Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2007, 21:30   #33
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gehenna, Kopalnia Mefistofelesa

Sephiroth miotał się z wściekłością po siedzibie Fizgulfa...Wszystko bowiem spaliło na panewce. Były szef kopalni nie wiedział nic, nie brał udziału w zaginięciach niewolników. Egzekutor Canii wyciągnął na torturach wszystkie jego sekreciki, tyle że były one nic nie warte... Również wśród rzeczy czarta nie było nic wartego uwagi. Sephiroth nabierał pewności, że Fizgulf był po prostu kolejnym leniwym i pozbawionym fantazji diabłem, dla którego szczytem inwencji był niedawny zamach na osobę Egzekutora...Również raporty od czarodziei nie nastrajały pozytywnie... Żadnych śladów magii teleportacyjnej, w ogóle żadnych śladów magii!
Naczelny Egzekutor Canii czuł, że cos mu umknęło, ale nie wiedział co. Poza tym Fizgulf wydawał się być nie powiązany z zaginięciami w żaden sposób...Nic nie szkodzi, i tak miał zginąć, w ten czy w inny sposób.
Rozmyślanie nad dalszymi krokami przerwało mu wejście czarta, w przeciwieństwie do innych ten nie okazywał strachu. Nic dziwnego, nosił oznaczenia Łowcy Śmiertelnych.
Diabły należące do tej kasty, tworzyły coś w rodzaju apolitycznej gildii neutralnie nastawionej wszystkich czartów. Wykonywały zamówione i sowicie opłacone zadania szybko, sprawnie i skutecznie. Oczywiście to powodowało że były bardzo dumne...Ale mogły sobie na to pozwolić... Jedynie władcy poszczególnych warstw mogli zabić łowcę śmiertelnych, bez reperkusji ze strony gildii. Inni możnowładcy Piekieł takim czynem zaprzepaściliby na wieczność, możliwość wynajęcia kolejnego łowcy.
- Panie, twój zarządca Xenak skierował mnie tu.- rzekł Łowca i zaczął składać raport.

Gehenna , Kres Nadziei

Miasto było ciche...Olbrzymie budynki wykute w obsydianie, oświetlone bladym światłem wydobywającym się z ulicznych sarkofagów, i z czerwonym światłem sączącym się przez wąskie okienka z poszczególnych domów. Nieumarłe stwory wszelkiego rodzaju, od zombie, szkieletów , przez mumie do liczów przemierzały wąskie uliczki. Nie było tu tłoku, niewielki grupki nieumarłych poruszały się cicho i bez rozmów...Miasto wydawało się wymarłe, choć tętniło swego rodzaju parodią życia. Wielki Egzekutor dotarł do twierdzy Melifa, przypominającą swą zwartą budową olbrzymi obsydianowy monolit. Jego gwardia, zwerbowana ze strażników kopalni, rozglądała się trwożliwie. Życie, wszelkiego rodzaju, nie było mile widziane w Kresie Nadziei. A wszelkie żywe istoty prędzej czy później kończyły jako przedmioty nekromantycznych eksperymentów.
Wejścia do twierdzy pilnowały szkielety gigantów uzbrojone w olbrzymie glewie o ostrzach uformowanych z bladoniebieskiej energii. Ich zbroje zaś pokryte były magicznymi symbolami.
Zanim pozwolono Sephirothowi ( i tylko jemu) wejść do środka, egzekutor musiał wyłuszczyć sprawę majordomusowi twierdzy Melifa, duchowi starego urzędnika.
Sephiroth poruszał się wąskim korytarzem podążając za półprzeźroczysta sylwetka ducha... Ów korytarz oświetlany był przez szkielety humanoidów płonące niebieskim ogniem umieszczone w przyczepionych do sufitów klatkach.
W końcu dotarli do sali tronowej... W sali tej panowała ciemność tak głęboka, ze Sephiroth nie widział krańców sali. Rozświetlana ona była jedynie przez fioletową poświatę otaczająca po części obsydianowy tron, po części pochodzącą od gospodarza. Owym gospodarzem był humanoidalny szkielet w skromnej szacie z fioletowymi opalami. Nie można było stwierdzić pierwotnej rasy szkieletu... Melif wstał z tronu i wskazał dłonią na Sephirotha, mówiąc grobowym głosem. - Podejdź tu egzekutorze Canii, przybyłeś dołączyć do swych braci i sióstr?



- A może trapi cię inna sprawa, mój majordomus wspominał coś o zaginięciach.- grobowy głos Melifa napełniał Sephirotha pewną trwogą. Władca Kresu Nadziei był potężnym liczem, władającym całą populacją miasta. Kimś, z kim Egzekutor Canii mógłby sobie nie poradzić...Nie wspominając o sługach i ochroniarzach czających się zapewne w mroku sali.

Sigil; Stara kamienica

Dwanaście z zakapturzonych osób zaczęło zaśpiew wybijając rytm poprzez uderzanie laską o podłogę w miarowych odstępach. Było to bardzo ważne, niewielka dysharmonia oznaczałaby rzeź. Ich głosy tworzyły chór.

tempus umbrareum nigarum
potestas obscuritatis
in exercitu umbrarum


Zaś przewodniczący tej inkantacji wypowiadał inne słowa:

der Herr der schatten
bedrohlich und düster
du bist die finsternis
der herr der schatten und der dunkelheit
beherrscher des lichts des raums und der zeit


Powietrze drżało od zbierającej się magii. Cienie na ścianach przestały być statyczne. Wiły się jak żywe stworzenia. Pomiędzy ezoterycznymi symbolami strzelały iskry.
Ale chór magów i magiń nie przerywał zaśpiewu.

imperium tempestatis
universorum dominus
tonitura et fulgura


Także przewodzący rytuałowi czarodziej coraz głośniej wypowiadał starożytną inkantację.

ich befehle über das Heer der schatten
erschaffen aus der finsternis
die schwarzen reiter der legionen


Cienie zerwały się ze ścian i skupiły pośrodku rytualnego kręgu, zaczęły tworzyć wielka sferę cieni, w która uderzały pioruny z symboli ezoterycznych.
Czarodziej zaczął krzyczeć inkantację coraz głośniej.

scharen sich zu tausenden um mich
sende się aus zu allem was lebt und existiert in dieser welt
damit all jenes der macht der dunkelheit zum opfer fällt
Herr der schatten kommt zu mir, meine Sklave



Chór również coraz szybciej wybijając rytm zakończył zaśpiew słowami:

imperator sempiternus
loca inferna obscura


Sfera cieni pękła odsłaniając dziwaczną wychudzoną sylwetkę stworzenia. Stworzenia o łysej pozbawionej rysów i oczu twarzy, jedynie z ustami pełnymi ostrych zębów rozciągniętych w obscenicznym uśmiechu. Stwór był humanoidem ubranym w czarny płaszcz, unosił się nad kręgiem w który go wezwano pieszczotliwie obejmując dłońmi sztylet o wężowo wygiętym ostrzu.
Mimo braku wzroku zlokalizował przywódcę i rzekł, cichym ale upiornym głosem.- Po co mnie wezwałeś?


-Jesteś wzywany tylko z jednego powodu.- rzekł czarodziej.
- A cena?- odrzekł cicho stwór.
- Ich życie.- rzekł przywódca wskazując na swych pomocników.
- Co ?! Nie tak się...- więcej kobieta zdołała wypowiedzieć, bo po chwili była martwa...Inni za pomocą najpotężniejszych znanych im czarów próbowali się bronić...Nadaremno. Ginęli jeden po drugim.

Sigil, dach jednego z domów.

Iluzja niewidzialności za którą krył się Hrabia Szczurostudni, znikła . I Shaarch zaprezentował się wraz z całą świtą... Wywołało to lekkie rozbawienia na twarzy Alsenuemora.
- Nie sądziłem, że wybierzesz się na spotkanie ze mną z taką pompą...Zbytek łaski panie, zbytek łaski.- rzekł lekko skłaniając się rakszasa.
Alsenuemor odczekał chwilę, by Shaarch mógł się wypowiedzieć po czym gnąc się w pokłonach kontynuował.
-Właściwie nie wiem czym zasłużyłem sobie na taką łaskę. Jestem tylko skromnym planarnym podróżnikiem.-

Było to kłamstwo.. Rakszasa doskonale wiedział, czemu szczurek i jego świta przybyła tutaj. Od pewnego czasu rozpuszczał plotki o spisku który powstawał przeciw pewnemu hierarchów Piekła...Oczywiście nie podał szczegółów, które mogłyby naprowadzić na jego "obecnych" mocodawców. Liczył jednak na to, że uda się znaleźć kolejnych chętnych do przyłączenia do spisku...Jak widać ta taktyka zaczynała przynosić owoce.
Nagle z pomiędzy szczelin desek jakimi zabito jeden z domów zaczął sączyć się dym...
- Panowie i pani wybaczą, obowiązki wzywają.- rzekł Alsenuemor , pokłonił się i zeskoczył z budynku...Po czym pognał w jego kierunku. Kopnięciem wyważył drzwi i zobaczył jatkę.
Na podłodze krew zaczęła juz zasychać na wpół wypalonym nietypowym kręgu do wezwań. Dwanaście trupów z poderżniętymi gardłami lub innym śmiertelnymi ranami w ciele. W całym pokoju widać było ślady walki, walki zapewne nierównej, skoro przegrali.. Kto lub co potrafiło tak szybko załatwić dwanaście osób władających magią wtajemniczeń ?

Alsenuemor podwinął rękaw szaty jednego z trupów i zobaczył tatuaż.




- Przeznaczeni, tak jak myślałem.- powiedział cicho.

Avernus, Cytadela z Brązu, Sala Obrad

Xar'nash siedział wraz czarcimi generałami z innych warstw i przyglądał się obradom Bela i jego Mrocznej Ósemki. Sytuacja musiała być wyjątkowa, gdyż zwykle takie obrady odbywały się w twierdzy Malsheem, nie tutaj. Xar'nash siedział cicho, gdyż podobnie jak pozostali generałowie z innych warstw wiedział, że wtrącanie się w naradę Bela i jego generałów było surowo karane.
Obradowali oni nad mapami Oinos, pierwszej z warstw Hadesu. Gdy już ustalili co trzeba, generałowie podeszli do poszczególnych czartów . Zaebos podszedł do Xar'nasha i rzekł.- Pewnie juz doszły do ciebie plotki, że Orkus znów pojawił się w Otchłani ? Jeśli nie, to teraz już wiesz. Orkus wrócił z powrotem i żeby uczcić swój powrót szykuje najazd na Baator. Zamierzamy rozbić jego siły za pomocą uderzenia wyprzedzającego... Podległe ci oddziały rozstawisz między Rogami Zapomnianiego. Będziesz osłaniał odwody naszych wojsk, aż do czasu gdy rozpoczniemy operację "Kowadło". Ale nim ta operacja się zacznie, ani ty twoje wojska nie mogą się stamtąd ruszyć, ani pozwolić by hordy demonów się przez was przebiły. Gdy rozpocznie się operacja prześlemy ci dodatkowe instrukcje poprzez impa posłańca. Jakieś pytania żołnierzu?
Rogi Zapomnianego, Xar'nash znał te miejsce...To tam poległ przed eonami potężny czart, albo diabeł...Jego ciało pokryła warstwa ziemi, tak że wystawały z podłoża jedynie dwa wysokie na 12 metrów rogi rozstawione w odległości ośmiu metrów od siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2008 o 12:04.
abishai jest offline