Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2021, 19:43   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Knowań nad posiłkiem ciąg dalszy...


Samuel cmoknął lekko słysząc wypowiedź wirtualnej. Przy jej poprzednikach po prostu coś bazgrał w notatniku, chyba zapisując co ważniejsze rzeczy.
- No to chyba ja - rozejrzał się na boki teatralnie - tak, z całą pewnością ja. Jestem adeptem Ducha, podobno potrafię też całkiem nieźle załatać rannych, z obroną własnego, pięknego zadka też sobie radzę jak jest potrzeba. Poza tym trochę innych sztuczek… Głównie zajmuję się pomocą w dyplomacji z Dworami Umbralnymi oraz kontaktach z duchami. Jeśli widzieliście kiedyś pięknych, uśmiechniętych dyplomatów zawierających umowę z istotami spoza ziemi lub sojusz między fundacjami tooo… - przeciągnął - ...nie byłem ja - zaśmiał się. - Pracuję na zapleczu. Ci goście od nudnej roboty, od przygotowania strategii, zebrania wszystkich faktów do kupy od informatorów, i czasem, finalnego kształtu porozumieniu, gdyż jak wiemy, za kulisami dzieje się najwięcej. Podobno jestem dobrym obserwatorem i łączę fakty, ale pysk to mam… Sami wiecie, trochę wrogów sobie czasem narobiłem. A tak, jeszcze broń - spojrzał na Patricka - umiem się nie zastrzelić, ale za trafienie w cel to nie ręczę.
- Preferuje raczej unikać walki jeśli to możliwe. Jak już jednak nie mam wyjścia korzystam z Do. Przepraszam jeśli to nie zadowala twoich oczekiwań - Akane pochyliła głowę na kilka chwil.
- Jedziemy w strefę walki. Też nie lubię strzelać do innych, ale co poradzić. Dla partyzantów jesteśmy chodzącymi workami pieniędzy. Bo w końcu żyją z porwań dla okupu.- wzruszył ramionami Healy.
- Zależy - druid podsumował lekko kiwając głową na boki - będę musiał przekopać trochę wtyków, dużo zależy co tam się dzieje. Czy konflikty plemienne, chociaż to raczej zawsze jest w tle, czy ktoś ich finansuje… Porwania były modne w Ameryce i pośród piratów. To co z tą podróżą, ile potrzebujemy czasu?
- Pięć dni na przygotowania wystarczy i na testowanie cierpliwości miejscowych magów. A nuż się zrzucą na naszą podróż, byleby nas wypchnąć? - wzruszył ramionami Irlandczyk. - pięć dni to wystarczający okres na zebranie informacji na temat białego domku, Afryki i tego co się tam dzieje i przygotowanie przykrywki… i przemytu broni.
- Prawdę mówiąc myślałem o dwóch dniach, może jednym - Samuel stwierdził z uśmiechem - dni mogą być kluczowe.
- Mogą… ale zważywszy, że samo dotarcie na miejsce może zająć nawet ponad tydzień, to cóż… - zauważył Irlandczyk ironicznie. - Jeśli Horyzontowi zależy na pośpiechu to należało rozważyć zebranie grupy, która była bliżej i już znała miejscowe uwarunkowania. Może jakaś kabała z RPA, albo Etiopii?
- Tydzień..? Możemy nie lubić Unii, ale kupienie biletu na samolot można zrobić w ciągu jednego dnia. Lot to kolejne kilka godzin, a znalezienie kogoś kto nas dowiezie chociaż w okolice też można policzyć w kolejnych godzinach… - Akane uruchomiła się nagle. - Ja w zasadzie wszystkie potrzebne rzeczy już mam ze sobą. Poza jedzeniem. Tego i tak by nie przepuścili na lotnisku. Skoro Panna Laajarinne jest zdolna w sprawach hakowania, to pewnie zdoła nam nawet znaleźć rezerwacje bez konieczności wydawania własnych funduszy. Te z resztą i tak zaoferowałam, że mogę użyczyć…
Azjatka się rozkręciła, a im więcej mówiła tym bardziej wkradał się w jej mowę akcent. Wypuściła głośno powietrze nosem i założyła ręce na piersi robiąc zatwardziałą minę, co przy jej urodzie wyglądało raczej zabawnie niż strasznie.
