Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2021, 19:30   #3
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wcześniej, w wiosce

Thoer, jak na kogoś z wioski, prezentowała się... Dziwnie. Kowale, ludzie prości i wszyscy, który składali się na tak zwaną warstwę średnio-prostacko-niższą, wyglądali, jakby próbowali mimo wszystko czymś się stać i podążać w górę w górę wyobrażonej drabiny społecznej. Pomimo brudu i tego, że groszem nie śmierdzili, byli wcale schludni. Niektórzy nawet się uśmiechali.

W przypadku Thoer, drabina została wywalona w kąt lub może nawet ta koncepcja nigdy nie zawitała do jej głowy. Czerwone niczym krew lub rdza włosy spływały dziko po jej szyi i skórzni, która przykryta była płaszczem skrzącym się chyba jakąś magią albo innym cudactwem, które tchnęli w nią druidzi. Któż to wiedział, co starsi jej powiedzieli? Tego nie wiedział nikt.

Skórznia była zdobna w drobne kamienie – ametysty i kryształy górskie, na niektórych z nich wyryte były runy, o których pojęcie mieli chyba tylko druidzi. Długie paznokcie druidki nie były zbyt zadbane, tak samo jej odzienie wierzchnie. Druidka zdawała się ciągle węszyć i nasłuchiwać, kiedy nie była zajęta wyłuszczaniem wieśniakom natury swojej misji.

A natura jej misji, jak prawiła, była prosta.

- Prostacko wręcz prosta.

Thoer przemawiała głębokim i chrapliwym głosem, przypominającym pomruk tygrysa, który krążył wokół niej. Dźwięk głosu krasnoludki nie był przyjemny dla ucha. Zwracał jednakże uwagę.

- Król sprzeciwił się woli ziemi, co go wykarmiła. Dawien dawna, gwałtem wyrwał jej królestwo, które powstało z kamienia przecież. Zawarł pakt i nic w zamian nie chciał dać, to i ziemia ostrzegła go, porywając jego córkę. Wtedy też nie posłuchał, więc serce umrzeć musi...

Ludzie dziwowali się. Co było gorsze i bardziej niepokojące w tej przemowie? To, że baba, co przyszła z lasu gadała o furii ziemi na pohybel królowi? A może jej wielki tygrys, który zdawał się wtórować jej przemowie, warcząc i mrucząc złowrogo przy każdej puencie, którą wypowiadała?

- Chyba, że ludzie z tej wioski górę przebłagają! – zawołała do zebranej zgrai gapiów Thoer. - Płynie w moich żyłach królewska krew, moją sprawą jest, by dokończyć to, co zaczął król!

* * *

Na wyprawę na szlak, tak jak zawsze, przygotowała wszystkie swoje rzeczy, które spakowała do wielkiej torby. Spakowawszy się, rzuciła swoje zwyczajowe zaklęcia: przede wszystkim zaklęła pobliskie jagody, i wpakowała je do swojej podróżniczej torby, przeczuwając, że przydają się jej prędzej czy później. Thoer uważała magię jako naturalne przedłużenie swojej woli, które jednocześnie leczyło, budowało i tworzyło nowe życie i jednocześnie było w stanie złamać kark bez użycia rąk. Magiczne jagody raczej były tą pierwszą częścią magii druidów.

Pożegnanie z Kręgiem było krótkie – ustalenia z pozostałymi zostały już dawno omówione i rola Thoer dawno ustalona, toteż pożegnanie obyło się do krótkiej ceremonii błogosławieństwa na drogę.

Nagle, do kobiet podszedł ktoś z wioski.

- Pani... ja wiem, że w-wasza wyprawa jest najwyższej w-wagi, ale..., ale jakbyście mieli okazję znajdźcie moją siostrę. Odeszła w las, między góry... Nie musicie jej sprowadzać. Chciałbym, chciałbym tylko wiedzieć, czy odnalazła się w sobie. Jadvig jej na imię. Chuda ona, o spojrzeniu ciemnym, ale z serca dobra. Wiem, że żyje, bo znała drogi... Proszę, jeśli będziecie mogły to poszukajcie jej.

Thoer zwróciła się do mężczyzny:

- To, że znała drogi nie znaczy jeszcze, że żyje – rzekła, a po chwili dodała: - Będę miała ją na uwadze. Jeśli znajdę jej trop, powiem, żeście ją szukali – skinęła głową wreszcie.

* * *

Wkroczywszy w podziemia, Thoer zapobiegawczo rzuciła na siebie zaklęcie długiego kroku, którą ongiś nauczył ją starszy druid, które sprawiało, że była szybsza. Miało pomóc, jeśli kiedyś miało się okazać, że do łamania karków przyjdzie. To, że miało przyjść, było pewne, znając podziemia i szlak.

Podążając szlakiem, wytłumaczyła swoim towarzyszom kim jest i skąd pochodzi, wszakże nie mieli wcześniej okazji do poznania jej. Mówiła o tym, że jest bastardem królewskim, który kiedyś został porwany do dalekiego kręgu druidów i że jest jej odpowiedzialnością zakończyć sprawę z górą, której nie spodziewała się zakończyć ani prędko, ani łatwo.

Problemy zaczęły się od tego, kiedy napotkali dziwacznego osobnika w lochu, który zdawał się być jakiegoś rodzaju wojownikiem lub skrytobójcą, wnosząc po ubiorze.

Zdawał się gadać bez sensu. Thoer nie uważała go za zagrożenie, jednak mogło być ich więcej. Ponadto, jego broń mogła być zatruta, co mogło być znacznie większym problemem dla jej towarzyszy. Wyglądało na to, że Ulfgar i Kurgan już zdecydowali, co chcą zrobić zaraz, więc szepnęła do Kurgana:

- Uważaj, Kurganie – mruknęła Stallveig, szturchając syna króla. Zdawało się, że wystarczyło parę źle ułożonych słów, a istota mogła skorzystać ze swojej kuszy i sztyletów.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline