Arvid na słowa Wolfganga skinął głową. Wciągnął hubkę i krzesiwo i kilkoma zwinnymi ruchami rozpalił pochodnie. Ogień szybko zajął nasączony materiał i po kilku chwilach mężczyzna uniósł nad głowę płonącą żagiew. Poczuł się, jakby próbował rozświetlić mroki nocy, mimo, że był jasny dzień.
Trochę się denerwował. Jego wcześniejsza apatia ustąpiła miejsca nerwowej chęci zakończenia misji. Jak najszybciej. Dlatego też, niewiele zwlekając, ruszył za magiem, doganiając go i zrównując się z nim. - Skończmy to, szybko. I wracajmy. - rzucił do Wolfganga, nie patrząc na niego a przed siebie, wypatrując celu ich marszu. Jednoczenie drugą ręką dobył miecza i trzymał go w gotowości.
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |