musieli odpocząć na pobliskiej ławce. Spacer sprawiał im coraz więcej trudu.
Z miejsca, w którym zasiedli, mogli obserwować przygotowania do niedzielnego targu. Kilkunastu sprzedawców oraz lokalnych rzemieślników kręciło się po okolicy: część wyjmowała z aut stelaże i plandeki, inni stawali za zbitymi z desek straganami. Tam też stopniowo pojawiały się różnorakie towary: warzywa i owoce, ubrania, biżuteria czy rękodzieła. Kiedy wokół rozgrywano spiski, a koszmary senne wychodziły na światło dzienne, mieszkańcy miasteczka zdawali się żyć po swojemu.
Z zamyślenia wyrwał ich telefon Robin. To był Owen.
– Cześć. Co jest z wami? Dzwoniłem już parę razy – Carmichell spojrzała szybko na rejestr połączeń i rzeczywiście, ani ona, ani Huw nie zauważyli kilku prób połączenia. – Słuchajcie, nie wiem jak to wszystko zacząć. Przemyślałem kilka spraw i powiem wprost. Jeszcze wczoraj wieczorem chciałem wszystko rzucić w cholerę, jednak ten nowy trop trochę dał mi do myślenia… – mężczyzna zawahał się przez dłuższą chwilę. – Rzadko to mówię, ale czasem trzeba. Jestem wam winny przeprosiny. Połowa policji ma mnie za wariata, a wy byliście jedynymi ludźmi, którzy mnie nie oceniali.
Huw i Robin spojrzeli po sobie, być może nie do końca wierząc w to, co mówił Gryffith. Trudno było powiedzieć co było bardziej nierealne: jego głos, który na głośnomówiącym brzmiał, jakby wydostawał się z wnętrza studni, czy też same słowa mężczyzny.
– W każdym razie nie próżnowałem. Dowiedziałem się paru rzeczy, ale to nie jest rozmowa na telefon. A wy co tam, zasnęliście? – Owen zaakcentował ostatnie zdanie, zaś dwójka uświadomiła sobie, że od jakiegoś czasu nie wiedzieli jak sformułować sensowne zdanie. – Bądźcie w kontakcie, jeszcze dziś was znajdę – skwitował policjant i rozłączył się.
Czuli, że jest źle. Niby byli w stanie wyciągać jakieś wnioski i rozmawiać wspólnie ze sobą, ale kontakt ze światem zewnętrznym był coraz trudniejszy, co tylko udowodnił ostatni telefon. Ostatecznie chyba coś chyba nawet odpowiedzieli Owenowi, ale zaraz i to im umknęło.
Mimo wszystko musieli działać. Robin widziała już co się stało z Blakiem i do czego mogło doprowadzić poddanie się pogrążającemu ich stanowi. Z dużym mozołem wstali więc z ławki i ruszyli dalej.
Pod domem Sparks znaleźli się za mniej więcej pół godziny i podobnie jak wcześniej, nie byli pewni jak trafili na miejsce. Na pukanie oraz nawoływania odpowiedziała im tylko cisza, lecz dom stał otworem, więc obydwoje ostrożnie przystąpili przez próg i weszli do środka.
Carmichell znała to miejsce, zatem ruszyła przodem. Huwowi pozostało dość zagubione spoglądanie na dziesiątki par kocich oczu, które co chwila pojawiały się w ciemności. Foxy najeżyła na ich widok sierść, lecz nie wydała żadnego dźwięku.
Przeprowadzili kilka nierównych walk z kłębami pajęczyn, aby zmierzyć przez sień i wejść wreszcie do salonu: najpierw behawiorystka, a Siwy za nią. Potem wszystko potoczyło się już wyjątkowo szybko.
Robin ujrzała postać w głębokim fotelu, którą prawdopodobnie była Sparks. Tamta okazała się bardziej otyła, niż kiedy widziała ją ostatnio i zdecydowanie dalej posunięta w latach. Jej skóra kompletnie obwisła, natomiast na całym ciele wykwitły plamy wątrobowe. Nogi szpeciła sieć żylaków, jedna z nich przybrała zielonkawy kolor, jakby gniła. Głowa samej kobiety była przekręcona pod nienaturalnym kątem, więc być może doszło do jakiegoś wypadku. Błyszczące oczy zdradzały jednak, że tamta wciąż żyła.
Pod fotelem pływało coś na podobieństwo szlamu, w którym dryfowały różnorakie bibeloty, strony książek oraz kocie zabawki. Tuż obok stał śnieżący telewizor, który nadawał z przerwami niewyraźny obraz. W pewnym momencie Robin wychwyciła na ekranie zarys jakiejś twarzy.
– Nie ufaj jej. Wycofaj się. Uciekaj – dochodził ją miarowy, pozbawiony osobowości głos.
Paradoksalne całe zdarzenie zdało jej się bardziej rzeczywiste od tego, czego doświadczyła po drodze. Jak tylko zdała sobie z tego sprawę, tak nagle wszystko przeminęło. Zniknęła upiorna Sparks, maź oraz odbiornik. Pokój znów wyglądał tak, jak go zapamiętała. Sama gospodyni krzątała się przy rogu pomieszczenia, sypiąc swoim zwierzętom świeżą karmę.
Lwyd stanął obok swojej towarzyszki – miał zdezorientowany wyraz twarzy, ale wynikało to z jego ogólnego samopoczucia. Nie widział zatem tego, co ona. Jeśli on szedłby pierwszy, to również ujrzałby tę samą scenę? Czy wszystko było dziwnym majakiem, a może jednak czymś więcej?
Tymczasem Sparks powoli odwróciła głowę, spoglądając na gości.
– Jesteś – powiedziała do Carmichell, jakby była to najzupełniej normalna rzecz, po czym przeniosła badawczy wzrok na Huwa.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 03-02-2021 o 07:58.
Caleb jest offline