- Fundusze są już nasze. - Mervi odezwała się nie uraczając ich spojrzeniem, które wciąż było wlepione w ekran - Tydzień... chyba żarty. Przez tydzień przejdziemy na drugi koniec świata kilka razy... - dodała - W najlepszym wypadku... - zapatrzyła się w liczby - ...pół godziny. Biorąc pod uwagę wybór najlepszej drogi pozbawionej problemów z Tosterami, bez opóźnień, do lotu dodając potrzeby podróży lądowej... Timespace i predykcje, zebranie informacji to mniejszy problem. Done.
- DWA DNI. - podkreślił każdą głoskę Irlandczyk.- Wyruszamy za dwa dni. Może wy się możecie spakować w godzinkę, ale ja mam tu sprawy do załatwienia. Sprzęt do przeszmuglowania i inne kwestie. Wyruszamy za dwa dni. Nie będę częścią kolejnej misji która wyrusza do nieznanego miejsca nieświadoma i nieprzygotowana na to co tam zastała. Dość się napatrzyłem na trupy. - syknął rozsierdzony Irlandczyk, choć… gniew wydawał się pochodzić bardziej ze wspomnień niż z obecnej sytuacji.
- Serio nie możesz na miejscu załatwić sobie wszystkiego? - Technomantka mruknęła znudzona - Działasz niezyskownie.
- Wystarczy mi jedno rozwalone kolano. Nie potrzebuję mieć problemu z drugim. - odgryzł się gniewnie Healy. - I nie… nie załatwię wszystkiego na nieznanym terenie w dzikiej Afryce. A przy okazji, Mervi zainwestuj w szczelny laptop. Deszcze tam padają często.-
Po tym niespodziewanym wybuchu Patrick zaczął oddychać głęboko w ramach ćwiczeń oddechowych. A następnie się uspokoił. Wstał i rzekł do Samuela. - Wezmę te dokumenty. Myślę że wasza trójka spokojnie załatwi kwestię przelotu bez mojego wtrącania się. Ja zaś mam sporo spraw do załatwienia w Edynburgu zanim wyruszymy.-
Samuel najpierw badawczo przyglądał się Mervi przez ramię, zaciekawiony trochę jak kot, ten sam którego, w kolorowo-pikselowej formie wirtualna miała na tapecie. Dopiero żywiołowa wypowiedź Patricka oderwało go widoku.
- Liczyłem - druid zaczął cicho, jakby nie chcąc Patricka bardziej złościć - na osobisty przegląd tych papierów. Jest całkiem możliwe, że mam o niebo większe doświadczenie w tych sprawach, dziś od razu zrobiłbym odbitki, nie wystarczy ksero, nie wszystko powinno być bezrefleksyjnie powielane. Zgadzasz się, Patrick?
- Z pewnością, ale teraz przecież nie będziesz ich przeglądał. Miałeś się ponoć spakować, no i załatwienie trasy podróży? Mi będą potrzebne teraz. - stwierdził uprzejmie acz stanowczo Healy.- Znajdzie się czas później na osobisty przegląd.
- Prawdę mówiąc - druid uśmiechnął się - miałem zamiar zając się to po rozmowach ze wszystkimi. Jak chcesz, możemy iść razem, około pół godziny, może mniej powinno zająć segregacja tego co można powielać, a co nie. Nie wiem jak z elektronicznymi materiałami, ale chyba tego za dużo nie ma.
Irlandczyk nie był z tego powodu zadowolony. Niemniej wyciągnął komórkę, wystukał SMSa i czekał na odpowiedź. A gdy ją otrzymał, westchnął i rzekł ugodowo. - Niech będzie.
Akane otworzyła usta aby coś powiedzieć. Potem je zamknęła.
