Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2021, 13:31   #101
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Bigdebin uderzył z całą furią z jaką słynęły krasnoludzkie szarże. Naparł opancerzonym ramieniem okrytym tarczą na zwiewną sylwetką z zaskoczeniem napotykając opór. Opór, który przyjął z zadowoleniem tnąc płasko a następnie zasypując przeciwników gradem ciosów. Już pierwszy był wystarczający, by pierwsze z widm rozwiało się niczym pasma mgły. Jednak to był dopiero początek jego ataku. Drugie z widm rzuciło się nań z boku, szponiastą łapą drąc pancerz, ciskając porwanymi kawałkami na boki, raniąc. Ramię krasnoluda zesztywniało od przeszywającego bólu, ale wyćwiczone przez lata odruchy zadziałały. Miecz pomknął na spotkanie przeciwnika przeszywając go w akompaniamencie piskliwego krzyku wydzierającego się z rozwartej w grymasie bólu paszczy.

Krzyk ten był straszliwy, ale wnet zawtórował mu inny, ludzki. Dziecięcy. Sven, który dobył oręża, miał nadzieję, że szczęście które im dotychczas towarzyszyło, nie odwróci się od nich i w tej chwili. Krzyk Thomasa uzmysłowił mu, że jest inaczej. Z przerażeniem rodzica, który nie może już uczynić nic, spostrzegł wystający z piersi najstarszego z synów okrwawione ostrze. Wyszczerzony z tyłu, zza ramienia synka, grobowy pysk widma zdawał się śmiać się do rozpuku w rytm krwawych, bulgotliwych oddechów umierającego chłopca. Sven krzyknął rozdzierająco i zaatakował pchając mieczem prosto w wyszczerzoną paszczę a miecz wszedł w nią zmieniając ją w rozwiewające się pasma ciemnej mgły. Rozwiewającą się jednak o kilka chwil za późno, bo Thomas właśnie osuwał się na ziemię z rozciętą piersią a jego krew ciemną plamą zalewała chodnik. Spoglądał na ojca i coś mówił cichym głosem. Na jego ustach pojawiły się bąble pieniącej się krwi. Umierał. Sven opadł obok niego na klęczki chwytając pierworodnego w ramiona. Gunter przypadł do brata obok. Nie zważając na piekło, które rozpętało się w koło.

Jorg zaatakował wściekle świadom tego, że nawet tak prostego postanowienia jak ochrona wspólnie ze Svenem jego dziatwy nie był w stanie zrealizować. Walka to już miała do siebie, że ciężko było w niej coś zaplanować. Wiedział by to, gdyby był wojownikiem i żył z oręża. Ale nie był. Z tego powodu poruszył go widok umierającego dzieciaka. I rodziny walczącej o ostatnie, wspólne chwile. Z krzykiem rzucił się na widmowego przeciwnika, który przemknął obok, tnąc szerokim płaskim cięciem. Miecz wszedł bezgłośnie, jakby widziana kolczuga nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Kolczuga może i nie, ale widmo zawyło. Straszliwie. I rozprysło się w pasmach zwiewnych smug. Jednak drugie, atakujące obok, uderzyło z boku na Schmelzera rozcinając mu ciało i mięśnie uda. Krew siknęła a Jorg cofnął się w nagłej słabości, którą sygnalizowała fala gorąca która uderzyła mu do głowy. Oparł się o ścianę mając nadzieję, że kompani staną na wysokości zadania.

Semen zaatakował wściekle. Z wprawą z jakiej słynęli jego pobratymcy zakręcił szablą pokonując zasłonę widmowego przeciwnika, omijając pordzewiałe ostrze i tnąc po ramieniu. To był dobry cios i gdyby jego oponent żył odrzucił by go nim, zmuszając do cofnięcia. Albo wytrącił oręż. tyle, że walczyli z widmowym przeciwnikiem, który reagował zupełnie inaczej. Mimo to w porę się zasłonił, odbił atak i wyciął od spodu z dołu. Rozpruwając przeciwnika od krocza po pierś. Co było w środku widma nie dane mu było już zobaczyć, bo widmo rozwiało się z piskiem. W samą porę by Semen mógł odbić atak drugiego widmowego przeciwnika. Tego, który powalił zbrojnego, który miotał się po posadzce sikając krwią z rozszarpanego gardła. Charczał jeszcze, ale to nie miało prawa trwać długo. Semen odskoczył w tył unikając pchnięcia zardzewiałym ostrzem, potknął się o klęczącego nad synem Svena. To mogło by go wiele kosztować, gdyby nie łom, który z tyłu wbił się w czaszkę widma rozwiewając jego ulotną formę w pasma ciemnej mgły.

Runy po których stąpacie przyciągają szkielety! Złaźcie z nich! - krzyknął Hans pojawiający się z tyłu. Przebijający się do korytarza opisanego jako „Lewy”. - Tam, biegiem!

Nim jednak kamraci Hansa poderwali się do ucieczki w korytarzu rozległ się gromki głos modlitwy. Bombastus swoim mocnym głosem jął odmawiać litanię do Sigmara Króla. Charyzmatyczny głos medyka przez chwilę zdał się zupełnie irracjonalny.

Ja jestem ludem
Tobie dziękuję
Ja jestem ziemią
Tobie dziękuję
Ja jestem miłością
Tobie dziękuję
Jam nienawiścią
Tobie dziękuję

W Tobie się zaczyna i w Tobie się kończy…”


Głos Hohensteina niósł się po korytarzach. A pozostałe przy „życiu” widma zawahały się, cofnęły. I w jednej chwili zniknęły rozwiewając się w mgliste smugi. Po chwili na skrzyżowaniu zostali sami. Liżąc swoje rany. I z przerażeniem dostrzegając dwa leżące na kamiennych płytach ciała zbrojnego i Thomasa. Których krew zdawała się wsiąkać w wyryte w posadzce runy. Thomasa, którego oczy pełne żalu i zawodu, spoglądały na trzymającego go rodzica.


- Tate, on nie umarł, prawda, tylko śpi? - zapytał Gunter. Trzymający w ramionach ciepłe jeszcze ciało swego zmarłego pierworodnego Sven wiedział, że znajdzie odpowiedzi na to pytanie…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline