Znowu w drodze i to w doborowym towarzystwie. Bo wspólna walka łączy towarzyszy broni bardziej, niż deklaracje przyjaźni, a niekiedy i rodzinne więzy. Choć nie wszystko poszło jak planowali, to zdawało się, że wojownicy darzą ich szacunkiem, a może i pewną sympatią. W końcu przepędzili grobich, pozbyli się czarownika, zabili groźnego mutanta i starli z intruzami przemierzającymi krasnoludzką domenę bez pozwolenia.
Razem z
Galebem mieli obowiązek do wypełnienia - jakim było złożenie wyjaśnień królowi dawi - a później mieli wrócić na przełęcz i kontynuować służbę pod wissenlandzkim sztandarem. Kapral zastanawiał się, ile tak naprawdę zostało z Ostatnich... stan osobowy był żałosny, a nawet jeśli kto nie zginął, to zaczynał myśleć o zaletach bycia wolnym, choć poszukiwanym w Imperium za dezercję. Oddziałem tego nazwać nie było można, co najwyżej zbieraniną indywiduów, którym udało się przeżyć misję, z której właściwie nie mieli prawa wrócić.
Zresztą kto wie jak będzie? Do Nuln daleka droga, a i armia mogła mieć inne pomysły na wykorzystanie tych, którzy odważyli się przeżyć.
* * *
W twierdzy nie odzywał się pierwszy -
Galvinson miał najwyraźniej wszystko przemyślane, a i nietaktem byłoby wyrywać się przed Runiarza. Był prostym wojownikiem i jego orężem nie było słowo, tylko topór. Zapytany oczywiście odpowie, ale byli wśród swoich, więc nie zamierzał mijać się z prawdą na temat wydarzeń, których byli świadkiem.
Miał jeszcze na uwadze zobowiązania wobec poległych dawi, którzy zginęli na wyprawie. Choć wdowom i matkom mężów i synów zwrócić nie mógł, to całe obiecane wcześniej złoto miało trafić w ręce rodzin, by choćby symboliczny, ale godny pochówek wyprawić.