- Może hm wymieńmy się numerami? - powiedziała podnosząc telefon do góry. - Nie będziemy się potem szukać.
- A macie je zabezpieczone? - mruknęła Mervi.
Irlandczyk nie przejmował się takimi sprawami najwyraźniej, bo po prostu podyktował powoli numer Akane i Samuelowi. Mervi dyktować nie musiał… ona i tak by go znalazła, gdyby chciała. Zresztą miała już jego numer.
- Chcecie mnie w teamie czy wolicie zostać otwarci na podsłuchy Tosterów? - Merv spojrzała na Patricka - ty chyba masz przeze mnie zabezpieczony... W Lilliehammer? - spojrzała po wszystkich - Jest jeszcze jedna sprawa. Potrzebuję waszego DNA. ASAP.
Healy potwierdził skinieniem głowy.
- … Po co? - Akane zapytała się.
Samuel spojrzał na Mervi badawczo, mrużąc oczy. Wyglądał jakby walczył ze sobą, aby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. W jednej chwili jego mina przybrała formę kojarzącą się z lampą świecącą nad głową.
- Ja mogę podać krew - stwierdził poważnie - ale sądzę, iż nikt, kto nie zna się chociaż minimalnie na Korespondencji, nie powinien robić tego pochopnie. Kwestia zaufania - stwierdził z uśmiechem. Nie oceniał, a Mervi raczej poczuła, że druid po prostu pomógł jej wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

W tej samej chwili wirtualna adeptka zobaczyła komunikat na komputerze zwiastujący koniec obliczeń. Po drodze jeden z estymatorów gęstości prawdopodobieństwa się wyłożył, ale nie było to akurat nic, czym trzeba było się przejmować, nie teraz. Predyktory za to obliczały wszystko poprawnie. Mervi spojrzała tylko po danych, szybko uderzając w klawiaturę przefiltrowała setki wykresów w zbiór bardziej pasujący do tego, co chciała pokazać, ograniczyła wymiarowość przestrzeni przypadku tam gdzie prawdopodobieństwa oscylowały wokół skrajnie niskich wartości. Najgorsze było to, że i tak będzie musiała im o tym powiedzieć, bo miała przeczucie, że wykresy owszem, może pokazać, ale będzie miało to taki sam skutek jak chórzysta śpiewający jej rymowane proroctwo - też nic z tego nie wyciągnie.
A co zrozumiała? Funkcja oceny złomowego samolotu rosła wraz z czasem wyprawy, z tej perspektywy wydawał się bardzo dobry. Przestrzeń cech wykazywała załamania wokół wejść do Umbry oraz teleportacji, pokazując ewidentną słabość własnego samolotu. Poza tym błyszczał. Gdyby nie jeden, bardzo ważny dystans. Biorąc pod uwagę dane Patricka jako pilota oraz szansę na napotkanie osobnego, długoterminowego pilota (oraz szanse na zgon śpiącego podczas ich wyprawy) złomolot był najgorszy. Chyba idealnie pokazywał charakter Patricka, gdyby poszedł do szkoły lotniczej, byłby to najlepszy wybór. Bez tego mogła to skomentować swoim zwyczajowym “zdolny ale leniwy”.
Teleportacja na wykresie opłacalności prezentowała serię malejących pików. Pojedynczy przeskok był najbardziej opłacalny (chociaż drugi wykres paradoksu słusznie ostrzegał, iż trzeba zrobić to uważnie), natomiast jego ocena drastycznie malała jeśli używać tego częściej. Kwintesencja metodo podróży ad hoc, lecz nie czegoś, na czym powinna polegać stale, w warunkach ziemskich. Trochę inaczej wyglądała korelacja w Umbrze, tam Korespondencja nie była tak opłacalna, wszak daleko można zajść bez niej, ale wartość nie spadała, była ciągle stała, na średnim poziomie.
Wykres podróży przez Umbrę wyglądał jak sieczka. Bardzo dużą ilość składowych odpowiedzialnych za małe wypadki, gęstość prawdopodobieństwa usiana milionami minimów lokalnych, jakiś koszmar. Wyprawa ta mogła być średniej trudności, ale równie dobrze mogła, na taki dystans, skończyć się śmiercią lub latami tułaczki. Mervi wiedziała, że nie powinna ufać decyzjom, których ocena oraz dokładna predycja zajmowałaby jej tygodnie lub nawet miesiące analizy i filtrowania danych. Zbyt niestabilne.
Samolot rejsowy prezentował się jak opcja łatwa, ze średnim ryzykiem. Był do bólu przewidywalny, łatwy we wdrożeniu i szybki. Wykres przestrzenno-czasowy (czy raczej jego rzut z płaszczyzny 5D na 3D) załamywał się kilka razy, sugerują, iż w takim wypadku wiele razy i tak będą musieli podróżować innymi metodami, w tym przez Umbrę, najmując samochody, pociągiem czy, co Mervi nieźle irytowało, z wysokim prawdopodobieństwem, pieszo przez nieprzyjazny klimat. Ostatecznie jednak rejsowy samolot był najlepszą metodą dostać się na jakiś bardzo odległy obszar, im dalej, tym bardziej zyskiwał, również w kwestii anonimowości. Teraz mogą to przekazać innym, a raczej to, co uważała za słuszne.
- Aby połączyć się z wami siecią korespondencji... - odpowiedziała Akane, gdy skończyła analizować wyniki.
Chwilę milczała rozważając opcje. Może spróbować uprościć...?
- Mam już potrzebne nam dane. Niestety... - zaczęła - Jeden z estymatorów gęstości prawdopodobieństwa nie dał mi wyniku, ale nie będzie on teraz wielkim problemem. Mówiąc prosto... - odwróciła laptop w ich stronę, aby pokazać wykresy - Wybaczcie, że wykres przestrzenno-czasowy jest 3D, nie 5D, ale jeżeli chcecie mogę to naprawić. Jak widać - wskazała na jeden z nich, zaczynając tłumaczyć tym suchym tonem - Funkcja oceny Złomolotu rośnie wraz z czasem wyprawy, ale brak odpowiedniego pilota lub przeżywalność takowego oraz szansa na znalezienie takowego wykluczają opłacalność użycia inwencji eteryty. Teleportacja ma największe zalety podczas jednego skoku, ale kurczą się one wraz ze spadkiem ostrożności w jej wykorzystaniu, co powoduje, że pojawia się ostre zaburzenie użyteczności - wskazała funkcję - prowadzące do niechcianego pojawienia się w obliczeniu krzywej Paradoksu, która zaczyna niebezpiecznie rosnąć z każdym skokiem. To jest za to wykres podróży przez Umbrę - przełączyła na widok geometrycznej sieczki - Jak widać gęstość prawdopodobieństwa jest obarczona zbyt wysokim stężeniem minimów lokalnych, ilość możliwych mniejszych zaburzeń w podróży też się pojawia. Choć sama wyprawa jest średniej trudności, niestabilność predykcji jest w jej wypadku praktycznie nie do zminimalizowania. Dokładniejsza analiza, choć mogłabym ją przeprowadzić, zajęłaby nawet z miesiące wraz z filtrowaniem danych. Zerową opłacalność.
Samolot rejsowy jest wedle mnie najlepszy. Opcja łatwa, ze średnim ryzykiem. Przewidywalna, łatwa we wdrożeniu i szybka. Wykres przestrzenno-czasowy czasem ma załamania, co oznacza że pewnie i tak większą ilością metod będzie trzeba podróżować, ale jest najlepszą z metod by dostać się na odległy obszar, im dalej, tym bardziej zyskuje, również w kwestii anonimowości, więc i za tym stoję. - spojrzała po wszystkich - Jakieś pytania?
Japonka słuchała wypowiedzi, ale tylko po części kumała co się do niej mówi. Spojrzała pytająco po Samuelu i Patricku.
- Nie mam pytań.
- Czyli rejsowy - Samuel wyglądał na bardzo skupionego słuchając Mervi, chyba po to, aby zrozumieć to, co mówi dziewczyna. Spojrzał pytająco na Patricka czy wnosi jakiś protest.
Irlandczyk prychnął z irytacją, ale nie protestował. Druid uśmiechnął się widząc to.

- W kwestii finansów - Samuel pogrzebał w portfelu - to moja druga kredytówka - podsunął Mervi - spisz numery, do stu tysięcy dolarów możesz ją spokojnie obciążyć. Dużo latałem, więc bilety, samochody i inne takie można spokojnie na mnie brać, chyba, że fałszujesz również takie dane, tym lepiej - stwierdził zadowolony. - Kwestia telefonów jeszcze - druid zamyślił się - może kupimy jakieś osobne aparaty? Załatwisz to Mervi? Cztery telefony, awaryjne cegły byłyby dobre.
- Patrick, zrobisz telefony? Jak urządzenia będą gotowe to dodam software. - spojrzała na eterytę - No już... Nie bądź obrażony. - zwróciła wzrok na Samuela - Nie wierzysz we mnie, skoro jeszcze pytasz o fałszerstwa.
- Przy okazji… bo muszę kupić części.- wzruszył ramionami Irlandczyk wyraźnie zamyślony.- I poskładać je.
- Wierzę w ciebie. - odparła zadowolona, że nie będzie musiała tym się kłopotać.
- A nie można kupić po prostu telefonów w komisie? - Samuel się trochę zdziwił. - Przydałoby się też coś do kontrabandy. Wierzę, że wszyscy sami sobie z tym poradzą, ale gdy wszyscy są za coś odpowiedzialni, to odpowiedzialny nie jest nikt. Głównie aby prochu nie było czuć jeśli ktoś ma broń - wyjaśnił.
- Mogę i zamierzam… najpierw kupię, potem rozłożę na części, a potem złożę tak że będą lepsze.- wzruszył ramionami Irlandczyk nie zamierzając wnikać w detale swoich metod.
- To co z kontrabandą? - Druid zwrócił się do Patricka.
- Nie wiem…- wzruszył ramionami Healy. - Pomyślę.
- Wydawało się mi, gdy zacząłeś o materiałach, że… - druid chrząknął i ugryzł się w język - ..dobra, to my z Patrickiem skoczymy do mojego mieszkania, Mervi zarezerwuje bilety. Jakby ktoś chciał mi potem pomóc w kopaniu w tych papierach, to też zapraszam, pewnie większość dnia spędzę na tym. Przydałby się też ktoś od ducha - rozejrzał się po nich.
- Stworzenie prostego kałasza to nie problem. Trochę złomu i strzelające gówno gotowe. Ja jednak mówię o magyicznie usprawnionej broni, a tego nie da się zrobić ani szybko ani łatwo. - sprecyzował Healy. - Lepiej taką zabrać ze sobą, niż robić w pośpiechu na miejscu.
- Jeżeli chcesz Ducha to... na pewno nie ja. - mruknęła Merv - Ale Patrick...
- Patrick chyba ma dużo na głowie, skoro tyle czasu potrzebował - zauważył druid.
- Mam.- skwitował krótko Healy.
Mervi przewróciła oczami.
- I jest urażoną primadonną. Sama już kupię telefony i ich części ogarnę, nie zaryzykuję z nimi. - dodała nie precyzując.
- I kto tu jest… primadonną. Z was wszystkich ja mam najwięcej do załatwienia przed wyruszeniem. Jak wspomniałem, nie mogę się spakować w godzinkę. Muszę dużo spraw dokończyć i mam sprzęt do przemycenia nie wiem jeszcze jak…- westchnął ciężko Irlandczyk. - Mogę zająć się tymi telefonami, ale będę miał swoje grzebanie w papierach, więc z tym nie pomogę. Mam spotkanie wieczorem i chcę mieć te dokumenty do tego czasu do swojej dyspozycji.
- Ja mogę pomóc z duchem..? - Akane powiedziała na koniec tyrad.
- Jak zwykle nikt nie pali się do papierkowej roboty - druid się lekko zaśmiał - to chyba tyle… A, jeszcze coś - podniósł palec w górę w geście nagłego olśnienia - Mervi, skoro ja daję i krew, to ty musisz też swoją da komuś na przetrzymanie. Jeśli ty wsiąkniesz, też musimy mieć sposób na odszukanie.
- Em, mogę też z papierami pomóc. W sumie nic więcej nie mam do roboty - japonka szybko się wbiła nim Mervi miała szansę odpowiedzieć. Druid kiwnął głową, czekając na odpowiedź technomantki.
- Jeżeli ja wsiąknę to znaczy, że nie chcę być odnaleziona. - wyjaśniła Mervi.
- Wtedy poświęcisz te godziny aby złamać powiązanie z twoją krwią - druid stwierdził serdecznie - tak jak zrobi każdy, temu zaznaczyłem, iż przy takich podarkach trzeba znać sferę. Prawo do zapomnienia jest dobre - stwierdził ugodowo - ale tylko wtedy, gdy jest co zapominać.
Japonka westchnęła zmęczona. Zamknęła oczy, wyciszyła umysł aby wraz z gestem unoszenia dłoni do góry wciągnąć na nowo powietrze. Opuszczając dłonie zrobiła wydech. Przy kolejnym wdechu przysunęła się do Mervi świdrując ją spojrzeniem. Zaglądała wprost w jej oczy. Najpierw zakręciło się jej w głowie od nadmiaru wrażeń. Tyle zapachów, każdy inny, każdy potwornie intensywny. Woń jedzenia i alkoholu nie pomagała w utrzymaniu skupienia. Załzawiły się jej oczy… Wdech, wydech. Stabilizacja Ja, spokój smoka. Teraz już wyróżniała pojedyncze nitki zapachu. Udało się lepiej niż dobrze wyostrzyć swój węch. Gdyby miała zmysły psa, musiałaby obwęszyć ubrania (miała nadzieję, że tylko to) innych aby naprawdę dobrze, przy tak krótkim spotkaniu, ich rozpoznać. Lecz jej zmysł przewyższał czworonogi, doskonale rozpoznawał każdą subtelność, nic się nie mieszało, każda nuta osobno, potu, feromonów, jedzenia, perfum, wszystko osobno, jak zapachowe ślady których źródło doskonale wyczuwała, a przebudzony, zaprawiony medytacjami od dziecka umysł natychmiast układał do odpowiednich szuflad w zbiorach jej umysłu, i pośrednio, z czego dziewczyna już nie do końca sobie zdawała sprawę, w samym sercu kroniki Akashic.
Potem się uśmiechnęła zadziornie tykając jej nos opuszkiem palca.
- Jakoś cię znajdę - mrugnęła do niej jednym okiem.
Mervi spojrzała na nią poważnie.
- A ja ciebie? - zapytała i spojrzała na Samuela - Już raz mnie hermetyk... dwóch przekręciło, to nie dziw się mojej niechęci. Barabusem chyba nie jesteś, więc jedno odpada, ale drugi też swoje zrobił. Obaj ponoć "przyjaciele".
Akane również spoważniała. Spojrzała na kobietę z troską, która nijak nie pasowała do jej wieku. Wystawiła do niej otwartą dłoń wierzchem do góry.
- Prosze bardzo.
Mervi spojrzała na dłoń Akane.
- Nie jestem Werbeną, aby mieć fetysz krwi... Nie tacham też ze sobą probówek na nią i strzykawek... - ostatnie słowo wypowiedziała ciszej - Załatwię to, jak wiem kto da. - najwyraźniej nie brała pod uwagę innych możliwości, jak zebrać krew w cywilizowany sposób.
- A włos by ci bardziej pasował? Co ci będzie najłatwiej przyjąć? - dziewczyna nie zraziła się nastawieniem VA.
- Krew bardziej brudna, to włos... też da radę. - westchnęła Mervi - choć krew jest dużo lepsza.
Akane zabrała dłoń i zamyśliła się.
- Czyli potrzebujesz naszej krwi, ale też i pojemnika aby tę krew gdzieś trzymać. Dobrze rozumiem? To może przed wyjazdem w takim razie zbierzmy krew, skoro teraz nie masz odpowiednich przyrządów. Póki co umówmy się na godzinę i miejsce skoro nie ufasz mojemu telefonowi.
- Krew za krew - Samuel westchnął - ale nie ma co strzępić gęby po próżnicy, wszyscy musimy trochę ochłonąć po tym stopniu z fundacji. Swoją drogą, straszni pozerzy w tej loży.
- Co przez to rozumiecie? - Akane się zdziwiła.
- Tandetne, sztucznie postarzane oprawy na książki, nogi stołu nie były z drewna, tylko plastik. Blat był tylko orginalny. Gordon palił podróbkę fajki z pianki - Samuel wymienił od niechcenia - dużo drobnych detali. Może działa to na wielu, ale wtedy pewnie zbierają pod swoje skrzydła równych pozerów - ocenił - nie tak wyobrażam sobie bogaty, elitarny klub będący własnością masońskiej loży - wyszczerzył się.
Japonka zmrużyła oczy wyobrażając sobie odpowiednik czegoś takiego w swoich stronach.
- Może mają jakieś problemy? Zwykle takie rzeczy się robi jak no, brakuje środków. Co by dodatkowo tłumaczyło czemu nie chcieli żadnych użyczyć. Poza oczywiście przykazem z góry.
- Ale mogę się mylić - dodała po chwili refleksji.
- Brak gustu też - Samuel stwierdził bez refleksji.
- Przynajmniej część uzbrojenia była oryginalna. - westchnęła Mervi - Dobrze, dam krew. - dodała jakoś spięta - Mam nadzieję tylko, że nie chcesz, bym się kroiła... - gdy Samuel powiedział o pozerach, Mervi tylko spojrzała na jego ubiór i azjatki krzywiąc usta w ironicznym uśmiechu.
- Udają że mają więcej potęgi i znaczenia, niż w rzeczywistości. Zresztą pokazali nam tylko wystawę dla gości. Ma robić wrażenie na akolitach i mydlić oczy magom. Trudno powiedzieć jak ich siedziba wygląda naprawdę i co tam ukrywają w prywatnych komnatach. Nie wystawiłbym starożytnych tomów i artefaktów na publiczny widok. - wytłumaczył Irlandczyk sytuację. On sam inaczej rozumiał wystrój poszczególnych sal.- Po co niepotrzebnie kusić gości? Okazja czyni złodzieja, nawet pośród magów.
Tak oto zebranie minęło, gdzie poczynili pierwsze ustalenia dotyczące daty wyjazdu oraz następnego miejsca spotkania i czasu jego odbycia. Samuel pokazał, że nie darmo należy do Verbeny, dając okazję innym do obejrzenia wnętrza jego torby. Poza laptopem z logiem jabłka czy zwiniętymi dokumentami, zauważyli, iż trzymał również śrubokręt, nożyk, elementy apteczki oraz… kilka fiolek, spirytusu i igłę, w sam raz aby wymienić się cennym płynem. Druid nie mógł sobie odmówić żartu z zachowywania się jak wampiry, wymieniające się krwią, a Mervi i Patrick zrazu skojarzyli, iż coś o rodzinie musiał słyszeć.
- Dobrze, to my pójdziemy z Patrickiem do mnie, podzielimy papiery i skopiujemy co trzeba. Jak chcesz - zwrócił się do japonki - możesz iść z nami i pomóc, nie potrwa to długo i po tym zabieramy się do właściwej pracy nad papierami. Tymczasem, pozwolicie na moment, mam coś do przegadania na osobności z Mervi - Samuel wziął wirtualną delikatnie, dżentelmeńsko za plecy, drugą dłonią pokazując drogę, aby odprowadzić ją na bok, w celu rozmowy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline